Stolica ma swój magnes. Wysokie notowania uczelni warszawskich, prestiż warszawskiego magistra, największe w Polsce możliwości zdobycia praktyki zawodowej, znalezienia pracy i zrobienia kariery przyciągają przyszłych studentów nie tylko z okolicy Warszawy, ale też z całej Polski. A szczególnie z tzw. Polski B.
Jako prawnik mający doświadczenie w obsłudze warszawskich szkół wyższych chciałbym wszystkim młodym-dorosłym biorącym udział w rekrutacji na studia udzielić kilku rad i zwrócić uwagę na parę najistotniejszych kwestii.
Nie każda Uczelnia to Uniwersytet.
Niewątpliwie największym wzięciem wśród pracodawców cieszą się absolwenci uniwersytetów, politechnik i akademii. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że nie każda wyższa uczelnia, publiczna czy niepubliczna zasługuje na to zaszczytne miano.
Sprawę uprawnienia uczelni do używania tych prestiżowych nazw precyzuje Art. 3 Prawa o szkolnictwie wyższym:
Wyraz "uniwersytet" może być używany w nazwie uczelni, której jednostki organizacyjne posiadają uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora co najmniej w dwunastu dyscyplinach, w tym przynajmniej po dwa uprawnienia w dziedzinach nauk humanistycznych, społecznych lub teologicznych, matematycznych, fizycznych lub technicznych, przyrodniczych oraz prawnych lub ekonomicznych.
Wyrazy "uniwersytet techniczny" mogą być używane w nazwie uczelni, której jednostki organizacyjne posiadają uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora co najmniej w dwunastu dyscyplinach, w tym co najmniej osiem uprawnień w zakresie nauk technicznych.
Wyraz "uniwersytet" uzupełniony innym przymiotnikiem lub przymiotnikami w celu określenia profilu uczelni może być używany w nazwie uczelni, której jednostki organizacyjne posiadają co najmniej sześć uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora, w tym co najmniej cztery w zakresie nauk objętych profilem uczelni.
Wyraz "politechnika" może być używany w nazwie uczelni, której jednostki organizacyjne posiadają uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora co najmniej w sześciu dyscyplinach, w tym co najmniej cztery w zakresie nauk technicznych.
Wyraz "akademia" może być używany w nazwie uczelni, której jednostki organizacyjne posiadają co najmniej dwa uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora.
Warto, zatem najpierw zdać sobie sprawę, że już sama nazwa uczelni implikuje jej rangę i pozycję na rynku szkolnictwa wyższego. Wyjątek stanowią „Uniwersytety Trzeciego Wieku”, które jednak nie dotyczą młodych ludzi.
Główny problem z uniwersytetami, politechnikami i akademiami to ich wysokie obłożenie. Właśnie dlatego, że są to uczelnie najlepsze najtrudniej się tam dostać.
Życząc wszystkim kandydatom powodzenia w konkursach i na egzaminach proponuję jednak zabezpieczyć sobie tyły i wybrać sobie także uczelnię o mniejszym prestiżu, ale na którą się łatwo dostać. Ważne by zastanawiać się nad tym od razu a nie dopiero, gdy nie wyjdzie plan A. Tak bowiem jest, że wśród pozostałych warszawskich uczelni publicznych i niepublicznych nie będących „uniwersytetami” też panuje spora konkurencja w ofercie i poziomie nauki, lokalizacji oraz wysokości czesnego.
Tryb studiów
Rozważając, do której uczelni w Warszawie i na jaki kierunek startujemy warto się zastanowić, jakim trybem studiów jesteśmy zainteresowani. Obecnie uczelnie mogą prowadzić studia I stopnia – licencjackie, studia II stopnia – uzupełniające po licencjackich studia magisterskie, studia zintegrowane (jednolite) – magisterskie bez zaliczania licencjatu w międzyczasie, a także studia dzienne, sobotnio-niedzielne i popołudniowe.
Istnieją przy tym kierunki, które można studiować zarówno w trybie I i II stopnia jak i w sposób zintegrowany. Tak jest np. z filologiami. Istnieją jednak kierunki gdzie nie ma licencjatów a tryb studiowania jest tylko magisterski. Tak jest np. z kierunkiem: Prawo.
Podobnie z trybem dziennym, sobotnio-niedzielnym i popołudniowym. Na kierunkach Turystyka lub Ekonomia wszystkie tryby są dopuszczalne i na każdy wariant znajdziemy gdzieś nabór, ale np. kierunek: Lekarski może być tylko w trybie dziennym.
Rozważając tryb nauki musimy sobie zadać pytanie: jakie mamy możliwości czasowe, finansowe i organizacyjne. Jeżeli ktoś dysponuje finansami swoimi bądź rodziców pozwalającymi na wynajem mieszkania, pokoju lub łóżka w mieszkaniu studenckim, gdy ma szanse na otrzymanie akademika będzie preferował tryb dzienny. Gdy jednak egzystowanie w Warszawie wiąże się z koniecznością podjęcia pracy, to bez względu na warunki lokalowe będzie się musiał uczyć popołudniami lub w trybie sobotnio-niedzielnym. Podobnie z możliwością dojazdu. Gdy ktoś będzie jeździć kolejką WKD do Warszawy (a więc nie dłużej niż godzinę) to może studiować we dnie, w wieczory i weekendami. Skolko ugodno. Gdy dojazd jest pociągiem pośpiesznym lub PKS-em mamy większą trudność ze względu na często dłuższy czas dojazdu i mniej przyjazny rozkład jazdy. Czasem po prostu się nie da studiować w trybie popołudniowym. A jeszcze przecież dochodzi lokalizacja uczelni w samej Warszawie. Gdy jest na linii Metra – nie ma sprawy, gdy na dalekich Jelonkach – robi się problem.
To jest niezmiernie ważna kwestia, przyszli studenci, bowiem myślą, że podstawowy problem to się dostać, załapać, zakwalifikować. Figa z makiem. Jak to mówią pokerzyści „nie sztuka wygrać, sztuka zainkasować”. Nie sztuka się dostać, ale utrzymać na studiach. Nie raz byłem świadkiem sytuacji, gdy dobry student, z przyczyn czysto ekonomicznych lub organizacyjnych musiał przerwać naukę i szukać innego miejsca na zdobycie wykształcenia. Oczywiście ze stratą roku lub dwóch. Kiepska sprawa. Szanujmy się i myślmy wielozakresowo już na początku, przy podejmowaniu decyzji. Zresztą, do spraw ekonomicznych jeszcze wrócę omawiając czesne.
Minimum kadrowe
Mitem jest, że uczelnie oszukują studentów chwaląc się tak zwanymi „nazwiskami”, które niby wykładają w danej szkole na danym kierunku, ale w rzeczywistości są to osoby zatrudnione na 1/10 albo ułamek etatu w różnych szkołach. Oczywiście takie rzeczy się zdarzają i słynnymi profesorami – nawet bywającymi raz w tygodniu – uczelnia będzie się chwalić. Trzeba jednak sobie zdać sprawę, że otwarcie kierunku studiów przez szkołę wyższe nie jest łatwe, gdyż prawo wymaga od niej by dysponowała określonym minimum kadrowym.
Bez „minimum kadrowego” uczelnia nie może otworzyć kierunku, a utrata tego minimum powoduje utratę możliwości jego kontynuowania.
Minimum kadrowe to obowiązek minimalnej liczby zatrudnionych nauczycieli akademickich posiadających tytuł naukowy lub stopień naukowy, oraz zachowanie proporcji liczby tych nauczycieli akademickich do liczby studentów na danym kierunku studiów.
Minimum kadrowe reguluje ROZPORZĄDZENIE MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO z dnia 27 lipca 2006 r. w sprawie warunków, jakie muszą spełniać jednostki organizacyjne uczelni, aby prowadzić studia na określonym kierunku i poziomie kształcenia (Dz. U. z dnia 11 sierpnia 2006 r.).
I tak, przykładowo: Minimum kadrowe dla studiów pierwszego stopnia na kierunku:
1) archeologia,
2) etnologia,
3) historia sztuki,
4) kulturoznawstwo,
5) muzykologia,
6) ochrona dóbr kultury,
7) papiernictwo i poligrafia
stanowi zatrudnienie co najmniej dwóch nauczycieli akademickich posiadających tytuł naukowy profesora lub stopień naukowy doktora habilitowanego oraz co najmniej trzech nauczycieli akademickich posiadających stopień naukowy doktora, posiadających dorobek naukowy lub artystyczny w zakresie danego kierunku studiów.
Minimum kadrowe dla studiów drugiego stopnia na kierunku studiów "filologia" stanowi zatrudnienie co najmniej pięciu nauczycieli akademickich posiadających tytuł naukowy profesora lub stopień naukowy doktora habilitowanego i dorobek naukowy w zakresie filologii, z tym że spośród tych osób co najmniej dwóch nauczycieli akademickich posiadających tytuł naukowy profesora lub stopień naukowy doktora habilitowanego powinno specjalizować się w zakresie języka obcego, który jest przedmiotem studiów.
Minimum kadrowe dla jednolitych studiów magisterskich na kierunkach studiów:
1) lekarskim,
2) lekarsko-dentystycznym,
3) analityka medyczna,
4) farmacja,
5) prawo,
6) prawo kanoniczne,
7) psychologia,
8) weterynaria,
9) teologia
stanowi zatrudnienie co najmniej sześciu nauczycieli akademickich posiadających tytuł naukowy profesora lub stopień naukowy doktora habilitowanego, w tym co najmniej pięciu nauczycieli akademickich posiadających dorobek naukowy w zakresie danego kierunku studiów oraz co najmniej jednego nauczyciela akademickiego posiadającego dorobek w dziedzinie nauki związanej z danym kierunkiem studiów, a także zatrudnienie co najmniej ośmiu nauczycieli akademickich posiadających stopień naukowy doktora, spośród których co najmniej czterech posiada dorobek naukowy w zakresie danego kierunku studiów i co najmniej czterech – w zakresie dziedziny nauki związanej z danym kierunkiem studiów.
Z minimum kadrowym jest przy tym tak, że osoba podana przez uczelnię do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego jako wchodząca do minimum kadrowego, musi złożyć deklarację, że ta uczelnia jest jego podstawowym zakładem pracy, co implikuje, iż musi na niej wykładać odpowiednią (pokaźną) ilość godzin. Przy tym Ministerstwo prowadzi rejestr takich oświadczeń, dzięki któremu nie jest możliwe zaliczenie do minimum kadrowego nauczyciela akademickiego, który takie oświadczenie złożył dla więcej niż jednej uczelni.
Namawiam, więc przyszłych studentów do zapoznania się z rozporządzeniem, celem sprawdzenia, jakie minimum kadrowe powinno być na danym kierunku, a potem Uczelnię zapytać podczas rekrutacji, jakie nazwiska są w minimum kadrowym. Jeśli nam zależy, by studia, na które się wybieramy, nie były tylko fabryką dyplomów, ale miały jako-taki poziom, to nic prostszego jak potem wejść w Internet i sprawdzić sobie, kto nas będzie uczył, jaki ma dorobek i czy na pewno się specjalizuje w zakresie danego przedmiotu. Przykładowo, dr hab. Prawa, ale karnista, nie będzie wyśmienitym wykładowcą prawa cywilnego lub handlowego, ale na pewno znakomicie zna prawo karne, prawo wykroczeń i może z powodzeniem prowadzić wykłady ze wstępu do prawoznawstwa. Zalecam także zwracanie uwagi, czy mamy do czynienia z wykładowcą-teoretykiem czy wykładowcą-praktykiem. Dla takich kierunków jak Prawo czy Psychologia to niezmiernie istotne. Wykłady znanego adwokata, sędziego lub terapeuty to cymes i faktyczne przygotowanie do zawodu. W przypadku np. Geografii, Historii czy Teologii ważniejszy jest dorobek naukowy.
Uwaga, co do dorobku: każdy nauczyciel akademicki by móc być zaliczonym do minimum kadrowego musi publikować przynajmniej raz na 3 lata. Uczelnie, więc usilnie pomagają swojej kadrze wydając książki, skrypty i zeszyty naukowe. Od tego są właśnie instytuty na uczelniach, które oprócz pracy badawczej zajmują się dopuszczaniem publikacji i promocja danej dziedziny nauki. Gdy ktoś szuka uczelni jako świątyni wiedzy, powinien zobaczyć, czym może pochwalić się dany instytut. Chociaż, to już zbytnie wchodzenie w szczegóły, najważniejsze, bowiem są publikacje poza uczelnią, w prestiżowych pismach branżowych i wydawnictwach.
Kłopoty z Profesorem
Nie każdy profesor na uczelni jest profesorem tytularnym. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę.
Jeżeli chodzi o wykształcenie wyższe to obecnie mamy dwa tytuły zawodowe, dwa stopnie naukowe i jeden tytuł naukowy.
Tytuł zawodowy I stopnia to – Licencjat
Tytuł zawodowy II stopnia to – Magister
Stopnie naukowe to: Doktor i Doktor habilitowany
Tytuł naukowy to: Profesor
Tytuły zawodowe i stopnie naukowe nadają uczelnie wyższe do tego uprawnione. Tytuł naukowy „profesora” nadaje Prezydent RP na wniosek uczelni wyższej.
Poza tym jeszcze istnieje rodzaj „profesorów akademickich”, czyli zwyczajnych, nadzwyczajnych i wizytujących.
Profesor posiadający tytuł naukowy jest zatrudniany na Uczelni w charakterze Profesora zwyczajnego lub nadzwyczajnego. „Profesor Zwyczajny” jest zwyczajnie wyższym stanowiskiem od „Profesora Nadzwyczajnego” i jest to sytuacja dosyć nadzwyczajna leksykalnie.
Na stanowisku profesora nadzwyczajnego może być zatrudniona osoba posiadająca stopień naukowy doktora habilitowanego lub tytuł naukowy profesora.
Na stanowisku profesora wizytującego może być zatrudniona osoba będąca pracownikiem innej uczelni, posiadająca stopień naukowy doktora habilitowanego lub tytuł naukowy profesora, a także stopień generała lub admirała na uczelniach wojskowych.
Są to, więc stanowiska na danej uczelni. Niższymi jest: adiunkt (doktor), asystent (magister, lekarz medycyny), wykładowca, lektor (też magister)
Jak widać nie każdy Profesor ma tytuł naukowy „profesora”, może on być po prostu mianowany przez Senat Uczelni na stanowisko „profesora” w tej uczelni. Uczelnie niepubliczne mają jeszcze bardziej skomplikowaną sytuację, bo pod pewnymi warunkami mogą zatrudnić na stanowisku „Profesora” nawet zwykłego doktora, jeśli posiada pokaźny dorobek naukowy.
Jednak o statusie uczelni tak naprawdę świadczy ilość profesorów tytularnych, kiedyś się mówiło: „profesorów belwederskich”.
Ocena uczelni
Polecam zapoznawanie się ze stroną internetową uczelni. Jej aktualizowanie bieżące, lokalizacja gmachów uczelni (zawsze widoczne na stronie) lata funkcjonowania dają pewne świadectwo. Zalecam także sięgnięcie do rankingu uczelni wyższych, mając jednak świadomość, że nie wszystkie uczelnie biorą udział w rankingu. Są uczelnie branżowe niewielkie, ale dobre i tak już oblegane, że omijają rankingi szerokim łukiem. Istotną natomiast informacją jest czy przy uczelni działa jakaś organizacja pozarządowa (to dobrze), czy działa agencja zatrudnienia (to bardzo dobrze) oraz czy uczelnia uczestniczy w programie międzynarodowej wymiany studenckiej – Erazmus.
Czesne
Nie oszukujmy się, uczelnie żyją nie tylko z dotacji państwowych i publikacji wydawnictw, ale przede wszystkim z czesnego. Każda uczelnia, nawet publiczna umożliwia pobieranie nauki tym, co nie dostali się na bezpłatne studia dzienne, otwierając płatne studia łykendowe lub popołudniowe. Natomiast dla uczelni niepublicznych czesne to jedyne w zasadzie źródło utrzymania. Z czesnego opłacane są koszty takie jak czynsz, energia, wyposażenie, remonty, pomoce naukowe, telefony, administracja, pensje nauczycieli akademickich i sprzątaczek, działalność wydawnicza i popularyzatorska, działanie instytutów naukowych, pomoc prawna i ubezpieczenia. Z czesnym nie ma żartów i do egzekwowania czesnego uczelnia podchodzi (bo musi) bardzo poważnie.
Jeżeli więc będziecie musieli płacić czesne to warto założyć, że będziecie musieli płacić czesne i to płacić w terminie. Inaczej bowiem skończy się wasza nauka zanim zdążcie się rozkręcić i liznąć bakcyla wiedzy. Nie ma, co liczyć na dobre serce kwestora uczelni (tak się na uczelniach nazywa główny księgowy) i pobłażanie „dobremu studentowi” który nie ma środków ze względu na „trudną sytuację życiową”. Uczelnia to nie podstawówka, studiują w niej dorośli ludzie, którzy z pełna świadomością zobowiązują się do przestrzegania Regulaminu studiów i składają swój podpis na umowie o studia. Więc zanim złożycie ten podpis rozstrzygnijcie dwa problemy:
- Jakie koszty rzeczywiste mnie czekają, gdy zacznę TU studiować,
- Jakie mam możliwości i co mogę zrobić, by mieć zabezpieczone środki utrzymania.
