Według Małego Rocznika Statystycznego 1939 cała administracja cywilna państwa miała 62.400 etatów, obecnie podaje się, że jest 620 tys., co zresztą nie jest liczbą kompletną ze względu na rozliczne agendy i organa pomocnicze.
Nie odkrywam Ameryki – zestawiłem trochę informacji – czemu polski budżet choć z roku na rok coraz większy – zawsze będzie za mały i z coraz większą dziurą budżetową.
Łącznie w administracji publicznej, w obronie narodowej i w ZUS-ie zatrudnionych jest ponad 650 tys. urzędników. W skali roku sam koszt ich wynagrodzeń to 32 mld zł. Jest to jedną z przyczyn, dla których rosną w Polsce podatki – mówi prof. Krzysztof Rybiński, rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie.
Polska z lidera zmian w grupie krajów transformacji staje się maruderem – uważa Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha. Wyjaśnia, że dzieje się tak dlatego, że rozrasta się biurokracja.
Od 1989 r. liczba urzędników w Polsce wzrosła ze 160 tys. do 530 tys., liczba aktów prawnych z 375 do ok. 2 tys., liczba instytucji kontrolujących przedsiębiorców z 16 do ponad 40 – dodaje Jabłoński.
"Przeregulowanie" gospodarki źle przekłada się na dobrobyt, zatrudnienie, jakość życia, a także inne, np. polityczne swobody obywateli – dodaje Andrzej Kondratowicz z Centrum im. Adama Smitha.
Czy sami urzędnicy generują wzrost kosztów? Nie, bo przecież każdy musi mieć biurko, fotel, komputer z oprogramowaniem, drukarkę – dochodzą koszty eksploatacji tych urządzeń oraz koszty lokali, prądu, ogrzewania itp.
Polski biznes w tym czasie inwestował podobnie, w komputery, systemy inormatyczne, nowoczesne maszyny i technologie, radykalnie zmniejszając zatrudnienie, zwiększając produkcję, poprawiając jakość.
Tym się różni poziom myślenia w biznesie od poziomu myślenia urzędników.