Co wspólnego z katastrofą z 10 kwietnia 2010 roku może mieć nowa „zimna wojna”, w którą zaangażowane są Stany Zjednoczone Ameryki i Rosja?
Mówi się, że „kłamstwo ma krótkie nogi”, ale dodać również trzeba, że bywają takie kłamstwa, które zostają przekute na prawdy i półprawdy i ich żywot bywa długi, potrafią nawet wpisać się na kartach obowiązującej historii.
Zdarzenie z 10 kwietna 2010 roku od samego początku zostało oznaczone czerwonym alertem.
Świat po raz kolejny stanął w obliczu „zimnej wojny”; dwa światowe mocarstwa – USA i Rosja – zaczynają grać militarnie. Kiedy prawdziwy kryzys zagląda w oczy i budzi uzasadniony lęk, wtedy można rozegrać temat sprowadzając go do pojęcia wojny. To, że wojna jest największą higieną świata* i że przyspiesza postęp i rozwój – pobudza do działania przemysł państw zaangażowanych, to fakt sprawdzony w ubiegłym stuleciu.
Czy tym razem również chodzi o nakręcenie spirali strachu przed groźbą widma wojny? Wszak taki strach jest silniejszy od lęku o niepewny byt w czasach pokoju nawet w obliczu szalejącego kryzysu.
Co wspólnego z katastrofą z 10 kwietnia 2010 roku może mieć nowa „zimna wojna”, w którą zaangażowane są Stany Zjednoczone Ameryki i Rosja? Owszem ma i to wiele. Ale po kolei.
Pierwsze pytanie zasadnicze. Dlaczego USA milczą w sprawie zdarzenia na lądowisku w Siewiernyjpod Smoleńskiem? Przecież nie jest żadną tajemnicą – choć katastrofa została sprowadzona do rangi tajemnicy – że Amerykanie są w posiadaniu zdjęć satelitarnych i te dowody mogłyby ostatecznie wyjaśnić wszystko lub, co jest bardziej prawdopodobne – skomplikować, to co i tak jest dostatecznie zawiłe. Prawda mogłaby zagrozić kruchemu pokojowi, który za przyczyną tych państw i tak wisi na włosku.
W hipotezę, że była to zwykła katastrofa lotnicza, mogą dziś wierzyć jedynie ci, którym można wcisnąć dosłownie wszystko – dla takich wystarczy zapewnienie rządu opatrzone politycznym komentarzem. Ale to inna sprawa, to sprawa nie tyle zaufania, co ślepej wiary w ideologiczną wielkość partii przewodniej – PO.
O tym, że był to zamach, od samego początku wiedzieli najwyżsi rangą funkcjonariusze służb i urzędnicy w państwie. Że był to zamach wiedziały służby wojskowego kontrwywiadu, kilku oficerów ABW, i wiedział o tym również premier Donald Tusk (PO), który bezzwłocznie o zdarzeniu poinformował ówczesnego marszałka sejmu – Bronisława Komorowskiego (PO).
W dobie podsłuchów i permanentnego monitoringu, kiedy każdy, nie dość, że podsłuchuje każdego, to jeszcze śledzi najmniejszy ruch przeciwnika na ekranach swoich monitorów w jakości HD, nie sposób cokolwiek ukryć.
Tamtego zamachu i tamtej mistyfikacji nie zdołała przesłonić żadna mgła smoleńska ani szum urządzeń zakłócających. Jeśli może być coś, czego nie zdołano wyśledzić, to tym być mogą jedynie prawdziwe motywy tamtej zbrodni. Historia lubi się powtarzać i tym razem „operatorzy” historii podtrzymali powtarzalność zdarzeń. Klątwa smoleńska, czy bardziej zbrodnia zaplanowana z zimną krwią na członkach polskiej delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele.
Marszałek sejmu, Bronisław Komorowski nie zwlekał nawet chwili – natychmiast udał się w drogę do Warszawy. Trasę z Ruskiej Budy do stolicy jego służbowe auto pokonało w rekordowo krótkim czasie. I nie ma w tym ani nic dziwnego, ani nadzwyczajnego. Wszak sytuacja wymagała szybkich działań i natychmiastowej reakcji.
Pojawiające się zarzuty i spekulacje, że pierwszym działaniem marszałka sejmu, było wejście do prezydenckiej kancelarii i wyniesienie z niej akt, jest nie do końca prawdziwe.
W chwilę po tym, jak świat obiegła informacja o katastrofie pod Smoleńskiem, i po tym jak tę informację marszałkowi sejmu Bronisławowi Komorowskiemu przekazał Donald Tusk, a na wiele chwil przed przybyciem marszałka do Warszawy, kancelarię odwiedził ktoś inny.
Co tam robił i co z kancelarii wyniósł jest zagadką. Zagadką na tyle istotną, że niektórym osobom w państwie spędza sen z powiek.
Marszałek sejmu nie miał innego wyjścia – musiał działać szybko i sprawnie. Jakakolwiek zwłoka mogłaby wywołać niepożądany efekt i ogromne konsekwencje z politycznym trzęsieniem ziemi. Skutki mogłyby się okazać tragiczne pod wieloma względami, począwszy od rozruchów, a na wojnie domowej kończąc.
Polska jako pełnoprawny uczestnik NATO. Mimo naszej przynależności do sojuszu ciągle jesteśmy „dzieckiem od macochy”. Taki status jest głównie za sprawą Amerykanów. Dla USA ciągle jesteśmy „bękartem Europy” i cały ten nasz udział w natowskim sojuszu należy traktować z przymrużeniem oka. Polska ze statusem państwa natowskiego jest niczym innym jak strefą buforową między Rosją a zachodem Europy. W tej strefie, jak na poligonie doświadczalnym, przeprowadzane są rozmaite warianty „gier wojennych”.
Od czasów Huwera „czerwoni” ciągle stanowią realne zagrożenie. I choć z sowietami można robić interesy paliwowe, to trzeba pamiętać, że ich – Rosjan – czerwień jest zupełnie inna od czerwieni po drugiej stronie „strefy buforowej”.
Tylko w samej strefie – Polsce – rozmaitej maści agentów czynnych i tych „uśpionych” mamy więcej niż ludności ma Islandia. To też główny powód amerykańskiej obstrukcji w/s wiz dla obywateli Polski. Brak oczyszczenia z agentury życia publicznego w RP, to głównie zasługa rosyjskiej agentury ulokowanej wysoko w pionach decyzyjnych państwa. Tak stan rzeczy jest na rękę Rosjanom.
Milczenie Stanów Zjednoczonych Ameryki w sprawie zamachu pod Smoleńskiem jest wymowne – jest elektem gry z Rosją. Ale dlaczego milczą wywiady brytyjski i izraelski? Czy również biorą udział w tej samej grze? Nałożenie blokady informacyjnej na opiniotwórcze media Zachodu jest wymowne i również znajduje swoje wtórne odbicie – historia lubi się powtarzać.
W sprawie masowych zbrodni dokonanych na terenach należących do ZSRR media brytyjskie zostały zobowiązane do ukrycia prawdy przed opinią publiczną i podtrzymaniu kłamstwa, że zbrodni w Katyniu na polskich oficerach i inteligencji, dokonały hitlerowskie Niemcy.
Czy ktoś może jeszcze mieć wątpliwości !?
To co wszyscy niezakłamani Polacy intuicyjnie czuli, uzyskało niepodważalne dowody. Samolot z polskim Prezydentem na pokładzie i 96 ofiarami uległ destrukcji w skutek eksplozji ładunku wybuchowego.
http://www.rp.pl/artykul/459542,947282-Trotyl-na-wraku-tupolewa.html
Ktoś z pełną premedytacją zabił naszego Prezydenta. Zabił generałów NATO. Zabił znaczną część naszej krajowej elity.
Stało się to na terytorium państwa, które nie jest i nigdy nie było nam, Polakom zbytnio przyjazne.
Przez trzy lata trwała nieustanna akcja zacierania śladów, kłamstw i matactwa. Zwłoki ofiar bezczeszczono. Polski rząd ramię w ramię z władzami Rosji nie życzł sobie wyjaśnienia sprawy. To kładzie wyraźny cień na nich.
Robiono z nas idiotów i oszołomów. Niezależni eksperci umierali w tajemniczych okolicznościach. Czesto śmiercią samobójczą. Znaleźliśmy sie w centrum bagna oszustw, zbrodni i barbarzyństwa.
Oto, gdzie żyjemy, Proszę Państwa.
Co dalej Polacy!?
W szanującym się państwie (a za takie uważam Białoruś pomimo różnych negatywnych ocen) takie wydarzenie, jak wybuch w metrze zostaje od razu jasno zakwalifikowane („To był zamach”).
W szanującym się państwie (a za takie uważam Białoruś pomimo różnych negatywnych ocen) takie wydarzenie, jak wybuch w metrze zostaje od razu jasno zakwalifikowane („To był zamach”). Następują po nim adekwatne działania (wzmocnione środki bezpieczeństwa i groźba pod adresem ewentualnych sprawców). Tak samo zareagowałby Izrael czy USA. A jak reaguje polski nie-rząd?
Pomimo, że to Rosja odpowiadała za przygotowanie lotniska i dopuszczenie do przyjmowania samolotów, pomimo tego, że od pierwszych minut Rosja kłamała w sprawie okoliczności katastrofy (np. cztery podejścia). Rosja manipulowała polskimi delegacjami zarówno przed, jak i po katastrofie, ciało polskiego Prezydenta leżało prawie w błocie i przewieziono je brudną ciężarówką – co robiły władze PRL-bis? Tusk przyjechawszy na miejsce katastrofy, nawet nie podszedł do ciała Prezydenta swojego kraju, tylko pozował do zdjęć i przytulał się z Putinem. Władza nawoływała do pojednania z Rosją i oddała jej śledztwo w sprawie katastrofy.
Gdybym miał jakiekolwiek nadzieje wobec naszych kacyków, napisałbym: „Uczcie się pętaki od Białorusi”, a tak – nic nie napiszę…
Paweł Chojecki
"Trzymasz w reku gazete niezwykla. Juz sam tytul "idz POD PR¥D" sugeruje, ze na naszych lamach spotkasz sie z pogladami stojacymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami."