W Niemczech wciąż obowiązuje nazistowskie prawo uchwalone przez hitlerowską III Rzeszę, które nie uznaje polskiej mniejszości narodowej. Dokument ten został podpisany 27 lutego 1940 r. przez feldmarszałka Hermanna Goeringa, szefa Rady Ministrów na Rzecz Obrony III Rzeszy. Rozporządzenie nakazywało rozwiązanie wszelkich stowarzyszeń polonijnych oraz konfiskatę ich mienia bez możliwości zgłaszania jakichkolwiek roszczeń odszkodowawczych Wielu przedstawicieli mniejszości polskiej trafiło do obozów koncentracyjnych i nigdy z nich nie wróciło. W muzeum obozu w Sachsenhausen można obejrzeć dokumenty na temat przedstawicieli mniejszości polskiej więzionych w tym obozie. Skoro więc prześladowania Polaków w III Rzeszy są upamiętnione, dlaczego toleruje się ich konsekwencje prawne? Do tej pory nie nastąpiło wyraźne uchylenie rozporządzenia oraz stwierdzenie jego nieważności, zatem rozporządzenie w sensie prawnym wciąż obowiązuje. Dowodem na […]
W Niemczech wciąż obowiązuje nazistowskie prawo uchwalone przez hitlerowską III Rzeszę, które nie uznaje polskiej mniejszości narodowej.
Dokument ten został podpisany 27 lutego 1940 r. przez feldmarszałka Hermanna Goeringa, szefa Rady Ministrów na Rzecz Obrony III Rzeszy. Rozporządzenie nakazywało rozwiązanie wszelkich stowarzyszeń polonijnych oraz konfiskatę ich mienia bez możliwości zgłaszania jakichkolwiek roszczeń odszkodowawczych
Wielu przedstawicieli mniejszości polskiej trafiło do obozów koncentracyjnych i nigdy z nich nie wróciło. W muzeum obozu w Sachsenhausen można obejrzeć dokumenty na temat przedstawicieli mniejszości polskiej więzionych w tym obozie. Skoro więc prześladowania Polaków w III Rzeszy są upamiętnione, dlaczego toleruje się ich konsekwencje prawne?
Do tej pory nie nastąpiło wyraźne uchylenie rozporządzenia oraz stwierdzenie jego nieważności, zatem rozporządzenie w sensie prawnym wciąż obowiązuje.
Dowodem na to jest choćby fakt, iż władze Niemiec nie chcą nadać Polakom tam mieszkającym statusu mniejszości narodowej.
Co ciekawsze, zdaniem ekspertów, m.in. dyrektora Instytutu Zachodniego prof. Andrzeja Saksona czy też doradcy prawnego przy MSZ prof. Jana Sandorskiego, którzy przygotowali dla MSZ ekspertyzę w tej sprawie – owo rozporządzenie Rady Ministrów na rzecz Obrony III Rzeszy było nielegalne nawet w świetle ówczesnego prawa. Tak więc obecnie obowiązuje stan sprzed wojny, co oznacza, iż polska mniejszość narodowa istnieje w Niemczech nieprzerwanie minimum od 1922 roku . Ale nie dla rządu niemieckiego
Za mniejszość uznane są w RFN jedynie duńska, fryzyjska, serbołużycka, Sinti i Romów. Najliczniejsze mniejszości w Niemczech – turecka i polska– takiego statusu nie mają.
Co równie ciekawe – polska mniejszość istniała w Niemczech do 27 kwietnia 1940 i w dodatku była wówczas najliczebniejszą mniejszością na terenie III Rzeszy (ok.8 milionów), po czym nagle wyparowała. I to razem z całkiem sporym majątkiem, który skonfiskowany zasilił kasę nazistów.
Natychmiast po delegalizacji wszystkich organizacji polskich na terytorium Rzeszy i konfiskacie ich mienia oraz odebraniu im statusu mniejszości narodowej, Polaków osadzano w obozach i mordowano.
