Wywiad tygodnia w „Warszawskiej Gazecie” Nr 43, 26 października – 1 listopada 2012 r. Z Krystyną Górzyńską, blogerką „Rebeliantką”, o systemie prawnym w Polsce rozmawiała Aldona Zaorska
Najoszczędniejsze szacunki mówią o 100 tys. pomyłek sądowych rocznie.
Tysiące ludzi zniszczonych przez system prawny w Polsce
Z Krystyną Górzyńską, blogerką „Rebeliantką”, o systemie prawnym w Polsce rozmawiała Aldona Zaorska
Konstrukcja ustawy o ustroju sądów powszechnych czyni pociąganie sędziów do odpowiedzialności dyscyplinarnej po prostu fikcją. Jeżeli już się pociąga sędziów czy prokuratorów do odpowiedzialności, to są to wykroczenia typu jazda po pijanemu czy orzekanie w sprawie kochanki, a nie odpowiedzialność za wydawanie złych orzeczeń, niezgodnych z przepisami prawa, przez które zniszczyli ludziom całe życie. To jest po prostu jedna wielka patologia, wobec której obywatele są bezradni.
W Internecie można zobaczyć i przeczytać wiele relacji sporządzanych przez Panią z procesów sądowych. Tropi Pani i pokazuje przykłady, można powiedzieć – sądowego łamania prawa. Co sprawiło, że podjęła Pani tę tematykę?
Doświadczenia mojej rodziny, będącej ofiarą takich sądowych patologii. Zaczęło się dziesięć lat temu od mojego brata i ataku na niego z powodu biznesowej działalności, którą z powodzeniem prowadził. Była to działalność polegająca na wprowadzaniu w życie nowych standardów sanitarnych w obiektach użyteczności publicznej typu szpitale, hotele poprzez urządzenia spełniające nowe europejskie normy. Mój brat miał bardzo wielu klientów, także spośród przedsiębiorstw składających zamówienia publiczne, projektował linie gastronomiczne i pralnicze dla dużych podmiotów, a że miał konkurencyjne ceny i świetną jakość, wygrywał przetargi i odnosił coraz więcej sukcesów. Dość powiedzieć, że jednym z jego klientów była nawet nasza armia. Oczywiście taka działalność, gdy w grę wchodzą zamówienia publiczne, wymaga, a przynajmniej powinna, spełniać wszystkie wymogi transparentności. I mój brat je spełniał. Nie wiedział jednak, że wszedł w obszar działalności zastrzeżonej dla niektórych.
I co się stało?
Kiedy stał się groźnym konkurentem dla już istniejących firm, postanowiły one się go pozbyć. Zaczęło się od policji i prokuratury oraz powiązań natury towarzyskiej. Jak się okazało jednym ze wspólników firmy, w której mój brat pracował wcześniej, zanim założył własną działalność, była osoba powiązana z miejscowymi prokuratorami. Kiedy zaczął wygrywać z dotychczasowymi liderami na rynku, zaczęły się różne dziwne sytuacje. Przy czym słowo „dziwne” jest tu niezwykle łagodne, bo przecież nie było zbiegiem okoliczności, że mój brat został brutalnie pobity pod jedną z restauracji, którą wyposażał. Potem próbowano go wrobić w jakieś niezapłacone zobowiązania finansowe. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, ale lata całe trwało zanim zostało to wyjaśnione. Doszło do tego, że w międzyczasie w domu mego brata pojawił się komornik, który przystąpił do egzekucji, chociaż nie istniał ku temu żaden prawdziwy tytuł egzekucyjny. Komornik oraz chroniący go prokurator i sędzia kłamali, że czuli się przez mojego brata „zagrożeni”, więc został on aresztowany. Postępowanie przeciwko niemu umorzono i nawet zapłacono mu za to odszkodowanie, ale przecież to nie zmienia faktu, że do więzienia trafił niewinny człowiek.
Co było dalej?
