Przy okazji ćwierćwiecza ogłoszenia niepodległego państwa ukraińskiego można odnotować ożywienie nieco przygasłego wobec ostatnich wydarzeń tematu stosunków polsko-ukraińskich. Powodem szczególnym jest uczestnictwo prezydenta Dudy w rocznicowych uroczystościach w Kijowie i jego wystąpienie. Nie przykładałbym większej wagi do treści przemówienia okolicznościowego, ale wielu publicystów uznało że przekroczyło ono granice standardowo uprzejmościowej formuły i zawierało oświadczenia daleko idące.
Nie będę się o to spierał, dla mnie najistotniejsze jest to czy w Polsce istnieje własna, polska koncepcja układania stosunków z Ukrainą?
Przed wojną istniały dwie rozbieżne idee polityczne związane z Ukrainą; – pierwszą była idea federacyjna, zmierzająca do stworzenia między Polską i Rosją państw związanych federacją z Polską, stanowiących zaporę dla rosyjskiej ekspansji.
Główny przedstawiciel tej idei – Józef Piłsudski zrobił wiele dla jej realizacji, nie uwzględnił tylko jednego, a mianowicie gotowości narodu białoruskiego i ukraińskiego do podjęcia walki o własne, niezależne państwo.
Szukając sojuszników wśród tych narodów zawiódł się serdecznie, gdyż nie znalazł ani odpowiedniej reprezentacji politycznej, ani, co znacznie gorsze, stosownej siły wojskowej.
Wojsko Bułak – Bałachowicza na Białorusi to zaledwie parę tysięcy ludzi, a armia Pelury na Ukrainie – nie całe 30 tys.
Z punktu widzenia praktycznych możliwości należało raczej szukać oparcia w sferach posiadaczy zagrożonych bolszewizmem, ale na to nie pozwalała socjalistyczna proweniencja Piłsudskiego, szukał więc sojuszników wśród ludu, ale ten był politycznie zupełnie nie dojrzały, nawet jeżeli nie dał się wziąć na lep bolszewickich haseł „grabit’ nagrablionnoje”.
Dmowski, który był przedstawicielem odmiennej idei – asymilacji, czy wprost aneksji, był znacznie bardziej pragmatycznie zastawiony.
Uważał że coś takiego jak zdolny do tworzenia swojej odrębnej państwowości – naród białoruski czy ukraiński -po prostu nie istnieje.
Ten pogląd podzielała większość polityków na arenie międzynarodowej, nawet już w czasie II wojny światowej Roosevelt i Churchill podobnie rozumowali.
Dmowskiego koncepcja polegała na wyznaczeniu wschodnich granic Polski w zasięgu oddziaływania polskiej kultury, co według niego mnie więcej odpowiadało linii drugiego rozbioru. Pozostały obszar powinien przynależeć do zaprzyjaźnionej z Polską Rosji.
Karkołomność tej idei polegała na znalezieniu „zaprzyjaźnionej” Rosji, albowiem każda Rosja, czy to bolszewicka czy carska czy jakakolwiek inna przez „zaprzyjaźnienie” rozumie włączenie Polski w orbitę jej wpływów, jeżeli nie wprost aneksję.
Nie jest wykluczone że w przyszłości taka Rosja zaistnieje i wydawało się przez moment że już jest, ale niechęć ze strony polskiej i brak realnego poparcia dla Jelcyna, spowodowały że został zastąpiony przez układ „wielkorosyjski” dążący do odbudowy imperium.
Po wojnie, na okres półwiecza problem Ukrainy i Białorusi przestał istnieć.
Sowieckie republiki oprócz nazwy nie miały nic wspólnego z jakąkolwiek samodzielnością. Proces intensywnej rusyfikacji rozpoczęty jeszcze przed wojną nasilił się po wojnie.
Z Białorusią nie patyczkowano się, zabrano jej Smoleńsk i nasycono tak dalece ludnością rosyjskojęzyczną że po dzień dzisiejszy ten język jest wyraźnie dominujący i formalnie uznany jako urzędowy obok białoruskiego.
W stosunku do Ukrainy zastosowano metodę przyłączania do niej ziem zamieszkałych przez ludność rosyjską lub całkowicie zrusyfikowaną.
W ten sposób na Ukrainie znalazł się Krym i zagłębie donieckie, a także z gruntu rosyjskie miasta Charków i Odessa.