Od tego czasu niemiecka władza po prostu uznała, że polska mniejszość narodowa przestała istnieć. Dopiero działania polskich organizacji w Niemczech spowodowały, że temat ponownie wszedł na wokandę. Środowiska polonijne wystosowały apel do kanclerz Angeli Merkel, aby Niemcy anulowały nazistowskie rozporządzenie o likwidacji polskiej mniejszości w III Rzeszy z 1940 roku, ale bezskutecznie.
Wstydliwa, hitlerowska przeszłość jest pracowicie zamiatana pod dywan.
Na szczęście dzięki decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z października 2008 Niemcy z Powiernictwa Pruskiego i inni przesiedleńcy nie mają szans na dochodzenie roszczeń majątkowych wobec Polski w tym trybunale. Stanął on na stanowisku, że umowa w Poczdamie załatwiła sprawę takich roszczeń, a prawo do reparacji wojennych obejmowało nie tylko majątek III Rzeszy, ale także obywateli RFN. Uznał też, że cały naród niemiecki odpowiada za rozpętanie II wojny światowej, a nie tylko hitlerowcy.
Jednak Niemcy ostatnio skwapliwie rozliczają przeszłość nazistowską na swoją korzyść. Zrehabilitowano tzw. podpalacza Reichstagu, czy dezerterów z Wehrmachtu. Buduje się Centrum Wypędzonych i nagłasnia niezliczone przypadki traumy osób przesiedlonych z Polski na mocy traktatu poczdamskiego.
Według szacunków w Niemczech od 1,5 do 2 mln osób ma polskie korzenie. W polsko-niemieckim traktacie dobrosąsiedzkim z 1991 r. zamiast mniejszość polska używa się sformułowania „osoby w RFN, posiadające niemieckie obywatelstwo, które są polskiego pochodzenia”.
Przeciwnicy uznania polskiej mniejszości twierdzą, że przecież Polacy emigrowali do Niemiec „na pochodzenie”. Nie jest to jednak takie proste.
Nie wszystkie osoby emigrujące do Niemiec występowały o niemieckie obywatelstwo. Wielu przybyłych np.ze Śląska, Pomorza, czy Prus Wschodnich posiadało w myśl prawa obowiązującego w RFN niemieckie obywatelstwo od urodzenia i nie musiało składać stosownych wniosków. Dlatego też nikt nie pytał ich o przynależność narodową. Po drugie, zachęcano ich do składania wniosków o niemieckie obywatelstwo, gdyż dawało to imigrantom całkowicie inne możliwości startu na nowej ziemi m.in.prawo do pracy. Poza tym, nie informowano ich o tym, że można mieć podwójne obywatelstwo. Częstokroć zchęcano jednoczesnie do wpisywania się na listę „wypędzonych”, aby zasilić ten związek martwych dusz świeżą krwią. Dawało to prawo do zasiłków.
Innym pretekstem do nieuznawania mniejszości polskiej jest fakt, iż nie jest to „ludność osiadła”. Najtrafniej to podsumowal prof.Krasnodębski w artykule „Niemieckie mity i uprzedzenia” :
„Warto przypomnieć, że UE i Niemcy bardzo martwili się o prawa mniejszości rosyjskiej w krajach bałtyckich, mimo że większość Rosjan napłynęła tam w niedawnych czasach sowieckich. Oburzano się nawet, że Łotysze domagali się od Rosjan, by uczyli się łotewskiego.
Nie sposób też nie pytać, ile czasu potrzeba, by imigranci uznani zostali za osiadłych? Niemcy na Pomorzu, Śląsku czy Prusach Wschodnich, ba, nawet w Magdeburgu i Berlinie, też byli początkowo imigrantami.
Warto zauważyć, że Niemcy zdają się stosować do siebie zupełnie inne kryteria. Jaka jest bowiem różnica między Eriką Steinbach a urodzonym w Bielefeld, Bremie, Berlinie czy Monachium dzieckiem z rodziny polskiej lub tureckiej?
