Ad vocem a la Wawrowego łże-artykułu „prof.” Bojarskiego, jaki to raczył na „jedynce” opublikować Naczelny NE, w którym to zawarta została obrona POstPZPRowskiej Konstytucji PRLu-bis z 1997 roku i regulacyjnej gospodarki centralnie planowanej.
Polska za czasów PRL.
Za czasów PRL w Polsce panował socjalizm, oczywiście nie był to czysty socjalizm i taki nie panował jeszcze nigdy w żadnym Państwie, wszystkie ustroje socjalistyczne jakie panowały do tej pory miały być jedynie okresem przejściowym dążącym do osiągnięcia ideału lecz jeszcze nigdy tego ideału nikomu nie udało się osiągnąć. Ciężko jest jednoznacznie określić warunki panujące w Polsce ponieważ nie były one stałe, większość przemysłu została znacjonalizowana i oddana w ręce aparatu państwowego, jednak i tutaj dopuszczalna była działalności prywatna czego dobitnym przykładem była spółka Baltona. Baltona które prezesem był Mariusz Walter, późniejszy właściciel grupy ITIbyła spółką uprzywilejowaną przez PRL, jako jedyna posiadała koncesję na sprowadzanie zza granicy sprzętu elektronicznego, wielu luksusów jak na przykład klocki Lego, fototapety, kosmetyki oraz wiele innych niedostępnych na Polskim rynku. Tak więc widzimy iż nie było to państwo w którym przemysł został całkowicie znacjonalizowany, od Krakowa, przez Warszawę po Gdańsk i na całej rozciągłości władza koncesjonowała prywatną działalność i przyzwalała na jej prowadzenie zaufanym sobie ludziom, członkom PZPR (Polska Zjednoczona Partia Robotnicza), agentom SB oraz osobom polecanym przez ZSRR.
„Upadek" PRL.
Upadek Polskiej Republiki Ludowej ciężko tak naprawdę nazwać upadkiem, owszem gospodarka szwankowała od wielu lat, w sklepach notorycznie i permanentnie można było odczuć brak nawet najbardziej podstawowych artykułów niezbędnych do życia jak chleb, papier toaletowy czy margaryna. W rzeczywistości pewnym było iż system dąży do rzeczywistego upadku jak na przykład w Chile pod rządami prezydenta Allende, lecz nie był to jeszcze okres w którym obywatele wychodzili na ulicę z pustymi żołądkami po to by walczyć o swoje przetrwanie, a taki scenariusz jest właściwym dla upadku systemów socjalistycznych. W rzeczywistości jedyne co zmienono to dano pozory demokracji ludziom co miało kojarzyć się z rzekomą wolnością oraz zwiększono kompetencje sektora prywatnego wciąż sprawując nad nim pieczę. Gdyby czasami ktoś miał wątpliwości zalecam zapoznanie się z władzą PRL oraz obecną władzą, po za osobami które zeszły z tego świata ludzie u steru pozostali ci sami, sędziowie skazujący ludzi za wystąpienie przeciwko systemowi zostali ci sami, agenci oraz bezpieka została przekształcona tylko i wyłącznie formalnie jednak nie odbyły się dosłownie ŻADNE zmiany kadrowe, tak więc widzimy iż obecnie władzę sprawują ci sami ludzie którzy rządzili za PRL. Ludzie są sądzeni przez tych samych sędziów którzy wydawali haniebne i niesprawiedliwe moralnie wyroki na ludzi domagającyh się należytej im wolności, sprawami naszego bezpieczeństwa oraz WIELOMA INNYMI zajmują się ci sami ludzie którzy gotów byli za stanowisko oraz pieniądzę prześladować bogu ducha winnych rodaków.
Polska dzisiaj.
