Tresura ku zagładzie
29/07/2011
444 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Są filmy, które robią wrażenie instrukcji wćwiczających szeroką publiczność w gotowe scenariusze zagłady
Wuj Zygmunt, człowiek pogodny i myślący, przypomniał mi ostatnio na wideo amerykański film katastroficzny w reżyserii Mimi Leder pt. „Dzień zagłady” (Deep Impact), który był już dwukrotnie pokazywany w TVN m.in. kilka lat temu w czasie świąt Bożego Narodzenia.
Scenariusz jest oparty na realistycznej perspektywie zderzenia się z naszym globem planetoidy lub komety, dostatecznie dużej, aby Ziemię zniszczyć. Plan A zakłada, że na spotkanie z taką groźną bryłą, wylatuje załogowa rakieta i poprzez ostrzelanie ładunkiem atomowym próbuje zmienić kierunek jej lotu. To się nie udaje, bryła tylko rozłupuje się na dwa wielkie kęsy i oba lecą dalej prosto ku ziemi. Już jej teraz nie zniszczą całkowicie, ale wywołają potężny kataklizm, a prawdopodobnie nawet całą ich serię. Plan B zakłada zatem, że milion ludzi chroni się w specjalnych głębokich schronach w Górach Skalistych, gdzie może przetrwać 2 lata mając nawet osobne zapasy powietrza i w ten sposób uratować ludzkość i cywilizację. Powstaje problem, kto się do schronu załapie. Elita najcenniejszych wybrańców jest już z góry ustalona i nie podlega dyskusji: są to różni koszerni mędrcy, odkrywcy, geniusze, no i sam prezydent USA. Gra go czarny aktor Morgan Freeman, bo w Ameryce poprawność polityczna i to już na długo przed Obamą wymagała, aby w filmie prezydent, sędzia, dyrektor albo generał był koniecznie murzynem. W realu jest odwrotnie: czarni stanowią 17% ogółu ludności, ale za to aż 70% populacji sprywatyzowanych więzień, gdzie tak jak ich przodkowie wrócili do statusu niewolników, ale to inny temat.
Oprócz tej elity milion zostanie dopełniony przez losowanie komputerowe. Program ma zakodowane tajne kryteria takiego doboru, ponoć głównie medyczno-biologiczne, z preferencją dla młodych i ładnych kobiet. Wiadomo, że wyklucza się z góry wszystkich powyżej 50 roku życia (eutanazja), pozostali mają dwie godziny na stawienie się do punktów, z których zabierze ich jak zwykle dzielna armia USA. Gdyby pchali się niepowołani albo nieposłuszni, armia ma rozkaz strzelać.
Film w istocie pokazuje techniczny scenariusz przyszłego Holokaustu (tj. Zagłady) niepotrzebnej ludności świata oraz wyselekcjonowania nowego Narodu Wybranego. Koduje akceptację kryteriów (elita geniuszy, młodzi i zdrowi) i przygotowań (wyboru dokonuje program komputerowy, armia ćwiczy się przeciw własnej ludności tak, aby opanować panikę itp.) Ludność jest wytresowana do reagowania na sygnał Zagłady, który jest całkowicie poza jej kontrolą: kometa, rozpylenie białego proszku, atak al-Kaidy z Marsa itp. Sygnał taki może być więc zupełnie fałszywy. W końcu przecież i cały film kończy się happy endem, bo kometa jednak nie dolatuje, zniszczona przez bohaterskich kamikadze z rakiety, która wyleciała jej na spotkanie. Ameryka – tak jak dawniej Związek Radziecki – czuwa i gwarantuje, że wszyscy mają być szczęśliwi.
Wuj Zygmunt wyłączył wideo i przez wiele minut siedzieliśmy sobie w milczeniu spokojnie pojadając orzeszki.
Bogusław Jeznach