W reakcji na post „Fiatowca”
19/06/2011
412 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Znowu mnie pokusiło! Przeczytałem inny niż swój wpis – no to mam za swoje: znów muszę napisać kilka słów, tą razą w temacie materiału – zleżałego filmu, który zamieścił na swoim blogu „Fiatowiec”.
I nie to, że jestem niedostatecznie wierzący – ja tam wierzę, tylko bardziej do siebie, a nie na zewnątrz, na pokaz, jak to mawiał mój śp. Ojciec. Panie świeć nad Jego duszą.
Ten materiał wielokrotnie oglądałem, może nie w całości, ale na pewno w sporych jego kawałkach w telewizji, na innych portalach, a nawet trafił do mnie za pośrednictwem poczty, i to nie wczoraj ani nawet rok temu, tylko wiele, wiele wcześniej.
Ja wiem, ja to nawet troszkę rozumiem – trzeba podnieść rangę tego, czy tam czegoś.
Sztucznie, to proszę ja was można nawozić i na przykład uprawiać miłość z dmuchaną lalą i podnosić wartość odkrywczą zleżałego materiału, tylko co to tak naprawdę da?
Przecież to tożsame co dopisanie do banknotu, dajmy na to o nominale 200 złotowym, jednego zera na końcu. Tyle. Wnioski proszę wysnuć samemu.
Mnie, człowieka prostego, który lubuje się w wieloznaczności słowa (nie mam tutaj na myśli „lub czasopisma”) i woli poezję i prozę literacką od polityki; bardziej interesuje fakt zniknięcia kilku(nastu) ton papieru, na którym miały być drukowane nowe banknoty za czasów „Suchej Mery”. Sprawa ucichła, wtedy też, zaraz po zniknięciu transportu z papierem, zrezygnowano z druku banknotów o nominale 500 złotych, a Sucha Mery przepadła gdzieś w Opus Dei i cicho, i sza, prawda.
Problem jest w tym, aby nie łykać każdego g … przepraszam – materiału opatrzonego „nowość” jak bocian żaby, i nie oglądać się za siebie, tylko zająć się czymś istotnym. Zapodany na blogu Fiatowca materiał nie ma w sobie absolutnie nic odkrywczego, nic co by nie było szerokiej opinii publicznej nieznane, nic co mogłoby odsłonić rąbek jakiejś tajemnicy, co mogłoby skutkować czynnością prawną jako „nowa, nieznana okoliczność”.
Ja nie szukam miejsca, w które kamień wpadł do wody – ja szukam tego, kto nim rzucił.
Kiedy patrzę na szachownicę nie pasjonuję się ruchami pojedynczych pionków i figur – one nic nie mają do powiedzenia, są tylko pionkami lub figurami, taka ich rola. Mnie intryguje sama gra i strategia rozgrywających – jeśli jest ciekawa przyglądam się do samego końca, jeśli nudna i przewidywalna, to daję sobie spokój, odchodzę.
W tej królewskiej grze ważne jest wszystko od samego początku do końca. Od tego jak gracz sobie te pionki i figury poustawiał, jak nadał im tej magicznej mocy, by mogły się dzielnie zetrzeć w boju na polach szachownicy. Patrzę na skupionych graczy i bacznie obserwuję tych, którzy za ich placami w gotowości stoją.
Jeśli gra jest uczciwa i odbywa się tymi samymi pionkami i figurami na jednej i tej samej szachownicy ustawionej nawet na owalnym stole, to okej. Gorzej, gdy z królewskiej gry KTOŚ uczyni kurewską gierkę rozgrywaną, dajmy na to, w Magdalence…
Jeszcze mam ten komfort, że to ja decyduję, czy chcę oglądać tego czy innego męża stanu wojennego, lub prawie wojennego, za jakiego uważam obecnego Matoła. To proste, korzystam z odpowiedniego przycisku i mogę sobie dowolnie regulować tym co mi zapodają. A kiedy, dajmy na to, znudzi mnie gadka dla „ciemnego luda”, albo zwyczajnie skończy mi się pojemność – wyłączam.
A gdyby stało się tak, bo zdarzyć się przecież może, że pilot odmówi posłuszeństwa i z telewizji dalej próbują mi wciskać kit, to wyłączam nadawcę ręcznie. A gdyby dajmy na to i to nie pomagało – wyciągam wtyczkę z kontaktu i wstawiam telewizor do lombardu, bo po co od razu wyrzucać, niech sobie ktoś tę kichę kupi i ogląda, wszak po „okazyjnej cenie”, prawda.
I tak na zakończenie dodam jeszcze od siebie: czasem tak mam, że usiądę sobie w nosie podłubię i wyciągnę prawie gotową sentencję, lub co innego.
Tak mi się jakoś owe wszystkie sztuki i teatra zbiegły naraz w jedno miejsce i… tak sobie myślę, że nawet największy śpiewak i inny pijanista,prawda, g..wno jest wart bez tego tam, no jak mu, a – elektroakustyka: bez właściwego nagłośnienia nawet wybitna postać ze świata kultury i sztuki nawet prosty utwór może skopać, nawet gdyby miała koncert w Korei.
Tak się sam z siebie zapytuję, kto im wtedy podczas tych krajowych zjazdów te kabelki po_podłączał i kto ręcznie rzeźbił przez cały stan wojenny te pionki i figury do gry heksagonalnej?
A zresztą, do 21 grudnia 2012 roku, to ja jakoś wytrzymam, nawet gdybym musiał przykuć się do śmietnika na osiedlu, który już też obrósł historią.