W 2012 r. armie Rosji i Białorusi przeprowadziły ponad 40 wspólnych szkoleń bojowych. W jednej z takich operacji uczestniczyli pierwszy raz żołnierze ukraińscy. Przy końcu ubiegłego roku dowódca zachodniego okręgu wojskowego białoruskiej armii poinformował, że jesienią 2013 r. na Białorusi, odbędą się rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe „Zachód-2013″: „Przygotowania do nich rozpoczną się niezwłocznie po noworocznej przerwie świątecznej, i będą głównym wydarzeniem nadchodzącego roku 2013.” – zapowiedział generał.
Co ćwiczą Rosjanie?
Białoruski generał informując o planowanych manewrach nie podał żadnych szczegółów. Pamiętajmy jednak, że prezydent Łukaszenko rok wcześniej dwukrotnie mówił, że Polska zagraża Zachodniej Białorusi i chciałaby odzyskać dawne swoje ziemie w tym miasta Grodno i Brześć.
We wrześniu 2009 r. tuż za wschodnią granicą Polski odbyły się wielkie manewry białorusko-rosyjskie pod takim samym kryptonimem „Zachód”. Wtedy scenariusz manewrów tak wyglądał: W Grodnie wybucha polskie powstanie. Prezydent Białorusi wzywa na pomoc Rosję. Moskwa przeprowadza desant na Grodno. W opanowanym już przez Polaków mieście lądują tysiące rosyjskich komandosów. Rewolta zostaje stłumiona, a bratnie armie odpierają atak obcych wojsk z Polski z użyciem broni nuklearnej. Obowiązująca doktryna głosi: „Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo użycia broni jądrowej w odpowiedzi na użycie wobec niej i/lub jej sojuszników broni jądrowej i innych rodzajów broni masowego rażenia, a także w przypadku agresji przeciwko Federacji Rosyjskiej z użyciem broni konwencjonalnej, jeśli zagrożone byłoby samo istnienie państwa“.
Scenariusze działań ćwiczeń „Zachód 2009” zostały opracowane przez sztab w Moskwie. „Grami wojennymi” dowodzili oficerowie z Dowództwa Połączonego Białorusko-Rosyjskiej Regionalnej Grupy Wojsk. Brały w nich udział siły 20. armii (jednostki tej armii uczestniczyły w wojnie z Gruzją), dywizji spadochroniarzy, jednostek rosyjskiego lotnictwa wojskowego i transportu lotniczego. Do przeprowadzenia ćwiczeń tuż przy granicy z Polską zgromadzono 12,5 tys. żołnierzy (w tym 6 tys. Rosjan), 228 czołgów, 470 pojazdów opancerzonych, 63 samoloty oraz 234 działa samobieżne. A wszystko po to, aby zwalczały polską ruchawkę na Białorusi. A to nie były jedyne siły. W tym czasie w innych rejonach białoruskie i rosyjskie oddziały obrony przeciwlotniczej przeprowadzały operacje zwalczania celów powietrznych (np. 15. brygada rakietowa armii rosyjskiej ćwiczyła ostrzał rakietami S-300). W rejonie miejscowości Bielica trwały ćwiczenia sił powietrzno desantowych. W tym samym czasie jednostki specjalne, odpowiedzialne za przeprowadzanie akcji sabotażowych na terenie wroga, m.in. Wimpieł i Specnaz, szkoliły się koło Mińska. W powietrzu ćwiczyli zwalczanie „różnych celów naziemnych” piloci na ciężkich śmigłowcach bojowych Mi-28N i Mi-24 oraz na samolotach Su-27. W manewrach na Bałtyku wzięły udział okręty rosyjskich flot: Bałtyckiej, Północnej i Czarnomorskiej. W tym celu na Bałtyk wpłynęły trzy duże okręty desantowe Floty Czarnomorskiej z żołnierzami piechoty morskiej i sprzętem wojskowym. Flota rosyjska ćwiczyła w ramach „wojennego planu” z udziałem korwet i samolotów Su-27 operujących z głównej bazy floty rosyjskiej w Bałtyjsku (pol. Piława), blokującej Zalew Wiślany. Kulminacyjnym punktem całych manewrów był ćwiczebny bój na poligonie koło Brześcia. Wykonano tam pokonywanie przeszkód wodnych i wysadzanie desantu oraz lądowanie samolotów bojowych Su-25 i MiG-29 na przebiegającej w pobliżu autostradzie. Takich wielkich manewrów na Białorusi nie było od rozpadu ZSRR.
Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu uzgodnił z prezydentem Łukaszenko ulokowanie na Białorusi rosyjskiej bazy lotniczej. Pierwsze samoloty mają przylecieć w tym roku. Nie powiedziano, gdzie ma być baza. Jednak eksperci uważają, że blisko polskiej granicy. Rosja dostarczy też w przyszłym roku 4 dywizjony zestawów rakiet przeciwlotniczych S-300.
W 2013 r. mają odbyć się kolejne manewry w tym samym rejonie przygranicznym z Polską i pod taką samą nazwą „Zachód”. Prezydent Łukszenka zapewnia, że planowane manewry nie będą zagrażały sąsiadom – czyżby teraz uderzenie atomowe na Warszawę nie będzie ćwiczone?
A jak zagregowała Polska na rosyjskie manewry? Po zakończeniu ćwiczeń „Zachód 2009” ówczesny minister obrony RP Bogdan Klich, jak podawały agencje: „Wyraził zdziwienie skalą manewrów za wschodnią granicą Polski i tym, że tamtejsze wojska ćwiczą odparcie ataku państw NATO”. Następnie biadolił, że: „Treść tych ćwiczeń nie odpowiada rzeczywistości, bo żaden z krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego nie ma agresywnych zamiarów wobec wschodnich partnerów”.
Rok wcześniej, w maju 2008 MON przyjął dokument Wizja Sił Zbrojnych RP – 2030. Jego autorzy nie dostrzegali jeszcze żadnych zbrojnych zagrożeń dla bezpieczeństwa Polski w perspektywie najbliższych 20-25 lat: „Ukształtowany w ostatnich latach, korzystny dla bezpieczeństwa Polski kierunek rozwoju środowiska bezpieczeństwa międzynarodowego zostanie zachowany w perspektywie czasowej 20-25 lat.” Dokument MON wykluczał zagrożenia „tradycyjnie rozumianą inwazją sił zbrojnych” i twierdził, że „prawdopodobnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa Polski będą zbrojne ataki wykonywane przez organizacje ekstremistyczne oraz zorganizowane grupy przestępcze, a także zagrożenia wynikające z klęsk, awarii oraz katastrof przemysłowych i ekologicznych”.
W dokumencie mamy więc taki opis: „Przeciwnikiem przyszłych Sił Zbrojnych RP (w 2030 r. – RSz) będą coraz rzadziej regularne siły zbrojne dysponujące kompleksowymi systemami uzbrojenia i odpowiednim zapleczem logistycznym. Ich miejsce zajmą lokalne (narodowe) i transnarodowe oddziały partyzanckie i paramilitarne, najemnicy oraz oddziały rebelianckie wykorzystujące do walki także dzieci – żołnierzy”. Z nimi damy sobie radę skoro: „Nie będą oni posiadali uzbrojenia typu ciężkiego”.
Zdziwienie polskiego ministerstwa obrony białorusko-rosyjskimi manewrami nie spowodowało korekty opinii na temat „korzystnego” stanu bezpieczeństwa Polski. Zresztą wcześniejsza wojna rosyjsko-gruzińska (sierpień 2008 r.) też nie dała urzędnikom MON do myślenia. W 2010 r. doszyło do katastrofy pod Smoleńskiem – a wg MON „kierunek zmian” w polityce międzynarodowej był ciągle dla Polski „korzystny”. I ten punkt widzenia do dziś (2013 r.) w MON nie uległ żadnej widocznej zmianie.