Ponieważ te wszystkie prowokacje i działania były nieskuteczne, brata postanowiono zniszczyć w inny sposób – spreparowano wobec mego brata kuriozalną historię wyłudzenia kredytu. Mój brat, który wówczas zarabiał miesięcznie ok. 6 tys. złotych miał razem z żoną wyłudzić 3 tys. zł kredytu na zakup komputera. Całe oszustwo miało polegać na tym, że zamiast owych 3 tys. kredytu bezgotówkowego na zakup nowego komputera, którą to umowę podpisywała jego żona, mieli chcieć modernizacji starego – po prostu mieli nie dokonać zakupu za kwotę kredytu, tylko ulepszyć stary sprzęt, dzięki czemu w porozumieniu z wykonawcami owej modernizacji mieli zarobić… kilkaset złotych. Niewiarygodna, zmyślona historia, której wyjaśnienie zajęło naszej rodzinie dokładnie 11 lat. To mój brat i bratowa zostali oszukani – dostawca komputera nie tylko go nie dostarczył i przywłaszczył sobie kredyt, ale kiedy mój brat powiadomił o tym oszustwie, sam został oskarżony. Może dlatego, że ten oszust był powiązany z prokuratorem okręgowym w Poznaniu w ten sposób, że był przyjacielem brata prokuratora okręgowego. Prokuratura przegrała tę sprawę w 2010 roku, przy czym na jaw wyszła kuriozalność aktu oskarżenia. Ale zanim ten wyrok zapadł, mojego brata przez cztery lata ścigano listem gończym. Zniszczono bratu firmę, zniszczono rodzinę (żona wystąpiła o rozwód). Dziś, pomimo rozpaczliwej walki mojego brata, pomimo występowania przez niego do wszystkich możliwych organów sprawiedliwości, łącznie z trzema kolejnymi ministrami, nie ma nic.
Czyli do przyjrzenia się funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości w Polsce zmusiło Panią życie… Przekonała się Pani wówczas, że…
…że historia mojego brata jak w soczewce skupia wszystkie wady wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Niestety, poznałam wszystkie wady tego systemu, który nie pozwala na wyjaśnienie prostych spraw, a który dzięki swym rozlicznym defektom sprawia, że niewinni ludzie mają niszczone całe życie. Dla mnie najgorsze jest to, że ludziom, którzy w różny sposób tkwią w tym systemie – sędziom, prokuratorom, komornikom, policji, nawet jeśli w najbardziej bezczelny sposób łamią prawo, nie można postawić żadnych zarzutów, nie można ich pociągnąć do żadnej odpowiedzialności. Poznałam mnóstwo pokrzywdzonych ludzi i poruszona zarówno niesprawiedliwością jaka spotkała mego brata, jak i ich tragediami zaczęłam o nich pisać jako bloger a od dwóch lat także jako dziennikarz obywatelski, jeździć na rozprawy, przyglądać się, jak one wyglądają, jak nierówno są na nich traktowane strony. Pozyskałam dużą wiedzę, której prawdę mówiąc wolałabym nie pozyskać. Na jej podstawie mogę powiedzieć – w Polsce tkwimy w jakieś paranoi, ale na pewno nie w systemie prawnym.
Jeśli tak, to gdzie jest jej źródło?
W systemie stalinowskim. Ten system się nie skończył. Ma swoich ludzi, w osobach, które nie zdążyły jeszcze przejść na emeryturę albo w ich następcach – sędziach, prokuratorach, komornikach i innych funkcjonariuszach, których ci jeszcze stalinowscy przedstawiciele wymiaru „sprawiedliwości” (celowo w cudzysłowie) sobie wychowali. Oni też w tym systemie działają, tkwią powiązani rodzinnie i towarzysko i nie potrafią pracować inaczej nich ich stalinowcy mentorzy. Ten system, tak samo jak w czasach komunistycznych, jest skierowany przeciwko obywatelom i zasadza się na kompletnym braku szacunku dla praw obywatelskich, przysługujących przecież każdemu.
W Polsce nie ma praw obywatelskich?
Nie ma. Prawa obywatelskie to tylko takie „kwiatki do kożucha”. Nic więcej. Są zapisane w przepisach prawa, ale ich egzekucja jest bardzo trudna, coraz częściej albo niemożliwa albo wręcz się cofa, a wprowadzane są przepisy wręcz je ograniczające, czego smutnym przykładem jest nowelizacja ustawy o zgromadzeniach publicznych.
Ta patologiczna sytuacja w wymiarze sprawiedliwości to Pani zdaniem wina starego układu, mentalności ludzi, którzy go tworzą, czy raczej systemu prawnego, który stwarza możliwości różnych nadużyć, instrumentów prawnych, które dostali do ręki?
Moim zdaniem to kwestia trzech obszarów. Pierwszy to kadry, które albo jeszcze nie odeszły – ludzie którzy sądzili w stanie wojennym nie tyko wciąż sądzą, ale „standardy” wyniesione z tamtego okresu przenoszą na dzisiejsze sale sądowe i w ten sposób szkolą swoich następców – młodych sędziów i prokuratorów. Drugi element to fatalny ustrój sądownictwa i prokuratury.
A trzeci to kwestia przepisów prawa, które nie zostały wycofane z kodeksów. Mam tu na myśli nie tylko słynny art. 212 kodeksu karnego ale np. wciąż istniejący w kodeksie cywilnym tzw. bankowy tytuł egzekucyjny, który umożliwia z każdego człowieka zrobienie dłużnika, szczególnie co do wysokości roszczeń, których co istotne bank nie musi w żaden sposób przed sądem udowadniać. Poznałam wielu ludzi, którzy zostali w ten sposób po prostu przez banki zniszczeni. To jest też kwestia prawa rodzinnego, kierowania ludzi na badania psychiatryczne bez żadnego powodu, o czym boleśnie przekonał się Jarosław Kaczyński. Jest to kwestia orzecznictwa, które w tej samej sprawie jest rozbieżne o 180 stopni.
Jakiś przykład?
Bardzo proszę – premier Jarosław Kaczyński będąc funkcjonariuszem publicznym mógł być oskarżony na podstawie słynnego art. 212 kodeksu karnego, ale lokalna funkcjonariuszka policji – rzeczniczka prasowa, która dokonała pomówienia, już nie. Identyczna sytuacja, różne wyroki. Taki jest zamęt w polskim prawie, że jego wykładnia zależy od dobrej lub złej woli sędziów. Tym samym mają oni nazbyt dużą swobodę interpretacyjną.
Może należy wyjść od zmiany zasad procedowania, wpajanych przyszłym sędziom już na studiach?
Ja nie uzurpuję sobie prawa do pouczania ustawodawcy, jak ma konstruować prawo. Ja widzę liczne jego wady. Jak możemy mówić o zasadzie kontradyktoryjności postępowania sądowego, jeśli biegłych w procesie powołuje sąd z posiadanej listy? Biegłych powinni wskazywać pełnomocnicy stron, a nie sąd. Tylko wówczas będzie mowa o ich dokładnej, rzetelnej, wnikliwej opinii. Wyznaczając biegłego sąd sam staje się stroną. To jest sytuacja niedopuszczalna i stwarzająca ogromne pole do nadużyć. Nie ma co ukrywać, że bardzo często biegły po prostu realizuje oczekiwania sądu. A ten, jak zaobserwowałam, bardzo często jest stronniczy. Warto też przyjrzeć się samemu sposobowi prowadzenia rozpraw, co znakomicie pokazuje Nowy Ekran – bywa on skandaliczny. Wiele razy widziałam, jak sędziowie manipulują przebiegiem rozpraw, zastraszają jedną ze stron lub jej świadków, zmieniają zeznania do protokołu, wywierają presję psychiczną na strony i świadków. Gorzej – zdarza się, co także widziałam, że w czasie rozprawy w sądzie rejonowym, sędzia nagle przerywa, po czym w czasie przerwy wykonuje telefon do sądu okręgowego i omawia jej przebieg, wymieniając nazwisko jednej ze stron, radząc się jaką ma podjąć decyzję, taka sytuacja natychmiast powinna dyskwalifikować sędziego a jednak nie ma to miejsca. Wciąż przebieg rozpraw nie jest nagrywany, co przecież nie powinno być w dzisiejszych czasach żadnym problemem, a jednak istnieje przeciwko temu niesamowity wręcz opór sędziów. Myślę, że jest to opór celowy. Tak samo, jak uporczywe utajnianie rozpraw.
Co jest w sądownictwie Pani zdaniem najgorsze?
Kompletny brak możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności sędziów, którzy orzekają wbrew zgromadzonemu materiałowi dowodowemu, kłamią albo wyciągają kłamliwe wnioski. Jeżeli dany sędzia ma w sądzie wyższej instancji kolegów i przyjaciół, to nie tylko nie ma możliwości pociągnięcia go do odpowiedzialności, ale także możliwość obalenia jego wyroku jest praktycznie żadna. Za orzekanie wbrew dowodom nikogo w Polsce nie pociąga się ani do odpowiedzialności dyscyplinarnej, ani tym bardziej – karnej, pomimo tego, że w kodeksie karnym są wydzielone przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Nigdy nie słyszałam, żeby jakiegokolwiek sędziego skazano za to, że orzekał wbrew dowodom. To konstrukcja ustawy o ustroju sądów powszechnych przede wszystkim czyni pociąganie sędziów do odpowiedzialności dyscyplinarnej po prostu fikcją. Jeżeli już się pociąga sędziów czy prokuratorów do odpowiedzialności, to są to wykroczenia typu jazda po pijanemu czy orzekanie w sprawie kochanki, a nie odpowiedzialność za wydawanie złych orzeczeń, niezgodnych z przepisami prawa przez które zniszczyli ludziom całe życie. To jest po prostu jedna wielka patologia wobec której obywatele są bezradni.
Jakie jeszcze obszary „patologiczne” dostrzega Pani w polskim systemie prawnym?
Przede wszystkim prawo rodzinne. Tu istnieje kolejne pole do ogromnych nadużyć. Niestety to prawo jest nastawione na zasadę „wygrana – przegrana”, a nie na dobro dziecka, które powinno być najważniejsze i dla rodziców, i dla orzekającego sądu. Tymczasem sytuacja wygląda często zupełnie odwrotnie i niewiele trzeba, żeby jedno z rodziców bezprawnie całkowicie pozbawić kontaktu z dziećmi, jak się to dzieje np. w sprawie Bogdana Goczyńskiego, który chociaż nie jest pozbawiony praw rodzicielskich, chociaż ma sądownie zagwarantowane prawo do kontaktów z dziećmi, od siedmiu lat ich nie widział. Nie może nawet dowiedzieć się, do jakiego gimnazjum chodzą jego córki. Była żona pana Goczyńskiego jest tak pewna poparcia sądu, że kompletnie lekceważy wyrok w tym zakresie i po prostu ukrywa dzieci przed ojcem, a wymiar sprawiedliwości nadal nie robi nic, by mu pomóc. Każde orzeczenie sądu lekceważy a policja odmówiła mu ustalenia, do jakiej szkoły chodzą jego dzieci. Sąd zaś tym lekceważeniem wyroku w ogóle się nie przejmuje. Takich spraw naprawdę są dziesiątki. Inne pole do nadużyć daje prawo gospodarcze. Dopiero niedawno Trybunał Konstytucyjny orzekł, że wewnętrzny dokument finansowy firmy windykacyjnej nie może być podstawą działań egzekucyjnych. Nie może być jedynym dowodem w sprawie roszczeń. Przecież dopiero to orzeczenie powstrzymało firmy windykacyjne przed dosłownie rabowaniem ludzi. Skandalem jest utrzymywanie systemu, w którym kary grzywny są powszechnie zamieniane zastępczo na kary pozbawienia wolności – dokładnie odwrotnie niż w europejskim systemie prawnym. Do tego wszystko dochodzą niewielkie możliwości rewizji wyroków poprzez składanie kasacji do Sądu Najwyższego. To są bardzo wielkie tragedie ludzi. Ja sama znam przypadek człowieka skazanego na dożywocie za morderstwo, którego nie popełnił. Skazanie nastąpiło po procesie poszlakowym, w którym głównym dowodem były znalezione w jeziorze zwłoki innej osoby aniżeli tej za zabójstwo której doszło do skazania. Słowem – skazano na dożywocie za zabójstwo kogoś, kogo ciała nie znaleziono. Od lat nie można przekonać ani prokuratury, ani sądu co do tak oczywistych faktów. Może dlatego, że w tym postępowaniu uczestniczył ten sam prokurator, który prowadził śledztwo w sprawie śmieci Krzysztofa Olewnika. A jak wyglądało tamto śledztwo, wiemy wszyscy. Sąd Najwyższy rozpatrzył kasację, nakazał sądowi apelacyjnemu przeprowadzenie szeregu dowodów, sąd apelacyjny ich nie przeprowadził, jeszcze raz wydał taki sam wyrok, ale kolejna kasacja została już odrzucona, bo nie można w postępowaniu kasacyjnym dwa razy podnosić tych samych zarzutów. To jest bardzo dramatyczny przykład ale nie jedyny. Tysiące ludzi zostaje zniszczonych przez system prawny w Polsce.
