Motto: "Uczcie się młodzi, bo tu o waszą przyszłość chodzi..."

Pamiętam z europejskich wojaży tunel ateńskiego metra, tak wysoki i tak szeroki, że bez trudu zmieściłby wielopiętrowy okręt podwodny; wiadukty portugalskich autostrad tak grube i potężne, że przesłaniały krajobraz, a drogi te w dodatku biegły w całkiem płaskim terenie, więc po diabła było je podnosić metr-dwa nad ziemię? Nowiutkie koleje wielkich prędkości w Hiszpanii, kóre jeździły prawie puste.

Było to kilka lat temu, kiedy o żadnym kryzysie Europie nawet się nie śniło, ale do dziś pamiętam moje zdziwienie – po cholerę było tak przepłacać? Przecież tylko głupi wydaje więcej, niż musi. Ale to może jedynie efekt nauk i ograniczeń wyniesionych z domu rodzinnego,  bo co ja – robaczek mogę wiedzieć o mądrości i preferencjach „starej Europy”?

Kilka miesięcy temu pisałem o nadciągającym niebezpieczeństwie wynikającym z beztroskiego zadłużania się na potrzeby „skonsumowania” funduszy europejskich: http://prognozydocenta.salon24.pl/335444,polskie-gminy-ofiara-hucpiarstwa-po

No i okazało się, że „choroba europejska” – budować drogo, hucznie, byle jak, bezmyślnie i na kredyt – dopełzła także do kraju nad Wisłą.

Pragnę zwrócić uwagę na dwa świeże artykuły w „Dzienniku Gazecie Prawnej” o nietrafionych gminnych inwestycjach, na których utrzymanie i bieżące funkcjonowanie brak funduszy, chociaż do ich powstania niezbędne było wzięcie pokaźnych kredytów, które przecież trzeba będzie spłacić.

http://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/379990,pieniadze-z-unii-na-swietlice-zostaly-zmarnowane-gminy-u-krytyki.html

http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/380085,unijne-dotacje-nadszedl-czas-placenia-rachunkow.htm

Bo im droższa inwestycja, tym większe unijne „dofinansowanie” – więc hulaj dusza, piekła nie ma – bo pieniądze przecież leżały praktycznie na ulicy i tylko frajer by przepuścił taką okazję – "By żyło się lepiej, mordo ty moja!"

Grecja, Portugalia i Hiszpania jako najbiedniejsze w swoim czasie kraje UE dostawały największą pomoc. Jednak do środków otrzymanych z UE kraj beneficjent musi dołożyć tak zwany wkład własny, zwykle finansowany wieloletnim kredytem.

To powoduje, że kraje, które dostają najwięcej funduszy z UE jako pierwsze dostają "szansę" na bankructwo.

Na dziś polskojęzyczne media oraz propaganda rządowa pękają z dumy, bo przecież pod wodzą naszego Donalda jesteśmy "największym beneficjentem unijnej pomocy”. Hmmmmm…

I tak polskie gminy, jak i całe polskie państwo, już niedługo – bo tandem Donald – Vincent uwija się  jak w ukropie, by jak najszybciej przekroczyć ważną barierę 1000 miliardów długu –  jak dojrzały owoc,  wpadną prosto w łapska wierzycieli, stając się przedmiotem tajnych aukcji i  licytacji.

Bo oni naszym długiem po prostu będą handlowali – bo na dziś to wygląda na to, że w Europie  czasy wysyłania czołgów po gotówkę już się skończyły, bo bankruta można sobie dziś, ot  tak, po prostu kupić.  A któż to wśród liczących się dzisiaj graczy ma naprawdę duże pieniądze do upłynnienia?

No to co, drodzy rodacy, może by tak jakieś malutkie referendum, co?

Czy Szanowni Państwo życzą sobie w takim razie przejścia pod kuratelę: a) chińską, b) rosyjską, c) niemiecką,  d) izraelską, e) międzynarodowego konsorcjum bankowego, f) bezpośrednio z Brukseli?                                                                                                                                        
Do wyboru, do koloru – co komu pasuje – bo przecież urokiem demokracji  jest pełna swoboda wyboru…

Jesteśmy dziś jak narkoman – umysłowo i gospodarczo  uzaleznieni od unijnej „pomocy”, a uzalezniony nie dba, ile co kosztuje.

