10 mln – na tyle szacuje Adam Hochschild, autor właśnie opublikowanej książki „Duch króla Leopolda” – liczbę ofiar belgijskiej polityki kolonialnej w Kongo pod rządami króla Leopolda II. „
To do dziś mało znany jeden z najokrutniejszych przejawów kolonializmu" – pisze autor.
Najmniej znane ludobójstwo – tak pisze o polityce belgijskiego króla Leopolda w Kongo amerykański dziennikarz Adam Hochschild w książce "Duch króla Leopolda", która przedstawia jeden z najmroczniejszych epizodów europejskiego kolonializmu.
Obszar dzisiejszego Konga był do lat 70. XIX wieku najsłabiej poznanym zakątkiem Afryki. Choroby, tropikalny klimat, ukształtowanie geograficzne terenu skutecznie uniemożliwiały Europejczykom eksplorację interioru. Na mapach ten obszar przedstawiany był jako biała plama. Przełomem okazała się wyprawa Henry’ego Mortona Stanleya, który w latach 1874-1877 przemierzył Afrykę ze wschodu na zachód wykorzystując w dużej mierze rzekę Kongo, jako szlak komunikacyjny.
Okryciami Stanleya zainteresował się ówczesny król Belgii, Leopold II (1835-1909), który tron objął w 1865 roku. Jego ambicje wykraczały poza ojczyznę, o której mawiał "mały kraj, mali ludzie". W epoce kolonializmu Leopold pragnął wykroić coś dla siebie z regionów świata, które pozostawały jeszcze do podziału. Belgijski rząd nie był zainteresowany finansowaniem królewskich ambicji kolonialnych, Leopold zaczął więc działać na własną rękę. W 1879 roku wysłał Stanleya jako swojego agenta, który za pieniądze króla budował przyczółki dla belgijskiej ekspansji. Eksplorował rzekę Kongo wraz z jej dopływami, nawiązywał kontakty z miejscowymi przywódcami, przekazując im prezenty i zachęcał do zrzeczenia się ziemi na rzecz króla, skłaniając ich do podpisania porozumień, które w świadomości lokalnych wodzów nie były niczym wiążącym. Belgowie wykorzystywali animozje pomiędzy miejscowymi plemionami, aby podporządkować sobie miejscowych.
Po pięciu latach Stanley wrócił do Europy z plikiem podpisanych porozumień, a Leopold rozpoczął działania dyplomatyczne. Hochschild przedstawia szczegółowo wielką kampanię, w której Leopold w ciągu kilku lat przekonał społeczność międzynarodową, że oddanie mu w prywatne władanie obszaru wielkości połowy Europy będzie aktem humanitaryzmu wobec spragnionych cywilizacji autochtonów. Poparły go nawet USA zachęcone pomysłem zorganizowania kongijskich plemion w "federację" administrowaną z Europy. Leopold przedstawiał siebie jako filantropa, oddanego misji niesienia cywilizacji Afryce, organizował konferencje, przekupywał przeciwników. W 1885 roku na konferencji w Berlinie pojawiła się po raz pierwszy nazwa Wolnego Państwa Kongo, będącego – w sensie prawnym – prywatną własnością Leopolda.
W ciągu kilku lat Belgom udało się zorganizować na olbrzymich obszarach Kongo coś rodzaju olbrzymiego obozu pracy. Setki tysięcy Kongijczyków pracowały przy wyrębie lasu, budowały drogi i linię kolejową. Na początku najważniejszym "surowcem naturalnym" Kongo była kość słoniowa, wkrótce jednak okazało się, że dżungla kryje dobro, na którym można zarobić jeszcze szybciej – pnącza kauczukowe.
Królewscy urzędnicy wprowadzili brutalny system zmuszania autochtonów do dostarczania cennej żywicy. Często żołnierze wkraczali do wybranej wsi, biorąc za zakładników miejscowe kobiety. Ich uwolnienie było możliwe wyłącznie po dostarczeniu limitu kauczuku przez mężczyzn. Kontyngenty były bardzo wyśrubowane, często zebranie wymaganej ilości kauczuku okazywało się po prostu niemożliwe. Na wioski spadały wtedy okrutne represje. Zatrudnieni przy zbieraniu żywicy wieśniacy przestawali uprawiać pola, co szybko spowodowało w Kongo głód. Osłabionych niewolniczą pracą i niedożywionych Kongijczyków dziesiątkowały choroby. "Znakiem firmowym" belgijskich działań w Kongo było powszechne używanie baty ze skóry hipopotama zwanego chicotte i odcinanie dłoni stosowane na ogromną skalę jako kara za opór czy też opóźnienia w dostarczaniu żywicy. Niektórzy belgijscy urzędnicy narzekali, że obcinanie kończyn jest marnotrawieniem cennej siły roboczej, ale i tak stosowane było ono na masową skalę.
Obraz Kongo pod władzą króla Belgów przedstawił Joseph Conrad w "Jądrze ciemności". Polski pisarz nie był jednym, którego przerażała polityka Leopolda króla Belgów w Kongo. Pierwsze niepokojące relacje przekazywali opinii publicznej misjonarze, ale wiedza ta stała się dostępna dla szerszego grona odbiorców, gdy w sprawę zaangażował się dziennikarz Edmund Denis Morel, który napisał steki artykułów i kilka książek o okrucieństwie Leopolda w Kongu. Pod wpływem tych informacji brytyjski rząd wysłał swojego przedstawiciela do zbadania sytuacji w Kongo. Po trzymiesięcznej podróży, Roger Casement sporządził raport, który zaalarmował społeczność międzynarodową. W 1908 roku Leopold musiał się zgodzić na zmianę statusu Wolnego Państwa Konga w kolonię belgijską. Kraj był nadal eksploatowany, ale ukrócono najbardziej jaskrawe przejawy okrucieństwa.
Według różnych szacunków z powodu belgijskiej działalności w okresie rządów Leopolda zginęła połowa ówczesnej populacji Kongo. Pierwszy spis ludności tego kraju został przeprowadzony w 1924 roku i wykazał, że na terenie kraju mieszkało około 10 mln ludzi. Na tej podstawie badacze szacują liczbę ofiar systemu Leopolda na 10 mln. Nie wszyscy zostali zamordowani bezpośrednio przez belgijskich urzędników i żołnierzy, większość to ofiary pracy ponad siły, głodu i chorób. Kongo uzyskało niepodległość dopiero w 1960 roku.
Książka "Duch króla Leopolda" ukazała się nakładem wydawnictwa Świat Książki.
(PAP)
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."