Dzisiejsze rewelacje „Rzepy” miały potwierdzić, to co wszyscy od dawien dawna wiemy – Tu-154 został zniszczony wybuchem od wewnątrz. Ślady trotylu i nitrogliceryny znalezione na szczątkach samolotu mają być tego potwierdzeniem.
Całe zamieszanie z publikacją "Rzeczpospolitej" wzbudza wielką falę domysłów i spekulacji. Ślady są, ale ich nie ma, wskazuja albo nie wskazują na użycie materiału wybuchowego. Potem konferencja dwóch smutnych wojskowych po cywilu. Kolejne słowa do analizy.
W zamach smoleński nie można nie wierzyć albo wierzyć. Zamach jest faktem. Natomiast w użycie trotylu i nitro jako środków wybuchowych, które to znaleziono na wraku nie wierzę.
Nie wierzę, gdyż w kraju, gdzie mordowanie nieposłusznych obywateli doprowadzono do perfekcji, istnieją z pewnością inne, równie skuteczne materiały wybuchowe, nie pozostawiające śladów.
Nie wierzę też, że przed udostępnieniem wraku polskim ekspertom, nie sprawdzono go wzdłuż i wrzesz na obecność resztek materiałów wybuchowych.
Wybuch? To musi być trotyl, tak jak na bajkach ze strusiem pędziwiatrem, tam się bum robiło za pomocą TNT – ot pobudzenie stereotypu zakodowanego w ludzkich głowach przez lata oglądania kreskówek.
Polscy biegli mieli wykryć trotyl i go wykryli. Ale badania przeprowadzą sowieci więc rzetelne i prawdziwe wyniki gwarantowane.
Putin przełożył kolejną kartkę swojego scenariusza. Narazie odtwórcy ról spisują się dobrze. Szum w mediach i strach w rządzie na kolejne tygodnie gwarantowany.
Tylko my blogerzy nie możemy się dać podpuścić. Trudno jest oddzielić ziarno od plew, ale musimy wykonywać tą żmudną pracę, by kiedyś dojść do prawdy o 10 kwietnia.