Moje szkolne lektury – „Hamlet”, „Cierpienia młodego Wertera”, „Faust”, „Walc pożegnalny”, „Mistrz i Małgorzata”. Co je łączy? Niechęć do życia. Poszukiwanie wartości przy jednoczesnym ignorowaniu wartości jaką jest życie samo w sobie. Czasami wręcz niszczenie życia, żeby dotrzeć do wartości prawdziwej. Zresztą sama religia do tego skłania. Życie jest traktowane jedynie jako chwila w drodze do Boga, życie można dla niego poświęcać, unicestwienie w jego sprawie jest wręcz powodem do chwały. Co ciekawe we wszystkich tych lekturach życiu jest przeciwstawiana miłość. Miłość jest ważniejsza od życia, a jej najwyższym sposobem ekspresji jest zabicie się. Jak się kończy proponowanie takich lektur nastolatkom? Budzi w nich instynkt samozagłady. Upojeni miłością robią rzeczy skrajnie niebezpieczne, nie traktując śmierci jako niebezpieczeństwa. Testują wręcz jak […]
Moje szkolne lektury – „Hamlet”, „Cierpienia młodego Wertera”, „Faust”, „Walc pożegnalny”, „Mistrz i Małgorzata”. Co je łączy? Niechęć do życia. Poszukiwanie wartości przy jednoczesnym ignorowaniu wartości jaką jest życie samo w sobie. Czasami wręcz niszczenie życia, żeby dotrzeć do wartości prawdziwej. Zresztą sama religia do tego skłania. Życie jest traktowane jedynie jako chwila w drodze do Boga, życie można dla niego poświęcać, unicestwienie w jego sprawie jest wręcz powodem do chwały.
Co ciekawe we wszystkich tych lekturach życiu jest przeciwstawiana miłość. Miłość jest ważniejsza od życia, a jej najwyższym sposobem ekspresji jest zabicie się. Jak się kończy proponowanie takich lektur nastolatkom? Budzi w nich instynkt samozagłady. Upojeni miłością robią rzeczy skrajnie niebezpieczne, nie traktując śmierci jako niebezpieczeństwa. Testują wręcz jak bardzo mogą się do niej zbliżyć – jazda samochodem na granicy panowania nad nim, eksperymenty z prochami, ekstremalne sporty itp. To wszystko sam robiłem gdy byłem pierwszy raz zakochany – jak mi się wydawało szaleńczo, obłąkanie do śmierci. W głębokiej pogardzie miałem tych wszystkich nudnych mieszczan, żyjących swoim, jak mi się wydawało, spokojnym bezpiecznym, nic nie wartym życiem.
Życie nie stanowiło dla mnie wartości, nie widziałem więc celu w przekazywaniu go dalej.
Zrozumiałem jaki to jest cud, jaka wartość ponad wszelkimi wartościami, dopiero wtedy gdy zobaczyłem po raz pierwszy swoją córkę. Patrząc na te małe paluszki, na rączki, które zupełnie nic nie mogą, ale żyją, oczy uważnie wszystkiemu się przyglądające i tą małą osóbkę tak zupełnie i bezgranicznie ufającą otaczającemu ją światu, że nie zrobi jej krzywdy, chociaż nie ma kompletnie nic na swoją obronę zrozumiałem, że jest życie, głównie życie i niewiele rzeczy, które mogą się z nim równać. Że wszystkie te wywody i cierpienia z dawnych lektur są funta kłaków przy życiu nie warte.
Teraz widząc osobę, wyobrażam sobie jak ona wyglądała po urodzeniu, jak była ufna dla świata i zaczynam szanować ludzi za to tylko samo, ze żyją. Nie wyobrażam sobie, ze można w ogóle dopuścić do siebie myśl, że można kogokolwiek, z jakiegokolwiek powodu zabić. Jest to dla mnie równoznaczne z zabiciem tego małego człowieczka, który kiedyś przyszedł na świat. Nawet jeżeli ten człowieczek robił później rzeczy straszne, nie można go zabić, bo sprawiedliwość jest wartością absolutnie nieważną przy życiu.