Otóż czytając niemiecką prasę, można odnieść wrażenie, iż przez sam fakt urodzenia się w Rumii Steinbach nabyła do niej niezbywalne i dziedziczne prawa. Jak donosiła jedna z niemieckich gazet: "Steinbach twierdzi, że dla doświadczenia wypędzenia nie ma znaczenia, jak długo rodzina była osiadła: Heimat jest dla mnie niespełnionym uczuciem, które nigdy nie miało szansy urosnąć. ("Die Welt" 6.01.2010).
Jakże inaczej jest w przypadku Turka czy Polaka osiadłego w Niemczech. On może mieszkać tu od dwóch pokoleń, a mimo to nie należy mu się nic(…)”
Brak statusu mniejszości skutkuje przymusową germanizacją Polaków.
Germanizacja kojarzy się nam z polityką Prus wobec Polaków w drugiej połowie XIX wieku, albo nawet z polityka hitlerowską. I słusznie. Obecna działalność jugendamtów – zawsze rozstrzygających spory o dziecko z małżeństw mieszanych na korzyść niemieckiego małżonka – wpisuje się w politykę germanizacji idealnie.
Próby sądowej walki z Jugendamtami zakazującymi rozmawiania w języku polskim rodzicom dzieci z mieszanych małżeństw po rozwodach z zasady skazane są na niepowodzenie. Każda taka sprawa to droga przez mękę, często kończy się ruiną finansową, fizyczną i psychiczną dla osoby, która dochodzi swych praw. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby poszkodowani byli członkami formalnie uznanej mniejszości.
Jakoś nikt nie słyszał o podobnych problemach polskich Niemców.
Nalezałoby domagać się symetrii w traktowaniu polskiej mniejszości w Niemczech i niemieckiej w Polsce, która ma przywileje powyżej standardów europejskich. Ale oczywiście nasz rząd nie widzi takiej potrzeby. Przecież „polskość to nienormalność”.
Do załatwienia kwestii mniejszości polskiej nie trzeba żadnej renegocjacji traktatu RFN-RP z 1991r.- wystarczy sporządzić stosowny aneks. Tak robili sami Niemcy m.in. w układach zawieranych z Francuzami. Należy po prostu dać ludziom możliwość narodowego określenia się. I nie bać się, że np. w Bundestagu mógłby zasiadać poseł polskiej mniejszości, jak ma to miejsce w polskim Sejmie w odniesieniu do polskich Niemców.
Na spotkaniu Związku Polaków w Niemczech spod znaku Rodła obecny tam ówczesny prezydent Niemiec Wulff użył w swoim przemówieniu sformułowania "polnische Minderheit in Deutschland", i dodał, że "należy tę mniejszość chronić, i że jest ona bardzo ważna".
Sformułowanie to nie pojawiło się potem w żadnych relacjach ani komentarzach o uroczystości w Darmstadt. Ciekawe dlaczego?
Podsumujmy problem raz jeszcze cytatem z przywołanego wczesniej artykułu prof.Krasnodębskiego:
„Celem polityki niemieckiej jest jednocześnie utrzymanie tożsamości mniejszości niemieckiej w Polsce i asymilacja mniejszości polskiej w Niemczech.
Skąd więc tak naprawdę bierze się niechęć do uznania polskiej mniejszości w Niemczech? Najważniejszą przyczyną są niemieckie mity narodowe. Są to, po pierwsze, mit jedności etnicznej, mit krwi ciągle fundamentalny dla niemieckiej tożsamości, mimo powojennych przemian, mimo napływu emigrantów i globalizacji, a także pomimo że połowa obecnego terytorium Niemiec to dawne tereny słowiańskie, a współcześni Niemcy nie są tylko potomkami Germanów, lecz również zasymilowanych Słowian.”