"Kryzys euro niczym taran uderza w kolejne kraje, zmuszając je do wywieszenia białej flagi i złożenia do centralnego tygla własnej suwerenności w dziedzinie podatków, wydatków i nadzoru nad bankami. Grecja już podbita, Hiszpania składa broń, Cypr przegrał ostatnią bitwę. Kanclerz Merkel rysuje strategię na najbliższe miesiące i lata.
Jest kolejna ofiara europejskiego kryzysu zadłużenia i związanego z tym kryzysu sektora bankowego. Tym razem chodzi o maleńki Cypr. Sektor bankowy tego kraju znalazł się na krawędzi załamania. Parlament podjął właśnie decyzję o dokapitalizowaniu sektora bankowego kwotą 2 mld euro. Rząd najprawdopodobniej przejmie udziały w zagrożonych bankach, przenosząc tym samym ciężar zadłużenia na budżet, czyli cypryjskich podatników, którzy staną się niejako "właścicielami długów". Podatnicy praktycznie nie mają szans udźwignąć spłat.
– Zadłużenie cypryjskiego sektora bankowego sięgnęło 308,7 proc. PKB, przy czym cały PKB Cypru to zaledwie ok. 13 mld euro. Wartość ekspozycji w bilansach banków z tytułu samych greckich aktywów szacuje się na 22 mld euro – wyjaśnia dr Cezary Mech, były wiceminister finansów. – Przyczyną załamania w cypryjskim sektorze bankowym jest nadmierna ekspansja tamtejszych banków, co przypomina sytuację, z jaką mieliśmy do czynienia w Islandii w 2008 roku – ocenia finansista. Rząd Islandii także chciał dokapitalizować banki, znacjonalizować je i przenieść zadłużenie na podatników, jednak Islandczycy zorganizowali w tej sprawie referendum i w głosowaniu odmówili spłacania długów wygenerowanych przez sektor bankowy. Dzięki tej decyzji gospodarka Islandii – po przejściowej recesji i zapaści kursu korony – szybko wyszła na prostą i powróciła na ścieżkę rozwoju. Banki islandzkie zaś same mozolnie spłacają długi.
Euro zamiast czołgów
Europejscy przywódcy wybrali inną drogę, tę, którą kroczy Grecja i Portugalia, a za chwilę pójdą Hiszpania i Włochy. Polega ona na ratowaniu dziurawych bilansów banków za cenę wpędzenia społeczeństw w biedę. Pomoc finansowa Unii Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego dostarczana jest tylko tym rządom, które swoim obywatelom zacisnęły pasa, i skierowana jest nie na pobudzenie rozwoju, lecz na spłatę bankowych długów. Skutki tej ofensywnej strategii widać już coraz wyraźniej nie tylko w Grecji z jej kontem powierniczym, do którego rząd grecki nie ma dostępu. Oto w minioną sobotę podczas konferencji ekonomicznej w Sitges w Katalonii premier przyciśniętej kryzysem zadłużeniowym i bankowym Hiszpanii Mariano Rajoy zadeklarował gotowość zrzeczenia się przez Hiszpanię suwerenności w sferze fiskalnej. Wystąpił on z propozycją powołania "nowej władzy fiskalnej w strefie euro". Przeniesienie władzy fiskalnej na poziom ponadnarodowy oznacza zrzeczenie się przez kraj suwerenności w dziedzinie decydowania o poborze i wydatkowaniu pieniędzy własnych obywateli. Centralna władza fiskalna miałaby, według propozycji Rajoya, przeprowadzić harmonizację podatków w strefie euro, centralnie kontrolować wydatki poszczególnych rządów oraz zarządzać ich długami.
– Rząd Hiszpanii zmuszony był wywiesić białą flagę, żeby zapewnić chleb swoim obywatelom. Skala problemów finansowych wygenerowanych przez kryzys euro przekroczyła widocznie jego możliwości zarządzania – komentuje tę rozpaczliwą propozycję senator Grzegorz Bierecki, prezes Kasy Krajowej SKOK. – Suwerenność Hiszpanii jest ceną za wsparcie banków z Europejskiego Funduszu Stabilności, inaczej Hiszpania musiałaby już dziś poprosić o pomoc międzynarodową – twierdzi dr Mech. – Rajoy wolał zaproponować centralizację władzy w przyszłości, niż poddać się trojce już teraz…
– Po raz pierwszy z propozycją wspólnej władzy fiskalnej wychodzi premier dużego kraju, zbyt dużego, aby można było pozwolić na jego finansowy upadek – zauważyła Agencja Reutera.
Według analiz JP Morgan, przewidywany deficyt Hiszpanii w przyszłym roku będzie o 7 mld euro wyższy niż Włoch, a zapotrzebowanie kredytowe rządu do końca roku 2014 wynosi w sumie 349 mld euro, i to bez kosztów dokapitalizowania banków (dla porównania, zapotrzebowanie Włoch wynosi 669 mld euro).
Nie upadek, lecz skok
Zapewne nieprzypadkowo właśnie w ostatni weekend kanclerz Angela Markel, występując na konferencji CDU, jako pierwsze zadanie do wykonania wymieniła centralizację władzy fiskalnej strefy euro, zaś za cel do zrealizowania "w średnim terminie" uznała centralizację europejskiego nadzoru bankowego oraz powołanie wspólnego bankowego funduszu gwarancyjnego, który zapobiegałby ucieczce depozytów w chwilach zagrożenia. Według doniesień agencyjnych, w kręgach europejskich trwają obecnie rozmowy nad powołaniem europejskiej unii bankowej opartej na scentralizowanym nadzorze, jednolitych zasadach ochrony wkładów oraz centralnym funduszu wspierającym banki. Kanclerz Merkel uważa, że kryzys należy wykorzystać do budowy unii politycznej w Europie. Dlatego właśnie Niemcy nie spieszą się z pomocą Hiszpanii i innym, lecz czekają, aż te kraje same poproszą o przejęcie ich suwerenności w dziedzinie budżetowej i bankowej do centrum. Kiedyś o władzę nad narodami walczyły czołgi, dziś rolę tę pełni euro.
– Kryzys w eurostrefie jest wykorzystywany w warstwie politycznej przez politykę niemiecką. Kanclerz Merkel na konferencji w Berlinie stwierdziła że "jest gotowa wysłuchać apelu skierowanego do Niemiec, aby zrobić nawet coś więcej dla wzrostu, ale chce, aby inne państwa w zamian zrezygnowały z suwerenności konstruowania swoich budżetów", co oczywiście łączy się z uznaniem, że kraje będą mogły być sądzone przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości, jeśli łamałyby wyznaczoną dyscyplinę fiskalną – zwraca uwagę dr Mech. – Merkel zapowiedziała również, że zgodzi się na przejęcie kontroli nad sektorem bankowym UE, ale na pewno nie na zasadzie sfinansowania jego wydatków – wyjaśnia finansista dalsze aspekty realizowanej przez Berlin strategii. – Zamiast spodziewanego upadku euro możemy zatem mieć skok do przodu w kierunku głębszej integracji – przewiduje, wskazując, że wszystko zmierza w kierunku powstania scentralizowanego molocha europejskiego pod egidą Niemiec. Realizacja tej strategii jest możliwa, jego zdaniem, dlatego że narody eurostrefy, tak jak Grecy, chcą dwóch wzajemnie wykluczających się rzeczy naraz – suwerenności i wspólnej waluty, oraz są zakładnikami grup biznesu. Gdy zaś muszą wybierać, oddają suwerenność kraju na rzecz indywidualnych interesów, takich jak utrzymanie wartości emerytur czy oszczędności wyrażonych w euro. Tymczasem Islandczycy postąpili odwrotnie i dobrze na tym wyszli…"
Małgorzata Goss