Podobno pewne są śmierć i podatki, jednak podatki jakoś nie chcą zdychać. Co innego uzasadnienia podatków, które proszą się o porcję batów.
Nie tak dawno pomysł doliczania „abonamentu RTV” do PIT – ów czy liczników energii elektrycznej tłumaczono, że jest to opłata za „możliwość” oglądania telewizji. A teraz to:
„Wiceszef resortu [energii – Andrzej Piotrowski, przyp. MN] przypomniał, że zgodnie z rządowym projektem ustawy o rynku mocy, który wpłynął do Sejmu na początku lipca br., koszty tzw. rynku mocy będą przenoszone poprzez opłatę mocową, która będzie składową taryf za dystrybucję i przesył energii elektrycznej. Proponowana regulacja wprowadza w Polsce dwutowarowy rynek energii elektrycznej – towarami będą sama energia, a także gotowość do jej dostarczania”.
Ba, ustawodawca łaskawie w projekcie wyliczył nawet, że gospodarstwa domowe zapłacą do 2030 r. jakieś 7 mld zł opłaty mocowej, zaś biznes i przemysł – łącznie około 17 mld zł. O tym, że biznes i przemysł tak naprawdę nic nie zapłacą, bo po prostu podniosą ceny produktów i usług, ergo – zapłacą konsumenci, tradycyjnie w projekcie ustawy nie wspomniano. „Po co babcię denerwować?, jeszcze weźmie dowód i przy urnie wyborczej odpłaci.
Ciekawe, bo parę razy w życiu zdarzyło mi wyjechać na parę miesięcy, w domu wyłączyłem „korki” i zamknąłem gaz, a rachunki za prąd i gaz za okres mojej niebytności i tak przyszły. I ich wysokość jakoś niewiele odbiegała od tych, jakie płacę normalnie użytkując energię elektryczną i gaz.
No, jak tak, to skoro mam płacić podatki za „możliwość” i „gotowość”, to mam pewną propozycję dla „drogich przywódców taniego państwa”. Otóż, zgodnie z Konstytucją, mam możliwość zostać: posłem, senatorem, ministrem albo prezydentem. Niniejszym wyrażam też taką gotowość.
Płaćcie, towarzysze, z tytułu gotowości i możliwości, skoro tak uzasadniacie nakładanie podatków. Powiedzmy, minimalną gwarantowaną, to też wasz „produkt”.