WCZORAJ U POSPIESZALSKIEGO
25/05/2012
445 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Parafrazując wczorajszy tytuł Lancelota 🙂
Wczoraj obejrzałam program Jana Pospieszalskiego, w którym pojawił się prof. Wiesław Bienienda. To wyjątkowa dla mnie sytuacja, bo unikam włączania telewizora – dla higieny psychicznej …
Rozumiem, że z racji ograniczeń czasowych p. Pospieszalski wraz z Gościem programu, pokazali tylko jeden przykład tego, że teza komisji, uznana przez „wybitnych specjalistów”(to cytat…) komisji Millera, jest niespójna z zasadami fizyki. Przykład jeden, ale ten, który determinuje pozostałe sprawy określane przez komisję jako fakty. Oczywiście – brzoza. Nie będę tu rozwijać tego, co na ten temat p. Binienda mówił (pełen jest Internet…), ale chcę pokazać inną rzecz: butę, arogancję owych „wybitnych specjalistów”. Pan Jan próbował telefonicznie skontaktować się z którymś z nich – znamienne: żadnego nie zastał „w zasięgu telefonu”. Jeden był na urlopie, drugi na zwolnieniu, trzeci również niedostępny, bo…, czwarty i kolejny…już nie pamiętam. Rozumiem, że to z miejsca ich pracy sekretarka(?) tłumaczyła ich niedostępność p. Pospieszalskiemu. Dziennikarzowi udało się, jednak, znaleźć i porozmawiać chyba tylko z jednym… O tym właśnie uważam, że warto napisać. Otóż po pierwsze ów członek komisji Millera lekceważąco wypowiadał się o prof. Biniendzie (deprecjonował walory naukowe amerykańskiego profesora, szydząc mniej więcej tak: „amerykańskość” to nie argument…), i Jego badaniach. Nie wydawał się (rozmówca pana Jana) świadom efektów tych badań, ale z góry zakładał, że są niewłaściwe, bo…przecież komisja już doszła do własnych wniosków (odmiennych od tych naukowo udowodnionych…). Ewidentne przekonanie o swoich (komisji), jedynie słusznych badaniach i ich efektach, pozwoliło „wybitnemu specjaliście” lekceważyć dociekania innych, tu prof. W. Bieniendy. Millerowski członek komisji wyraźnie ignorował propozycje współpracy z Profesorem: „nie mam czasu, nie mam ochoty…” itp. słowa usłyszeliśmy. Ot, buta pewnych siebie, niedopuszczających do siebie tego, że mogą się mylić. Arogancja w stosunku do człowieka, który bazując na zasadach fizyki(!) dokumentuje niejedną „pomyłkę”. Nieszczęsna brzoza to tylko wybrany dla telewizji szczegół. Jakże istotny, jednakowoż!
Odwracanie się „wybitnych specjalistów” od zasad fizyki i od tych, co na tych podstawach budują prawdę, jest w moim odczuciu, albo głupotą, albo…strachem. No, jest jeszcze możliwość połączenia obu tych kwestii.