Bez kategorii
Like

W towarzystwie ubecji na wycieczce do Budapesztu

07/03/2012
520 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Bal sylwestrowy w Budapeszcie przy udziale tajniaka .
Czasy PRL na krotka przed stanem wojennym w Polsce .
Niestety z udzialem ogona

0


 

 

Ten bal pozostał w pamięci tylko dlatego, że był to czas beztroski, czas studiów mieliśmy już za sobą. Opiekunów z strony bezpieki nikt nie traktował poważnie. I to był nasz błąd…

Było to na parę lat przed upadkiem komuny w Polsce i finansowanie było z puli uczelni, ale i przy 30% udziale nas studentów.

Za zaliczenie w pierwszym terminie egzaminów ZSP, czyli Związek Studentów Polskich dofinansował naszą wycieczkę. Byliśmy także członkami Międzynarodowego Związku Studentów, co dawało ulgę na przejazdy kolejowe.

Wyjazd do Budapesztu na Sylwestra, była nie lada okazja, ale i przeżyciem, bo nie tylko była okazja do szampańskiej zabawy, ale świętowałem także koniec studiów.

Byliśmy tam w trzy pary. Wycieczka trwała 5 dni, czyli 2 dni na podróż, dzień sylwestrowy i 2 dni na zwiedzanie miasta.

Podróż była z lekkimi przygodami, bo punktem kulminacyjnym były granice. Każda granica to postój, bo celnicy wszystkich pasażerów zapraszali na kontrole, nawet tę osobistą.

Królowali w tym polscy celnicy, po wyjściu z autokaru, polecili wszystkim żeby ustawili się przy swoim bagażu i tak ustawieni w kółku, byliśmy obserwowani. Celnicy mieli wprawę i wskazanej osobie polecali żeby zabrała bagaż i udała się do biura i tam sprawdzano nie tylko zawartość bagażu, ale następowała osobista kontrola. Mieli sporo wyczucia, bo rzeczywiście natrafiali na osoby, które potrafiły wieść towar na handel zarobkowy i po takiej kontroli, traciły możliwość odzysku zainwestowanych funduszy. Naszej gromadce udało się przejść bez kontroli, albo byliśmy ubogo ubrani, albo nasze twarze były prawie niewinne.

W tamtych czasach modnym i chodliwym towarem był miedzy innymi adamaszek, czyli bielizna pościelowa. Przyjazd do Budapesztu i rozlokowanie na wynajętej kwaterze, którą gwarantował nam Sport Turist czyli Biuro Turystyczne.

Z balu sylwestrowego zapamiętałem tylko tyle, że więcej bawiłem się w towarzystwie innych pań uczestniczących aniżeli ze swoją partnerką. Przetańczyłem z kilkoma paniami, nawet bez znajomości obcych języków i ich wieku.

Powrót na kwaterę, na drugi dzień drobne ostatnie zakupy pamiątek i alkoholu, bo w głowie jeszcze dobrze szumiało i bardzo długi spacer po Budapeszcie, ale raczej odwiedzanie ulic, bo miasto było świątecznie przystrojone i witryny sklepowe kusiły, ale w kieszeni była już pustka.

Powrót na kwaterę i następnego dnia odjazd autokarem do Polski, ale najpierw spotkanie z celnikami, tym razem swobodniejsze, bo uczestnicy wycieczki, byli pod wpływem sporej dawki alkoholu. Jedni spali w fotelach, inni wymieniali uwagi o udanych zakupach i sprzedanym towarze inni wymieniali adresy handlowe i swoje wizytówki.

Widać było, że zakupy były udane, bo mimo włączonego ogrzewania, część uczestników siedziała w płaszczach lub skórzanych okryciach, mając pod nimi zakupione okrycia futrzane z ocelotów lub podobne zakupy futrzarskie.

Tym razem wszystkie granice przejechaliśmy bez kłopotu, bo nawet ostatnia, czyli polska odbyła się na sprawdzaniu osób przez wopistów i głośnej uwadze polskiego celnika o mocnym zapachu przypominającym węgierską śliwowicę i odmowie poczęstunku na udział w fecie ze strony nas uczestników.

Powrót do Łodzi i uwagi na tematy udanej zabawy i nie zawsze udanego handlu, bo węgierscy kupcy, chętni na bieliznę pościelową, tym razem w ostatniej chwili zmienili oferowana cenę zakupu i my musieliśmy przystać na ich ofertę.

Ale powróciliśmy wszyscy zdrowi i w pełni zadowoleni, bo zakupy zakupami a bal był niezapomniany.

I tyle wspomnień, bo następne dni po powrocie, były już mniej udane i nie obyło się bez wymówek o finanse i nieudane znajomości sylwestrowe, bo każda kobietka jest zazdrosna o inną kobietkę, a tych przygód nie brakowało, a pamięć po alkoholu bywa ulotna.

Ale największej pikanterii dowiedzieliśmy się po przyjeździe do domu i po odwiedzeniu uczelni, okazało się, że z nami jechał nasz anioł stróż, czyli delegowany przez bezpiekę też student, który miał bawić się z nami, ale obserwować nasze zachowania i rozmowy.

Ten ogon był z nami i niestety, kawały sypał jak z rękawa, a była to czysta prowokacja. Nikt z nas nie popierał ani jego kawałów ani zachowania, my byliśmy sobą zajęci. Ale prawda jest taka, że jego zachowanie było prowokacyjne, bo dysponował dużymi funduszami i tylko to mogło zastanowić.

Miał kasę na cele reprezentacyjne i prowokacyjne to budziło zazdrość i podziw. A na koniec jeszcze w Budapeszcie w pokoju hotelowym postawił nam butelkę szampana o tak na dobranoc i to uspokoiło nasze nastroje. A myśmy go o nic nie podejrzewali i to byl błąd

kresowiak

0

kresowiak24

22 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758