Bez kategorii
Like

Tonie łódź zwana PiS

07/11/2011
491 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

Jakże często ostatnio wypowiedzi polityków PiS spełniają się na odwrót. Przed wyborami Mariusz Błaszczak głosił rychły rozpad i upadek PO. Dziś jesteśmy świadkami tego, jak PiS wkroczyła na drogę przepowiedzianą przez swego polityka.

0


Chcąc ocenić to, co dziś dzieje się w PiS, trzeba wrócić myślami do czasu, gdy po katastrofie pod Smoleńskiem PiS jak feniks budził się z popiołów. Można się oszukiwać, że Lech Kaczyński był wielkim i docenianym politykiem, ale faktem jest, że w momencie podejmowania decyzji ubiegania się o reelekcję jego szanse były niewielkie. Poparcie rzędu dwudziestu kilku procent. Jeszcze mniejsze poparcie miał Jarosław Kaczyński, którego dodatkowo obciążał stan kawalerski, a także obawy, jakie wzbudzał w części społeczeństwa. To on w parze z bratem grał rolę złego policjanta.
Jednak na fali współczucia, zawłaszczenia katastrofy na własne potrzeby, zmiany obrazu Jarosława Kaczyńskiego na polityka przytłoczonego tragedią, ugodowego na skutek przemyśleń, PiS rósł w siłę na tyle, że do końca nie było pewne, kto wygra wybory prezydenckie. Niewątpliwie osiągnął sukces, choć nie wygraną. Wystarczy przypomnieć słowa JKM, który stwierdził, że trzeba było dać Kaczyńskiemu wygrać, bo na tym stanowisku łatwiej zablokować jego poczynania, a on sam swoimi działaniami również zniechęci część potencjalnego elektoratu PiS, a tak po przegranej PiS ma realne szanse wygrania wyborów parlamentarnych. I ta wypowiedź rzeczywiście oddawała sytuację w tamtym momencie. PiS uzyskał kolejną kartę przetargową: nie oddajmy obu najważniejszych stanowisk w ręce jednej partii.
 
I wtedy Jarosław Kaczyński zdziwił
 
Odrzucił dopiero co zdobyty elektorat centrowy, przywdziewając pióra jastrzębia i oświadczając, że ten ugodowy polityk, którego widzieli, któremu uwierzyli, był wynikiem działania leków uspakajających. Jarosław Kaczyński jest znów jastrzębiem gotowym walczyć ze wszystkimi i o wszystko. Jednym ruchem PiS umocnił się wśród i tak trwałego elektoratu odrzucając wyborców umiarkowanych oraz polityków, którzy później utworzyli PJN. I wtedy pomyślałem, że to jednak dobry plan. Jest duża grupa Polaków, którzy nie zagłosują na PiS ze względu na przywództwo Jarosława Kaczyńskiego, lecz nie chcą popierać również PO. Ten elektorat mógłby zagospodarować PJN.
PiS po pożarciu przystawek (Samoobrony i LPR) stał się partią mało zdolną do koalicji. Każdy z przywódców partii wiele razy się zastanowi, zanim przyjmie propozycję koalicji. PJN byłaby naturalnym koalicjantem, który z przypadku nieznacznego wygrania wyborów przez PiS automatycznie zwiększał szanse na uzyskanie rządu większościowego. A przy przegranej dałby możliwość silniejszego wpływania na działania rządu. Jednak, jak czas pokazał, nie był to ten pomysł, który chciałoby zrealizować kierownictwo PiS. PJN okrzyknięte mianem zdrajców Polski, źle prowadzące kampanię, niewidoczne i wreszcie niedoinwestowane, podzieliło los "przystawek".
 
A na portalach prawicowych zabawa
 
Dziwna jak dla mnie rzecz działa się w okresie między wyborami prezydenckimi a wyborami parlamentarnymi na portalach prawicowych. Tworzono najróżniejsze teorie spiskowe w sprawie katastrofy smoleńskiej i dyskutowano nad ich najfantastyczniejszymi wariantami. Umacniano się w wierze, że był to zamach. Bawiono się podobnie jak dzieci w przyprawianie długich nosów politykom PO, w gierki Antykomora, szeroko dyskutowano o transparentach rozwieszanych na stadionach, negowano wszelkie decyzje rządu i prezydenta, jednocześnie podważając ich prawo do rządzenia. Tylko nie było w tym myśli najważniejszej – o tym, co zrobić, gdyby udało się wygrać wybory. Takich koncepcji ciężko było się tam doszukać, może z wyjątkiem jednej, myślano nad tym, jak ukarać polityków PO, jak postawić ich przed Trybunałem Stanu.
Przed samymi wyborami te zabawy zanikły, wtedy dyskutowano o tym, jak szkodliwy dla Polski jest rząd PO i jak to będzie dobrze, gdy władzę obejmie PiS, bo wszelkie badania preferencji wyborczej są fałszowane, a lemingów nie może być w Polsce aż tylu, by PiS nie zdobyło samodzielnie władzy. Bano się tylko, że wybory zostaną sfałszowane. Dlatego szukano intensywnie osób, które jako mężowie zaufania kontrolowaliby prawidłowość przebiegu wyborów.
 