Wraz z zwiększeniem kompetencji sektora prywatnego wzrósł powszechny dobrobyt i jest to sprawa niezaprzeczalna, mimo straszenia iż jeśli piekarnie będą prywatne ludzie poumierają z głodu obecnie każdy posiadając nie dużą kwotę dwóch złotych może nabyć bochenek chleba niezbędny do zaspokojenia pragnienia głodu, ludzie mogą otwierać firmy prywatne oraz prowadzić prywatną działalność a ludzie mają realną możliwość wybierania władzy, pozostaje tylko kilka „ale…"
Po za poluźnieniem smyczy tak naprawdę nie zmieniło się nic, to czy będziemy mogli założyć firmę nadal nie jest naszą kwestią prywatną jak powinno być w normalnym systemie lecz musimy czekać na decyzję reprezentanta Państwa w postaci urzędnika Państwowego, zza granicy owszem możemy sprowadzać sobie sprzęt elektryczny, fototapety, artykuły spożywcze czy nawet używki takie jak nikotyna i alkohol, jednak tylko i wyłącznie w ograniczonych ilościach. Ludzie bogaci stają się coraz bogatsi nie wykonując żadnych czynności, nie można było by mieć oto jakichkolwiek pretensji gdyby pomnażali swój kapitał na przykład udzielając pożyczek, inwestując lub robiąc cokolwiek uczciwego, jednak trzecia droga obecnie jest najbardziej dochodowym źródłem utrzymania ludzi którzy nieprzerwanie trzymają władzę w Polsce.
Trzecia droga czyli?
Czyli sytuacja w której korumpując urzędnika państwowego możesz zapewnić sobie gwarancje dobrobytu na przyszłość, jest to ustrój w którym wielki kapitał prywatny ma wpływ na sprawy polityczne oraz vice versa. Przykładem byłby tutaj Jan Kulczyk którego imię i nazwisko jest znane każdemu obywatelowi III RP, tak naprawdę mało kto wie w jaki sposób ten quazi Biznesmen dorobił się wielkiej fortuny której zazdrości mu dziś nie jeden z nas. Otóż władze Polskie wzieły się za tak zwaną prywatyzacją telekomunikacji Polskiej, oczywiście nie była to prywatyzacja w żadnym stopniu ponieważ spółkę znów nabywało państwo, tym razem Francja, pomijając fakt iż sprzedaż nie odbywała się z licytacji czyli „kto da więcej?" co było by czymś najbardziej korzystnym i naturalnym lecz z ustanowionego przetargu interesująca była jeszcze jedna sprawa. Otóż rząd Polski rzekomo pod pretekstem uniknięcia sytuacji w której obce Państwo było by całkowitym właścicielem spółki telekomunikacyjnej która miała Monopol na usługi w Polsce wysotoswał klauzurę o tym iż część pakiety spółki musi leżeć w rękach Polskich, dlatego też OFIAROWANO pokaźny pakiet panu Kulczykowi. Nie jest to jednak koniec całego przekrętu ponieważ nie upłyneło w Krakowskiej Wiśle dużo wody gdy Kulczyk na dogodnych warunkach odsprzedał swoje udziały Francji za pokaźną sumę…Tak oto widzimy iż każdy z nas gdyby tylko znał odpowiednich urzędników z zwykłego nędzarza mogło by stać się nagle bogatym i liczącym się potentatem, nie robiąc zupełnie nic.
Im więcej wolności tym więcej dobrobytu.
Obecnie ludzie u władzy nie są tłukami wierzącymi w to iż socjalizm rodzi dobrobyt, są to ludzie doskonale znający zasady działania rynku i z tego też powodu zezwalają na jego funkcjonowanie w ograniczonym zakresie, tak samo jak pasożyt woli mieć silnego żywiciela tak samo oni wolą mieć gospodarką oraz ludzi których jest z czego okradać. Nie zdajemy sobie tak naprawdę sprawy jak wielki dobrobyt zapanował by w około gdyby rynek oraz działania ludzi zostały całkowicie uwolnione, naszych rodziców niezwykle cieszyło gdy na Krakowskich targach nagle pojawiły się towary deficytowe takie jak proszki do prania, kolorowy papier do zębów czy starannie wykonana fototapeta.
