TVN24
13/04/2011
436 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Od lat marudzę w internecie o polityce i mediach, a zaledwie od trzech tygodni mam dostęp do TVN24. Wiem, że to wstyd, ale cóż mogę na to począć, post factum?
Mało tego, przez bite siedem lat miałem incydentalny kontakt z telewizją, czerpiąc wiedzę z sieci, a nawet, o zgrozo, zdarzało mi się wyśmiewać i obrażać blogerów, jak to na własne potrzeby nazywałem: “kłócących się z telewizorem”
Jednak, jak ogólnie wiadomo, wszystko co dobre i złe, ma swój koniec, w związku z czym, gdy znajomi z krainy tulipanów zaproponowali, że obdarują nas całkiem nowym, panoramicznym pudłem, zgodziłem się znaleźć dla niego miejsce w sypialni.
Początkowo, jako znany idealista, przeznaczyłem go do oglądania filmów z płyt, ale znajomi z twittera tak długo przerzucali się wrażeniami z ligi angielskiej, że połasiłem się na wynajęcie usług pewnej telewizji.
Nie, nie jestem rozczarowany. Piłki mam do przesytu, a “Angielczycy” prezentują się równie dobrze jak siedem lat temu, gdy przestałem się na nich gapić.
Niemniej, biorąc pod uwagę, że mam teraz, przy okazji, dostęp do TVN24 mogę napisać, że “diabeł mnie podkusił” co jest u mnie w domu kultową odzywką, odkąd nasza szlachetna sąsiadka wybrawszy się na odpustową pielgrzymkę do pobliskiego klasztoru kamedułów w Bieniszewie, podczas której fatalnie zmokła i następnego dnia poskarżyła się mojej teściowej, że:
“diabeł mnie podkusił iść na pielgrzymkę”
Oczywiście, nie moknę, no chyba, że w sensie metaforycznym, podczas oglądania czy słuchania TVN24, ale wpływ tej stacji na moje zdrowie jest zauważalny. Nie, szanowni prześmiewcy, nie chodzi o tak zwane “zdrowie psychiczne” tylko o całkiem realne skoki ciśnienia, na przykład.
Słuchanie ( piszę, słuchanie, ponieważ siedząc przy “komiku“, telewizor mam za plecami i wystarczy, że na początku programu obejrzę się, by rozeznać gęby, ponieważ nie potrafię się skutecznie zmusić do oglądania przez kwadrans Millera czy innego Niesiołowskiego)
TVN 24 to dla mnie jak jazda rollercoasterem. Przez 50 % czasu audycji śmieję się wesoło z prymitywizmu prowadzących oraz głupoty i bezczelności zaproszonych gości, przez 30% ziewam, przez 10% czasu nachodzi mnie ochota do zadawania pytań, a resztę wypełnia szczera wściekłość.
Takie reakcje to chyba moja wina, spowodowana opisaną na wstępie pauzą w przyswajaniu telewizyjnej propagandy. Zresztą tak naprawdę, opisywana stacja, nie służy, poza najprymitywniejszym poziomem, ani opisywaniu, przybliżaniu czy komentowaniu wydarzeń politycznych tylko bezpośredniemu “robieniu polityki”
Przypominam, że ostatnim medium obarczonym taką rolą była Gazeta Wyborcza w latach 90, gdzie wstępniak naczelnego napędzał polityczną narrację, nieraz na całe tygodnie. Teraz wiadomo, inflacja słów, ale za to słów rozpędzonych, powielanych w nieskończoność, obrazów, grymasów i kłamstw z gatunku, naprawdę bezczelnych.
Nie żal mi polityków opozycji, wkręconych w tryby pyskówek udających dyskusję, ponieważ jak powiada stare powiedzonko ludowe: “cierp ciało jeśliś chciało” Pisząc o “politykach opozycji” mam na myśli “pisowczyków” bo chłopaki z PJN czy SLD czują się tam jak u siebie, co specjalnie nie dziwi.
Paradoksalnie, najbardziej żal mi dziennikarzy kojarzonych w jakiś tam sposób z prawicą. Widziałem Igora Janke, lidera spolegliwości i politycznej równowagi, którego nie uchronił nawet chwyt z występowaniem w okularach, oraz pana Zarembę, moim subiektywnym zdaniem, jednego z najmędrszych komentatorów politycznych w Polsce, zaatakowanego przez naszą rodzimą parodię Lyttona Stracheya, że nie rozumie pojęcia “naród” Żal mi ich, ponieważ, jako dziennikarze muszą chyba być nieco źli, że pokrzykuje na nich także dziennikarka, która ich zaprasza.
Żal mi także zapraszanych gości, ale tych najsłuszniejszych, że wymienię Stefana Niesiołowskiego. Widziałem jak się człowiek niepokoił, zaciągnięty 10.04. przez obowiązki Marszałka Sejmu na mszę i inne uroczystości, podczas gdy całe jego jestestwo parło ku miłemu studio TVN24.
Gdybym pisał na twisterze, dopisałbym w tym miejscu “@owsiki”
Tekst nie ma oczywiście żadnej pointy, ponieważ jako telewizyjny nuworysz w żaden sposób nie czuję się godny, podsumowywania tej dziwacznej stacji informacyjnej, poza oczywistym stwierdzeniem, że w jakiś pokrętny sposób jest dla mnie atrakcyjna.
Podobnie na początku lat 80 w kiosku przy dworcu PKP w Koninie, można było nabyć za 30 groszy sowiecką, białoruską gazetę wydawaną w języku zbliżonym do polskiego, noszącą dość oczywistą nazwę “Czerwony sztandar”
Kupowałem ją pasjami i z wielką radością czytałem, dowiadując się jakie to Solidarność ma składy broni, z rakietami ziemia-powietrze włącznie.
I to by było, na tyle, ale jeszcze przypomniał mi się dziennikarz TVN, pan Jarosław Kuźniar, którego wczoraj spostponowałem przesuwając na drugie miejsce w tabeli najbystrzejszych Kuźniarów za pana Romana, doradcę Prezydenta.
Na pocieszenie napiszę, że ilekroć Pana widzę, panie Jarosławie, czy słucham, przychodzi mi na myśl fragment starej Polskiej pieśń w zupełnie nieortodoksyjnej wersji:
“Armaty pod Stoczkiem zdobywała wiara, rękami czarnymi od pługa
Lecz zamiast armaty zdobyła Kuźniara
Czy zwrócić Kuźniara się uda?….”