Może nie jest tak źle. Państwo polskie kilka głośnych spraw przed Trybunałem Praw Człowieka w Strassburgu przegrało…
Kilka. A postępowań sądowych, w których wydano wyroki niezgodnie z prawem, w których zniszczono ludzi są tysiące. Najoszczędniejsze szacunki mówią o 100 tys. pomyłek sądowych rocznie. Te wygrane przez skrzywdzonych procesy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, to kropla w morzu potrzeb. I pamiętać trzeba, że nie wszyscy mają wiedzę i możliwości występowania do tego Trybunału. Ludzie zbyt często są po prostu bezradni wobec sądowego bezprawia. Ja myślę, że nam Strasburg nie pomoże. Nie możemy czekać, że ktoś zmusi nasze sądownictwo do zmian.
Co więc można z tym zrobić, jak uzdrowić tę sytuację?
Myślę, że warto skłonić się ku systemowi anglosaskiemu – to jest sytuacji, w której o winie orzeka ława przysięgłych, a funkcja sędziego jest zwieńczeniem kariery prawniczej tylko dla najlepszych prawników o nieposzlakowanej opinii. Warto zastanowić się nad pozbawieniem sędziów immunitetu, wprowadzeniu zmian w systemie dyscyplinowania sędziów, zwiększeniem dostępu do pomocy prawnej dla obywateli. Przede wszystkim ważne jest dyscyplinowanie sędziów, stworzenie systemu, w którym będą odpowiedzialni za podjęte decyzje. Moim zdaniem konieczne zmiany to: zmiana ustroju sądów powszechnych, systemu prawa i ludzi, którzy ów system wymiaru sprawiedliwości tworzą.
Powstała konfederacja blogerów, Komitet Organizacyjny Sądów Obywatelskich, które mają przyglądać się prowadzeniu spraw przez sądy powszechne, blogerzy dokumentują procesy i nagłaśniają pomyłki sądowe. Może to sprawi, że w końcu coś się zmieni? Może uda się przeprowadzić inicjatywę ustawodawczą? Słyszała Pani o planach takich działań?
Obserwując polskie społeczeństwo niestety dochodzę do wniosku, że przeprowadzenie inicjatywy ustawodawczej będzie bardzo trudne. Ludzie po prostu się boją. Może nie wierzą w skuteczność takiej metody. I chociaż nie jest łatwo z inicjatywą obywatelską, mam nadzieję, że to się zmieni. Jedna jaskółka co prawda wiosny nie czyni, ale za nią przylatują następne i przychodzi wiosna. Mam nadzieję, że tego typu działania ośmielą społeczeństwo, że ludzie w końcu się odważą. I w końcu uda się skruszyć ten mur postawiony przez sądownictwo pomiędzy obywatelem a sprawiedliwością. Wiem, że będzie to wymagało czasu ale mam nadzieję, że w końcu się uda. Może za parę lat ale w końcu coś się zmieni. Zwłaszcza, że już nie tylko społeczeństwo ale nawet niektórzy sędziowie zaczynają się buntować przeciwko systemowi, w którym przez lata musieli funkcjonować. Diagnoza jest już postawiona, pora zacząć leczenie.
Polecam też:
Dość destruktorów cywilizacji łacińskiej w prokuraturach i sądach
Komunikat o odroczeniu protestu głodowego
Zdjęcia z akcji protestacyjnych
Zdjęcia z protestu pod Ministerstwem Sprawiedliwości w listopadzie 2008 roku w związku z fałszywym oskarżeniem mojego brata Janusza Górzyńskiego (został on uniewinniony w czerwcu 2010 roku przy całkowitym blamażu Prokuratury).
Protest pod Sądem w Tarnowskich Górach w dniu 17.10.2011 r. w związku z uwięzieniem Bogdana Goczyńskiego.
Protest w Krakowie zorganizowany przez Zbigniewa Kękusia. Na fotografii w kolejności od lewej: Zbigniew Kękuś, Krystyna Górzyńska, Helena Fleszar (Afery Prawa), Teresa Kawiak (protestująca razem z
Kękusiem prawie od początku akcji). Zdjęcie jest z dnia 9 sierpnia 2012 r.
Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosł.: sprzedajacych dym). Wspólzałozycielka Konfederacji Rzeczpospolitej Blogerów
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pingback: Rzeczpospolita Mafijna cz. I | bacologia