Ostatnie dni pokazały nam kolejne nasilenie agresji ze strony partii rządzącej której towarzyszy orwellowskie odwracanie kota ogonem czy jak kto woli wciskanie dziecka w brzuch polegające na oskarżaniu o agresję tych którzy są jej głównymi obiektami. Czy jednak to może zaskakiwać?
„Ja wiedziałem że tak będzie” – mogę zacytować przebój Grzegorza Halamy. Zachowanie polityków PO i przyjaciół nie jest bowiem jakimś niespodziewanym atakiem szału, albo wypadkiem przy pracy. To jest prosta konsekwencja tego co Platforma robiła przez ostatnie lata. Wystarczy przypomnieć sobie w jaki sposób ta partia zbudowała swoje poparcie.
Było ono tworzone na dwóch filarach: populistycznych, nierealnych obietnicach oraz agresji i nienawiści do PiSu.
Przez ostatnie blisko pół dekady, rządząca z PSL-em Platforma wykonała jedynie niewielką część ze swoich obietnic. A sporą część z tych niby wypełnionych wykonała na odwrót, tzn. formalnie obietnice zostały spełnione ale efekt jest dokładnie przeciwny do tego, jaki miał być. Tak jest np. z „profesjonalizacją” wojska czy „reformą” oświaty. PO zrzuca wiarę na prezydenta Kaczyńskiego i kryzys, ale prawdą jest, że była nie tylko dramatycznie nieprzygotowana do rządzenia ale i materiał ludzki jakim dysponuje nie pozwala nie tylko na dokonywanie obiecanych cudów ale nawet na zwykłe administrowanie krajem. Pierwszy rok rządów, w większości jeszcze zahaczający o czas prosperity, zmarnowali na polowanie na czarownice, czyli szukanie zbrodni PiSowskich. A dalej było podobnie, tylko sytuacja gospodarcza robiła się coraz gorsza.
Niektórzy politycy PO wierząc, że „ciemny lud to kupi” zapewniają, że wykonali wszystkie, bądź prawie wszystkie obietnice. Taki przekaz może jednak zadziałać co najwyżej na całkowicie niezorientowanych w tym co się w Polsce dzieje, oraz na żelbetonowy elektorat, który nie jest jednak na tyle liczny aby zapewnić zwycięstwo. Nie można także znów napisać „10 Zobowiązań PO” które z marsową miną podpisze premier, bo może to wywołać co najwyżej śmiech, i to nie tylko coraz śmielej poczynających sobie kabareciarzy.
Pozostaje więc drugi filar popularności Platformy: nienawiść do PiS. Przyznam, że rok temu, naiwnie sądziłem, że po tym co się stało 10 kwietnia, a zwłaszcza po tym jak jednak głośno mówiono o tym, że prezydent Lech Kaczyński był obiektem chamskiej, nienawistnej nagonki, coś się jednak w Polsce zmieni.
O naiwnośći!. Najpierw ostrożnie strzały próbne wykonali celebryci. Potem już coraz śmielej zaczęli do nich dołączać inni, także jeden po drugim politycy i „autorytety”. Służby które mają za zadanie chronić obywateli, jak relacjonowali świadkowie, w praktyce stanęły po stronie pijanej dziczy która atakowała modlących się ludzi.
Tak rok po kroku, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu doszliśmy do tak niewyobrażalnych po 1989 (jak mogłoby się jeszcze rok temu wydawać) wydarzeń jak gaszenie i usuwanie zniczy i już zupełnie absurdalnej, w zasadzie groteskowej gdyby nie okoliczności, wojny z kwiatami. Te ostatnie pod pretekstem „czystości i porządku” i to w mieście w którym na wiosnę nie sposób przejść w centrum, żeby nie wleźć w psią kupę jeśli człowiek nie zachowuje ostrożności sapera na polu minowym.
Żałosne? Tak. Głupie? Owszem.
Ale czy PO ma inne wyjście? Weszli na drogę z której nie ma odwrotu, ani ścieżki w bok.
Mogliby co prawda postąpić honorowo, przyzwoicie. Ale tego chyba nikt nie bierze pod uwagę, prawda?
PS. Rysunek stary, ale tu jeszcze nie publikowany