W styczniu 2012 (wg innych danych w listopadzie 2011) w rosyjskim sztabie generalnym na zamkniętym posiedzeniu prezentowano zagrożenia dla bezpieczeństwa Rosji. Szef sztabu informował, że Polska myśli o zajęciu części dwóch obwodów sojuszniczej Białorusi: brzeskiego i grodzieńskiego. Następnie wskazał na państwa bezpośrednio zagrażające integralności rosyjskiego terytorium: Estonia chciałby odzyskać tereny przygraniczne utracone na rzecz Rosji po drugiej wojnie światowej, a Finlandia chciałaby zwrotu Karelii. Wskazano też na roszczenia Norwegii do terenów na półwyspie Kola i do szelfu kontynentalnego na Morzu Barentsa. Nowe było wskazanie, że zagrożony jest także okręg kaliningradzki przez Litwę i … od dziwo, Niemcy!
Prezydent Łukaszenka podkreśla, że Białoruś pozostaje przywiązana do współpracy z Rosją w sferze obronności.
Ma wiec Rosja „wrogów” ma dziś bez liku, a MON mimo to nadal z uporem twierdzi, że proces zmian w środowisku międzynarodowym jest dla Polski „korzystny” i nie się czym przejmować.
Polskie ministerstwo obrony przyjęło jako działanie kierunkowe tzw. profesjonalizację sił zbrojnych. W ekspresowym tempie przekształcono je w nieliczną armię zawodową. Zawieszono pobór do wojska redukując obowiązek służby wojskowej do rejestracji osób zdolnych do jej odbycia. Na tej podstawie administracja wojskowa przenosi obywateli „do rezerwy” bez odbycia służby wojskowej. W „Strategii bezpieczeństwa narodowego Rzeczypospolitej Polskiej” przyjętej jaszcze w 2007 r. zapisano deklarację o konieczności przygotowania sił zbrojnych do obrony kraju, ale jest to zapis pusty. Nie ma bowiem żadnych wskazań jak to zadanie będzie wykonane.
Resort obrony jako główny cel niezmiennie przyjmuje potrzeby misji zbrojnych wykonywanych poza granicami państwa polskiego. Obecny minister obrony, ogłosił „Priorytetowe kierunki działań MON i Sił Zbrojnych RP w 2012 roku.”. Dokument stanowił wypisane bez ładu i składu pobożne życzenia autora/autorów: („Prowadzenie intensywnych prac nad nowoczesnymi rozwiązaniami modernizacyjnymi dla Marynarki Wojenne”), („Przygotowanie narodowego programu pancernego w ramach rozwoju mobilności”), miejscami śmieszy („prowadzenie działań zmierzających do zwiększenia liczby kobiet pełniących służbę w wojsku”) lub („Nadawanie Gwiazd Afganistanu (i innych) zgodnie z zasadą, że nie żołnierze czekają na odznaczenia, lecz odznaczenia na żołnierzy.”), a bywa też żałosny („przeciwdziałanie przedwczesnym odejściom żołnierzy z wojska”). Jednak to co jest wątkiem dominującym w zamiarach MON, to tworzenie zdolności ekspedycyjnych w siłach zbrojnych – w dokumencie MON mamy: „Priorytety związane z misjami zagranicznymi” oraz „Priorytety w sferze aktywności międzynarodowej”, a w części: „Priorytety modernizacji technicznej” prawie wszystkie zadania są związane z działaniami poza granicami kraju.
Jeśli więc uwzględnimy występujące ograniczenia finansowe (w roku minionym MON nie wydał z zaplanowanych sum na zakupy uzbrojenia 800 mln PLN i oddał je min. Finansów) musimy stwierdzić, że rozwijanie możliwości działań na misjach musi nastąpić kosztem zdolności bojowych sił przeznaczonych do obrony kraju.
Tymczasem armia „ekspedycyjna” nie nadaje się do obrony kraju, o czym przekonali się Gruzini, i co stwierdzili eksperci amerykańscy oceniający przyczyny ich klęski w starciu z wojskami rosyjskimi w 2008 r.
Druga Rzeczpospolita opierała swoje bezpieczeństwo na pomocy sojuszników. Polska dysponowała stosunkowo silną armią, jednak powodzenie działań obronnych w wojnie z Niemcami uzależniano od wsparcia militarnego Anglii i Francji. Dziś Polska ma nieporównanie słabszą armię niż w 1939 r. ale tak samo jak wówczas zakład się, że razie zagrożenia Polsce przyjdą z pomocą sojusznicy. I znowu, tak jak w 1939 r. zakłada się, że pomoc nadejdzie w ciągu dwu tygodni. W 1939 r. jak wiadomo nie nadeszła!
W lutym 2008 r. Sztab Generalny WP przeprowadził obronną grę operacyjną w której uczestniczyły dowództwa korpusów, dywizji i brygad. Założono, że całość polskich sił, 15 brygad, będzie odpierać 45 brygad wroga atakujących na Warszawę z Białorusi i Kaliningradu. Nie wiadomo jaką rolę w obronie przed agresją miały odegrać siły Litwy, Łotwy i Estonii. Trudno założyć, aby te państwa miała być oddane Rosjanom bez walk. W każdym razie na terenie Polski przewidywano bardzo skuteczną obronę – duże straty przeciwnika przy braku strat własnych. Jednak przewaga liczebna i sprzętowa atakujących wymuszałaby odwrót polskich sił, które w uporczywej obronie cofałyby się za linię Wisły. Takie działania trwałyby dwa tygodnie po czym obronę polską miały wesprzeć siły sojuszników i wówczas wojska NATO, a tym polskie, przeszłyby do ofensywy gromiąc agresora. To założenie okazało się chyba zbyt optymistyczne skoro w „Strategii Obronności Rzeczypospolitej Polskiej”, nazywanym strategią sektorową, przyjętym w 2009 r., w rozdziale „Obrona przed agresją zbrojną” czytamy: „W przypadku gdy rozwój kryzysu zmierzał będzie nieuchronnie do konfrontacji zbrojnej, na wniosek władz narodowych zostaną rozwinięte na terytorium Polski Sojusznicze Siły Wzmocnienia. W skład zgrupowania obronnego połączonych sił sojuszniczych wejdą również Siły Zbrojne RP. Zadaniem tego zgrupowania będzie przeciwdziałanie agresji, odparcie napaści zbrojnej oraz uniemożliwienie rozwinięcia działań ofensywnych.” Wynika z tego, że zrezygnowano z dwutygodniowej samodzielnej obrony i założono, że wojska sojusznicze znajdą się na terytorium RP zanim wybuchnie wojna. Obrona kraju nie będzie troską polskich wojsk skoro od początku znajdą się one w składzie sił NATO. Czy są na to szanse? Amerykański politolog George Friedman kierujący agencją STRATFOR pesymistycznie zauważa, że „ NATO nie funkcjonuje. Częściowo dlatego, że wielu członków nie ma realnych zasobów wojskowych, a częściowo dlatego, że nie ma misji ani celów”. Friedman w rozmowie z „Rzeczpospolitą” („Polska musi bronić się sama”) ocenia, że w Europie nie ma sił, ani woli by stanowczo przeciwstawić się ewentualnej agresji rosyjskiej. Takie siły mają Amerykanie, ale: „Z amerykańskiego punktu widzenia ważne jest to, by Polska mogła się obronić przez trzy miesiące sama. Inaczej pomoc po prostu nie będzie mogła nadejść. Jeśli kiedykolwiek Rosja zaatakuje Polskę, to czy znowu kraj upadnie w ciągu sześciu tygodni?” Charakterystyczne, że gen. Skrzypczak, zanim został zastępcą min. Siemoniaka też wspominał, że wsparcie NATO może nadejść nie wcześniej niż po trzech miesiącach od wybuchu wojny.
Aż 48 proc. Rosjan pozytywnie ocenia rolę Józefa Stalina w historii Rosji.
Uwaga! Tu Gliwice! Rozgłośnia znajduje się w polskich rękach… – taki komunikat usłyszeli 31 sierpnia 1939 roku mieszkańcy Górnego Śląska. W Gliwicach nie było żadnych polskich powstańców. Udawali ich poprzebierani za Polaków Niemcy, aby wykazać, że to Polska jest agresorem. W Grodnie też nie ma żadnych polskich powstańców. Czy mimo to usłyszymy: Uwaga! Tu Grodno! Rozgłośnia znajduje się w polskich rękach…