Bez kategorii
Like

Uwolnić łzy.

29/04/2011
323 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Kochać może bowiem tylko ten, kto pozwoli się zranić.

0


Poznanie własnego grzechu nie następuje po lub przed poznaniem Boga, lecz kiedy poznaję mój grzech – poznaję Boga, a kiedy spotykam na modlitwie Boga – natrafiam na mój grzech. Modlitwa jest trudna, gdy coś jest we mnie stłumione, o czym nie chcę myśleć, do czego nie chcę wracać z mojej przeszłości. Przed Bogiem, przed Osobą, która mnie kocha, która patrzy na mnie z życzliwością, z bólem uświadamiam sobie mój grzech. Reakcją na poznanie własnego grzech jest skrucha, głęboki żal, płacz. Nad swoim grzechem trzeba płakać i to nawet wówczas, gdy człowieku już doświadczył przebaczenia.

Łzy wynikają ze smutku, z powodu oddzielenia od Boga, ze smutku spowodowanego utratą szczęścia. Smutek jest jednocześnie tęsknotą za szczęściem, za harmonią duszy i ciała, za pokojem, za umiejętnością niepodzielnego kochania. Smutek nie ma nic wspólnego z przygnębieniem, z brakiem ochoty, z pesymizmem i rezygnacją. Przygnębienie wysusza serce, odbiera mu prężność i czyni je pustym. Smutek natomiast uzewnętrznia się we łzach, w płaczu z powodu własnych grzechów. Łzy wskazują na to, że człowiek zbliżył się do prawdy. W płaczu człowiek spotyka samego siebie. We łzach odsłania się nam prawda o wielu rzeczach. W nim człowiek wypuszcza z ręki panowanie nad sobą.

W płaczu człowiek powołany dopuszcza do siebie nie tylko swój grzech, ale i miłość Boga. Serce reaguje na miłość Boga łzami. Płaczący nie zamyka się na Bożą miłość, lecz przez nią zraniony, staje się zdolny jej doświadczyć. Łzy obmywają z grzechów, wymazują ślady, które one zostawiły w sercu, oczyszczają serce. Łzy ożywiają duszę. Sprawiają głęboki wewnętrzny pokój. Znikają namiętności i zagmatwane myśli. One chronią przed rozproszeniem i skupiają człowieka wewnętrznie na modlitwie. Kruszą ludzką dumę i usuwają myśli, których człowiek chciałby się trzymać.

Niektórzy święci we łzach, widzieli warunek dobrej modlitwy. Łzy są znakiem bliskości Boga, wyrazem doświadczenia Go. Znaczący dla płaczu jest brak dystansu do tego, co wzrusza człowieka i przejmuje go. W płaczu już nic nie chcę osiągnąć, daję się dotknąć, objąć. Prawdziwy płacz jest łaską ogarniającą człowieka, gdy sam Bóg zaszczyca go spotkaniem ze sobą. Łzy w jakiś sposób jednoczą ze sobą ciało i duszę. Smutek wypływa właśnie z rozdwojenia ciała i duszy,, które dokonuje się przez grzech człowieka. W wyniku grzechu następuje rozdźwięk między duchem i ciałem, rozumem i uczuciami. Św. Maksym powiada, że: „łzy przywracają równowagę między niższymi a wyższymi zmysłami, między intelektem a uczuciem, jednoczą człowieka z samym sobą”. Łzy pozwalają uczuciom wyjść na zewnątrz. Włączają ciało w modlitwę. Człowiek reaguje na miłość Bożą już nie tylko myślami, ale i całym ciałem.

Jesteśmy tak wychowani, że staramy się powstrzymywać łzy; w ogóle powstrzymujemy nasze uczucia. To dotyczy nie tylko relacji z innymi osobami, ale i religijności, w której ze strachu przed sentymentalnością albo jedynie uczuciową pobożnością cofamy się chętnie na płaszczyznę racjonalnego spotykania z Bogiem. Serdeczna skrucha, płacz nad własnym grzechem jest wyrazem tego, że dopuszczam do siebie uczucia, że wpuszczam do serca uznanie mego grzechu. Gdy uwalniam w płaczu moje uczucia, staję się zdolnym do lepszego rozumienia Boga i ludzi. „Prawdziwe zrozumienie uda się tylko temu, kto jest w stanie odczuwać. Kto nic nie czuje, nie rozumie ani innych, ani siebie”. W nieprawdziwym uczuciu, w emocjach, które nas ogarniają, krążymy tylko wokół siebie, rozkoszujemy się sobą albo dajemy się przeniknąć przygnębieniu, rozdrażnieniu i złości. Emocje rozstrajają człowieka wewnętrznie. Płacz, który dopuszcza uczucia, prowadzi mnie natomiast do wewnętrznego uciszenia i pokoju.

Płacząc, nie jestem w głowie, lecz w sercu, które we łzach znajduje pokój wewnętrzny. Po płaczu człowiek czuje intensywną ciszę. Cisza po płaczu jest ciszą żywą, wypełnioną miłością. Wyrażanie uczuć w płaczu ma działanie i oczyszczające i odnawiające. Gdy człowiek nie może już w wystarczającym stopniu wyrazić swych uczuć, zaczyna chorować, ponieważ uczucia, które są tłumione, wcale nie umierają. W płaczu człowieka daje do siebie dostęp bólowi i cierpieniu. Człowiek, który nie potrafi cierpieć, nie będzie też umiał się cieszyć. „Gdzie nie ma cierpienia, tam nie ma też wielkiego szczęścia. Nuda i pustka są skutkami. Szukanie namiastek następnym krokiem”. Kto ustępuje z drogi bólowi, nie będzie umiał kochać. Kochać może bowiem tylko ten, kto pozwoli się zranić.

Gdy człowiek schodzi z drogi cierpieniom, które go doświadczają, ucieka w chorobę. Uzdrowienie może się zacząć dopiero wtedy, gdy dopuści do siebie stłumiony ból, odrzucone cierpienie. To dopuszczenie jest zazwyczaj związane z silnym płaczem. Płacz odciąża człowieka z nagromadzonych uczuć, które napierają na zewnątrz. Łzy łagodzą ból. Człowiek przez płacz uwalnia się od niego. Płacz staje się jedyną możliwością wytrzymania i odpowiedzenia na ból, który jakby nas pokonywał i przerastał. Należy poddać się łzom, dać się im ponieść, poddać się bólowi i równocześnie go uśmierzyć i z niego wyjść. Łzy stają się łzami uwolnienia, błogosławionymi łzami. Ból zamienia się radość. Człowiek zaczyna doświadczać radości, której rozczarowania i porażki już nie szkodzą.

 

http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/index.php?page=05&id=05-01

 

[uprasza się nie klikać na gwiazdki]

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758