„Stale czuję żal, że tak mało robię dla sprawy polskiej wolności, gdy Pułaski uczynił dla nas tyle dobra, i wciąż wspominam twoje opowieści, jak zmarł w ramionach mego przodka (…)
Jeśli mógłbym zwrócić ten dług Polsce, jestem na to gotów w każdej chwili.”
fragment listu Meriana Coopera do ojca
Jak to się stało, że Merian Caldwell Cooper – przyszły reżyser i producent hollywoodzkich hitów. m.in. słynnego „King Konga” – brał udział po naszej stronie w wojnie polsko-bolszewickiej? Najsłynniejszą bitwą tej wojny był potocznie nazywany Cud nad Wisłą, którego 92. rocznica przypada 15 sierpnia.
In 1919, as Poland was fighting a nasty little war with the newly created Soviet Union, Merian Cooper recruited several other American pilots to form the Kosciuszko Squadron.
Zainteresowanie Polską Meriana Coopera nie było przypadkowe. Jego prapradziadek – pułkownik John Cooper – służył pod dowództwem Kazimierza Pułaskiego w pierwszym amerykańskim legionie kawalerii. Według rodzinnej legendy John Cooper zaprzyjaźnił się z Pułaskim. W 1779 roku w bitwie pod Savannah, kiedy to Pułaski został śmiertelnie postrzelony, miał umrzeć właśnie w ramionach swego przyjaciela płk. Johna Coopera. Dla Meriana Coopera ta mityczna opowieść rodzinna o Polaku umierającym w ramionach przodka za wolność „waszą i naszą” była inspiracją do zaciągnięcia się do wojska podczas pierwszej wojny światowej. Jak pisze jego biograf Mark Cotta Vaz: „Natchniony wizjami polskich patriotów walczących o wolność Ameryki, po latach miał zwrócić ów dług wdzięczności, dowodząc amerykańską 7. Eskadrą Myśliwską im. Tadeusza Kościuszki. Eskadrę nazwano tak na cześć Kościuszki, który także wspierał niegdyś armię amerykańską Washingtona”.
Merian Cooper urodził się w Jacksonville na Florydzie w 1893 roku. Od zawsze ciągnęło go ku przygodzie, której kwintesencją w ówczesnych latach była wojaczka. W wieku 23 lat wstąpił do Gwardii Narodowej Stanów Zjednoczonych, odbył kurs pilotażu i zaciągnął się do Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego (American Expeditionary Forces), wraz z którym został wysłany na front do Europy. W 1918 roku został zestrzelony nad terytorium niemieckim. Wówczas dowództwo armii USA, uznając go za zaginionego, wydało oficjalny akt zgonu, który to Cooper przechowywał jako wesołą pamiątkę. Jeden z jego współtowarzyszy broni dopisał na tym dokumencie: „Mówiąc językiem Marka Twaina, twoja śmierć jest wysoce przesadzona”. Tymczasem do wyzwolenia Merian Cooper przebywał w różnych obozach jenieckich – w ostatnim pod Wrocławiem dowiedział się od współwięźniów o sowieckich planach „podboju świata”. W swoich wspomnieniach ten czas nazwał „początkiem życiowej krucjaty przeciwko komunistom”, a autorzy książki „Sprawa honoru” (Lynne Olson i Stanley Cloud) skreślili jego ówczesną charakterystykę w sposób następujący: „Merian Cooper był jak naładowany i gotowy do strzału rewolwer. Pragnął nie tylko bronić Ameryki przed wszelkimi wrogami, zewnętrznymi i wewnętrznymi, ale też – jakoś, gdzieś, kiedyś – zwrócić to, co uważał za 150-letni dług Ameryki wobec Polski”.
Merian C. Cooper trafił do Polski wiosną 1919 roku wraz z amerykańską agencją pomocy humanitarnej American Relief Administration (ARA), na której czele stał przyszły prezydent USA Herbert Hoover. Jako kapitan American Air Service został wysłany do Lwowa z transportem żywności, m.in. dla dwudziestu tysięcy dzieci. Już wkrótce sama pomoc humanitarna, która z definicji miała cechować się bezstronnością i brakiem zaangażowania w walkę, przestała mu wystarczać. W liście do ojca pisał: „Stale czuję żal, że tak mało robię dla sprawy polskiej wolności, gdy Pułaski uczynił dla nas tyle dobra, i wciąż wspominam twoje opowieści, jak zmarł w ramionach mego przodka (…) Jeśli mógłbym zwrócić ten dług Polsce, jestem na to gotów w każdej chwili". Ale nie martw się wcale, bo moja praca jest w istocie bardzo pokojowa – aż, cholera jasna, zanadto pokojowa”.
W maju 1919 roku Merian Cooper dzięki znajomości z gen. Tadeuszem Rozwadowskim spotkał się z Józefem Piłsudskim, któremu złożył propozycję służby w polskim lotnictwie. Piłsudski choć niechętnie, początkowo bowiem posądzał Coopera o chęć zostania wojennym najemnikiem, zgodził się. Jednak Cooper musiał udać się do Paryża, by tam zostać zdemobilizowanym. Szczęśliwie spotkał „na paryskim bruku” znajomego pilota płk Cedrica Errol Fauntleroya, którego zaraził chęcią walki z bolszewikami po stronie Polaków. Wspólnie podjęli decyzje o utworzeniu Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki, do której wciągnęli jeszcze ośmiu obywateli USA – żaden z nich nie miał polskich przodków, ani nie potrafił mówić po polsku.
Do działań wojennych w ramach 7. Eskadry Myśliwskiej przystąpili w kwietniu 1920 roku. Nazywani „Latającymi Jankesami” brali m.in. udział w wyprawie na Kijów oraz w rozpoznaniu i walce z 1. Armią Konną Siemiona Budionnego (zrzucali bomby ręcznie, ostrzeliwali karabinami maszynowymi sowiecką kawalerię). W czerwcu 1920 roku Merian Cooper znów trafił do Lwowa, tym razem jako dowódca eskadry lotniczej. Jednak już 13 lipca został zestrzelony nad terytorium wroga i trafił do niewoli sowieckiej. Przesłuchania i więzienie przeżył dzięki przypadkowi – przed wylotem ubrał się w prosty kombinezon z naszytym nazwiskiem Frank Mosher, nie wziął oficerskiego płaszcza. To prawdopodobnie uratowało mu życie, gdyż jako dowódca eskadry, znany zapewne z nazwiska sowieckiemu wywiadowi, skazany by został od razu na tortury i śmierć. Cooperowi udało się uciec z niewoli w 1921 roku na Łotwę, a potem do Polski, dzięki pomocy dwóch polskich współwięźniów.
10 maja 1921 w demobilizacji Eskadry Lotniczej im. Tadeusza Kościuszki wziął udział Józef Piłsudski – wówczas to pięciu pilotów, w tym także Merian Cooper, zostali odznaczeni Orderem Wojskowym Virtuti Militari. W czasie swojego pobytu w Polsce Cooper poznał o dziesięć lat od siebie starszą Marjorie Crosby-Słomczyńską. Owocem ich miłości był chłopiec – Maciej Słomczyński – przyszły słynny tłumacz m.in. wszystkich dzieł Szekspira, „Ulissesa” Jamesa Joyca oraz autor wielu kryminałów (skrywający się pod pseudonimem Joe Alex). W 1921 roku Merian Cooper wrócił do Ameryki, gdzie podjął się pracy dziennikarza, a z czasem scenarzysty i producenta filmowego – napisał m.in. scenariusz oraz był współreżyserem słynnego „King Konga” (wyprodukował ponad sześćdziesiąt filmów, napisał osiem scenariuszy, dwa filmy wyreżyserował).
Płk Cedric Fauntleroy, pierwszy dowódca eskadry kościuszkowskiej, pisał w liście do ojca Meriana Coopera: „Latając i walcząc cały dzień, Merian wydaje się niestrudzony i nieustraszony. Im bardziej zaciekła walka, tym bardziej mu się podoba. Jest już bohaterem miasta Lwowa, za sprawą swej działalności humanitarnej, i jeśli tylko utrzyma takie tempo, z pewnością stanie się jednym z bohaterów narodowych Polski”.
Jak czas pokazał, pomimo wielu osiągnięć Meriana Coopera oraz uznania samego Józefa Piłsudskiego, wojenny epizod w Polsce przyszłego twórcy King Konga – jednego z najsłynniejszych przecież hollywoodzkich hitów – jest u nas całkowicie nieznany. Do sfilmowania życiorysu Meriana Coopera, w którym główną rolę ma zagrać Brad Pitt, przymierza się Andrzej Bartkowiak.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski
Źródła:
Mark Cotta Vaz „Szalone życie Meriana Coopera, twórcy King Konga”, Kraków 2010 Robert F. Karolevitz, Ross S. Fenn „Dług honorowy. Amerykańscy piloci Eskadry Myśliwskiej im. Kościuszki w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920”, Warszawa 2005
Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas