Bez kategorii
Like

TOTUS TUUS

02/04/2011
528 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
no-cover

Eksplozja miłości do Jana Pawła II i co zostało po 6 latach Jego śmierci.
Moje refleksje, przemyślenia tuż po śmierci Papieża.

0


 

                                                        GOŁĘBIE
 
 
        Gołębie znosiły gałęzie i układały w skrzynkach stojących na balkonie. Już od świtu budziły głośnym, zalotnym gruchaniem. Hanka zrywała się ze złością i jak co roku waliła w szybę:
 – A sio ! Frr!!! Wynocha! – wołała. – Niedługo zasadzę kwiaty… Skończy się wasze
Eldorado! Frr… – Po tych okrzykach gołębie odfruwały. Uważnie popatrzyła na okno. Wiosenne słońce przenikało przez zakurzone szyby i rozjaśniało przestrzeń pokoju.
        Często wyjeżdżała w delegację. Generalne sprzątanie balkonu i całego mieszkania odkładała na później.
Gołębie wykorzystywały nieobecność gospodyni. Spokojnie wiły enklawę. Buszowały po balkonie, siadały na parapecie okna znacząc terytorium odchodami.
Przyfruwała wciąż ta sama para. Gołąb był większy, z szarym upierzeniem, a na końcu skrzydeł miał białe ciapki. Kiedy rozpościerał je do lotu, widoczna była biała pręga wzdłuż grzbietu, a z ciapkami na skrzydłach tworzyła coś w rodzaju krzyża. Gołębica była ani szara ani srebrna. Pióra na ich szyjach tworzyły kształt obroży. Hance przypominały raczej kolię, a patrzenie na gołębie wprawiało ją w dobry humor, bo, gdy poruszały łebkami ich szyje zmieniały barwę. Czasem był to kolor utkany z wszystkich odcieni wiosennej zieleni z różem lub fioletu i wrzosem. Zależało to od ruchu szyi i od światła. Bajeczne kolory, delikatne aż niewidoczne, niczym cieniutkie nitki wplatały się misternie w szarość upierzenia gołębi. Hankę zachwycały także ich zgrabne nogi w kolorze jasno-różowym.
Z chlebaka wyjmowała pieczywo i kruszyła na parapecie. Ptaki podchodziły dystyngowanym krokiem do okruszków i gruchając z zadowoleniem sprzątały parapet. Potem przytulały się dziobami i tkwiły nieruchomo jakby w namiętnym pocałunku.
Gołębiarze twierdzą, że gołębie jednoczą się w pary na całe życie, a po śmierci partnera zostają samotne.
Hanka nie zdążyła umyć okien na Wielkanoc. Mroźne, lodowate, marcowe wiatry nie zachęcały do pracy. Usprawiedliwiła się przed sobą – wyjazdem do mamy.
W piątek wielkanocny pojechała do niej, swoim granatowym mercedesem, a po świętach znów ruszyła w kolejną służbową podróż. Okna w jej mieszkaniu wyglądały jakby nikt  tam nie mieszkał.
 
 
 ***
   –   Mamo, oglądasz telewizję? – pytała Hanka trzymając przenośną słuchawkę telefonu między uchem a ramieniem. Ręce miała zajęte ustawianiem anteny TV.
   –   Tak córko – zabrzmiał drżący głos w słuchawce – Cała wieś zbiera się na modlitwach. Jutro będzie msza w intencji zdrowia Ojca Świętego… – za każdym wypowiedzianym słowem, głos matki brzmiał ciszej a przejmująco.
   – Mamo, spokojnie, nie płacz, wyjdzie z tego… – uspakajała ją kontynuując dalszą rozmowę w innej tonacji
   –   Wiesz, dzisiaj zamontowano mi nowe szafki w kuchni. Zrobił mi znajomy ze swoim bratem, ale ten zamiast mu pomagać, tylko siedział ze mną przed telewizorem. Oglądaliśmy wszystkie wiadomości i fragmenty z pielgrzymek Papieża. Później powiedział, że Papież to jego idol, że urodził się w dzień po wyborze Papieża i że jutro, to znaczy w sobotę, jedzie z kolegami do Częstochowy, bo jest z JP2. Mamo, oni tak siebie nazywają: JP2! Mamo, młodzież naprawdę kocha Papieża! Jak wychodzili… dałam Sławkowi… to znaczy temu bratu, dałam książkę z pierwszą encykliką Papieża skierowaną do młodzieży. Był ogromnie wzruszony podarunkiem. A my narzekamy na młodzież…. A…, czy Janek od Kazików kupił ci nową antenę? Miał jechać do gminy i kupić w sklepie obok, w tym „igły i powidła”. Zostawiłam mu pieniądze…
   –     Tak, naprawił! Telewizor już nie śnieży – odpowiedziała szybko matka, przerywając jej
długi monolog.
   –     Super! Ja też muszę wymienić. Tę za oknem zapaćkały gołębie i rusza się pod wpływem
podmuchów wiatru, a i pokojowa źle odbiera. W poniedziałek jadę w delegację jak wrócę to
…zadzwonię. Całuję cię! Pa, mamo.
 
 
***
   –      Mamo, to niemożliwe.. – chlipała Hanka do słuchawki w kilka dni później – Mamo,
dlaczego….?
   –     Taka jest wola Boga. – zabrzmiała odpowiedź lecz głos był wyciszony i smutny, Hance z cierpła skóra z przerażenia. – Ileż boleści może zawrzeć cichy szept – pomyślała, a do słuchawki przekazywała płaczliwe słowa – Mamo, co my teraz zrobimy, co będzie Polską…?
Módl się za nas… – usłyszała w odpowiedzi.
 –    Mamo, chcę jechać do Watykanu, na pogrzeb. Wzięłam urlop. Odwołałam wszystkie spotkania zawodowe… Czuję się jakby mi ręce i nogi odrąbano. Teraz nic nie jest ważne, jak to, żeby być blisko Niego i złożyć Mu hołd. Wszyscy moi koledzy w pracy tak myślą, nawet ci ateiści. Mamo, pamiętasz jaka byłam radosna po pierwszym spotkaniu z Papieżem? Już ci opowiadałam. Nie pamiętam, w którym sektorze stałam, ale to było blisko Grobu Nieznanego Żołnierza, bliżej hotelu Wiktorii. Do pierwszych drzew Ogrodu Saskiego niebyło daleko, jednak mój sektor nie zahaczał o cień nawet najmniejszego krzaka. Mamo pamiętasz, jak opowiadałam, że żar z nieba lał się niemiłosierny, a gdy Papież wypowiedział te słynne zdania: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”…. po tych słowach z nieba zaczęły spadać krople deszczu. Rzadkie, grube, zimne jak potok górski i skrapiały nam skroń. Nie było najmniejszego obłoku na niebie. Słońce świeciło dalej mocno, a ja czułam się jak po kąpieli w źródlanej wodzie. Po powrocie, przez kilka tygodni miałam wrażenie, że unoszę się ponad ziemią, a moja głowa jest wyżej niż zwykle. Mamo, jaka byłam wtedy szczęśliwa…Mamo, ja muszę, pojechać do Rzymu…po tę energię na dalsze dni. Po to błogosławieństwo…
   –     Jedź Haniu… – odpowiedziała cicho matka i odłożyła słuchawkę.
 
 
***
     Hanka stała kilka godzin w kolejce na Dworcu Centralnym. Nie kupiła biletu. Zabrakło. Pogodziła się, że urlop spędzi na oglądaniu uroczystości pogrzebowych w telewizji.
Po południu otrzymała SMS-a od PiotraDziś, o godz. 21.37 zapal świeczkę w oknie, na znak jedności w modlitwie.
Zapaliła. Postawiła za oknem. Od wewnętrznej stronymieszkania parapet był wąski, a stało na nim dużo kwiatów. W obawie o ich bezpieczeństwo, świeczkę postawiła z drugiej strony. Rano jak zwykle obudziło ją gruchanie gołębi.
   –     Cholera ! A sio! Dajcie mi się wyspać! – machała dłońmi i mankietami piżamy.
Gołębie nie zamierzały odfrunąć. W skrzynkach po kwiatkach rozścieliły już gałęzie i siedziała gołębica, a gołąb na rogu balustrady balkonu. Z góry patrzył to na gołębicę, to na ręce Hanki, które za szybą wyczyniały przeróżne esy floresy. Odfruwał, wracał, jakby chciał dać znać, że się nie boi. Gołębicy nie drgnęła nawet głowa.
Hanka mocno podirytowana, otworzyła drzwi balkonowe, wychylając się całym tułowiem. Gołąb poderwał się i odfrunął na gałąź najbliższego drzewa. Gołębica dalej siedziała majestatycznie, może myślała, że kobieta jej nie widzi…
Ona z furią dobiegła do ostatniej skrzynki. Ptak ledwo zdążył prześlizgnąć się między prętami na zewnątrz balkonu i dofrunął do towarzysza. Patrzyły jak kobieta wyrzuca patyki poza balkon.
A ona pomyślała, że do tego bałaganu na balkonie, potrzebne jest jeszcze jedynie to gniazdo. Spojrzała na parapet, na którym stała wypalona świeca, potem na szyby: zakurzone, z odpryskami odchodów ptaków. Zawstydziła się. Pokornie wróciła do pokoju lecz w progu spojrzała w kierunku pary siedzącej na gałęziach i odczuła, jakby gołębie przesłały jej myśl:
   –   Żałoba wymaga zrobienia porządku wokół siebie i w sobie.
 
 
***
     Po śniadaniu wlała wodę do miednicy, wzięła szczotkę, ścierkę, płyn do mycia szyb i rozpoczęła generalne porządki. Najpierw przekopała ziemię w skrzynkach, zamiotła balkon, wyrzuciła do worka na śmiecie zbędne przedmioty, które podczas zimy wynosiła na balkon z nadzieją, że się przydadzą. Całe dopołudnie upłynęło jej na sprzątaniu tych kilku metrów kwadratowych.
Gołębie przyfrunęły na sąsiednie drzewo, to znów na jakiś czas odfruwały nie wiadomo dokąd. Obserwowały jak kobieta myje szyby, które w blasku wczesnowiosennego słońca teraz lśniły niczym kryształ.
Spocona, brudna ale zadowolona, usiadła przy stole patrząc na rezultat swej pracy. Zaczęła powoli rozumieć, że może Papieżowi niebyły potrzebne jej łzy przy trumnie, ale czyste szyby, w których odbijało się światło świec, zapalanych w godzinę Jego Śmierci.
 
Rano zbierając szklane naczynie po wypalonej świecy zauważyła, że na parapecie okna nie siadają już gołębie, nie moszczą legowiska w skrzynkach lecz siedzą na brzegu balkonu dostojnie, z wyciągniętymi dziobami w stronę, gdzie stała świeczka.
 –    Czuwały?! – zadziwiła się Hanka.
 
 
***
     Tego pamiętnego piątku, w dzień pogrzebu Papieża nie obudziło ją gruchanie. Pamięta, gdy szła spać, gołębie przyfrunęły na obrzeża podłogi balkonu, usiadły w skupieniu. Dwa razy je przegoniła. Ptaki uparcie powracały w to samo miejsce. Za trzecim razem zobaczyła, że głowy skierowały ku sobie, a dziobami złączyły się niczym w namiętnym pocałunku. Zostawiła je w spokoju. Znów zapaliła świecę. Poszła spać. One czuwały tak całą noc, bo to była ostatnia noc czuwania.
 
   Tego pamiętnego piątku nie obserwowała gołębi, siedziała przed telewizorem jak miliony Polaków, którzy nie pojechali do Rzymu, ani nie wybrali się do miejsc, gdzie kiedyś stały ołtarze, na których Pielgrzym-Papież mówił mądre słowa, a których znaczenie zrozumie Hanka później. Dużo później.
 
   Tego pamiętnego piątku w skupieniu, w pokorze oglądała transmisję w TV.
Kiedy skromną trumnę, stojącą na ziemi przed Bazyliką Świętego Piotra, podniesiono, żeby za chwilę umieścić w grobie – świat zatrzymał oddech.
 
   Tego pamiętnego piątku, kiedy trumnę z ciałem Papieża Jana Pawła II podniesiono i skierowano ostatni raz w kierunku wiernych, zebranych na Placu Świętego Piotra, i w kierunku wszystkich ludzi przed telewizorami, w kościołach, w miejscach Jego pielgrzymek,  to na Hanki balkonie rozległ się przeraźliwy skowyt, pełen rozpaczy.
To niebyło gruchanie, krakanie, piszczenie czy świergot. To był głos pełen żalu i bólu – taki ludzki.
Podniosła głowę, przerwała oglądanie ceremonii, spojrzała w stronę otwartych drzwi balkonowych, skąd dochodziły owe tajemnicze głosy i znieruchomiała.
Właśnie wtedy, w tym momencie, kiedy w Rzymie podniesiono trumnę, żeby złożyć ją w grobie, tu, na jej balkonie w pobliżu drzwi stały dwa gołębie. To z ich gardeł wydobyły się te dziwne pienia, jakby i one wiedziały, co w tym naszym, materialnym świecie się dokonuje.
Razem z człowiekiem zapłakały ptaki. Ptaki, skrzydlaci posłańcy Pana Boga.
 
   Tego pamiętnego piątku, po transmisji mszy żałobnej Hanka wyszła na balkon i zobaczyła ciągle skulone, przytulone do siebie gołębie. Poszła do kuchni, przyniosła pokruszoną bułkę i posypała na balkonie. Ptaki dalej tkwiły w tym samym miejscu, nie poderwały się energicznie do lotu i nie przydreptały na różowych nóżkach do pokarmu.
Dziobami skierowanymi ku sobie – siedziały w dostojeństwie, w zadumie i  w pokorze.
  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
0

Tatarka

"Ty który stwarzasz jagody królika z marchewka lato chrabaszczowe cien wielki malych lisci/.../ spraw niech poeci pisza wiersze prostsze od wspanialej poezji" -ks. Jan Twardowski"

188 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758