Dawno nie pisałem o Spitsbergenie, oczywiście, głównie dlatego, że juz dawno mnie tam nie ma, przeniosłem sie w w klimat równikowy. No i właśnie wracam do kraju. 4 samoloty, prawie doba podrózy, grhhhhhh…. No, to ja będę sobie leciał, a wy obejrzyjcie sobie pare zdjęć. Zatem dzisiaj spotkanie z górą lodową. W przeciwieństwie do Titanica spotkanie pożądane, bo nic lepszego tego dnia nie mieliśmy , by pokazać pasażerom. Zawsze pod koniec rejsu wszyscy są zmęczeni, marudzą, a to jedzenie nim nie pasuje, a to chcieli Chablis, a dostali Chardonneaux, albo odwrotnie, a to im cos stuka, a to za ściana ktos kaszle, no, jak to pod koniec rejsu właśnie. Z doświadczenia , najgorsze sa dwa momenty- drugi dzień, gdzie wszyscy, […]
Zatem dzisiaj spotkanie z górą lodową. W przeciwieństwie do Titanica spotkanie pożądane, bo nic lepszego tego dnia nie mieliśmy , by pokazać pasażerom. Zawsze pod koniec rejsu wszyscy są zmęczeni, marudzą, a to jedzenie nim nie pasuje, a to chcieli Chablis, a dostali Chardonneaux, albo odwrotnie, a to im cos stuka, a to za ściana ktos kaszle, no, jak to pod koniec rejsu właśnie.
Z doświadczenia , najgorsze sa dwa momenty- drugi dzień, gdzie wszyscy, po pierwsze troche chorują, bo do kiwania , nawet lekkiego trzeba sie przyzwyczaić, po drugie , wszyscy zgłaszają znalezione usterki, szukaja najlepszego stolika, domagaja sie zmiany kabiny na mniej hałaśliwą, umycia okna, dostarczenia dodatkowych serwetek, innego sandwicha, bo na innym statku mieli inne i tak dalej, no i pod koniec , gdy własnie wszyscy juz wszystko widzieli, troche sie nudzą, we wszystkich barach juz byli (I akurat na Prince Albert za dużo ich nie było, jeden główny, jeden na otwartym pokładzie, ale co to za bar. Niektórzy w domu maja większy. No więc się nudzą i zaczynają wydziwiać.
Akurat dzień w morzu, więc dla nas relax i podciągnięcie biurokracji, ale dla expedition trudne zadanie, jak by tu pasazerów czyms zająć, no więc wykłady ( ciekawe!), pokaz gotowania, koktail, jakies gry towarzyskie, scrabble, ale wiadomo, że to nie to.
No więc, jak sie trafi wieloryb, albo góra lodowa, to następuje pełna mobilizacja, wszystkie kamery na pokład! Skręcamy, jakby nam kto torpedę porzed dziobem wystrzelił i w stronę lodowca! Podpływamy na odległość kilku metrów, wymaga to wielkiej wprawy, bo, lodowiec może mieć bardzo zdradliwe kształty, większość znajduje sie pod wodą, ale, lekko muskając manetki silników i bow thrustera- przod , tył, prawo, lewo, można prawie dotknąc lodowca. No, przy minimalnej prędkości można nawet lekko stuknąć i nic się nie przydarzy. Co innego przy pełnej prędkości- wtedy jesteśmy sławni- CNN, filmy itd ;-), Filmy, które możemy sobie oglądać na przyspieszonej emeryturze, bo o dyplomie i pracy, to juz raczej można zapomnieć. Można tez sobie je oglądac w więziennej świetlicy, jak sie walnie juz naprawdę za mocno
Zawsze po ogłoszeniu, ze mamy cos ciekawego, nalezy sie usunąć na bok, bo podekscytowani pasażerowie przypominają watahę nosorożców z filmu „Jumanji”, ledwo wyrabiaja na zakrętach. Trzask aparatów zlewa sie w jeden szum. No, w końcu robię to samo, więc co sie czepiam 😉
Ja z góra lodową
Powolutku, powolutku podchodzimy jak najbliżej… W końcu nie wiadomo, jaki kształt ma lodowiec pod wodą…. Widać, że w trakcie dryfowania i topnienia przewrócił sie na bok.
Dziennik Pokladowy Seawolfa, kapitana , oszoloma, jaskiniowgo antykomucha