Wariat na swobodzie
29/09/2012
435 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
Ładny interes! Okazuje się, że lekarze – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” – zostali konfidentami policji.
To znaczy – nie tyle może policji, chociaż oczywiście policji też, jakże by inaczej – co wydziałów komunikacji, które wydają prawa jazdy. Mają bowiem ustawowy obowiązek zawiadamiania wydziałów komunikacji o każdym przypadku omdlenia, jeśli omdlały ma prawo jazdy – a wtedy wydział komunikacji odbiera takiemu pacjentowi prawo jazdy na cały rok. Teoretycznie chodzi o bezpieczenstwo na drogach, ale wiadomo, że tak naprawdę – o pieniądze – bo przecież za ponowne wydanie prawa jazdy trzeba zapłacić. Wynika z tego, że jeśli ktoś zemdleje, to pod żadnym pozorem nie wolno wzywać do niego lekarza, bo ten zaraz go zadenuncjuje – chyba, że jesteśmy pewni, iż omdlały nie ma prawa jazdy. Wtedy lekarz na pewno nie zrobi mu nic złego. W przeciwnym razie trzeba omdlalego cucić na własną rękę tradycyjnymi sposobami, a fakt omdlenia utrzymać w ścisłej tajemnicy, żeby omdlałemu oszczędzić traumy bliskich spotkań III stopnia z drapieżnymi funkcjonariuszami demokratycznego państwa prawnego, co to urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej.
Ale, ale… jeśli mdlejącemu kierowcy ustawa nakazuje odbierać prawo jazdy, to dlaczego nie ma ustawy nakazującej odbieranie posady Umiłowanemu Przywódcy, który na oczach wszystkich traci kontakt z rzeczywistością? Sprawa jest pilna, a nawet nagląca, bo nie dalej jak 27 września telewidzowie oglądający transmisję z posiedzenia Sejmu poswięconemu wysłuchaniu informacji ministra Jarosława Gowina i prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta mogli zobaczyć taki przypadek, kiedy pan minister cyfryzacji Michal Boni na zakończenie swego wystąpienia publicznie powiedział, że „państwo polskie jest o wiele mocniejsze, silniejsze i lepsze, niż nam się wydaje”. Wprawdzie dodatek: „niż nam się wydaje” nieco łagodzi wymowę tej deklaracji – bo któż może wiedzieć, co „wydaje się” panu ministrowi Boniemu – niemniej jednak nawet z uwaględnieniem takiej poprawki, wspomniana deklaracja wzbudza podejrzenia o utratę poczucia rzeczwistości i to w stopniu znacznym. Sytuację pogarsza fakt, że zasiadający w ławach rządowych ministrowie z premierem Tuskiem na czele, przyjęli deklarację pana ministra Boniego oklaskami. Świadczą one, iż wszyscy ci dygnitarze podzielają ocenę zawartą we wspomnianej deklaracji. Wskazuje to, iż utrata poczucia rzeczywistości w kręgach rządowych zaczyna nabierać cech epidemicznych – więc może ze względu na bezpieczeństwo państwa, które przecież jest równie ważne, a może nawet ważniejsze od bezpieczeństwa w ruchu drogowym, należałoby zastanowić się nad jakąś szybką ścieżką pozbawiania posad Umiłowanych Przywódców, wykazujących objawy utraty poczucia rzeczywistości? Nie mówię o żadnych środkach radykalnych, Boże uchowaj; oczywiście wszystko z zachowaniem zasad humanitaryzmu, ale coś chyba trzeba zrobić? Ja oczywiście rozumiem, że dla okupujących nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackich watah posługiwanie się Umiłowanymi Przywódcami pogrążonymi w stanie pomroczności jasnej jest szalenie wygodne, ale czyż wygoda jest aż tak ważna, że ważniejsza od bezpieczeństwa?
Stanisław Michalkiewicz