Kraków zresztą notował w tamtym okresie bardzo szybko wzrost co było zauważalne także w innych dużych miastach Polski, lecz wyobraźmy sobie co mogło by się stać gdyby gospodarkę uwolniono całkowicie? Prawdopodobnie panował by powszechny dobrobyt, bezrobocie oscylowało by w granicach kilku procent (nie pracowali by ci którzy by po prostu nie chcieli) a Polak już dawno stąpał by po powierzchni czerwonej planety.
Dziękuję.
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Tym powyższym optymistycznym akcentem niniejszym rozpoczynam swój wywód nt. wiecznie żywego hasła NeoMarksistów (anty)Kulturowych – jacy to nieustannie okupują stronę startową Nowego Ekranu, będąc wynoszeni przez tutejszą administrację do rangi "ekspertów" gospodarczych, choć wyłącznie skrajny analfabetyzm ekonomiczny wali od nich na kilometr – pt. "Socjalizm TAK, wypaczenia NIE".
Warto zacząć wszelkie rozważania od naprawy pojęć, albowiem nie bez kozery NeoBolszewicy po totalnym bankructwie ich "utraconego raju" w postaci Bloku Sowieckiego musieli w pierwszej kolejności przyoblec się w przeróżne socjal-/"solidarnościowe" szatki, byle tylko przestać otwarcie epatować skompromitowanym powszechnie "sierpem i młotem". Dlatego też poza wypaczeniem pierwotnej terminologii (np. poprzez dodanie do klasycznego liberalizmu członu neo-"liberalizmu", zaś do tradycyjnego konserwatyzmu równie "postępowego" przechrzczenia na neo-"konserwatyzm", uzyskali typową orwellowską nowomowę, która była zaprzeczeniem tego, do czego populistycznie nawiązywała), uciekali się również do tworzenia wszelkich propagandowych hybryd (takich właśnie jak "sprawiedliwość społeczna", czy "społeczna gospodarka rynkowa" oraz "państwo opiekuńcze", które odpowiednio stały w opozycji do elementarnej sprawiedliwości, gospodarki wolnorynkowej, jak i realnego państwa dobrobytu), którym jedynym celem było przedłużenie ich złodziejsko-podatkożernego socjalizmu, tyle tylko że pod zasłoną dymną rozwiązań systemowych, które zyskały sobie zasłużony poklask.
Zanim przejdę dalej prosiłbym każdego z Was z osobna o zapoznanie się z poniższym demaskacyjnym wykładem autentycznego Republikanina (a nie socjalistycznego NeoKonia z tzw. lewackiego obozu RINO, jacy to na rzecz Demokratycznych pseudoliberałów, niszczą w V kolumnowym stylu GOP od wewnątrz), dzięki któremu przynajmniej w ogólnym zarysie uzmysłowicie sobie, co jest fundamentalną cechą prawicowej koncepsji państwa, jak i jego stosunku do gospodarki (nawiasem mówiąc wszelka aferalność na styku typowo korupcyjnego układu biznes-urzędnik od samego początku była wpisana w tzw. ordo"liberalizm", należycie uwidaczniając, iż dosłownie każda gospodarka mieszana, nieuchronnie zmierza w kierunku ekonomicznej zapaści, jako że w naturę każdego interwencjonizmu etatystycznego wpisany jest paraliżujący rozrost biurokratycznego socjalizmu kosztem zdrowego ciała gospodarnego społeczeństwa, czemu właśnie obecnie współczesne Niemcy zawdzięczają stagnację, tak jak kraje skandynawskie znaczące spowolnienie gospodarcze w stosunku do wcześniejszego okresu, w którym Wolny Rynek miał się u nich znacznie lepiej):
Teraz odniosę się bezpośrednio do każdego z akapitów tekstu, jakim uraczył Nas Pan Parol, ku uciesze tych wszystkich lepperowskich orędowników "trzeciej drogi", która jakimś dziwnym trafem zawsze nieodmiennie na finale sprowadzała się do typowych rozwiązań rodem z realnego socjalizmu.
