Górnictwo węgla kamiennego ma się w Polsce bardzo dobrze, co więcej – dla budżetu państwa to w dalszym ciągu kura znosząca złote jaja. Już pobieżna analiza stanu finansów tej branży pokazuje, że przymując wydobycie na poziomie 75 mln.ton po 300 zł. za tonę – roczny przychod, to 22,5 mld. zł. Podatki to około 10 mld. Na płace jest wystarczajaco dużo. Nie udało mi się dokładnie określić liczby zatrudnionych, ale gdyby założyć 120 tysiecy, to możliwe są średnie zarobki nawet 10 tys,/m-c.
Skąd zatem straty pojawiające sie w 2013 r. (w poprzednich latach branża osiagała znaczace zyski). Pomijam nieudolne zarządzanie, którego koszty podwoiły się w ostatnich latach (stąd wysoka stosunkowo cena wydobywanego wegla). Straty naszego górnictwa leżą na hałdach – ok. 15 mln. ton – tyle samo sprowadza się z Rosji. Pewno – można byłoby wprowadzic embargo (nie ze wzgledów fitosanitarnych, ale po prostu w odwecie za embargo na nasze art. spożywcze). Tylko to nic nie daje – elektrownie natychmiast kupiłyby równie tani węgiel australijski. Właściwym rozwiązaniem jest sprzedaż owego leżącego na hałdach węgla po cenie rynkowej. To powinno być zrobione już dawno. W każdej branży bywają przypadki sprzedaży produktu poniżej kosztów produkcji. Ponadto wydobyty wegiel na hałdach wymaga obsługi i jego kaloryczna wartość spada.
Sa jeszcze trzy sprawy, załatwienie których uzdrowiłoby ostatecznie nasze górnictwo. Po pierwsze, należy raz na zawsze powiedzieć sobie, że są górnicy tzn. ci co zjeżdżają w dół i fedrują i są inni pracownicy kopalni WK „naziemni” Otóż wszelkie przywileje, które należą sie górnikom nie mogą być przypisywane tym naziemnym. Oni nie są narażeni na niebezpieczeństwa wszelakie i na pylicę. Tymczasem „nieugieta” nasza kieszonkowa „żelazna dama” już przyznała prawa do wcześniejszych emerytur tym naziemnym tylko o rok późniejszych od tych dla górników – z jakiej racji?
Po drugie – słuszny jest gniew górników na milionowe (w skali roku) wypłaty dla członków zarzadu. To jest horrendum na szczeblu państwa; wypowiedzi członków rządu i parlamentarzystów, że to nie jest ten rząd wielkości, że to nie ma wpływu, że trzeba pozyskać wybitnych fachowców – całkowicie ich moralnie dyskwalifikują. Ustawa kominowa przewiduje górny pułap zarobków do wysokości szesciu średnich krajowych. Piastujacy najważniejsze stanowiska w Polsce począwszy od prezydenta mają apanaże mieszczące się w tej regule. Oczywiście wspomniana ustawa ma „furtkę” w postaci możliwości zawarcia kontraktu menedżerskiego – bez żadnego pułapu. Zastanawiające, jak w spółkach skarbu państwa, gdzie decydentem jest minister skarbu (i oczywiście premier) – zawiera się takie kontrakty. Zazwyczaj lukratywne stanowisko prezesa obejmuje ktoś z klucza partyjnego, czy przyjaciel królika (fachowość nie jest wymagana – od fachowości jest szczebel pośredni). Aż się gotuje wyobraźnia, czy przypadkiem nie ma tu miejsca odpalanie doli). Kontrakty menedżerskie to horrendum, które demoralizuje całą sferę zarządzania państwem. Powinna byc poprawka do ustawy całkowicie je likwidująca. Poza tym ustawa kominowa powinna dotyczyć także samorzadów (tam panuje całkowita anarchia płacowa).
Po trzecie – w kopalniach należy NIEZWŁOCZNIE wprowadzić ciagły system pracy – to bezinwestycyjnie poprawiłoby wydajność pracy o kilkanascie procent. Ilość godzin pracy w tygodniu dla górnika i personelu naziemnego pozostawałaby na dotychczasowym poziomie, tylko czasem przypadłaby praca w soboty, czy w niedzielę. W takim systemie pracuje w Polsce ogromny procent zatrudnionych (transport, elektrownie, huty szpitale policja itd.) Tutaj upór górników wystawia im złe swiadectwo – stawiają się jako ważniejsi od innych, których wolno pozbawić czasem weekendu, ale nie ich, to brzydka postawa…
4 komentarz