W przypadku utytułowanych Uniwerków sprawa jest dosyć prosta, umowy są wielokrotnie prześwietlane przez Ministerstwo oraz Państwową Komisję Akredytacyjną (PAKA) a banki chętnie udzielają kredytów studenckich, zdając sobie sprawę, że naturalizowany Student-Warszawiak ma po tej uczelni bardzo dużą szanse na znalezienie stałej i wystarczająco płatnej pracy (bo dobrze płatna praca po studiach to mit).
Jednak gdy zawitacie do uczelni niepublicznej radzę przyjrzeć się umowie i zawartym w niej warunkom płatności. Czesne bowiem to jedno, a koszty studiowania – drugie. Trzeba, więc zwrócić uwagę, pod jakimi warunkami czesne jest płacone w podstawowej wysokości, gdyż często jest tak, że przy zapłacie „z góry” ma ono niższy wymiar a przy rozłożeniu na raty – wyższy. Co naturalne, gdyż uczelnia przy płatnościach na raty ryzykuje, że młodemu studentowi odechce się studiować gdzieś w końcu semestru, albo sobie nie poradzi ekonomicznie bądź organizacyjnie i w pewnym momencie przestanie uczęszczać na zajęcia. A wtedy wiuuu… szukaj wiatru w polu, wzywaj do uiszczenia zaległych płatności i wynajmuj prawnika od roszczeń o zapłatę. Uczelnie minimalizują te koszty podwyższając raty. Raty więc prawie nigdy się nie sumują na podstawową kwotę czesnego, tylko na kwotę wyższą. Kolejna sprawa to kary. Student niepłacący w terminie jest koszmarem, który nie wywiązuje się z obowiązków, ale na zajęcia chciałby chodzić, otrzymywać zaliczenia i przystępować do egzaminów. Co zrozumiałe, bo rodzice-sponsorzy nie tyle badają wykonanie polecenia przelewu, co indeks. Niestety, nieterminowość płacenia niepopłaca. Umowy zawierają, bowiem często kary za takie wykroczenie, dodatkowe opłaty manipulacyjne lub inne niedogodności w rodzaju niewydania karty egzaminacyjnej, zawieszenia w prawach studenta, aż do relegowania z uczelni włącznie. Uwaga, wywalenie z uczelni wcale nie oznacza, że możemy uchylić się od płatności za semestr. Umowę złamał student i student będzie ścigany za to, do czego finansowo się zobowiązał, a więc za czesne za cały semestr. Nie zapłacicie dobrowolnie to uczelnia wystąpi do sądu o zapłatę w szybkim trybie nakazowym i za 2 miesiące dogoni was komornik. Zalecam, więc przyzwyczaić się do myśli płacenia rat w terminie, ustawić sobie stałe polecenie przelewu na koncie (i pilnować by były na nie środki) i pamiętać, że uczelnia niepubliczna to nie urząd i istotna jest nie data wykonania przelewu lub wpłaty, ale dzień, w którym pieniądze wpłynęły na uczelniany rachunek bankowy.
Zazwyczaj umowy przewidują, do kiedy można zrezygnować z uczelni bez obowiązku wpłaty czesnego lub za jego zwrotem. Często jest to moment immatrykulacji. Jeżeli więc nie jesteśmy jeszcze na 100% zdecydowani, trzeba spojrzeć do umowy, do kiedy możemy ewentualnie zrezygnować i zabukować sobie miejsce pamiętając, do kiedy mamy czas do namysłu.
Oprócz czesnego w umowie są też inne opłaty: wpisowe (przy rekrutacji), za legitymację, za indeks, za zaliczenie, za egzamin, kara z biblioteki – zatem, by mieć pełny obraz rocznych kosztów radzę wziąć umowę do domu, usiąść z planem studiów i policzyć ile nast. O wszystko w ciągu roku będzie kosztowało i czy nas stać.