http://lazacylazarz.nowyekran.pl/post/62235,trzecia-droga-miedzy-dzikim-kapitalizmem-a-komunizmem
Jedynym godnym uwagi osiągnięciem międzywojnia byli tacy wybitni polscy ekonomiści, jak przedstawiciel szkoły krakowskiej prof. Adam Heydel, którzy nie bez kozery znajdowali się na ideksie ksiąg zakazanych w powojennej Polsce Ludowej, a i dzisiaj w III RP Keynesowscy zwolennicy tzw. "kapitalizmu państwowego" nie chcą nawet słyszeć o tym, że w II RP ich typowo sanacyjne rozwiązania socjalistyczne były powszechnie krytykowane w środowiskach naukowych (wtedy jeszcze Inteligencja nie była na szczęście sprowadzona wyłącznie do podnóżka rządowej propagandy, tylko miała odwagę odwoływać się do ekonomicznej szkoły austriackiej, jako do tej o najzdrowszych i tym samym naprężniejszych fundamentach gospodarczych).
Idąc dalej trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Pan Bojarski zupełnie nie bierze poprawki na fakt, iż cała ta – misternie zaplanowana przez Magdalenkowy establishment Jaruzelskiego i kontraktowo-dyspozycyjnej "opozycji" quasi-solidarnościowej – okrągłostołowa pseudotransformacja ustrojowa (od połowy lat 80’tych za pośrednictwem a la FOZZowych afer) starała jedynie mafijnie uwłaszczyć się na majątku narodowym i do tego właśnie celu musiała posłużyć się "trzeciodrogowym" slangiem, który miał jedynie za zadanie odwieść Polaków od realnie wolnorynkowych reform, dzięki tylko którym można było wzorem estońskiego cudu gospodarczego stać się prawdziwą potęgą gospodarczą na Starym Kontynencie (polecam poniższy wywiad z premierem Martem Laarem, który dokładnie opisuje WolnoRynkową drogę Estonii do rangi Tygrysa Europejskiego).
http://www.radiomaryja.pl/query.php?__s=laar&__a=1
Następnie dowiadujemy się od tegoż aparatczykowego "Profesora", że typowo szulerskie reformy Balcerowiczowskie były dlatego dla społeczeństwa polskiego szokujące, iż miały one ponoć znamiona "dzikiego kapitalizmu" (jakbym słyszał Urbana w cotygodniowej dawce komunistycznej propagandy PRLowskiej), którego w Polsce rzecz jasna nigdy nawet nie było, skoro ani Soros nie był żadnym "kapitalistą" (Ci bowiem swoje majątki zdobywają na Wolnym Rynku, a nie bynajmniej od nomenklatury, która nigdy się nie dekomunizowała), ani tym bardziej Rostowski "liberałem" (tym bowiem nawet przez myśl nie przejdzie podwyższanie podatków).
Dalej mamy odniesienie do Ameryki Południowej, w której jakoś Chilijczycy nie przeklinają gen. Pinocheta za tę antysocjalistyczną "terapię szokową", jaką dokonali u nich wolnorynkowi ekonomiści ze szkoły chicagowskiej po odsunięciu od władzy tamtejszych Komuchów. A wprost przeciwnie Naród Chile jest wdzięczny tym uczniom Friedmana za stworzenie z ich kraju lidera gospodarczego w całej Ameryce Łacińskiej, który bynajmniej nigdy nie wybiłby się na wzorcową pozycję gospodarności, gdyby poszedł na zgniły kompromis z socjalizmem.
W końcu dochodzimy do stwierdzenia, jakim uraczył Nas ten "yntelygencki" analfabeta ekonomiczny, według którego istnieje jakiś pilny przymus wdrożeniowy na Wiejskiej, aby archaiczny model mieszanego niemieckiego niewypału ordo"liberalnego" zastosować po raz kolejny nad Wisłą, gdyż na sprawdzone (stricte wolnorynkowe!) już rozwiązania Azjatyckich Tygrysów (tj. HongKong) nie możemy sobie nigdy i pod żadnym pozorem nawet pozwolić, albowiem to skutkowałoby zaraz znaczącą redukcją tej całej upaństwowionej nierentownej nadbudowy socjalistycznej (a co za tym idzie likwidacją wielu ciepłych posadek kolesiostwa SBecko-PZPRowego, które je od PRLu w spółkach Skarbu Państwa wyłącznie okupuje), jak też faktyczną polityką proobywatelską w postaci radykalnej deregulacji, odpodatkowania i w efekcie odcięcia partiokracji od destruktywnego wpływu na przemysł, jak też wszystkie inne rodzaje ludzkiej aktywności zarobkowej.
Co się zaś tyczy kompletnie niedorzecznego zarzutu, wg którego to niby korporacjonizm z jego neoliberalną ideologią jest wrogo nastawiony do "trzeciej drogi", to warto odpowiedzieć sobie najpierw na prozaiczne pytanie, w jakim ustroju tzw. wielki biznes czuje się bardziej komfortowo ze swoimi praktykami monopolistycznymi: czy na autentycznie wolnym rynku, gdzie każdy podmiot gospodarczy konkuruje z innymi na takich samych i równych prawach (tam żaden Hipermarket nie byłby zwolniony z podatków przez 5 lat kosztem reszty sklepikarzy), czy może jednak na mocno rozregulowanej przez administrację państwową "społecznej gospodarce rynkowej", w której to są "równi i równiejsi" (drobni i średni przedsiębiorcy z reguły podlegają znacznie surowszemu ustawodastwu prawno-fiskalnemu w przeciwieństwie do potężnych koncernów, które za pośrednictwem własnego lobby są w stanie nie tylko przekupić na swoją korzyść każdego urzędnika, ale nawet sprawić, aby Ci wybitnie pod nich pisali wszelkie państwowe rozporządzenia), skoro sama władza nad wszystkim sprawuje pełną kontrolę (czyt. nie tylko nad resortami bezpieczeństwa, ale nad wszystkim tym, co da się opodatkować).
Inna sprawa, to postulowany "trzeciodrogowy" syndykalizm ma tę zasadniczą słabość, że w ostateczności zawsze jego pasożytniczy człon "komunistyczny" pożera bez reszty gospodarną cząstkę "kapitalistyczną", co bezpośrednio wynika z faktu, iż jeśli coś należy do wszystkich, to tak na prawdę nie należy do nikogo, więc nikomu nie zależy na tym, aby być bardziej produktywnym od innych, skoro odpowiedzialność za kondycję danego zakładu i tak się w takiej sytuacji kompletnie rozmywa ("Cofnięcie czasu" Hazlitta się kłania).
Jakby tego było mało od "prof." Bojarskiego dowiadujemy się, że w RFN "silnie progresywny system podatkowy stymulował małe rozpiętości płacowe", co sprowadzało się wprost do tego, że nikomu nie opłacało się podnosić własnych kwalifikacji zawodowych, czy choćby tylko więcej pracować, skoro gdy tylko wchodził w wyższy pułap płacowy, to w nagrodę był przez ordo"liberalny" system okradany z uczciwych owoców własnej pracy w znacznie wyższym stopniu procentowym, a niżeli wcześniej, gdy leniuchował i nie unosił się ambicją (z takim podejściem nie dziwne, że ta cała "społeczna gospodarka rynkowa" zbyt długo się nawet w Niemczech nie uchowała, tylko zaraz ze swoją pozorną ChaDeckością zbliżyła do SocjalDemokracji na socjalistycznym polu).
