Wszyscy… no dobra, prawie wszyscy interesujący się polityką zapienili się ostatnimi czasy treścią „taśm prawdy”, działaniami wielkich i wpływowych, korupcją, układami, dilami, podstolikowymi układami i tym całym syfem dziejącym się w kuluarach i przy knajpianych stolikach. Lud się wścieka, protestuje, żąda głowy premiera i ministrów a nikomu z tego ludu nie przyszło do głowy, że jest to skutek a nie przyczyna. Nikomu, nawet antysystemowym narodowcom nie przemknęła przez mózgownicę myśl, że dzieje się tak z jednego i tylko jednego powodu – bo wciąż żyjemy pod ruskim zaborem. Carów nie ma, komuna zdechła a nasza umęczona Ojczyzna wciąż tłamszona jest turańskim buciorem. I wcale nie chodzi mi o to, że mamy postkomusze prawo, że to prawo stanowią i wykonują ludzie wykluci i wychowani w tamtym, słusznie minionym systemie. Prawo można zmienić, zastąpić innym, lepszym. Chodzi mi o sposób myślenia o tym prawie, przekazywany z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna i z profesora na studenta. W tym tkwi problem, tutaj trzeba wbić klin i stworzyć pokoleniową wyrwę.
Prosty przykład. Przywilej propinacji (czyli wyrobu wszelkiego rodzaju trunków, w tym wódek) nadał król Jan Olbracht (Znosimy na zawsze nadużycie, t.j. zmuszanie poddanych, aby do domów i karczem przyjmowali piwo z miast królewskich, stanowiąc, aby panowie wsi i ich poddani w tej wolności byli zachowani, iż wolno każdemu piwa i inne trunki skądkolwiekbądź brać i we wsiach ich warzyć i warzyć kazać i wolno użytkować bez wszelkiej obawy z naszej strony, lub starostów naszych zakazu, aresztowania lub kary.) w roku 1496 a odebrał dopiero car Mikołaj II w roku 1898 co było jedną z popowstańczych represji. Kiedy nastała wolna Polska carskie prawo pozostawiono w mocy, władza się zmieniła ale prawo pozostało. Po dziś dzień. I myślenie o prawie…
Albo jeszcze jeden. Broń. W Królestwie Polskim po upadku powstania listopadowego rosyjskie władze zarówno cywilne jak i wojskowe wydawały ukazy nakazujące zdawanie wszelkiej broni i zabraniające jej posiadania. Potem zostały one nieco złagodzone i przestały dotyczyć broni myśliwskiej. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Naczelnik Państwa Józef Piłsudski dekretem z dnia 25 stycznia 1919 roku podtrzymał zaborcze prawo wprowadzając pozwolenia na broń. I tak pozostało do dziś, władze się zmieniały ale zakaz posiadania broni przez szarych obywateli pozostawał bez zmian.
Wiele się mówi o wolności, wolnym kraju, wolnych ludziach, ale te dwa przykłady wystarczą by udowodnić, że o żadnej wolności mowy być nie może – my wciąż jesteśmy tłamszeni prawem wymyślonym przez zaborców, państwo wciąż ma władzę nad każdą dziedziną życia obywateli. Ale broń i gorzała to nic, do codziennej egzystencji nie jest konieczne pędzenie bimbru i łażenie ze spluwą przy boku. Niestety, w ten sposób regulowane są wszystkie, nawet najdrobniejsze kawałki ludzkiej działalności. Pewnie wszyscy pamiętają cyrk, jaki w Sopocie nastąpił podczas interwencji strażników miejskich próbujących skasować ulicznego grajka bo… nie miał on zezwolenia na granie. Facet brzdąkał na gitarze, ludziska wrzucali mu drobne do kapelusza a ceklarze z gębą o pozwolenie. Toż to jest paranoja, ruskie myślenie o prawie – zakazać wszystkiego. I zupełna odwrotność wolnego świata, gdzie dozwolone jest wszystko co nie jest zabronione – u nas zabronione jest wszystko co nie jest dozwolone specjalnym aktem prawnym. I tutaj właśnie tkwi problem.
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.
4 komentarz