Pan Sitko radośnie patrzył na świat spod boleśnie przymrużonych powiek.
– Znowu piłeś – powiedziała z pretensją jego małżonka, dozorczyni.
Pan Sitko radośnie patrzył na świat spod boleśnie przymrużonych powiek.
– Znowu piłeś – powiedziała z pretensją jego małżonka, dozorczyni.
– Śśśś… – uciszył ją zmęczonym ruchem ręki. – Czy ty, kobieto, ciągle musisz mówić? Ja kontempluję przyrodę.
– Przy ludziach! – oburzyła się pani Sitko i zaczęła energicznie zamiatać.
– Widząc ją podwójnie, widzę dwa razy więcej piękna – wywiódł pan Sitko i poprosił łapiąc się za głowę: – Nie rób hałasu tą miotłą!
– Do domu, pijaku!
Pan Sitko skierował się posłusznie w stronę bloku, ale nie było to łatwe. Osiedlowa alejka okazała się wyjątkowo chwiejnym podłożem. Co więcej, nagle pojawił się tłum ludzi i wszyscy szli na niego.
– E… Y… Pss… Przepraszam… – giął się pan Sitko usiłując iść w jakimś kierunku.
– Skaranie boskie z tym pijusem! – załamała ręce pani Sitko. Grupa przechodniów się zatrzymała i pani Sitko rozpoznała brygadę remontową z ich młodym długowłosym szefem na czele.
– Pani coś mówiła? – spytał młody długowłosy.
– Nic, nic… – westchnęła pani Sitko i kijem od miotły nadała panu Sitko pożądany kierunek. – Stary się znowu zalał i to przed Wielkanocą… Apokalipsa z nim i tyle.
Młody długowłosy zrobił dziwną minę, ale nic nie powiedział. Za to jeden z robotników, taki młody, wysunął się naprzód i zapytał z nadzieją w głosie:
– Czytała pani?
– Co?
– Apokalipsę.
– Synku – pani Sitko wzięła się pod boki. – Apokalipsa to jest mieszkać z takim elementem jak mój stary pod jednym dachem! A jeszcze…
– Ale… – próbował się przebić młody, ale któryś robotnik położył mu rękę na ramieniu i rzekł:
– Daj spokój, Janek.
– Tylko trochę wina było – ratował się pan Sitko z wysiłkiem unosząc lewy but.
– Trochę?! – gniew pani Sitko przekroczył zenit. – Wina?!
– Wino jest tak stare jak ludzkość – pouczył ją pan Sitko. – Kur… Kurtu… Kurturalni ludzie je piją. No i Jezus zamienił wodę w wino!
– A mówiłem, że lepsza byłaby oliwa – rzekł z wyrzutem robotnik Andrzej do młodego długowłosego.
– Ale nie dałaby takiego efektu jak wino – wtrącił się robotnik, który wcześniej pytał panią Sitko o apokalipsę. – Poza tym po co gościom na weselu oliwa?
– Słusznie mówi – kiwnął głową pan Sitko. – Wesele bez alkoholu to nie wesele! A gdzie to wesele było?
Robotnicy spojrzeli po sobie milcząc niepewnie. Sytuację uratowało pojawienie się zgorzkniałego faceta z psem. Przeszedł koło ekipy remontowej, spojrzał młodemu długowłosemu w oczy i poszedł dalej.
– Wprowadził się niedawno – relacjonowała pani Sitko. – On sam i ten pies. Strach podejść! Pewno bandyta jakiś! Spojrzenie ma takie jakby kogoś zamordował!
– Nie można tak człowieka od razu… – wtrącił się pojednawczo pan Sitko.
– A czyś ty w ogóle słyszał jak on psa nazwał?! – oburzyła się pani Sitko. – Bunga bunga!
– Banga – poprawił ją odruchowo robotnik Andrzej po czym zmieszany zaczął szukać czegoś po kieszeniach. Pan Sitko pomyślał, że przecież ten facet nie mówił przy nich jak się pies wabi, ale nie wyraził tej wątpliwości głośno.
Co innego leżało mu na wątrobie.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!