OTRZYMAŁEM MAILEM CIEKAWY TEKST
Stosunek znacznej części polskich elit do tragedii smoleńskiej czy konkretniej do ekshumacji grobu, w którym miała leżeć Anna Walentynowicz, wyraźnie pokazuje, że bliżej im do Azji i dziedzictwa Mongołów niż do Europy.
Za sprawą Samuela Huntingtona do międzynarodowej publicystyki politycznej wróciło pojęcie cywilizacji. Politolodzy coraz częściej piszą dziś o różnicach cywilizacyjnych dzielących USA, Rosję, Chiny czy Iran. Zaobserwowane przez nich odmienności dotyczą m.in. roli prawa w państwie, znaczenia władzy, statusu kobiet, dobra jednostki i zbiorowości czy pojmowania społeczeństwa (w kategoriach organizmu lub mechanizmu). Komentatorom umyka często jednak inna istotna różnica, odnosząca się do stosunku wobec zmarłych.
Dziedzictwo Wielkiej Ordy
Huntington uważał, że Polska i Rosja należą do odmiennych cywilizacji: zachodniej i prawosławnej. Kilkadziesiąt lat wcześniej nieco inaczej określał tę różnicę Feliks Koneczny, gdy umieszczał Polskę w obrębie cywilizacji łacińskiej, natomiast Rosję w cywilizacji turańskiej.
Co ciekawe, z diagnozą tą zgadzało się wielu XX-wiecznych historyków rosyjskich, m.in. Nikołaj Trubeckoj, Lew Karsawin czy Lew Gumilow. Ich zdaniem współczesna Rosja jest w większym stopniu dziedzicem imperium Dżyngis Chana niż Rusi Kijowskiej. Panowanie mongoło-tatarskie nad Rusią Moskiewską trwało bowiem ponad dwa wieki i odcisnęło na niej trwałe piętno. Tym bardziej że były to stulecia, w których kształtował się dopiero etnos rosyjski. Państwo moskiewskie przejęło więc od Złotej Ordy struktury i mechanizmy życia społecznego.
Podobnie uważał amerykański historyk Michael Cherniavsky, który dowiódł, że moskiewska koncepcja władzy i modelu panowania przejęta została nie z Bizancjum, lecz ze Złotej Ordy, a car miał więcej w sobie z chana niż z cesarza. Także system oparty na podboju i tyranii nie był pochodzenia bizantyjskiego, lecz azjatyckiego.
W dzisiejszej Rosji istnieje bardzo silny nurt umysłowy, zwany eurazjatyzmem, który odwołuje się do tego właśnie dziedzictwa historycznego. Jego głównym przedstawicielem jest związany ze służbami specjalnymi Aleksander Dugin, autor podręcznika geopolityki używanego w rosyjskich akademiach wojskowych i dyplomatycznych.
Personalizm kontra kolektywizm
Jedna z głównych osi podziału między cywilizacją łacińską a turańską polega na tym, że pierwsza ma charakter personalistyczny, tzn. w jej centrum znajduje się osoba ludzka, druga zaś ma charakter kolektywistyczny, tzn. wszystko zostaje podporządkowane zbiorowości. W cywilizacji zachodniej zarówno rządzących, jak i poddanych obowiązują te same prawa moralne, we wschodniej natomiast wola władcy nie jest krępowana przez żadne prawa.
Różnice te mają konkretne przełożenie na życie publiczne, co przejawia się choćby w stosunku do zmarłych. Na Zachodzie szacunek wobec nich wymaga wyjaśnienia okoliczności śmierci oraz imiennego upamiętnienia każdej jednostki. Po katastrofie lotniczej nad Lockerbie w 1988 r. służby brytyjskie przesłuchały 15 tys. świadków w 13 krajach. Zebrały też wszystkie kawałki rozerwanego samolotu, a było ich ponad 10 tys. na obszarze 2 tys. mkw., by następnie szczegółowo je przebadać. Dzięki temu ustalono przyczyny tragedii. Lockerbie nie jest zresztą wyjątkiem. Tego typu drobiazgowe śledztwa należą do standardowych czynności w krajach Zachodu.
Odmiennie sytuacja przedstawia się w Rosji, gdzie często przyczyna tragedii jest ogłaszana oficjalnie przez władze, zanim jeszcze przeprowadzone zostaną odpowiednie badania (jeśli oczywiście w ogóle do nich dojdzie). Tak było choćby w przypadku zatonięcia łodzi podwodnej Kursk w 2000 r., zamachu na teatr na Dubrowce w 2002 r. czy tragedii w Biesłanie w 2005 r. We wszystkich tych sprawach nie uruchomiono takich procedur badawczych, jakie w państwach zachodnich uważane są wręcz za rutynowe. Mało tego: rodziny ofiar do dziś są przekonane, iż śledztwa prowadzono w taki sposób, by nie odkryć prawdy.
