Dlaczego Polska w tej sprawie siedzi cicho i jakie decyzje w tej sprawie podejmie Tusk na szczycie UE już 18 października, doprawdy nie wiadomo. Lekceważenie polskich interesów, a przy okazji także polskiego Parlamentu, trwa w najlepsze.
1. W ostatnich dniach w niektórych mediach, pojawiły się dosyć sensacyjne informacje, że w propozycjach konkluzji październikowego posiedzenia Rady Europejskiej w dniu 18 października w Brukseli, jest powołanie odrębnego unijnego budżetu dla krajów strefy euro.
Takie propozycje konkluzji, zostały jak się okazuje rozesłane jeszcze we wrześniu przez przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya do stolic wszystkich 27 państw członkowskich, a w Polsce rządzący na ten temat, nie puścili nawet pary z ust.
Ba w ostatni czwartek był obecny w naszym kraju komisarz UE d/s. budżetowych Janusz Lewandowski i mówił o braku w tegorocznym unijnym budżecie około 10 mld euro na realizację bieżących płatności, mówił o problemach z projektem budżetu na lata 2014-2020 ale nawet zająknął o tym, że Niemcy forsują oddzielny budżet dla krajów strefy euro.
2. Sytuacja jest tym bardziej dziwna, że już parę miesięcy temu przewodniczący Rompuy ogłosił, że zwoła dodatkowe posiedzenie Rady 22-23 listopada tego roku, na którym chciałby doprowadzić do konsensusu w sprawie unijnego budżetu na lata 2014-2020.
Ale rozmowy o tym budżecie, idą jak po grudzie. Wynika to głównie z coraz trudniejszej sytuacji gospodarczej i finansowej w wiodących krajach UE i poważnych rozbieżności pomiędzy tzw. płatnikami netto, a pozostałymi krajami członkowskimi.
Prace utrudnia list do Komisji Europejskiej podpisany przez przywódców aż 11 państw członkowskich (w tym Niemiec i Francji), które chcą zmniejszenia projektu budżetu UE przygotowanego przez KE z 1033 mld euro do około 930 mld euro czyli na około 0,9% PNB Unii Europejskiej.
A wiec budżet ten będzie o 100 mld euro mniejszy niż chce KE i jest to w zasadzie przesądzone bo chcą tego Niemcy i Francja. Na czym te pieniądze mogą być zaoszczędzone?. Na dwóch najważniejszych politykach unijnych: regionalnej i rolnej czyli tych z których głównie korzysta nasz kraj.
3.Już przy tym co zaprojektowała Komisja Europejska, środki na Wspólną Politykę Rolną, a dokładnie na II filar tej polityki czyli modernizację terenów wiejskich, mają być mniejsze aż o 50 mld euro w stosunku do obecnego siedmiolecia.
Polska, która do tej pory otrzymuje na ten cel około 2 mld euro rocznie, straci część środków na ten cel, nawet gdyby budżet na lata 2014-2020 został uchwalony w wersji przyjętej przez KE. Ale jest już przecież pewne, że będzie on mniejszy.
Z polityką regionalną będzie zapewne podobnie. Te 100 mld euro trzeba przecież gdzieś zaoszczędzić,więc przewidywane oszczędności w środkach na tę politykę, mają wynieść około 80 mld euro.
Oznaczałoby to wyraźne zmniejszenie środków na politykę regionalną, które miały przypaść największym beneficjentom w tym głównie Polsce.
4. Tak czy inaczej Polska na tych oszczędnościach forsowanych przez 11 tzw. płatników netto sporo straci (300 mld zł obiecane przez Platformę w kampanii wyborczej to już tylko wspomnienie) ale informacja o oddzielnym budżecie tylko dla 17 krajów strefy euro, stawia w ogóle negocjacje budżetowe pod poważnym znakiem zapytania.
Nie ulega bowiem wątpliwości, że Niemcy forsując oddzielny budżet dla krajów strefy euro, wcale nie chcą dodatkowego opodatkowania 17 krajów tej strefy, tylko chcą wydzielić pieniądze z projektowanej perspektywy finansowej, a wtedy pozostałoby ich znacznie mniej na dotychczasowe unijne polityki.
Te wyodrębnione pieniądze byłyby dodatkowym instrumentem wspierania rozwoju w krajach strefy euro pogrążonych w kryzysie ale także byłyby podstawą do wyemitowania euroobligacji tylko dal krajów tej strefy przed którymi do tej pory Niemcy się broniły rękami i nogami.
W ten sposób znalazłyby się pieniądze na wspomaganie Grecji, Irlandii, Portugalii, Hiszpanii i Włoch, a także byłyby one podstawą do emisji euroobligacji, które dodatkowo nie obciążałyby niemieckiego budżetu.
Dla płatników netto to bardzo dobre rozwiązanie, dla pozostałych krajów fatalne. Tracą bowiem znaczące pieniądze w budżecie na lata 2014-2020, co więcej mają większe niż do tej pory kłopoty z plasowaniem na rynku swoich obligacji, bo pojawiają się euroobligacje o rentowności trochę wyższej niż obligacje niemieckie i bardzo atrakcyjne dla inwestorów.
Dlaczego Polska w tej sprawie siedzi cicho i jakie decyzje w tej sprawie podejmie Tusk na szczycie UE już 18 października, doprawdy nie wiadomo. Lekceważenie polskich interesów, a przy okazji także polskiego Parlamentu, trwa w najlepsze.