Eksplozja odcięła skrzydło jak potrzeba
Podczas porażającej swoimi wnioskami konferencji smoleńskiej jedna prezentacja przykuwała uwagę szczególnie. Opisywała uszkodzenia fragmentu wraku, który został przemycony z miejsca katastrofy do Polski. Rozerwanie krawędzi, wyrwanie i skręcenie nitów. A także… dykta wepchnięta pomiędzy znitowane blachy. Autor prezentacji prof. Jan Obrębski ocenił: – Można podejrzewać, że była to dobrze przygotowana wielopunktowa eksplozja, która odcięła skrzydło jak potrzeba.
– Mówię twardo: wybuch. Inaczej nie da rady tego wytłumaczyć – stwierdził prof. Jan Obrębski (Politechnika Warszawska), otwierając swoją analizę opisującą sposób zniszczenia małego fragmentu wraku tupolewa, który szczęśliwie trafił do Polski.
Cenny obiekt ukryty w trawie
Historia prezentacji prof. Jana Obrębskiego ma swoją sensacyjną dramaturgię. Do profesora trafiło najpierw siedem zdjęć przedstawiających jeden niewielki fragment rozbitego samolotu znaleziony na miejscu katastrofy. Naukowiec poddał go analizie. To badawcze zacięcie wzbudziło zaufanie osób przechowujących tajemniczy element. W sierpniu tego roku Jan Obrębski mógł osobiście przeprowadzić oględziny elementu i zrobić mu serię nowych, profesjonalnych zdjęć.
Jak się okazało, po tym, jak go znaleziono, fragment tupolewa został ukryty w trawie z obawy przed rosyjskimi funkcjonariuszami, którzy z pewnością odebraliby go znalazcom. Jednak następnego dnia rano okazało się, że w międzyczasie przeprowadzano w tym miejscu akcję wypalania traw. Na szczęście wysoka temperatura towarzysząca wypalaniu oszczędziła ukryty element – świadczą o tym zachowane na nim listki i resztki traw, które nie zostały nawet opalone.
Opisywany fragment ma wymiary 40 cm na 20 cm na 20 cm, przy grubości blach poszycia wynoszącej 1,22 mm. Jest mocno poszarpany i porozginany. Krawędzie są wyraźnie rozerwane – co można porównywać ze stanem typowym dla rozrywania stali w maszynie wytrzymałościowej.
Jak dowodził prof. Obrębski, badany element jest owiewką jakiegoś wspornika. – Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że chodzi o profilowany fragment czołowej części osłony aerodynamicznej mocowanej do poszycia samolotu, np. skrzydła lub kadłuba – mówił. Podtrzymywane urządzenie to np. silniki (kadłub), lotki, klapy trymery i zbiorniki paliwa (na skrzydłach). Element został z niego wyrwany. Na powiększeniu prezentowanych zdjęć widać, że nity nie tylko zostały porozrywane, ale poza wyrwaniem dodatkowo zostały skręcone – twierdził.
Kolejna seria zdjęć pokazała zbliżenia rozerwanych otworów po wyrwanych nitach oraz krawędzie blach urwanych w wyniku działania sił rozciągających. – W jednym miejscu jest widoczna rozgięta szczelina, którą mogło utworzyć wysokie ciśnienie gazów. Ciśnienie gazu rozchyliło blachy – wyjaśniał profesor. Widoczne jest także osmalenie owiewki i wnętrza elementu. Na zewnątrz zachowany element jest srebrny, wewnątrz pokryty sadzą.
– Ten element został odstrzelony od konstrukcji. W wyniku sił rozciągających popękała zewnętrzna powłoka – tłumaczył profesor.
Tekturowe przekładki w prezydenckim samolocie
Najciekawsze i najbardziej zagadkowe spostrzeżenie Jan Obrębski pozostawił na koniec prezentacji.
– Zastanawia obecność podłożonej i przynitowanej blachy wewnątrz elementu – mówił. – Badany element nosi ślady remontu: likwidowania skutków pęknięcia blachy poszycia i założonej niestarannie wykonanej blachy jako podkładki wzmacniającej. Widoczne szczeliny i wywinięcia krawędzi łączonych blach są nienaturalne dla zwykłej praktyki w konstrukcjach, i to nie tylko samolotów.
Co więcej, zdjęcia zaprezentowane przez profesora dowodzą, że pod złączem z licznymi nitami i śrubami widoczne są… przekładki tekturowe! Tekturę włożoną pomiędzy znitowanymi blachami widać było pod różnym kątem. – Czy obecność przekładek przypominających zwykły karton, dość miękkich, w kolorze brązowym, jest normalną praktyką w samolotach o konstrukcji metalowej? – pytał retorycznie Obrębski.