Prezentem od Stalina było włączenie do Ukrainy Lwowa, Bukowiny i Rusi Zakarpackiej.
Republika ukraińska uzyskała zatem terytorium 603 tys. km.2 stając się po Rosji drugim co do obszaru krajem Europy.
Jednakże skład ludnościowy tego kraju wskazywał na rosnący udział ludności rosyjskiej, był to wynik masowych przesiedleń i wyniszczania miejscowej ludności akcjami represyjnymi, szczególnie zaś głodem w 1933 roku i 1947.
Rozpad Związku Sowieckiego dokonany w 1991 roku nie był wynikiem akcji oddolnej, ale został przeprowadzony przez rządzącą partię komunistyczną w okolicznościach nie wyjaśnionych do końca po dzień dzisiejszy.
Skutki tego rozpadu wskazują na działania oligarchii pragnącej przejąć we własne ręce państwowy majątek sowiecki. Skład tej oligarchii świadczy o jej kagebowskich korzeniach, jedynej organizacji która przetrwała zmiany ustrojowe w Sowietach.
Wprawdzie za czasów Breżniewa urosła w siłę skorumpowana warstwa technokratów rządzących sowiecką gospodarką, ale to nie jej przedstawiciele przejęli majątek sowiecki, byli to głównie ludzie „z nikąd” częstokroć nie mający poprzednio żadnych kontaktów z gospodarką.
Wygląda to na dobraną armię agentów, którzy zostali wyznaczeni do wykonania określonej roli. Ze względu na skład personalny tej agentury można podejrzewać że oprócz KGB w tej operacji brały udział i inne tajne służby.
Problem leży w tym że ten proceder nie dotyczy tylko Rosji, ale wszystkich byłych sowieckich republik, a został też powielony i w innych krajach sowieckiego bloku z Polską na czele.
Trzeba zatem widzieć ścisłe powiązania rządzącej oligarchii w całym byłym sowieckim obozie.
Można spodziewać się że po upływie ćwierci wieku wzajemne więzi się rozluźniły, ale doświadczenia z metod stosowanych przez tajne służby pochodzenia bolszewickiego po dzień dzisiejszy wskazują na konieczność uwzględnienia tych zależności.
Należy też mieć na uwadze kluczową pozycję jaką Ukraina odgrywa we wszystkich dziedzinach stosunków między dawnym centrum w Moskwie, a zależnymi od niego peryferiami byłego imperium.
Nie dziwiłbym się wcale gdyby się okazało że czołowi politycy na Ukrainie, głoszący suwerenność swego kraju mają odpowiednie teczki w Moskwie za pomocą których mogą być sterowani.
Dotyczy to również polityków w innych krajach, szczególną uwagę poświęciłbym współpracy tajnych służb niemieckich i rosyjskich.
Informacje w tym względzie muszą stanowić niezbędny składnik wiedzy o wszelkich partnerach.
Uzyskanie przez Ukrainę formalnego statusu państwa niepodległego odbyło się bez udziału narodu ukraińskiego. W Polsce, a nawet na małej Litwie czy Estonii zaistniały wydarzenia świadczące o woli i determinacji tych narodów dla odzyskania niepodległości.
Ukraina nie miała takich historycznych odniesień, ale można było chociażby powołać się na istnienie wolnej ukraińskiej republiki ludowej Semena Pelury.
Nic takiego nie miało miejsca, nawet obecna konstytucja ukraińska nie powołuje się na jakiekolwiek powiązania historyczne.
Powstałe w tych warunkach państwo ukraińskie otrzymało w spadku po USSR granice wyznaczone przez Stalina i jego następcę Chruszczowa bez uwzględniania rzeczywistego stanu posiadania narodu ukraińskiego i to zarówno pod względem zaludnienia jak i stanu posiadania materialnego, jak i bez wyrażania woli ludności.
Równocześnie administracja, wojsko i służby bezpieczeństwa stanowią spadek po sowieckich rządach na Ukrainie, znalazło to wyraz w chwili najwyższego zagrożenia spowodowanego inwazją rosyjską na Krym, kiedy nawet wysokiej rangi dowódcy ukraińscy przechodzili na rosyjską stronę.
Trzeba przyznać że szczególnie po prorosyjskich rządach Janukowicza istnieje obawa że ciężar sowieckich pozostałości we wszelkich objawach życia na Ukrainie jest ciągle jeżeli nie dominujący to przynajmniej bardzo istotny.
W pierwszym rzędzie obejmuje to wpływ języka rosyjskiego znacznie przekraczający nominalną liczbę Rosjan. Wg ukraińskich danych statystycznych Rosjanie stanowią 17,8 % ludności Ukrainy, ale językiem rosyjskim na co dzień posługuje się 37,7 % ludności, nie zdziwiłbym się gdyby się okazało że ten odsetek jest jeszcze wyższy / wg badań instytutu Juszczenki przeszło 80 % ludności Ukrainy jest rosyjskojęzyczna/.
Większość ukraińskich dużych miast jest rosyjskojęzyczna, dała temu wyraz w polskiej telewizji Ukrainka z Polski która pojechała do Kijowa i kilku innych miast w centralnej Ukrainie i z przerażeniem stwierdziła że są to miasta rosyjskie.
Procesowi „ukrainizacji” Ukrainy nie sprzyja też sytuacja religijna. Niemal ¾ ludności deklaruje wyznanie prawosławne w którym ciągle dominuje patriarchat moskiewski i to nie tylko na wschodzie kraju, ale również na Wołyniu. Na przykład w moim rodzinnym Beresteczku i Horochowie które odwiedziłem cerkwie są obediencji moskiewskiej co powoduje że niektórzy prawosławni nie chodzą do cerkwi, ale wolą uczestniczyć w nabożeństwach parafii rzymsko katolickich / unickich parafii na Wołyniu prawie nie ma/.
Nawet ławra poczajowska należy do cerkwi moskiewskiej.
Galicyjscy unici, którzy przybrali nazwę ukraińskiego kościoła narodowego nie zdołali rozprzestrzenić się na pozostałą część Ukrainy i stanowią według oficjalnej statystyki poniżej 5 % ludności, a według optymistycznych danych CIA 8%.
Ukraina jest krajem wymierającym, podobnie jak Rosja, która ratuje się demograficznie imigracją muzułmańską. Na Ukrainie nie ma dopływu ludności z zewnątrz natomiast obok braku przyrostu naturalnego notuje się stały ubytek emigracji zarobkowej, nawet w Polsce przebywa stale około miliona Ukraińców, ale głównym celem ukraińskiej emigracji są Niemcy, Stany Zjednoczone i Kanada.
W związku z tym podawana liczba ludności Ukrainy – 45 mln nie odpowiada stanowi faktycznemu / podobnie jak w Polsce/.
Można śmiało szacować że faktyczne zaludnienie Ukrainy nie przekracza 40 mln.
Gospodarka Ukrainy znajduje się w fatalnym stanie, stąd PKB na mieszkańca w granicach 6 tys. dolarów rocznie plasuje ją na ostatnim miejscu w Europie.
A przecież jest to kraj posiadający doskonałe grunty rolne i sprzyjające warunki klimatyczne dla rozwoju rolnictwa i przemysłu rolno spożywczego. Zapaść w tej dziedzinie spowodowana gospodarką sowchozowo kołchozową nie została dotąd przełamana. Na Ukrainie ciągle oferuje się wielkie połacie nieużytków i brakuje wszystkiego dla zorganizowania wydajnego rolnictwa.
Jak dotychczas nie odzyskano nawet tego poziomu wydajności rolnictwa jaki był za Sowietów, a przecież był to poziom bardzo niski.
Ukraina produkuje około 200 TWh energii elektrycznej rocznie, ale w czasach sowieckich produkowała nawet 250 TWh, jednakże ze względu na redukcję przemysłu przetwórczego obecny poziom należy uznać za wystarczający, a nawet umożliwia eksport energii.
Podstawowy przemysłem Ukrainy jest górnictwo węglowe i rud żelaznych, hutnictwo i przemysł ciężki.
Ukraina produkowała nawet 40 mln ton stali rocznie, obecnie na skutek działań wojennych cała ta produkcja jest zredukowana.
Istnieje też problem możliwości korzystania z produkcji na terenach zajętych przez prorosyjską rebelię.
Głównym ośrodkiem przemysłu maszynowego jest Charków z przemysłem lotniczym i samochodowym, co z tego przemysłu pozostało na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć, ale z pewnością nie za dużo mimo że Charków będąc miastem zamieszkałym głównie przez Rosjan pozostał przy Ukrainie.
