Bez kategorii
Like

To samo, co roku, część 6

24/04/2011
443 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Babcia Łukaszka siedziała sztywno wyprostowana na ławeczce w parku. Miała stamtąd świetny widok na kościół stojący po drugiej stronie ulicy.

0


Babcia Łukaszka siedziała sztywno wyprostowana na ławeczce w parku. Miała stamtąd świetny widok na kościół stojący po drugiej stronie ulicy. Tam, wewnątrz, była rodzina Hiobowskich. Cała, oprócz babci. Babcia owszem, zgodziła się pójść, ale do środka już nie weszła.
– Posiedzę sobie tu w parku – oznajmiła. – Więcej będę z tego mieć niż wy, tłoczący się w tym dusznym przybytku.
– To nie tak… – zaczął dziadek, ale reszta rodziny pociągnęła go za sobą i poszli. Babcia siadła na ławeczce i siedziała tam przez cały czas.
Niby było ciepło, świeciło słońce, ale babcia ciepła nie czuła. Niby miała czas dla siebie i mogła się zrelaksować, ale była jakaś taka spięta. Naszły ją myśli o sprawach ostatecznych i zdenerwowała się sama na siebie. Wreszcie msza się skończyła i z kościoła wysypał się tłum ludzi. Poirytowana babcia wypatrywała swoich najbliższych. Znalazła prawie wszystkich oprócz taty Łukaszka. Wypatrywała go tak pilnie, że nie zauważyła, jak koło niej zatrzymała się odświętnie ubrana brygada remontowa wraz ze swoim mlodym, długowłosym szefem. Z przeciwka nadszedł zgorzkniały facet ze swoim psem.
– Gdzie on znowuż polazł? – denerwowała się babcia Łukaszka. – Przecież mieliśmy jechać do znajomych!
– Mamy czas – mitygował ją dziadek Łukaszka.
– I… jak? – spytał cicho zgorzkniały facet.
– A jak ma być? – młody długowłosy wzruszył ramionami i skrzywił się z bólu. Upadłby gdyby nie najmłodszy robotnik, który objął go wpół.
– Łaaa!! – krzyknął młody długowłosy i strasznie zbladł. – Nie za ten bok!!
– Wybacz, panie… – przestraszył się najmłodszy robotnik. – …kierowniku.
– I po co to? – spytał gorzko facet. – Po co to powtarzać? To samo, co roku? Jaki w tym cel, jaki w tym sens?
– Odpowiedz mi lepiej co ty tu robisz – poprosił młody długowłosy. – Przecież nie musisz tu być.
– A co tu się dzieje? – zgorzkniały facet stracił swój spokój. – Wszyscy mi mówią: "Nie przejmuj się, to było dawno, wszystko wybaczone i zapomniane". Jakie wszystko? Przyjechałem tu i co widzę? Wszystko co złe to ja! Do dziś mi to pamiętają i wypominają! Z detalami! Czemu to ma służyć?
Młody długowłosy pokazał ruchem głowy stojącą niedaleko babcię Łukaszka. Babcia nadal świdrowała wzrokiem tłum przechodzących ludzi i mruczała:
– Opium dla mas, żadnego Jezusa nie było, ludzie już dawno powinni przestać wierzyć w bajeczki o Bogu…
– Po to – odparł słabym głosem młody długowłosy. – Może za którymś razem zadziała. A teraz wybacz, ale muszę iść dalej…
I poszedł z grupą swoich pracowników. Zgorzkniały facet szarpnął smycz i poszedł z psem w inną stronę. I na skraju parku natknął się na tatę Łukaszka rozmawiającego z zakonnicą w habicie dzierżącą kosę.
– …a co ja mogę robić w święta, Hiobowski! – krzyczała na tatę Śmierć. – Ja pracuję całą dobę!
– Jaką dobę?
– Całą!
– Nie chodzi mi o typ doby.
– Hotelową – warknęła Śmierć. – To, że macie takie święto to nie znaczy, że możesz mi takie teksty rzucać!
– Ja wiem, ale są różne doby. Jest astronomiczna, słoneczna, gwiazdowa, księżycowa…
Śmierć spojrzała na niego podejrzliwie.
– Nawet nie wiedziałam! To je pewno ładne nadgodziny wyrobiłam przez cały ten czas! A nie żartujesz? Jeśli to jakiś kawał, to obiecuję ci, że będziesz konał długo i…
– Ja nie żartuję! – zamachał rękami tata Łukaszka. Ktoś z tłumu niespodziewanie mu odmachał i tata rozpoznał robotnika Andrzeja. A obok niego innych robotników i młodego długowłosego. Z kościoła dobiegał śpiew:
– Zwyciężca śmierci…
– No i co z tego, że zwycięzca! – fuknęła Śmierć. – Ja nikogo się nie boję! Żadnego cżlowieka! A…
Nagle przerwała i schowała się za tatę Łukaszka. Podbiegł do nich wielki pies.
– Banga, nie rusz! – krzyknął z daleka zgorzkniały facet idąc w ich stronę.
– Przecież pani nikogo się nie boi – przypomniał zaskoczony tata Łukaszka.
– No tak, ale to jest pies, durniu! A wiesz co psy lubią najbardziej?!
– Nie – odparł tata Łukaszka. Śmierć podkasała habit i pokazała mu swoje szkieletowe stopy, po czym rzekła z rozpaczą:
– No przecież psy najbardziej lubią kości!

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758