Uczniowie Kiszczaka
19/03/2011
559 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
Generał Czesław Kiszczak ma godnych następców. Platforma Obywatelska w swym zacietrzewieniu w walce z pamięcią o Lechu Kaczyńskim i tragedii smoleńskiej, dorównuje zaciętości prawej ręki Jaruzelskiego z okresu WRON i stanu wojennego 10 marca po zakończeniu comiesięcznego Marszu Pamięci, organizowanego przez klub Gazety Polskiej dla uczczenia poległych w katastrofie, funkcjonariusze służb miejskich podległych Hannie Gronkiewicz-Waltz oraz wynajęte przez miasto firmy prywatne, brutalnie usunęli spod pałacu prezydenckiego palące się jeszcze znicze i kwiaty ułożone w kształcie krzyża i powstańczej kotwicy – symbolu Polski Walczącej, świętego znaku dla każdego Polaka. Wrzucono je do worków na śmieci. Podobny los spotkał zdjęcie Lecha i Marii Kaczyńskich. Protesty wielu środowisk przeciwko tej akcji pacyfikacyjnej nie spotkały się do dziś z żadną odpowiedzią. Podobnie w próżni […]
Generał Czesław Kiszczak ma godnych następców. Platforma Obywatelska w swym zacietrzewieniu w walce z pamięcią o Lechu Kaczyńskim i tragedii smoleńskiej, dorównuje zaciętości prawej ręki Jaruzelskiego z okresu WRON i stanu wojennego
10 marca po zakończeniu comiesięcznego Marszu Pamięci, organizowanego przez klub Gazety Polskiej dla uczczenia poległych w katastrofie, funkcjonariusze służb miejskich podległych Hannie Gronkiewicz-Waltz oraz wynajęte przez miasto firmy prywatne, brutalnie usunęli spod pałacu prezydenckiego palące się jeszcze znicze i kwiaty ułożone w kształcie krzyża i powstańczej kotwicy – symbolu Polski Walczącej, świętego znaku dla każdego Polaka. Wrzucono je do worków na śmieci. Podobny los spotkał zdjęcie Lecha i Marii Kaczyńskich. Protesty wielu środowisk przeciwko tej akcji pacyfikacyjnej nie spotkały się do dziś z żadną odpowiedzią. Podobnie w próżni zawisło pytanie skierowane przez Jarosława Kaczyńskiego do premiera Donalda Tuska z PO, o to jak ten by się zachował gdyby wyrzucano na śmietnik fotografie jego śp. matki i śp. ojczyma. Tusk na to pytanie nie odpowiedział. Brak odpowiedzi jest tu odpowiedzią.
Poznanie prawdy o Smoleńsku to dziś być albo nie być. Dla nas to sprawa honoru i rodzaj moralnego zobowiązania wobec poległych na służbie Ojczyźnie 10 kwietnia 2010 r. Dla Komorowskiego, Tuska, Sikorskiego i całego obozu proputinowskiego niedopuszczenie do ujawnienia tej prawdy – to walka o przetrwanie, ratunek przed śmiercią polityczną. Stąd Platforma, której politycy – od premiera poprzez ministra obrony Bogdana Klicha, do Radosława Sikorskiego szefa MSZ – co najmniej politycznie odpowiadają za śmierć prezydenta RP i granie tu w jednej drużynie z Putinem, nie wahają się sięgać do repertuaru wziętego wprost od generała Czesława Kiszczaka, ministra spraw wewnętrznych w juncie Jaruzelskiego i rządzie Tadeusza Mazowieckiego.
Niszczenie kwietnych krzyży w całej Polsce, układanych ku pamięci pomordowanych przez reżim, wpisało się na stałe w tradycję komunistycznej władzy lat 80. Gdy oglądałem sceny sprzed pałacu prezydenckiego przypomniały mi się działania ZOMO i niszczenie kwietnego krzyża pod warszawskim kościołem Św. Annyna Krakowskim Przedmieściu, upamiętniającego m.in. ofiary Jaruzelskiego. Deptany butami przez milicjantów i esbeków zwyciężył – pojawiał się na nowo mimo obserwowaniu terenu przez bezpiekę i grożących ludziom szykan. Czy tak odległe od patentu Kiszczaka były prowokacje urządzane podczas modlitw przy krzyżu przed pałacem na Krakowskim Przedmieściu? Przecież tak jak kiedyś – bezkarnie obrażano i bito ludzi, a policja i Straż Miejska, podlegająca prezydent Warszawy, udawały że niczego nie widzą…
To nie koniec analogii. W PRL Katyń był na indeksie, nie wolno było przypominać o rocznicy wymordowania z rozkazu Stalina przez NKWD tysięcy polskich oficerów. Próżno było szukać informacji o sowieckim ludobójstwie w podręcznikach szkolnych, czy encyklopediach. Katyń miał zostać wymazany z pamięci.
