Grupa znanych dziennikarzy pozostaje w gazecie, ale odejdzie, gdy uzna, że nie będzie mogła w pełni wyrażać swych poglądów. Obserwując uważnie to, co dzieje się ostatnio w naszym życiu społecznym i politycznym, autor tej notki obstawia bez wahania: dziennikarze odejdą (albo ich wyrzucą).
Wśród wymienionych jest, drukujący od 11 numeru tygodnika, zawsze na przedostatniej 99 stronie, Waldemar Łysiak. Doktor inżynier, pisarz i publicysta wydał wiele książek i napisał kilkaset artykułów. W tomie "Rzeczpospolita kłamców – Salon" (wyd. 2004r.) odważył się poddać krytyce autorytety III RP: Michnika, Kuronia, Miłosza i Szymborską. Ta krytyka – ostra, czasem zjadliwa – jest też widoczna w omawianych niżej felietonach.
To co jednak wyróżnia teksty Łysiaka od innych, to swoista lekkość stylu. Miesza tu się wnikliwa obserwacja z luźnymi, nieoczekiwanymi i często nieprawdopodobnymi skojarzeniami. O brzydkich wyrazach w literaturze? – Proszę bardzo (oj, przeklinali niektórzy wielcy)! Biskup i poeta Ignacy Krasicki napisał:
"Póty dzban wodę nosi, aż się ucho urwie,
Czytelnicy pozwolą, że odpowiem tej k….".
O płci pięknej? – W. Łysiak zastrzega, że kiepsko zna się na kobietach i do dziś nie wie, dlaczego "kobieta jest tak samo znudzona swoim szczęściem, jak i nieszczęściem". Jednakże cytuje z pamięci:
"Kobieto, puchu marny, ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił."
O polityce? – No właśnie, przede wszystkim o polityce. Pisarz nie mówi, że się na niej nie zna. Gdy pisze o dzisiejszej modzie kochania sąsiadów i bycia przez nich kochanym, przywołuje słowa Bismarcka: "Polaków trzeba wytłuc do ostatniego, jak wilczą watahę" (skąd my to znamy?). Przypomina, że dzisiaj symbolem pojednania jest Donald Tusk, bo "w domu Tusków jeszcze po wojnie kolędy śpiewało się po niemiecku".
I gdy autor tej notki w pewien poniedziałkowy ranek sięgnie w sklepie po nowy numer tygodnika "Uważam Rze", zajrzy na przedostatnią stronę i nie zobaczy felietonu Łysiaka, to odłoży gazetę na bok i kupi żonie za niewydane pieniądze czekoladę. Niech tyje (żona, nie czekolada)!