Minister Michał Boni zwrócił się do abp. Głodzia, współprzewodniczącego Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, o przeciwstawianie się „mowie nienawiści i wszelkim objawom nietolerancji”.
Minister nie wie, że Kościół w swoim nauczaniu kieruje się wskazaniami Pana Jezusa, Ewangelią, a nie rządowymi dokumentami.
Jest jednak druga, znacznie bardziej prawdopodobna, możliwość. Wystosowując apel do Kościoła o przeciwstawianie się nietolerancji, Boni chce stanąć na czele skrajnie antykatolickich środowisk i organizacji, które gardłując o braku tolerancji w naszym kraju, zamierzają zastraszyć wszystkich tych, którzy nie myślą tak jak oni.
Hasłem „nietolerancji”, jako pałką do okładania środowisk katolickich, posługują się przede wszystkim ruchy homoseksualne – bardzo wpływowe w świecie polityki, mediów czy edukacji. Dzięki ich wpływom za nietolerancyjne coraz częściej uznawani są normalni ludzie, którzy odrzucają styl życia homoseksualistów z różnych powodów, choćby jako grzeszny, czyli niezgodny z prawem Bożym.
Jeśli Boni postanowił stanąć po stronie tego typu środowisk, i swoim apelem „przywołać do porządku” Kościół jako wspólnotę ludzi, walczących ze złem, a więc i z grzesznym stylem życia, to jeo postawa powinna wywołać najgłębsze oburzenie. Jakim prawem urzędnik państwowy próbuje wywierać naciski na Kościół, by ten zmieniał głoszone od wieków zasady? Szczególnie, że konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, której zapisów winni przestrzegać urzędnicy, stanowi o wolności sumienia.
Rozliczne apele o „tolerancję” i walkę z tzw. „mową nienawiści” to zaledwie ogniwo wielkiego łańcucha, który liberalne środowiska za pomocą mediów, niektórych urzędów państwowych usiłują zacisnąć wokół Kościoła, tak by zburzyć instytucję rodziny, i obrócić w niwecz tradycyjne wartości oparte na prawie naturalnym i moralności chrześcijańskiej wypływającej z Ewangelii.
Obecnie w wielu krajach obserwujemy, jak wygląda polityka władz ulegających środowiskom narzucającym potrzebę wszechobecnej tolerancji i walki z „mową nienawiści”. W Wielkiej Brytanii minister edukacji straszy nauczycieli, że jeśli nie będą mówić pozytywnie o homoseksualizmie zostaną zwolnieni z pracy. W Szwecji popularyzowany jest pomysł zmuszania chłopców do siusiania na siedząco, ponieważ pozycja stojąca ma rzekomo nieść symbolikę męskiej przemocy. W tym samym kraju – zresztą bardzo głęboko poddanym liberalnej indoktrynacji – od jakiegoś czasu postępowe lobby domaga się usunięcia z języka zaimków „on” i „ona” a w zamian wprowadzenia – rzekomo neutralnego płciowo – zaimka „ono”. Z kolei w Kanadzie przedstawia się w szkołach homoseksualizm jako jedną z opcji równą związkowi mężczyzny i kobiety.
Obawiam się, że apel Boniego to poważny krok w kierunku implementacji liberalnych rozwiązań w Polsce. Tymczasem Kościół musi mieć prawo go głoszenia swojej nauki, do moralnej oceny zachowań rozmaitych ludzi, nie tylko w murach świątyń, ale również w przestrzeni publicznej. Zgodnie z nakazem Jezusa Chrustusa Kościół musi być znakiem sprzeciwu, także wobec niekorzystnych zjawisk cywilizacyjnych. Nawet, jeśli za swoje nieugięte stanowisko będzie musiał zapłacić kolejny raz prześladowaniami i męczeństwem. Kościół nie ma innej drogi, gdyż inaczej zdradziłby Boga oraz sprzeniewierzyłby się swojej misji.
Arkadiusz Stelmach
http://www.pch24.pl/uciszyc-kosciol–o-co-naprawde-apeluje-boni-,10248,i.html#ixzz2D3jUyOLN
Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas