Oczywiście to nieładnie grzebać w życiorysach. Jednak po marcowej (2015) publikacji Newsweeka, w której to ni z gruchy ni z pietruchy przypomniano żydowskie korzenie teścia ówczesnego kandydata na prezydenta dr Andrzeja Dudy najwyraźniej wolno o wiele więcej.
Borys Budka, radca prawny, poseł, niedawno minister aprowizacji sądów (pardon, sprawiedliwości), od czasu przegranych przez jego formację wyborów pozuje na peowskiego Ziobrę z czasów, gdy jeszcze rządził SLD.
Niezłomny, nieskazitelny, świetny prawnik. I chociaż mimochodem ktoś zarzucił mu, że jako minister sprawiedliwości zadbał jedynie o własne interesy (podwyższenie o ok. 100% i tak niemałych kosztów zastępstwa procesowego, czyli wynagrodzenia radców prawnych i adwokatów) to przecież w mocno uszczuplonej drużynie PO stanowi wyrazistą postać.
/
Pamiętne były zwłaszcza te słowa:
/
/
Ta tromtadracja byłego ministra stanowiła odpowiedź na ustawę mającą przywrócić połączenie prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości w jedno.
I pewnie bym przyklasnął, bowiem nic władzy bardziej nie deprawuje, jak brak patrzenia jej na ręce, co wyjątkowo wyraźnie widzieliśmy przez minione dwie kadencje, gdyby nie to, że… zbyt blisko mi do Zabrza.
A to przecież matecznik Borysa Budki.
/
19 marca 2004 roku red. Izabela Kacprzak pisze:
/
Krzysztof Zniewierowski, zabrzański prokurator kupił bez przetargu atrakcyjne mieszkanie od Zabrzańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Ten sam prokurator rok wcześniej oskarżał byłych prezesów spółdzielni o to, że sprzedawali mieszkania bez przetargu, czym narazili ZSM na straty. Spółdzielnia zaliczyła Zniewierowskiemu połowę kosztów remontu, wartego ponad 80 tys. zł, w ramach wkładu mieszkaniowego.
Mieszkanie, które kupił prokurator miało zostać sprzedane w przetargu. Ogłoszenie pojawiło się nawet w lokalnej gazecie. Za metr kwadratowy Zniewierowski musiałby zapłacić około tysiąca złotych, w sumie prawie 100 tys. zł. – Tym mieszkaniem było zainteresowanych kilka osób. Pewnego dnia usłyszałem, że mieszkanie musimy ściągnąć z listy, bo jest na nie klient – przyznaje Stanisław Malęga, jeden z byłych dyrektorów w spółdzielni.
Potwierdza to Czesław Tarnawski, były przewodniczący Rady Nadzorczej w spółdzielni. – Mieszkanie poszło bez przetargu, choć nie podejmowaliśmy w tej sprawie uchwały. O wszystkim dowiedzieliśmy się po fakcie – stwierdza.
Krzysztof Zniewierowski złożył do spółdzielni wniosek o bezprzetargowe kupno mieszkania w lipcu 1999 r. Rok wcześniej prok. Zniewierowski postawił akt oskarżenia Pawłowi Sz. i Januszowi M., ówczesnemu prezesowi i wiceprezesowi Zabrzańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, zarzucając im nadużycie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Wśród oskarżeń jest… „przydzielenie poza kolejnością i bez przetargu 72 mieszkań na szkodę ZSM”!
Z dokumentów, do których dotarliśmy wynika, że Zniewierowski zobowiązał się, że na własny koszt dokona adaptacji (był to lokal po administracji) mieszkania i przeprowadzi w nim remont. We wniosku poprosił „o zaliczenie kosztów w poczet wkładu mieszkaniowego”. Zarząd spółdzielni rozpatrzył podanie błyskawicznie. Zgodę podpisał 30 lipca obecny prezes Zbigniew Borówka.Zniewierowski rachunki po zakończeniu remontu przedłożył w spółdzielni. I znowu miał szczęście. W kwietniu 2000 r. zarząd podpisał zgodę, aby koszty jakie poniósł prokurator poszły na poczet wkładu mieszkaniowego. Mieszkanie wyceniono na 92 tys. 970 zł (po tysiąc za metr). Odliczono 18-procentową amortyzację (16 tys. zł). Wkład budowlany określono więc na 76 tys. 236 zł.
Zniewierowski wycenił remont mieszkania na niebotyczną sumę 80 tys. 779 zł, z czego ponad 30 tys. zł miał wydać na adaptację lokalu. Prace te określono jako „roboty rozbiórkowe i ścianki gipsowe”. Druga faktura opiewa na 50 tys. zł.
Zarząd spółdzielni uznał z tego prawie 40 tys. zł.
Stanisław Malęga, były dyrektor w spółdzielni komentuje: – Spółdzielnia zawsze zwracała wyłącznie za tzw. standard, od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Pierwsze słyszę, żeby to była tak wysoka suma! – mówi zaskoczony.
(…)Krzysztof Zniewierowski pracuje od kilku lat w Prokuraturze Rejonowej w Zabrzu. Kilkakrotnie zajmował się sprawami dotyczącymi Zabrzańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
30 marca 1999 r. postawił akt oskarżenia przeciwko Józefowi Budce, byłemu prezesowi Zabrzańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, o wykonanie na koszt spółdzielni 15 tys. odbitek jego ulotek wyborczych (Budka startował do Sejmu). Budka zapłacił 600 zł kary i kilka miesięcy później stracił stanowisko. Józefa Budkę zmienił na stanowisku jego zastępca Zbigniew Borówka, obecny prezes spółdzielni i człowiek, który wnioskował oddanie mieszkania prokuratorowi bez przetargu. Za czasów Budki był dyrektorem ds. technicznych w spółdzielni.
Józef Budka zgłosił sprawę prokuratorskiego mieszkania… prokuraturze. Zajmowała się nią Prokuratura Rejonowa w Rudzie Śląskiej. W marcu 2002 r. prok. Jerzy Podleszański odmówił wszczęcia dochodzenia. Dlaczego? Przekonało go tłumaczenie prezesa Borówki, że „nie było zainteresowania mieszkaniem” oraz samego zainteresowanego, że „wszystko nabył zgodnie z prawem”.
W aktach sprawy jest zeznanie Heleny Kozdraś, byłego członka zarządu ds. mieszkaniowych, która opowiedziała, że to prezes Borówka poinformował cały zarząd „o konieczności przyznania mieszkania dla prokuratora, z uwagi na toczące się w prokuraturze sprawy przeciwko p. Józefowi Budce„. Taki dokument znajduje się w aktach. Dlaczego zbagatelizował je prokurator prowadzący sprawę? Helena Kozdraś już nie żyje.http://zabrze.naszemiasto.pl/archiwum/mieszkanie-prokuratora,690094,art,t,id,tm.html
.
I tak oto ojciec peowskiego posła (do tej pory czynny działacz PSL), jeśli wierzyć zabrzańskiej dziennikarce (a niby dlaczego nie, skoro artykuł jest ciągle dostępny w archiwum lokalnej gazety?) bez skrupułów wykorzystywał spółdzielnię mieszkaniową jako swój prywatny folwark drukując ulotki wyborcze mające mu zapewnić miejsce na Wiejskiej jeszcze pod koniec XX wieku.
Przyłapany pała żądzą zemsty i donosi na kolejny zarząd (wszak tajemnicą poliszynela jest, że o wydrukowaniu ulotek ktoś doniósł, inaczej Budka-senior byłby już dawno posłem) oraz prokuratora, który wytoczył p-ko niemu akt oskarżenia.
Co więcej słowa Heleny Kozdraś, zawarte w aktach, do których miała dostęp red. I. Kacprzak, niewybrednie wręcz sugerują, że aktywność prokuratora p-ko do niedawna wszechwładnemu prezesowi wymagała konkretnego „kubanu”*.
Tak właśnie wygląda układ, którego przecież nigdy nie było, jak zgodnie twierdzą koledzy i koleżanki Borysa Budki.
Dzisiaj co prawda za późno, by wracać do tamtych wydarzeń.
Sprawa mieszkania dla prokuratora nie może być odgrzebana, bo zabrania tego kodeks karny i przepisy mówiące o przedawnieniu.
Nie jest jednak za późno, by wreszcie oświadczenia majątkowe prokuratorów i sędziów stały się jawne dla wszystkich.
Będzie to oznaczało koniec takich „okazji”, niedostępnych dla przeciętnego Kowalskiego nawet wtedy, gdy zarabia tyle samo, co prokurator.
.
11.02 2016
/
_______________________________________________________
* kuban – dawniej: datek wręczony komuś dla przekupienia go; łapówka (Słownik Języka Polskiego)
Jeden komentarz