Z w/w względów raczej trudno się dziwić, że wszyscy Ci francusko-skandynawscy naśladowcy sojal-"kapitalistycznych" rozwiązań niemieckich, podobnie jak ich pierwowzór zjeżdżają od czasu zaaplikowania ich u siebie bez wyjątku po równi pochyłej, odstępując z roku na rok tylko coraz bardziej od czołówki najprężniej rozwijających się gospodarek światowych (gdzie prym w najdynamiczniejszym wzroście gospodarczym wiodą właśnie te znienawidzone przez Keynesistów państwa czysto WolnoRynkowe, a nie bynajmniej "mieszane", co odbywa się bynajmniej nie kosztem najuboższych, gdyż Ci zaraz dzięki samej tylko pracowitości awansują do klasy średniej, skoro o jakimkolwiek bezrobociu się tam nawet nie słyszy).
Zastanawia tylko, jak można w ogóle prawić o "trwałych wartościach trzeciej drogi", skoro jak wszyscy doskonale wiemy podlega ona ciągłej socjalistycznej degradacji i to właśnie na skutek ustawicznego zwiększania zakresu regulacyjności ze strony tej całej jej nadbudowy biurokratycznej, która tak w Niemczech, jak i w Polsce nie przez przypadek co rocznie bije tylko nowe rekordy etatystycznego przyrostu oraz idącego za nim coraz bardziej krwiopijczego fiskalizmu (wystarczy jedynie sobie prześledzić, jak to klasa urzędnicza niezależnie od kondycji samej gospodarki w danym roku powiększała w RFN i III RP swoje szeregi wraz z budżetowymi płacami, które jakoś w dość szybkim tempie ulegały zwielokrotnieniu względem tych z prywatnej przedsiębiorczości).
W tym kontekście najbardziej bawi mnie te zrzucanie niezadowolenia społecznego na barki wolnego rynku, pomimo że nawet średnio rozgarnięty obserwator życia obywatelskiego w Eurokołchozie doskonale wie, że wbrew Goebbelsowskim zawodzeniom Bojarskiego (czy raczej Jajcarskiego) za owe skandaliczne rozwarstwienie odpowiada właśnie ów Etatystyczny Interwencjonizm Państwowy, który bynajmniej pod wpływem socjalistycznego (sic!) neo-"liberalizmu" nie zalżał, a wprost przeciwnie nasila się co roku coraz bardziej (regulacje unijne, jak i nadgorliwe krajowe krępują bowiem rodzimych przedsiębiorców niczym ciasny gorset, uniemożliwiający swobodnie oddychać), aby właśnie z owych niegospodarnych zdobyczy socjalnych i związkowych zbyt pospiesznie nie zrezygnować, skoro wraz z nimi odejdzie wszelka propagandowa zasłona dymna "państwa opiekuńczego", a pozostanie już tylko sama goła podatkożerność klasy próżniaczej (żaden bowiem Podatnik nie zgodzi się, aby dalej ponad 80% podatku konfiskować mu co miesiąc we wszelkich podatkach jawnych i ukrytych, jeśli nawet jałmużny w postaci lichej opieki medycznej, bądź głodowej emerytury miałby już nawet nie mieć, zaś to wszystko przeszło oficjalnie na Administratorów Państwa AntySpołecznego).
Reasumując, absolutnie żadnej "równości ekonomicznej" nie są Nam w stanie zapewnić socjalistyczni propagandziści "społecznej gospodarki rynkowej" z tej tylko oczywistej przyczyny, że jakiekolwiek ręczne sterowanie gospodarką jeszcze nigdy nie sprawiło, że ta rozwijała się lepiej i żwawiej od tej, w której urzędnik państwowy był od niej szczelnie odgrodzony, a wręcz przeciwnie, to właśnie tam, gdzie na wolny handel biurokracja stara się regulacyjnie, bądź fiskalnie wpłynąć, mamy zaraz do czynienia z kryzysami i falami bezrobocia, które politycy są Nam w stanie jedynie tylko zaserwować w tym swoim populistycznym zabieganiu o "sprawiedliwość społeczną".
"Prawy Wolnosciowiec (czyt. paleolibertarianin, minarchista, etc.). RAJ - antysystemowa formacja przeciwników fiskalizmu i biurokracji, dazaca do pelnej autonomii jednostki od terroru panstwowego (FRI - "Wolnosc, Prawosc, Niepodleglosc")."