Aż przyszły wybory i kolejna przegrana
 
Po pierwszym jęku zawodu, forsowaną od dawna ideę "wybory sfałszowano", rozwiało oświadczenie mężów zaufania, że faktów znaczącego naruszenia uczciwości wyborów w trakcie samych wyborów nie stwierdzono. Prawda, zgłaszano odrzucenia przez Komisję Wyborczą pewnych małych komitetów, problemy JKM we wprowadzeniu w całej Polsce swoich kandydatów na listy wyborcze, lecz osiągnięty przez niego wynik z pewnością nie skłaniał do popierania wniosku, że gdyby w całej Polsce zarejestrowano listy JKM, to zmieniłoby to coś w wynikach wyborów. Z kolejnymi upływającymi dniami emocje opadały, aż przyszła kolejna fala…
 
… i łódź zwana PiS znowu nabrała wody
 
O ile odejście z PiS polityków, którzy utworzyli PJN, nie było dla partii dużą stratą, bo ci szukali swej szansy w nowym i niedostępnym dla "PiS w piórach jastrzębia" elektoracie, o tyle odejście "ziobrystów" już nie może się odbyć bezboleśnie. Zbigniew Ziobro i jego koledzy to znaczący i rozpoznawalni w PiS politycy, a oni nie zamierzają iść na emeryturę ani dać się tak łatwo ograć.
Z drugiej strony w PiS tragicznie zaczyna brakować polityków wyrazistych, którzy mogą porwać elektorat. Żałośnie wyglądają w telewizji wypowiedzi posłów Adama Hofmana czy też Mariusza Błaszczaka. To nie są rasowi politycy, to politycy drugiego rzędu, z jednej strony wierni poddani, czasami aż do śmieszności, Jarosława Kaczyńskiego (bo jak nazwać zwracanie się do Jarosława Kaczyńskiego per "panie premierze" – tak można mówić grzecznościowo do polityka w stanie spoczynku, a nie do polityka będącego w grze, wręcz walczącego o to stanowisko), z drugiej strony politycy, jak widać po wynikach wyborów, nie radzący sobie z polityką, nie wykazujący woli walki, chęci przejęcia władzy dla dobra Polski, wręcz wskazujący na chęć okopania się na stanowisku partii opozycyjnej. Dlatego też w tej sytuacji decyzja wyrzucenia "ziobrystów" to uderzenie PiS we własne gniazdo.
Szczególnej pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że rekomendację zgłaszał polityk, który nawet nie uzyskał miejsca w parlamencie. Decyzja ta oznacza jedno, PiS utracił szansę na zdobycie władzy. Jak wskazują sondaże, jeśli „ziobrzyści” utworzą partię, to mogą stać się równorzędnym partnerem PiS, Palikota i wtedy wszystko zostanie w rękach szarej eminencji PiS, Tadeusza Rydzyka, który z pewnością zażąda wiele. Jeśli udzieli on poparcia "ziobrystom", to elektorat wierny T. Rydzykowi przepłynie na stronę „ziobrzstów”. Co w sumie byłoby logicznym rozwiązaniem, gdyż są to politycy prężniejsi w swych działaniach, choć dziś działający poza Polską. Wówczas PiS podąży drogą swoich dawnych "przystawek". Jeśli jednak nie, partia "ziobrystów" i tak może egzystować na granicy progu wyborczego, czekając na kolejne potknięcie PiS.
 
Podzielona prawica nie będzie gotowa
 
Wiele wskazuje na to, że w roku 2013 Polskę dosięgnie kryzys. Kończą się fundusze europejskie, które, co tu ukrywać, napędzają naszą gospodarkę i zapewniają miejsca pracy. Europę również pogrążają kraje takie jak Grecja, którą dziś ratuje się za pożyczone pieniądze. A co będzie, gdy w podobnej sytuacji znajdą się Włochy i Hiszpania? To będzie musiało prowadzić do niepokojów społecznych, które mogą zakończyć się przyśpieszonymi wyborami. Tyle, że niewiele to zmieni. Podzielona prawica za 1,5 roku nie będzie gotowa do przejęcia władzy, a jeszcze mniej do skutecznego poprowadzenia kraju w ciężkich czasach.
Wybory w czasach niepokojów mogą prowadzić do przejęcia władzy przez zupełnie dziś nieznane, skrajne ugrupowanie. Równocześnie prawica będzie się zajmowała własnymi rozgrywkami, pozostawiając rząd, tak jak się to działo po katastrofie w Smoleńsku, bez jakiejkolwiek kontroli, jaką w kraju demokratycznym powinna sprawować opozycja. Często decyzje parlamentarne nie będą wynikały z dobra Polski, lecz z tych wewnętrznych rozgrywek, a to już nam nie wróży niczego dobrego.
 
0

faral

"Jak w piosence "Mury" Jacka Kaczmarskiego, jestem jako ten spiewak co takze byl sam. Czesc pamieci Jacka Kaczmarskiego."

53 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758