Jak zdobyć kasę na czesne
Jak już pisałem Warszawa ma największe w Polsce możliwości znalezienia pracy. Jeżeli ktoś, kto ma 19 lat liczy jednak, że zaraz znajdzie ciekawa pracę biurową na stałą umowę o pracę za 3 tysiące netto to się srogo rozczaruje. Już we wrześniu się przekonacie jak trudno w Warszawie znaleźć tani fragment łóżka do spania. W październiku zaczyna się rok akademicki więc przypływ młodzieży z całej Polski jest niesłychany. Przy takim natłoku czasem łatwiej znaleźć starszego chłopaka z mieszkaniem szukającego towarzyszki życia niż stancji. Młodym mężczyznom natomiast sam nie wiem co radzićJ
Jeżeli więc o kwaterę jest tak trudno to o pracę jeszcze trudniej. Po pierwsze, przyszłym warszawskim studentom proponuję szukanie możliwości zaczepienia się w pracy doraźnej, sezonowej lub na zastępstwo już na początku wakacji. Polecam uczestnictwo w portalach społecznościowych kierowanych do ludzi, którzy szukają możliwości nawiązywania kontaktów zawodowych, dorabiania sobie i szukania pracy, chociaż jeszcze sami nie za bardzo mają co wpisać w CV. Ja sam bardzo chetnie z niego korzystam sprzedając swoje usługi i wyszukując wykonawców różnych prac. Doświadczenie gdzieś trzeba zdobyć a ten portal akurat działa na zasadzie poczty pantoflowej i rekomendacji/poleceń pracownika. Poza tym namawiam do zgłaszania się do agencji pracy tymczasowej i śledzenie ogłoszeń w gazecie oraz na gumtree.pl. Praca podjęta już w wakacje zaowocuje pierwszymi warszawskimi kontaktami, rozpoznaniem środowiska i nabyciem pewnej ogłady, która wymagana jest w relacjach pracownik-pracodawca. Może to dla młodych ludzi zabrzmi śmiesznie, ale wielokrotnie brałem studentów na praktyki i wiem, że nie zwyczajnie potrafią się zachować w firmie. Są niepunktualni, nieokrzesani, luzaccy i zamiast przykładać się do roboty i słuchać szefa, snują się po korytarzach lub tęsknie patrzą w okno. A już najgorzej, gdy taki młodziak obserwując, iż w pracy ludzie mówią sobie na „Ty” zaczynają „tykanie” szefów, współpracownic i innych osób. Co wolno Wojewodzie to nie tobie smrodzie. Jesteś na dorobku i musisz zachować umiar. Skąd wiesz ile lat Ci ludzie byli ze sobą na „Pan” i „Pani”. Gdy starszy, doświadczony z Tobą nie przejdzie – Ty nie przechodź. Dobre wrażenie to podstawa, zwłaszcza, gdy na początku nie ma się nic innego do zaoferowania. A elegancją i właściwym dress-kodem warto się wyróżniać – doświadczenie bowiem uczy, że gdy firma szuka pracownika na stałe najpierw rozważa tych wszystkich pracowników sezonowych lub praktykantów, których zdołała poznać od dobrej strony.
Co jeszcze… hmm.. warto szukać pracy jako wolontariusz w organizacjach pozarządowych. Kasy z tego nie ma ale są kontakty, znajomości, doświadczenie które potem można skapitalizować, nabiera się umiejętności nawiązywania kontaktów i prowadzenia rozmów zawodowych, bierze udział w szkoleniach, poznaje warszawskie środowisko i warszawskie możliwości, a poza tym uczy się aktywności i zaradności od innych. Rzeczy nie do przecenienia, i mogące być bardzo przydatne w skutecznym szukaniu „płacy” za kilka miesięcy. Wtedy zresztą, gdy już student będzie miał legitymację studencką w ręku pojawią się nowe możliwości wynikające z funkcjonowania uczelnianych biur karier (które działają bardzo różnie – warto się dowiedzieć od razu) i spółdzielni studenckich.
Warto też piosać i publikować. Np bloga na Nowym Ekranie. Ćwiczymy pióro, umiejetnosć syntezy, pogłębiamy dane zagadnienie, uczymy sie dyskutować i nabywamy niezależny krąg znajomych. A znajomosci – wiadomo. A szlif i obycie w mediach – wiadomo tym bardziej. Blogosfera pełna jest przykładów gdy dobry internetowy autor zostaje doceniony i pojawia sie nowe źródło dochodów lub nawet nowa ścieżka rozwoju zawodowego. Studiowanie to czas, który także w ten sposób powinno się wykorzystać.
Pamiętajmy o jednym, pracodawcy będzie imponowało zawsze jak skończymy oblegany kierunek na jakiejś dobrej uczelni, ale jeśli będzie miał do wyboru nas i człowieka z mniej znanej uczelni, ale o bogatym doświadczeniu zawodowym, konkretnych zainteresowaniach, zorientowanego w rzeczywistości, o dobrym języku obcym i obyciu w kontaktach z pracodawcami oraz współpracownikami (co widać będzie na interwiu) to wybierze zawsze tego drugiego.
No może nie zawsze, ale często.
I chyba by to było na tyle.
Przyszłym studentom warszawskim życzę powodzenia.