Platforma stroi się w piórka formacji posierpniowej. Jeśli jednak spojrzymy na jej stosunek do poznania prawdy o Smoleńsku – traktuje ją tak samo instrumentalnie, wręcz koniunkturalnie, jak komuniści prawdę o zbrodni katyńskiej To daleko idące porównanie, ale czy nie uprawnione?
Rada Warszawy, zdominowana przez Platformę Obywatelską, uznała że rocznica tragedii smoleńskiej nie zasługuje na żadne upamiętnienie. Radni PO uniemożliwili niedawno głosowanie nad propozycją Prawa i Sprawiedliwości (popartą przez SLD), by 10 kwietnia o godz. 8.41 w stolicy zawyły na minutę syreny, a na terenie miasta i w środkach komunikacji miejskiej wywieszone by były flagi narodowe i miejskie przepasane kirem. Tak „uszanowano” uczucia radnych Andrzeja Melaka (PiS) oraz Małgorzaty Szmajdzińskiej (SLD), którzy w katastrofie tupolewa stracili swoich bliskich.
Kolejną odsłoną zapisu na Smoleńsk jest cofnięcie przezZarząd Dróg Miejskich w Warszawie, podległy – jakżeby inaczej – prezydent Gronkiewicz-Waltz,zgody „Gazecie Polskiej” na zorganizowanie na Placu Teatralnym koncertu pieśni patriotycznej. Organizatoromzaproponowano zmianę lokalizacji na peryferyjną Białołękę, co zważywszy na bliskość więzienia, w którym trzymano w internowaniu członków Solidarności, jest dalece symboliczne. Rzecz ciekawa, że zgodę pierwotnie wydano, przy czym kluczowa była deklaracja dyrekcji Teatru Wielkiego, że w tym dniu nie będzie grany żaden repertuar. Nagle jednak okazało się, że prezydent Komorowski zażyczył sobie w wielkiej sali teatru urządzić koncert dla 60 osób reprezentujących rodziny smoleńskie.
To już nie pierwszy dowód świetnej współpracy władz miasta i pałacu prezydenckiego w zwalczaniu społecznej pamięci o 10 kwietnia. Wcześniej wspólnie usunęli krzyż z Krakowskiego Przedmieścia, który był swoistym kamieniem węgielnym pod budowę pomnika w tym wskazanym spontanicznie w dniach żałoby narodowej przez Polaków miejscu.
Represje rodem z epoki Kiszczaka to nie wszystko. W dworskich mainstreamowych mediach następuje swoisty renesans Urbanowej propagandy opluwającej Lecha Kaczyńskiego i zakłamującej przyczyny tragedii smoleńskiej. Kiedyś była grana przyjaźń polsko-radziecka, teraz zastąpiło ją pojednanie polsko-rosyjskie, dla którego, jak powiedział prezydencki doradca Tomasz Nałęcz, warto ponieść każdą ofiarę. Ceną może być nawet przyzwolenie na szarganie przez Rosjan honoru polskiego oficera. Przy całkowitym milczeniu rządu, a więc w domyśle aprobacie rosyjskich kłamstw. Czy może być większa kompromitacja dla władz w Warszawie niż to, że honoru generała Błasika, obwinianego przez MAK o pijaństwo i spowodowanie katastrofy, musiała bronić wdowa po nim?
Platforma dla utrzymania władzy w oczernianiu ofiar Smoleńska nie cofnie się już chyba przed niczym, posunie się tak daleko, jak tylko będzie tego wymagał skuteczny pijar. Już teraz z nieoficjalnych doniesień wiadomo, że w przededniu 10 kwietnia ma się pojawić kolejny paszkwil smoleński. W jednej ze stacji telewizyjnych ma zostać opublikowana informacja dotycząca rozmowy braci Kaczyńskich przeprowadzonej z pokładu tupolewa, z której ma wynikać że to prezydent nalegał na lądowanie na Siewiernym mimo skrajnie niekorzystnych warunków pogodowych. To on więc jest odpowiedzialny za śmierć pasażerów i załogi.
