Znane prawo zachować społecznych mówi, że grupy ludzi jednoczą się w obliczu zagrożenia zewnętrznego.
My, Polacy wiemy o tym szczególnie dobrze, gdyż zagrożenia zewnętrzne od trzech stuleci stanowią dla nas chleb powszedni. Ale proszę mi wierzyć – jednoczenie się w obliczu zagrożenia ze strony innych państw nie jest naszą cechą specyficzną – dotyczy to wszystkich. Skupienia na narodzie i patriotyzmie przypisuje się tradycyjnie ideologii prawicowej. Środowiska prawicowe będą skłonne do kompromisów i wyrzeczeń w obliczu zagrożenia swojego kraju. Co jednak z lewakami, dla których (jak mi się wydaje) najważniejszą wartością jest jednoczenie całej ludzkości w jedną, kochającą się (na różne sposoby) rodzinę? Ideolodzy lewicy też znają przytoczone na początku prawo zachować zbiorowych. Dlatego w dyskursie publicznym tak często możemy czytać i słuchać o zagrożeniach zewnętrznych dla całej ludzkości. Na liście mamy więc dziurę ozonową, zagrożenie ateroidami, które mogą uderzyć w Ziemię, możliwość wchłonięcia Ziemi przez czarną dziurę, najazd kosmitów czy efekt cieplarniany. Ten ostatni to dzieło wybitne i Al Gore słusznie dostał za niego Nagrodę Nobla. Co prawda kategoria mogłaby być inna (literatura), ale co tam. Dlaczego tak się na to zżymam? Jako dinozaur stawiający przywiązanie do swojego narodu przed przywiązaniem do całej ludzkości zauważam, że tam gdzie ideologie lewicowe triumfują tam tracą narody. Polska już jest finsowo ofiarą "walki z globalnym ociepleniem". A przecież nasze oparcie gospodarki na węglu nie jest dla środowiska mniej szkodliwe niż oparcie jej na atomie. Jakoś tak się jednak dzieje, że mocartwa atomowe potrafią ekowojowników uwodzić lub kupować. Lewicowa wrażliwość każe głośno krzyczeć o krzywdzie tysięcy gejów, lesbijek, więźniów (którzy w Polsce podobno żyją w skandalicznych warunkach – zdaniem Helsinskiej Fundacji Praw Człowieka i Obywatela), ale nie interesuje się ta wrażliwość tysiącami ginącymi w Czeczeni i Kurdystanie. Czeczeńcy nie są fajni, bo walczą o własne państwo (a teraz to już o biologiczne przetrwanie narodu). Arystoteles twierdził, że człowiek jest homo politicus. Dziś czasami tłumaczy się to jako istota społeczna. Ja jednak wolę interpretację, że oznacza to, że człowiek tym się różni od reszty przyrody, że ma poglądy polityczne. Dlatego coś takiego jak jeden światowy rząd czy organizacje ponadnarodowe co prawda mogą osiągnąć imponujące wyniki co do wydawanych kwot pieniędzy, ale już co do pozytywnych efektów dla ludzi – nie. Dlatego myśl na teraz to: wzmacniajmy Polskę – to lepsza inwestycja niż wzmacnianie Europy czy świata.