Wakacje na Tahiti
27/04/2012
427 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
CZTERY STRUNY ŚWIATA (19) W marzeniach o pięknych wakacjach warto czasem pójść na całość. Zapraszam (muzycznie) do raju na wyspach Pacyfiku.
Robi się ciepło, ptaki śpiewają, przyroda szaleje, budzą się piękne uczucia i marzenia o wakacjach: nad jeziorami, nad morzem, w miejscach egzotycznych i pięknych. W takich marzeniach warto czasem pójść na całość, zwłaszcza jeśli mogą nam w tym dopomóc filmowo-muzyczne pocztówki.
Muzycznie tym razem się nie wysilam. Pięć prościutkich relaksowych piosenek zaśpiewa John Gabilou, amerykański cwaniak, któremu nie chciało się uczyć ani pracować, więc wyjechał na wieczne wakacje na Tahiti i z konieczności założył turystyczno-artystyczny biznes. Zauważył, podobnie jak wszyscy inni przybysze, że samym tambylcom, oprócz seksu uprawianego metodą olimpijską (każdy z każdym), właściwie nic więcej się nie chce i nawet własnych piosenek nie potrafią wylansować. Tahiti funkcjonuje głownie dlatego, że połowę ludności stanowią tam chińskie mrówki (Tinito) lub mieszańcy (Demis). Ponieważ jednak jak wiadomo „śpiewać każdy może, trochę lepiej lub gorzej”, Gabilou wziął się za to sam, no, może wraz ze swoją miejscową vahine czyli „nieożenioną żoną”, która kręci się koło niego na prawie każdej pocztówce. John Gabilou nie umie śpiewać, rusza się jak słoń, nie gra na żadnym instrumencie, po francusku mówi tak jak po tahityjsku, ale jak chyba każdy Amerykanin ma trochę zmysłu organizacyjnego i docenia znaczenie reklamy. Dziś jest tam Numero 1 jeśli chodzi o piosenkę polinezyjską (przynajmniej w Internecie), koncertuje dla jednodniowych turystów z USA i organizuje wieczory przy ognisku i pokazy tańców dziewcząt na plaży.
Całość jego twórczości i właściwie wszystko, co pozostało z kultury polinezyjskiej (uznajmy, że poza Hawajami niezbyt wyrafinowanej) to komercyjna cepelia i tahityjskie disco. Teksty piosenek, jeśli wierzyć francuskim przekładom, są prościutkie i naiwne: „Nad nami słonko, pod nami morze, wiaterek dmucha, a jak cię kocham”. Gabilou śpiewa w tahityjskim dialekcie miłego i łatwego języka maori (polinezyjskiego) i trochę po francusku, towarzyszą mu dziewczęta z zespołu, którym kieruje jego vahine. Akompaniament też prościutki: gitary, ukulele, czasem grzechotki. Nagrał też kilka piosenek promocyjnych nt. kilku innych wysp z towarzystwa Tahiti.
Największą wartość tego pseudo-muzycznego wpisu ma wakacyjna atmosfera i relaksujące widoki w tle. W tekst wplatam kolejno następujące utwory:
(1) Fakateretere (z wyspy Bora-Bora)
(2)Marutea („cudowna wyspa na Pacyfiku”)
(3)Poerava (dziewczęta i słynne czarne perły z Tahiti)
(4)Keanu (taniec tahityjski na trawie)
(5)Avini Ute (pokazana uprawa taro, bulwy będącej w Polinezji podstawą tradycyjnego wyżywienia)
CZTERY STRUNY ŚWIATAto otwarty cykl na moim blogu, w którym zajmuję się tematyką muzyczną. Piszę o muzykach, zespołach, utworach, instrumentach, stylach itp. Dotychczas ukazały się w tym cyklu:
(01) Skradzione pieśni: Jovano, Jovanke, (12.02.2012)
(02) Skradzione pieśni: Hajastan, (12.02.2012)
(03) Porompompero, (17.02.2012)
(04) Ayub Ogada, (21.02.2012)
(05) Sielanka nad Bosforem, (3.03.2012)
(06) Nagumomo na odkażenie (5.03.2012)
(07) Pocztówka z Algierii (10.03.2012)
(08) Buranowskie Babuszki (11.03.2012)
(09) Siboney (22.03.2012)
(10) Cielito lindo (23.03.2012)
(11) Kafejka w Astrachaniu (25.03.2012)
(12) Sobotnia noc w Bombaju (30.03.2012)
(13) A karawany idą dalej… (8.04.2012)
(14) Misterium muzyczne Irfan (12.04.2012)
(15) Eva Cassidy (16.04.2012)
(16) Khadja Nin (18.04.2012)
(17) Tudo isto e fado (22.04.2012)
(18) Zaśpiewam ci fado (24.04.2012)
Ponadto do większości postów na moim blogu dodaję deser muzyczny w postaci jednego utworu, możliwie dopasowanego do poruszonej tematyki, czasami z krótkim omówieniem.
Bogusław Jeznach