Co prawda do dziś utrzymywano, że ta rozmowa nie została nagrana, ale jak wiadomo nieprzebrane są zasoby Ministerstwa Prawdy. Akcja dyskryminująca Lecha Kaczyńskiego została zresztą już uruchomiona, gdy posłuszne Platformie media wyciągnęły jako wielką aferę sprawę ułaskawienia przez prezydenta wspólnika jego zięcia Dubienieckiego.Nagonka prowadzona przez polityków PO i SLD ma zakodować w podświadomości ludzi, że Kaczyński nie był, wbrew temu co mówi PiS, wzorem patriotyzmu, ale postacią dwuznaczną moralnie, kierującą się prywatą w działalności publicznej. Kaczyński staje się „prezydentem ułaskawień”, wręcz wypuszczającym na wolność notorycznych recydywistów. Tymczasem według danych zamieszczonych na stronie prezydent.pl Bronisław Komorowski między październikiem a grudniem 2010 r. ułaskawił więcej osób niż Lech Kaczyński w całym 2006 roku. Wśród 52 osób są przestępcy skazani m.in. za zabójstwo, znęcający się nad rodziną, uchylający się od płacenia alimentów, oszuści kapitałowi, skazani za kradzieże, fałszowanie dokumentów i groźby karalne. Generalnie zaś Kaczyński ułaskawił podczas swojej kadencji najmniej osób spośród dotychczasowych prezydentów RP. Fakty więc mówią zupełnie coś innego, ale tym gorzej dla nich.
Dominujące wrażenie ma być więc takie, że 10 kwietnia właściwie nic się nie stało (by zacytować Władysława Bartoszewskiego) i nie ma kogo czcić. W jazgocie czarnej propagandy, 8 kwietnia przemknie niezauważona uroczystość w Muzeum Powstania Warszawskiego, podczas której zostanie odsłonięta tablica upamiętniająca postać jego twórcy – śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a ufundowana przez powstańców warszawskich, weteranów Armii Krajowej i pracowników muzeum.
Podobnie bez echa przejdą niezwykle uroczyste tygodniowe obchody rocznicowe w Chicago, które patronatem honorowym objęli: arcybiskup Chicago kardynał Francis George i córka pary prezydenckiej Marta Kaczyńska.
Nie dowiemy się o tym, gdyż Telewizja Polska nie przewiduje „rozmachu” w relacjonowaniu rocznicowych obchodów i skoncentruje się na wydarzeniach na Krakowskim Przedmieściu. Wiadomo, że będą tam manifestować zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości, kluby „Gazety Polskiej”, warszawiacy, niekoniecznie rządową wersję wydarzeń w Smoleńsku uznający za wiarygodną. Skąd więc takie zainteresowanie telewizji, przecież nie chodzi o lansowanie PiS-u w roku wyborczym? Decydenci z Woronicza, podobnie jak ich polityczni nadzorcy, wiedzą już że pod pałacem prezydenckim dojdzie do prowokacji? Na przykład pojawi się po raz kolejny „propagandowy wychowanek „Gazety Wyborczej” – Dominik Taras wraz ze swoją grupą i spróbuje zagrać w niewybredny sposób na uczuciach obrońców krzyża? Do tego dochodzi koncert na Placu Teatralnym, który odbędzie się wbrew zakazowi władz miasta. Może więc być gorąco.
Jeżeli dojdzie do jakichkolwiek incydentów to zostanie wysłany do opinii publicznej medialny i propagandowy komunikat (na pierwszym planie znajdą się TVN i nieoceniony w takich sytuacjach Niesiołowski), że w rocznicę tragedii smoleńskiej dezaprobatę dla działań rządu manifestują i domagają się prawdy o Smoleńsku jedynie „oszołomy”, i jakiś „faszyzujący element maszerujący z pochodniami” z Jarosławem Kaczyńskim na czele jako „nowym fuhrerem”, rzucający oszczerstwa a la „Tusk ma krew na rękach”.
Pozytywnym zaprzeczeniem tej grupy będą „młodzi, wykształceni z dużych miast”, siedzący spokojnie w domach, oddychający prawdą z ekranów TVN24 i czekający na wyniki polskiego śledztw. I łaknący jak kania dżdżu „dnia bez Smoleńska”.
Wszystko jest już dograne w szczegółach przez specjalistów od politycznego pijaru – wunderwaffe ekipy Tuska.
Szeroko rozumianemu obozowi kłamstwa smoleńskiego wydaje się, że skoro ma wszystkie atuty (od władzy politycznej, przez media, po służby) to wygra. Kiszczakowi i Jaruzelskiemu też się wydawało, że represjami stłumią opór społeczny.
Scenariusz wymknął się jednak spod kontroli.