– Główny wniosek jest następujący: badany element został wyrwany w wyniku eksplozji – stwierdził profesor. – Bez wątpienia wyrwanie tak silnie zniszczonego fragmentu konstrukcji było dziełem wybuchu wewnątrz sąsiadującej z nim większej części samolotu. Z tego samego powodu należy przypuszczać, że przebarwienia termiczne i zniszczenia powłoki malarskiej lub zabezpieczającej na zewnątrz poszycie pochodzą raczej z eksplozji. Im dłużej analizuję zdjęcia tego fragmentu, tym jestem tego bardziej pewien. Nie można wykluczyć, że jedno ze źródeł eksplozji mogło też znajdować się wewnątrz zamkniętej przestrzeni opisywanego elementu, ograniczone profilowaną owiewką, żebrem oraz zasadniczą konstrukcją, do której był mocowany.
Obrębski porównał wykonane przez siebie zdjęcia z fotografiami przedstawionymi przez prof. Wacława Berczyńskiego, które ukazują podobny element tupolewa z identycznymi odkształceniami i wyrwanymi nitami. – Doszedłem na tej podstawie do wniosku, że jest to ten sam charakter zniszczenia. Stąd też moja końcowa konkluzja: można podejrzewać, że była to dobrze przygotowana wielopunktowa eksplozja, która odcięła skrzydło jak potrzeba.
Jeszcze nie zakończyła się konferencja naukowa, a już prof. Jan Obrębski otrzymał sygnały, że końcowy wniosek jego wystąpienia wywołał burzę. – Mam na to dowody w ostatnich godzinach – poinformował uczestników konferencji.
http://niezalezna.pl/34157-eksplozja-odciela-skrzydlo-jak-potrzeba
Pamiętam kilkanaście lat temu w Gdańsku – Wrzeszczu na rogu ul. Hallera i Kościuszki był sobie super sam a obok niego stała jego kopia jeden sprzedawał mydło i powidło i drugi też pełna sielanka oprócz małego zgrzytu jeden z nich miał udziałowców ruskich "biznesmanów" /wieść gminna niesie że udziałowcem ruskiej firmy był Czernomyrdin/ no i sielanka w końcu musiała się skończyć bo dwóch wielkich nie może być obok siebie…i się skończyła. Najpierw przy wejściu do jednego z samów wybuchł granat F-1 położony "łyżką" do dołu w koszu na śmieci, całe szcz ęście nic się nie stało bo rano było mało ludzi poraniło tylko ekspedientkę, która kosz odsunęła z przejścia. Tydzień po tym zdarzeniu punktualnie o 24,00 usłyszeliśmy głuche buuum, zatrzęsły się szyby i cisza wszyscy pomyśleli że strzelił transformator bo i światło też na chwilę przygasło i na tym się skończyło. Rano poszedłem po gazetę /jeszcze je czytałem/ a kioskarz mówi czy wiem że, samu już nie ma? Jak to pytam zdziwiony ukradlii?? Nie mówi kioskarz wysadzili w powietrze, ja mu na to panie toby połowy dzielnicy nie było. Ale skąd, mówi kioskarz ruskie to dobre specjalisty nawet szkło na ulicę nie poleciało dalej jak pół metra a w blokach żadna szyba nie wypadła, mówi: nawet straż pożarna nie miała wiele do roboty w piętnaście minut ogień ugasili a główny pożar to jakby zdmuchnęło a przecie tam i butle z gazem, chemia i rozpuszczalniki z farbami były a w nocy dwa ruskie dżipy w pobliżu widzieli i teraz ich szukają. Cóż było robić poczłapałem na miejsce "zbrodni" podziwiać ruską robotę i faktycznie sam o powierzchni 600 m2 wyglądał jakby się zapadł do środka na chodnikach ani okrucha szkła nawet kwiatków z donic podmuch nie wyrwał jakby go wogóle nie było, tak do wyglądało jak olbrzymia implozja a nie eksplozja wywaliła w "górę" moje chrupiące bułeczki ,). Gdzieś po dwóch tygodniach od znajomego gliny dowiedziałem się że, była to precyzyjna eksplozja punktowa, założonych było 49 ładunków w takich miejscach że, sam musiał się zapaść do wewnątrz. Szczęście nikt nie zginął choć jakieś 60 do 100 metrów dalej menele pili swoje "wołki" i "arizony". Tak mi się to skojarzyło z tym wykładem prof. Obrębskiego.
"My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!". /Józef Mackiewicz dla mieniących się antykomunistami/