Jest pewna cecha zachowania prominentów z PO, której się nieodmiennie brzydzę. Nigdy do czasu rządów PO nie była ona tak manifestowana w polityce.
Zacznę może od tego, że wypełnianie zadań wymagających zachowania obiektywizmu nie jest mi obce. Może nigdy nie byłem ministrem czy choćby kierownikiem. Byłem jednak administratorem i moderatorem kilku for internetowych. Moderowałem dział religijny, a chyba nie trzeba nikogo przekonywać, jakie to wymagające zajęcie. Wiem coś o sytuacji, gdy wszyscy się na ciebie rzucają i potrafię się postawić na pozycji krytykowanego ministra Rostowskiego.
Nigdy nie pozwoliłem sobie na ostrą retorykę będąc adminem czy modem. A nie jest tajemnicą, że będąc szarym blogerem czy internautą od ostrej retoryki nie stronię. Po prostu nie wypada używać pewnych wyrażeń będąc osobą sprawującą władzę. Nigdy nie szydziłem z oponentów z pozycji człowieka z władzą, nawet tak niewielką jak władza moderatora. Gdy zarzucano mi brak obiektywizmu, nie plułem jadem. Odpowiadałem prosto: „proszę wskazać moją konkretną decyzję jako moderatora i uzasadnić, dlaczego była błędna”. Powtarzałem to wielokrotnie, zawsze bez skutku. Napotykałem tylko te same hasełka o stronniczych decyzjach i sprzyjaniu katolikom. Przy czym zaznaczę, popularność prowadzonego przeze mnie działu systematycznie rosła, pojawiały się nawet komentarze, że wreszcie widać, że dział jest moderowany.
To co wyprawiają ludzie na wysokich stanowiskach z PO powoduje u mnie szczery niesmak. Naprawdę nie pamiętam, by czołowi politycy PiS drwili z PO używając do tego powagi sprawowanych urzędów. Można angażować się w partyjną retorykę będąc posłem. Ale co innego gdy jest się ministrem, premierem, prezydentem czy marszałkiem Sejmu. Z chwilą gdy politycy PO zagarnęli urzędy dla siebie, z miejsca zaczęli ich używać do chamskiej walki z opozycją. Szydercze i złośliwe wypowiedzi Radosława Sikorskiego jako Ministra Spraw Zagranicznych. Podśmiechiwanie się z Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez Komorowskiego, będącego wtedy przecież Marszałkiem Sejmu. Nie wspomnę już o częstych i gęstych lekceważących wypowiedziach Donalda Tuska, który jest przecież nie jakimś losowym posłem, ale Premierem RP. Mało tego. Ci ludzie wprowadzili do polityki coś wcześniej nieobecnego: chamskie nadużywanie władzy w celu dowalenia politykom opozycji zajmującym ważne stanowiska w państwie.
Aleksander Kwaśniewski zachowywał się pamiętnego dnia w Charkowie co najmniej podejrzanie. A jednak nie zauważyłem, żeby jakikolwiek minister w rządzie Jerzego Buzka otwarcie przyłączył się do głosów opozycji potępiających Prezydenta. A przecież ministrem wtedy był choćby Ryszard Czarnecki, który z miłosierdzia dla przeciwników politycznych z całą pewnością nie słynie.
Już sama wypowiedź Tuska, że on ma nadzieję na brak ironii w wypowiedziach Ministra Finansów na temat całkowicie poważnej propozycji szefa partii opozycyjnej jest kuriozalna. Premier ma nadzieję? Do choroby, a komu Rostowski robi łachę, że traktuje opozycję poważnie? Komu robi łachę że sprawując funkcję ministra nie angażuje się w chamskie pyskówki? Nie umie trzymać jęzora i emocji na wodzy to won ze stanowiska ministerialnego, to chyba jasne. No ale czego tu wymagać od ministra gdy sam premier nie miał najmniejszych oporów przed publicznym drwieniem z wypowiedzi demokratycznie wybranego Prezydenta RP.
Komentarz Rostowskiego do propozycji Kaczyńskiego mógłby w zasadzie być niezłym dowcipem.
– Propozycje Kaczyńskiego to piramida finansowa, będą za drogie!
– No ale co konkretnie będzie za drogie i jakie macie na to dowody?
– Ministerstwo Finansów to przeliczyło, wyszło nam że będzie o ponad 50 mld zł w plecy!
– No ale co konkretnie będzie tyle kosztowało i dlaczego?
– My to policzyliśmy i tyle nam wyszło!
Kabaret. Tak samo jak przyjmowanie przez lemingów za oczywiste, że gdyby jakiś ekonomista uważał propozycje Kaczyńskiego za dobry pomysł, to by go mainstream rzecz jasna dopuścił do głosu.
Kolejna komedia to próba wytłumaczenia politykom PO, że partia opozycyjna nie ma obowiązku brać na poważnie wyliczeń Rostowskiego, który się już wielokrotnie zbłaźnił.
– To będzie ponad 50 mld zł! Skąd je weźmiecie?!
– Nic podobnego, według naszych wyliczeń to 13 mld.
– Ale my to wyliczyliśmy, to będzie 50 mld!
– My to wyliczyliśmy inaczej.
– Ale to przecież oczywiste, że to Ministerstwo Finansów wyliczyło dobrze!
Jasne. Ministerstwo Finansów pod kierunkiem Rostowskiego nigdy się nie myli. W założeniach budżetu na obecny rok też się rzecz jasna nie myliło. PO nie uchwaliło wcale przy sprzeciwie PiS nierealnego budżetu na 2012 rok i nie musiało go potem poprawiać. Tyle jeśli chodzi o eksperckie wyliczenia, jakie prezentował niejednokrotnie „Huragan Vincent”.
Trochę to wszystko wygląda jak w cytowanym już przez Warzechę dowcipie o Kaczyńskim przechodzącym przez Wisłę po wodzie i lemingach komentujących to słowami: „Patrz, co za ofiara losu! On nawet przepłynąć nie potrafi!” Byłaby to marna retoryka nawet w ustach posła, a w ustach osoby realnie sprawującej władzę jest niewybaczalna.
Męczy mnie zresztą panujące od tych kilku lat przyzwolenie medialne na angażowanie się przedstawicieli władzy w partyjne pyskówki. I choć się z Kaczyńskim w wielu kwestiach nie zgadzam i ani myślę na niego głosować, to jednak tego jednego mu odmówić nie można, że on trzyma pewien poziom. Mam pewność, że Jarosław Kaczyński nawet gdyby był teraz Prezydentem RP, nigdy by się nie zniżył do drwienia z Donalda Tuska. Bo Kaczyński w przeciwieństwie do Tuska, Komorowskiego, Sikorskiego czy Rostowskiego wie, co to jest powaga sprawowanego urzędu. I że pewnych rzeczy osobie sprawującej wysoką funkcję po prostu mówić nie wypada.
I na koniec mała korekta do słów ministra Rostowskiego. Piramida finansowa nie polega absolutnie na przewadze kosztów nad wpływami. Piramida finansowa to instytucja, której jedyna działalność polega na zabraniu składek nowo zapisanych członków i oddaniu części tej sumy członkom starszym stażem. Innymi słowy piramida finansowa to instytucja, która nie tworzy żadnych towarów i de facto nie udostępnia żadnych usług, a jedyna działalność tej firmy to działalność czysto akwizytorska. W sposób oczywisty nijak się to ma do propozycji PiS, bo wpływy mają być przeznaczone na konkretną pomoc dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz na politykę prorodzinną i planowany jest w związku z tym konkretny zysk dla budżetu.
Kolejny już raz prominentni politycy PO biorą jakieś słowo, a następnie fabrykują wymyślone przez siebie znaczenie tego słowa. To już było wielokrotnie. Było już z księżyca wzięte kłamstwo jakoby PiS popierali jedynie ludzie ciemni i niewykształceni. Było kłamliwe posądzanie PiS o faszyzm, homofobię i co tam jeszcze. Teraz mamy odkrywanie na nowo definicji piramidy finansowej. Zieew…
Katolik, doświadczony internauta, fan mangi i anime. Notki są na licencji http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl