Przyglądając się światu balansującemu na granicy apokalipsy, nie mogę oprzeć się zadziwieniu nad błogą nieświadomością tego faktu obywateli III RP. Stan ten wynika z „wewnętrznej okupacji” naszej Ojczyzny przez zaprzedane naszym wrogom „elity”, które skutecznie otumaniają pospólstwo. To, że „elity” są zaprzedane, nie jest zresztą największym problemem. W końcu od dłuższego już czasu wysługują się one obcym. Ich stopień niepoczytalności i skrajnego ograniczenia umysłowego stanowi największe zagrożenie. Jadąc na tym samym wózku z resztą społeczeństwa, nie są one w stanie pojąć niebezpieczeństwa na jakie narażają one swą działalnością również i siebie.
Najbardziej zagadkowe wydaje się być zachowanie duchowieństwa, które nie tylko jest obecnie w pełni zintegrowane z resztą polskich „elit”, ale na dodatek ślepe, głuche i nieme w obliczu nadchodzącego kataklizmu.
Niedawno, na zakończenie rozmowy pewien duchowny pożegnał mnie zwrotem: „No to działajmy na chwałę Bożą”. Tylko pozornie jest to piękny cel. Świadczy on bowiem o trwożnym fakcie nieświadomości kleru co do jego własnego powołania.
Chrystus w sposób nie podlegający żadnym wątpliwością zadeklarował, że znalazł się On na tym padole, nie po to by mu służono, a więc między innymi by tworzono jego królewską chwałę, ale by służyć samemu, a także oddać życie za zbawienie (usynowienie) nas wszystkich, czyli przeprowadzenie nas przez życie doczesne do „domu Ojca”. W tym też celu stworzył on Kościół Powszechny, hierarchowie którego mają za zadanie prowadzić przez to życie doczesne „owieczki”. Oznacza to nie tylko dbałość o stan duchowy ludu, ale również o to by ziemska „pielgrzymka” odbywała się w warunkach godnych „dzieci Bożych”. Innymi słowy mają oni dbać o całokształt dobrego bytowania powierzonych im „owieczek”.
Tym czasem, gdy celem jest „Boża chwała”, sprawy mogą iść innym torem. Dla przykładu, próbując wejść w „genialny umysł” JP2, można przypuszczać, że wpychając Polaków w unijne objęcia miał on na uwadze, „chwałę”, mającą się wyrazić w „rechrystianizacji Unii”. Zapewne nie zaprzątał on sobie umysłu pytaniami, jakie jest prawdopodobieństwo sukcesu tego projektu. Uda się, to „CHWAŁA”, nie uda się , to trudno. Któż , w obliczu „Bożej chwały” zakrzątał by sobie umysł wyliczaniem ile eksperyment ten kosztować będzie Polskie owieczki? Czym jest człowiek w obliczu Boga? Niczym, marnym pyłem. I w takim rozumowaniu tkwi pierwszy błąd JP2 i innych purpuratów. Manipulują oni wiernymi, choć sam Bóg dał ludziom wolna wolę i w każdym wypadku ją respektuje!
Drugim, jeszcze większym, jest „zmonopolizowanie” Stwórcy do swych celów. To hierarchowie decydują co jest miłe Bogu a co nie. Przy czym nawet najmniejsza próba ich krytyki, oznacza jedno – wyzwanie rzucane Chrystusowi, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Ten błąd jest czymś znacznie gorszym; próbą manipulacji samym Stwórcą!
Trzeci błąd, najbardziej destrukcyjnym dla samego kościoła hierarchicznego, stanowi jego faryzejska formalizacja. Purpuraci, z prawdziwie starozakonną przebiegłością próbują, z jednej strony zachować formalne głoszone przez nich zasady, z drugiej zaś, aby nie tracić niezadowolonych tym działaniem „owieczek”, umożliwić omijanie tychże. Jako przykład przytoczę tu analizowany przeze mnie[i] niedawno list episkopatu dotyczący rodziny[ii].
W liście owym, biskupi zdecydowanie przeciwstawiają się możliwości przyjmowania Komunii Świętej przez osoby pozostające w tzw. „związkach niesakramentalnych”. Z drugiej jednak strony (cytuję):
Owszem, istnieją sytuacje szczególne, kiedy po ludzku rozstanie wydaje się niemożliwe, np. ze względu na konieczność wychowania dzieci z nowego związku. W takich przypadkach osoby po rozwodzie, żyjące w nowym związku, mogą przyjąć Komunię św. pod warunkiem, że „postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują wyłącznie małżonkom”
Ponieważ biskupi wspominają o „dzieciach z nowego (niesakramentalnego) związku”, to tym samym akceptują fakt zaistnienia „aktu przysługującego wyłącznie małżonkom” w okresie poprzedzającym przyjęcie Komunii Świętej. Nie precyzują jednak wymogów czasowych, jakie pomiędzy „aktem”, a komunią powinny mieć miejsce. W związku z tym, każdy żyjący w „niesakramentalnym związku”, po odbyciu „aktu” ze swą partnerką wieczorem, może nazajutrz rano przystąpić do komunii, oczywiście, na dany moment „postanawiając żyć we wstrzemięźliwości”.
Takie „furtki prawne”, można znaleźć w większości „niezłomnych przepisów” wdrażanych przez kościół hierarchiczny w odniesieniu do „owieczek”. Nawet przy założeniu, że wierni są całkowicie bezmyślni, to strategia takowa pozostawia w ich podświadomości wyczucie obłudy stanowiącej fundament działań „pasterzy”. Fakt ten nie jest bez konsekwencji dla autentycznych postaw moralnych „owieczek”.
Przy czym, w działalności swej duszpasterze w sposób obsesyjny grzebią się w seksualności wiernych. Zapewne można to uznać za „produkt uboczny” ich celibatu. Jednak, zwłaszcza w opisywanym przypadku, wysoce niesmacznym wydaje się wiązanie aktu „przyjęcia Ciała Chrystusa” z czynnością fizjologiczną powszechnie funkcjonującą w świecie ludzi i zwierząt.
Reasumując, czcigodni hierarchowie, prowadzą siebie i „owieczki”, nie tylko ku fizycznej zagładzie, ale również ku bramom piekielnym. Prawdziwym nieszczęściem jest to, że nie są oni w stanie tego pojąć.
[i] http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl/689247
[ii] http://episkopat.pl/dokumenty/listy_pasterskie/7043.1,RODZINA_SZKOLA_MILOSIERDZIA_List_Pasterski_Episkopatu_Polski_na_Niedziele_Swietej_Rodziny.html
Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata
Jeden komentarz