Handel zagraniczny Ukrainy jest raczej mikroskopijny i stanowi zaledwie jedną trzecią handlu polskiego mimo że Ukraina jest większym krajem, a ponadto główne obroty dotyczą Rosji uzależniając Ukrainę nie tylko w zakresie energetyki, ale także od wzajemnych dostaw kooperacyjnych stanowiących pozostałość po sowieckim systemie powiązań gospodarczych.
W sumie gospodarka Ukrainy wymaga gruntownej przebudowy w kierunku uniezależnienia od Rosji, , stworzenia nowoczesnego przemysłu, zorganizowania rolnictwa, a przede wszystkim budowy sieci powiązań i całego systemu zarządzania i wymiany towarów i usług.
Jest to praca wymagająca obok twórczego działania także i dłuższego czasu dla wdrożenia nowego systemu postępowania w gospodarce. Ukrainie ciągle brakuje niezależnej inicjatywy gospodarczej i twórczych działań, mimo upływu ćwierćwiecza ciągle pokutuje oczekiwanie na polecenia odgórne.
Przy takim nastawieniu istnieje uzasadniona obawa że pomoc zewnętrzna w tworzeniu nowoczesnej gospodarki może się okazać zawodna niezależnie od wciąż panującej powszechnie korupcji i innych przeszkód powodujących bardzo niskie notowanie ukraińskiego systemu gospodarczego.
Jako partner gospodarczy z Polską Ukraina praktycznie nie istnieje, eksport do Polski to zaledwie 2 %
Całego ukraińskiego eksportu wynoszącego zaledwie 65 mld dolarów, a import z Polski to 8% całego importu wynoszącego 85 mld dolarów.
Jak na tak duży kraj sąsiadujący z Polską są to kwoty mikroskopijne.
Dla ożywienia wzajemnej wymiany niezbędne jest jednak osiągnięcie przez Ukrainę stabilizacji wewnętrznej, a do tego jak na razie, daleko.
Jako partner polityczny Ukraina poprzestaje na postulowaniu jednostronnego wsparcia ze strony Polski i rzeczywiście Polska jako jedyny kraj zaangażowała się w poparcie Ukrainy w jej wojnie z Rosją, bo do tego trzeba sprowadzić rebelię we wschodniej Ukrainie. Paradoksalnie, ale z powodu polskiego poparcia dla Ukrainy prezydent Polski nie może spotkać się z prezydentem Rosji, natomiast prezydent Ukrainy spotyka się z prezydentem Rosji i to wcale nie po to żeby mu wygarnąć w oczy że jest napastnikiem i że powinien natychmiast wydać rozkaz wycofania się z terytoriów państwa ukraińskiego.
Nasuwa się uzasadnione zastrzeżenie że Polska objawia więcej zapału w tej wojnie niż sama zaatakowana i poszkodowana Ukraina, która nie potrafi zmobilizować dostatecznych sił do pokonania niewielkich ugrupowań rebelianckich wspieranych niezbyt licznymi jednostkami rosyjskimi.
Na Ukrainie istnieje jednak powszechny opór przeciwko mobilizacji do wojska, a ochotnicy są zbyt nieliczni.
Zlikwidowanie separatystycznych ośrodków oporu jest warunkiem przywrócenia na Ukrainie normalnego ładu państwowego, pozostawienie na dłuższą metę obecnego stanu grozi upadkiem państwa, przynajmniej w takiej formie w jakiej istnieje obecnie.
Największym zagrożeniem dla obecnej polskiej polityki byłoby opanowanie sytuacji przez Rosję czyli przynajmniej powrotu do czasów Janukowicza, ale ponieważ jak twierdził Heraklit nie w sposób jest wejść do tej samej rzeki, powrót do wpływów rosyjskich miałby wymiar jeszcze ostrzejszy niż w przeszłości.
Rozważając na zimno szanse obu stron należy przyznać że Rosja rozporządza realiami w postaci uzależnienia energetycznego, wymiany towarowej /przeszło 70 % ukraińskiego eksportu to rynek WNP/, a przede wszystkim ma potężne oparcie w rosyjskiej ludności na Ukrainie i pozostałościach po Sowietach.
Zachód na Ukrainie praktycznie nie ma niczego, a udzielane pożyczki i subwencje są w znakomitej większości roztrwaniane, zresztą stanowią one drobny ułamek ukraińskich potrzeb.
Radykalnym sposobem na ruszenie ukraińskiej gospodarki byłoby wykupienie tego co jeszcze przedstawia jakąś perspektywiczną wartość i zorganizowanie od podstaw całego życia gospodarczego.
Wymaga to jednak stabilnego państwa i inwestorów gotowych do włożenia dziesiątków miliardów dolarów, jak na razie nie ma ani jednego ani drugiego.
Z drugiej strony siła ekspansji rosyjskiej w miarę upływu czasu maleje, zarówno ze względu na kłopoty związane ze spadkiem cen surowców energetycznych, jak i słabnącą wydolnością państwa rosyjskiego.
Rosja też musi się liczyć z koniecznością poniesienia znacznych wydatków po ewentualnym włączeniu Ukrainy do swojego obszaru dominacji.
Świadomość tego ryzyka może powstrzymywać Rosję od zbyt aktywnych działań. Taki stan jaki istnieje i tak jest dla niej korzystny.
Uwzględniając wszystkie realia, a szczególnie oceniając możliwości działania wszystkich stron dramatu ukraińskiego, można stworzyć przesłanki do wypracowania polskiego stanowiska w tej sprawie.
Ze względu na polski potencjał materialny i znaczenie geopolityczne obecnego państwa polskiego należy stwierdzić że nie mamy szans na odegrania czołowej roli w rozwiązaniu problemu ukraińskiego.
W tej chwili najważniejsze pozycje zajmują Rosja i Niemcy, Amerykanie wprawdzie chętnie wykorzystaliby kłopoty z Ukrainą dla umocnienia swoich wpływów w Europie, ale wyraźnie widać że nie jest to dla nich obiekt pierwszoplanowych zainteresowań.
Pod tym względem partnerzy europejscy górują zdecydowanie i, jak na razie ich najwyraźniej wspólna koncepcja utrzymywania status quo na Ukrainie ma największe szanse.
Przypomina to istniejące twory „Republikę Naddniestrzańską” „Osetię” itp. które trwają już wiele lat.
Los Ukrainy będzie wówczas głównie w rękach rosyjskich z zapewnieniem stosownego wpływu niemieckiego raczej na zasadzie uczestnictwa pośredniego wykorzystując swoje wpływy na Rosję.
Ten scenariusz Polsce nie może odpowiadać i to nawet nie ze względu na osłabienie Ukrainy, ale głównie na możliwości jej rozgrywania przeciwko Polsce.
Jakie więc Polska może zastosować środki ażeby temu przeciwdziałać?
Obecna polityka wspierania rządu w Kijowie jest nieskuteczna, a sam ten rząd przeżywający co chwila kryzysy nie jest pewnym partnerem.
W tych okolicznościach znacznie większe nadzieje na zmianę niekorzystnej dla nas sytuacji należy widzieć przede wszystkim w zmianie układu wewnętrznych stosunków w Europie.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby obalenie istniejącej UE i na jej miejsce powołanie wspólnoty suwerennych państw połączonych wspólnym rynkiem na zasadach równorzędności partnerskiej i zaproponowanie zarówno Ukrainie jak i Białorusi specjalnych więzi gospodarczych.
Niezależnie od tego wymagane byłoby uregulowanie stosunków z Rosją na zasadzie partnerstwa z całą zjednoczoną Europą, a nie tylko z wybranymi krajami, jak to ma miejsce obecnie.
Rosja nie mając wyboru i mając do czynienia z rosnącymi problemami w Azji musiałaby przystać na taki układ jako jedynej szansy wzmocnienia swojej pozycji na wschodzie.
Działając w tym kierunku Polska musi akcentować prawa do niezawisłości wszystkich krajów europejskich
W tym i Ukrainy i Białorusi.
Walka z zagrożeniem rosyjskim jest w warunkach bardzo słabego poparcia ze strony innych krajów zajęciem mało skutecznym. Jedynie działanie na obalenie rzeczywistej hegemonii europejskiej jaką jest hegemonia niemiecka wspierana przez Rosję może przynieść pożądane rezultaty w postaci otworzenia dla całej Europy szans na równowagę, pokój i dynamiczny rozwój.
2 komentarz