Zderzenie tych dwóch odmiennych podejść do tragedii mogliśmy zaobserwować po katastrofie należącego do PLL LOT samolotu IŁ-62 produkcji sowieckiej, który rozbił się w 1987 r. w Lesie Kabackim. Przedstawiciele ZSRS nie udostępnili wówczas polskiej komisji niezbędnych materiałów badawczych, przekazywali dokumenty z nieprawdziwymi informacjami oraz kategorycznie wykluczyli wady konstrukcyjno-technologiczne silnika jako przyczynę awarii.
Mimo to polscy technicy przebadali każdy ocalały fragment samolotu i ustalili, że powodem katastrofy była spowodowana przez producenta wada łożyska wałeczkowego. Władze sowieckie, wbrew faktom, odmówiły jednak wzięcia na siebie odpowiedzialności za tragedię. I wówczas stała się rzecz niezwykła. Chociaż panował wtedy komunizm i PRL był zależna od ZSRS, polskie władze nie przyjęły sowieckiej wersji wydarzeń. Komunistyczny aparatczyk, wicepremier Zbigniew Szałajda, postawił się na Kremlu i twardo negocjował z sowieckimi towarzyszami. W efekcie musieli oni uznać oficjalnie wyniki polskiego dochodzenia.
Antygona – tak, Kreon – nie
Różnice między cywilizacjami dotyczą także kwestii funeralnych. Na Zachodzie każdy człowiek ma prawo do godnego pochówku i uczczenia jego pamięci. Był to przecież główny temat tragedii Sofoklesa. W konflikcie zarysowanych przez niego racji cywilizacja europejska opowiedziała się po stronie Antygony, a nie Kreona. Zbiorowe bezimienne mogiły, czasem nieupamiętnione żadnym znakiem, nie należą do tej tradycji. Wpisują się one natomiast w tradycję wschodnich satrapii, w których nie zakorzeniła się personalistyczna wizja człowieka.
Pamiętam, jak w czasie pobytu w Moskwie w 2002 r. rozmawiałem z wolontariuszami, którzy po ataku na teatr na Dubrowce objeżdżali miejskie kostnice i szpitale, zbierając dane o przywiezionych ofiarach, uśmierconych gazem przez rosyjski specnaz. Władze zaniżały wówczas rzeczywistą liczbę zabitych w ataku. Część z nich miała zostać pochowana jako zmarli w innych okolicznościach. Tylko dzięki determinacji garstki zapaleńców udało się udaremnić tą akcję. Opowiadali mi oni potem, że istniał plan, by część ofiar pochować bezimiennie, nie wiążąc ich zgonu z zamachem na Dubrowce.
Tego typu podejście do zmarłych wiąże się doskonale z tradycją, o której poeta Włodzimierz Majakowski pisał z entuzjazmem: „jednostka bzdurą”, „jednostka zerem”, „jednostka niczym”. Jak mówi znane rosyjskie przysłowie: „człowiek to kopiejka”.
Moment próby
Katastrofa smoleńska – niczym w soczewce – ujawniła dwa podejścia do zmarłych, charakterystyczne dla dwóch odmiennych typów cywilizacyjnych. Był to swoisty czas próby dla polskich elit, który pokazał, czy jest im bliżej do cywilizacji zachodniej, łacińskiej czy do wschodniej, eurazjatyckiej.
Władze rosyjskie zachowały się w tej sprawie zgodnie z wypracowanym przez wieki modelem zachowań – z całkowitą pogardą dla faktów i ludzkich uczuć. Tak jak zawsze znalazła się garstka niepokornych elit, które wykazały się niezależnością sądów i prawością sumienia. W tej grupie znaleźli się m.in. Natalia Gorbaniewska i Władimir Bukowski, którzy w liście otwartym ostrzegli Polaków, że włodarzom Kremla nie zależy wcale na wyjaśnieniu prawdy.
Polska przez wieki należała do personalistycznej cywilizacji łacińskiej. Wydawać by się więc mogło, że obcy będzie jej eurazjatycki model stosunku wobec zmarłych. Tym bardziej że nawet w czasach komunistycznych niektórych przedstawicieli peerelowskich władz (vide: Zbigniew Szałajda) stać było na działania idące w poprzek totalitarnej pogardy.
Tymczasem okazało się, że duża część polskich elit, zwłaszcza w świecie polityki, kultury i mediów, reprezentuje sposób myślenia charakterystyczny dla mentalności eurazjatyckiej. Nie ma w nim miejsca na dochodzenie do prawdy, gdyż można mówić rzeczy wzajemnie się wykluczające i nie dostrzegać w tym sprzeczności. Nie ma szacunku dla zmarłych, gdyż zamianę ciał w grobach można traktować jak fakt bez większego znaczenia.
Anna Politkowska, która sprzeciwiała się takiemu sposobowi myślenia, zapłaciła za to najwyższą cenę. Przed śmiercią wyznawała, że najbardziej przeraża ją obojętność i przyzwolenie jej rodaków na taki system rządów. Gdyby żyła, co powiedziałaby dziś Polakom?
Grzegorz Górny "Gazeta Polska Codziennie"
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.