POLSKA
Like

W obronie „wielkiego przemysłu”

08/05/2016
803 Wyświetlenia
6 Komentarze
10 minut czytania
W obronie „wielkiego przemysłu”

Do mojego wpisu na temat „najpierw gospodarka” otrzymałem interesujące komentarze, ale też i uwagi świadczące o niezrozumieniu moich intencji.
Chciałbym podkreślić moje stanowisko na temat konieczności stworzenia w Polsce polskich wielkich koncernów gospodarczych. Podkreślam – polskich – a nie zakładów filialnych światowych megakoncernów.

0


Na początku okresu „transformacji” aż prosiło się żeby stworzyć koncern hutniczo – maszynowy – stoczniowy przez włączenie do niego huty Pokój, zakładów Cegielskiego, stoczni gdyńskiej i szczecińskiej i ewentualnie kilka innych zakładów kooperujących.
Otrzymalibyśmy koncern na miarę Kruppa czy MAN’a, który mógłby konkurować na skalę światową z największymi korporacjami.
Poza ułatwieniami procesu bieżącej produkcji tego rodzaju organizacja byłaby w stanie prowadzić prace badawczo rozwojowe na skalę i na poziomie najwyższych światowych osiągnięć.
Podobne możliwości zaistniały w innych dziedzinach jak choćby w produkcji maszyn i urządzeń dla transportu, budownictwa i rolnictwa, w branży chemicznej, farmaceutycznej itd.
Najważniejsze było stworzenie atmosfery sprzyjającej dla poszukiwania rozwiązań kompleksowych i perspektyw rozwojowych.
Zamiast tego nastąpiło wrogie nastawienie w postaci chęci wyzbycia się za wszelką cenę całego posiadanego potencjału przemysłowego.
Oparto się na haśle „nieprzystosowania” istniejącego przemysłu do gospodarki „wolnorynkowej”.
Tymczasem to, w co wdepnęliśmy nie jest żadną gospodarką „wolnorynkową”, ale próbą powtórki RWPG, czyli „ręcznego sterowania” gospodarką przez brukselską biurokrację.
W tych okolicznościach hasło „prywatyzacji” przedsiębiorstw w imię zwiększenia ich konkurencyjności okazało się zwykłym oszustwem, za którym krył się jeszcze gorszy zamiar likwidacji polskich przedsiębiorstw.
Obok potwornych strat materialnych związanych ze zniszczeniem zakładów produkcyjnych wraz z ich wyposażeniem, największą stratą okazało się wyzbycie wykwalifikowanych pracowników.
Nikogo nie interesował los pozbawianych miejsca pracy ludzi i ich rodzin.
Premier warszawskiego rządu podskakiwał jak pajac z radości, że Hiszpanie zgodzili się przyjmować do, byle jakiej zresztą, pracy polskich wygnańców.
Była to też swoista zemsta nomenklatury reżimowej na załogach wielkich zakładów pracy w Polsce za masowe uczestnictwo w ruchu „Solidarności”.
Polityczne korzyści odniosły niemieckie skupiska rewanżystowskie zmierzające do osłabienia Polski i uczynienia z niej kraju podatnego na niemieckie wpływy i nie jest wykluczone, że w Niemczech należy poszukiwać źródła koncepcji „prywatyzacji” polskiej gospodarki.
Ciekawe jest, że w żadnym innym kraju z bolszewickiego obozu nie zastosowano tak drastycznej metody totalnej likwidacji.

Statystyka GUS’u, usłużna wobec postpeerelowskiego układu rządzącego Polską przez ostatnie ćwierćwiecze, wykazuje wzrost dochodu narodowego liczonego w PKB, ale nie zmienia to faktu, że w jednostkach naturalnych produktu w wielu podstawowych dziedzinach produkcja została zredukowana drastycznie.
I tak: / w skali rocznej/
Stal – z 20 mln. ton do 7 mln. ton
Cement – z 18 mln. ton do 15 mln ton
Kwas siarkowy – z 3 mln ton do 1 mln ton
Aluminium – z 100 tys. ton do 5 tys. ton
Cegła – z 300 mln sztuk do 30 mln sztuk
Obrabiarki z 30 tys. sztuk do 3 tys. sztuk
Traktory – z 60 tys. sztuk do 3 tys. sztuk
Statki wodowane – z 1 mln DWT do 40 tys. DWT
Itd.
Takich przykładów można naliczyć znacznie więcej i wprawdzie można się pocieszyć tym, że w innych dziedzinach produkcja wzrosła i pojawiły się nowe produkty, tylko że nie są one wytworem polskiego przemysłu, a jedynie goszczących w Polsce obcych firm i nie ma w nich polskiego udziału kapitałowego, ani w zarządzie, ani w projektowaniu.
Są wprawdzie i takie oceny, że lokowanie u nas obcych przemysłów doprowadzi prędzej czy później do ich polonizacji, chociażby częściowej.
Osobiście nie jestem przeciwny lokowaniu w Polsce zagranicznych firm produkcyjnych, jednakże pod warunkiem, że ich działalność nie będzie szkodzić rozwijaniu własnej wytwórczości i że nie będą to chwilowe efemerydy.
Taką „chwilówkę” zaobserwowaliśmy w przemyśle samochodowym, który osiągnął nawet blisko milionową produkcję samochodów osobowych, ażeby przy pierwszej okazji zredukować ją poniżej połowy tej wielkości.

Jedyną gwarancją rozwoju rodzimej gospodarki jest posiadanie własnego przemysłu produkującego na własny rynek i na eksport.
To, co mamy własnego w dziedzinie przemysłu to głównie przemysł wydobywczy i podstawowy przerób surowców, brakuje nam zaawansowanych technicznie dużych zakładów.
W tej chwili największym polskim zakładem przemysłowym jest Orlen, którego wartość jest szacowana na 28,5 mld zł. W branży naftowej największe przedsiębiorstwo na świecie –Exxon jest szacowane na 370 mld dolarów, a nie złotych. Różnice w wielkości przedsiębiorstw przemysłu przetwórczego są jeszcze większe, General Electric jest szacowany na 250 mld dolarów, a polskie największe przedsiębiorstwo w tej dziedzinie to chyba Polska Grupa Zbrojeniowa SA warte 2,6 mld zł.
Przed wojną będąc w początkowej fazie rozwoju polskiego przemysłu mieliśmy już kilka, jak na owe czasy, wielkich przedsiębiorstw rokujących nadzieje na poważny wzrost. Jak przypominam sobie były to zakłady Cegielskiego, Lilpop Rau Loewenstein, Państwowe Wytwórnie Uzbrojenia, zakłady „Lewiatana” czy Plessów.
Niektóre prywatne wielkie zakłady znalazły się pod przymusowym zarządem państwowym, ale niezależnie od formy zarządzania były to zakłady rodzime. Firmy obce lokujące w Polsce swoje zakłady były w zdecydowanej mniejszości.
Dla utrzymania pewności co do dyspozycyjności przemysłu istniejącego w Polsce zachowanie właściwej proporcji udziału kapitału rodzimego i zagranicznego ma istotne znaczenie.

Według powszechnego mniemania świat staje się w coraz większym stopniu „jedną wioską”, w której międzynarodowe koncerny rządzą ponad głowami formalnych rządów krajowych.
Tylko że jakoś tak się składa, że nie tylko w Stanach Zjednoczonych czy Japonii przeważają rodzime gigakoncerny, ale również i w Niemczech, Wk. Brytanii, Francji i we Włochach obok typowych międzynarodowych istnieją własne – krajowe.
W Polsce, jakby w wyniku zmowy, ulokowane są obce banki i sieci handlowe, które opanowały nasze kieszenie.
Natomiast przemysł podlega najwyraźniej polityce obstrukcyjnej, nie widać chętnych do zaangażowania się na skalę choćby Skody – Volkswagena, czy Tesli – Siemensa.
Podejście do Polski przypomina nieco podejście do Rosji ograniczone do dostaw surowcowych i półfabrykatów, z tym że Polska nie dysponuje takimi zasobami surowcowymi. Jednakże nawet to, co mamy jak miedź, srebro, siarka czy drewno eksportowane jest niemal wyłącznie jako surowiec.
Mamy również lokowane zadania montażu elementów sprowadzanych z zagranicy.

Rola, którą przypisano polskiemu przemysłowi jest żenująca, kraj należący formalnie do grupy większych państw europejskich nie posiada żadnej liczącej się na tym rynku własnej firmy, Amica, Rafako, czy kilka innych w sumie niewielkich przedsiębiorstw to stanowczo za mało.

Niezależnie od wszystkich nieszczęść, które dotknęły naszą gospodarkę istnieją ciągle jeszcze szanse na odbudowę wielkiego przemysłu pod polską marką, począwszy od wykorzystania własnych surowców ze stalą, miedzią, siarką i cynkiem na czele.
Wymaga to podjęcia własnej inicjatywy i przezwyciężenia oporu wewnętrznej biurokracji skorumpowanej zewnętrznymi wpływami.
Przed wojną największą inicjatywę w tym względzie przejawiał rząd z wynikami godnymi odnotowania, może i warto skorzystać z tej drogi, tylko gdzie w rządzie ludzie na miarę Kwiatkowskiego?

Myślę, że i poza rządem znajdzie się odpowiedni zespół zdolny do podjęcia zadań na większą skalę, byleby nie spotkał ich los Karpińskiego czy Szlanty.
W gospodarce bowiem jak w medycynie: „Primum non nocere”

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758