Europejska instrukcja doprowadzania do ruiny.
Do Hiszpanii po odkryciu Ameryki napłynęło mnóstwo bogactw, w postaci złota, srebra oraz innych dóbr. Potem Hiszpania z roli światowego mocarstwa stoczyła się do poziomu podrzędnego kraiku, który Napoleon zajął praktycznie bez walki. Obecne europejskie "Eldorado" w postaci kasy z UE przypomina to, co działo się wtedy w Hiszpanii.

Najwięksi beneficjenci pomocy z UE najszybciej popadają w ruinę. Pomaga się im w tym dając im do zorganizowanie duże imprezy sportowe. W Hiszpanii i Grecji były to olimpiady, a w Portugalii mistrzostwa Europy w piłce nożnej. W Portugalii wybudowano kilka stadionów, których część planuje się teraz wyburzyć, bo nie ma środków na ich utrzymanie. Także Grecy za swoją olimpiadę płacą do dzisiaj.

Wielkim kosztem zbudowano infrastrukturę, która dzisiaj nie przynosi żadnych zysków, a jej utrzymanie jest gwoździem do trumny i tak już zadłużonego ponad miarę budżetu.

Patrząc na to, co teraz dzieje się w Polsce, mam nieodparte wrażenie, że zmierzamy drogą wytyczoną przez te trzy wymienione wyżej kraje.

Budujemy najdroższe tego typu stadiony na świecie, budujemy najdroższe na świecie autostrady, a żadna z nich nie jest oddawana do użytku w ustalonym terminie http://blog.rp.pl/wildstein/2011/09/19/europejska-sciema/#comment-167493

Dotacje unijne jeszcze w żadnym kraju samoistnie nie spowodowały cywilizacyjnego awansu – mogły jedynie tworzyć jego iluzje. A ponadto opieranie się na „pomocy” unijnej sytuuje nas w roli petenta, niemalże żebraka, co jest na dłuższą metę demoralizujące, bo strumień pieniędzy z zewnątrz rozleniwia i usypia. A przeciez, zeby się wzbogacić, trzeba samemu pracować – coś produkować, coś sprzedać i samemu zarobić.

Tak jak zasiłek niszczy ludzi, tak dotacje niszczą państwa.

Jeszcze nikt nigdy w Polsce nie kupił sobie dobrobytu na kredyt… Nie udało się to Gierkowi, nie uda i Tuskowi.

Przychodzi mi na myśl stare porzekadło: „Ten się śmieje, kto...”?

Bo Albert Einstein przecież stwierdził: „Procent składany jest największym wynalazkiem ludzkości”.

Ciarki przechodzą mi po plecach, bo nasz Donald przecież wygrał wybory m. in. dzięki obietnicy dodatkowych, cieplutkich, już uśmiechających się do nas 300 nowych unijnych miliardów…

Ech, łza się kręci w oku, jakież to wspaniałe fortuny mogłyby przy okazji wyrosnąć, prawda? –  "By żyło się lepiej!", a przecież nie wszystkie chłopaki zdążyły się załapać…

 

P.S. Nam to się zwykle wydaje, że oprocentowanie pożyczki jest jasne i że cały czas będziemy spłacać  taką samą kwotę .

No to jaką kwotę trzeba oddać wierzycielowi  za pożyczone na dwa lata 1000 zł  przy oprocentowaniu 5%?

Spodziewamy się, że będzie to: 1000 + 1000 x 0,05 x 2 = 1100 zł

Ale przy procencie składanym wysokość każdej następnej raty naliczana jest od kwoty już spłaconego długu + oprocentowanie i dług nam lawinowo narasta, nabierając tym większej niszczycielskiej mocy, im dłuższy jest okres jego spłacania.

Teraz nasze 1000 zł do oddania od razu nam nieco urośnie, mimo że pierwsza rata będzie taka sama:

W pierwszym roku: 1000 + 0,05 x 1000 = 1050 zł.

W drugim roku: 1050 + 0,05 x 1050 = 1102,50 czyli nasz dług po dwóch latach kosztuje nas nie 1100 zł, ale już (1050 + 1102,50 =) 1152,50.  Itd.

To tak jak w starej przypowieści o mędrcu i królu, gdzie ten pierwszy, gładząc swoją długą brodę, za pierwszą poradę zażądał „jedynie” jednego ziarna zboża na szachownicy, za drugą – dwóch, a następnie 4, 8, 16, 32, 64, …aż w końcu w całym królestwie zabrakło zboża i król został „puszczony w skarpetkach”.

Użyteczny wzór matematyczny to: suma pożyczki x (1 + oprocentowanie dzielone przez 100), a wszystko to do potęgi równej ilości lat na spłatę długu.

Czy Państwa ktoś tego uczył w szkole?