Bez kategorii
Like

TIR-y na tory – szansa czy populizm

03/07/2011
472 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
no-cover

Pamiętamy Pawlaka ze wspaniałej trylogii Sylwestra Chęcińskiego, który wykrzykuje do pilota samolotu „co mi tu po moim niebie będzie latał”. Mniej więcej na tych samych odczuciach opiera się idea „TIR-y na tory”– co mi po mojej drodze będzie jeździł.

0


Położenie geograficzne Polski, będące kiedyś przekleństwem, gdy hordy różnych wojowników próbowały przez te tereny uderzyć na mieszkające na zachodzie Europy ludy, dziś może być dla Polski źródłem dochodów. Dochodów z transportu międzynarodowego. Wymiana towarowa między krajami leżącymi na wschód i zachód od Polski wymaga sprawnego transportu. Stąd też po naszych drogach suną „stada TIR-ów”, które dzięki opłatom wnoszonym przez przewoźników, zakupywanym paliwie, w którym jak wiemy znaczącą część stanowią podatki i akcyzy mogą być dla nas źródłem przychodów. Problem tylko w tym, abyśmy mieli odpowiednie drogi, gdyż z drugiej strony TIR-y to huk w miasteczkach, pył podrywany z dróg, przez które przejeżdżają i zagrożenie dla pieszych i samochodów osobowych.

Dlatego też politycy i inne osoby nie związane z logistyką,  z transportem no i oczywiście PKP Cargo, jako główny beneficjent tego rozwiązania chętnie sięgają do chwytliwego hasła „TIR-y na tory”, tworząc nam wizję pięknego świata. TIR-y jadą na platformach kolejowych, kolej podnosi się z zapaści, ludzie mają spokój, politycy głosy uszczęśliwionych wyborców, PKP Cargo klientów którzy chcąc nie chcąc muszą korzystać z ich usług nie wybrzydzając ani w cenach ani w jakości usług, bo nie oni a urzędnik na granicy zadecyduje kto pojedzie drogą, a kto na platformie. Wszystko brzmi jak  piękna bajka, lecz to tylko bajka.

Jakie zagrożenie powodują TIR-y?

Wypadki z udziałem TIR-ów (ciągnik siodłowy z naczepą) niosą z sobą często duże straty i śmierć uczestników, dlatego są medialne i często takie informacje znajdujemy z mediach. Dlatego w odczuciu społecznym TIR jest ogromnym zagrożeniem. Jednak statystyki mówią coś zupełnie innego. W minionym roku kierowcy TIR-ów spowodowali 868 wypadków co stanowi tylko 2.8% wszystkich tego typu zdarzeń. Porównując liczby zarejestrowanych pojazdów kierowcy TIR-ów powodują dwukrotnie mniej wypadków niż kierowcy samochodów osobowych, a przecież to nie uwzględnia faktu, że TIR to samochód do zarabiania, jak nie jedzie to nie zarabia. Stąd TIR-y pokonują wielokrotnie więcej kilometrów niż samochody osobowe. Statystycznie patrząc wypadek spowodował co 1040 kierowca TIR, co 511 kierowca samochodu osobowego i co 448 kierowca motocykla.

Problemy techniczne

Kolej ma pewne ograniczenia. Przy torach kolejowych stoją różne urządzenia, nad torami zawieszone są wiadukty, linie trakcji elektrycznej, z boku stoją podtrzymujące te linie słupy, automatyka kolejowa i cała masa elementów o których normalny podróżny w tym rzeczeni politycy nie mają pojęcia. Dlatego też, aby uniknąć zawadzenia załadunkiem o te elementy określone zostały pewne granice, poza jakie żaden przedmiot nie może wystawać. W kolejnictwie nosi to nazwę skrajni dla taboru kolejowego. I niestety TIR stojący na lawecie w tej skrajni się nie mieści. Również musimy wziąć pod uwagę, że pojazd samochodowy stoi na gumowych kołach i dodatkowo jest resorowany, co powoduje, że ma on znacznie większe wychylenia boczne na zakrętach i przy niestabilnej jeździe pociągu, niż sztywno zawieszony wagon kolejowy. To też niestety musi być uwzględnione. I tu właśnie natrafiamy na poważny problem. Politycy mówią, że to tylko problem pobudowania platform załadowczych. Ale przecież nie, trzeba jeszcze wybudować bocznice do przejść granicznych, no i przebudować te szlaki, tam gdzie istnieje zagrożenie, tak aby jadący na platformie TIR nie spotkał się z przewodem zasilania, wiaduktem, słupem energetycznym i wieloma innymi przeszkodami.

 

 

 

Rysunek ten wyraźnie pokazuje, że dolna powierzchnia platformy nie może znaleźć się poniżej 430 mm, gdyż inaczej zniszczy urządzenia instalowane przy torach. Zaś TIR na platformie nie może wystawać wyżej niż 4650 mm od główki szyny, co po odjęciu 430 mm daje nam 4220 mm. Jednak jak widzimy, w tej górnej granicy mamy szerokość tylko 1380 mm, a tyle szerokości to ma samochód osobowy, a nie TIR. Z drugiej strony wiadomo, że TIR o wysokości 4 metrów nie jest rzadkością, naczepy, które tak często widzimy na naszych drogach mają wysokość właśnie ok. 4 metrów. Stąd wynika, że po naszych torach TIR na platformie jechać nie może. Potrzebna kosztowna przebudowa infrastruktury.

Tiry na torach, a elektryfikacja kolei

Trzeba również pamiętać, że główne szlaki kolejowe w Polsce są zelektryfikowane, choćby CMK, która służy do obsługi ruchu towarowego na trasie Śląsk – porty. Przewody sieci trakcyjnej w Polsce zawieszone są na wysokości ok. 5m. Dla zachowania bezpieczeństwa przed przeskokiem iskry elektrycznej niezbędna jest odległość ok. 1 m. Tak więc w przypadku linii zelektryfikowanej TiR powinien praktycznie pojechać kołami po główce szyny. Z technicznego punktu widzenia nie jest to możliwe.

Kolej nie jest szybkim środkiem transportu

Pociągi towarowe nie są pociągami szybkimi, TiR jadący po drodze z prędkością 50 km/h to zawalidroga, pociąg towarowy pędzący z taką prędkością to torpeda. Pociągi nadrabiają to częściowo tym, że w zasadzie mogą jechać 24 godziny na dobę, ale niestety przy wzmożonym ruchu pasażerskim za dnia, który na kolei ma absolutny priorytet, w godzinach szczytu ruch towarowy jest praktycznie wstrzymany. Przejazd pociągu z TiR-ami przez Polskę to około 18-20 godzin, do tego dochodzi przecież czas załadunku, kompletowania odpowiedniej liczby samochodów by sformować skład i wreszcie rozładunku, gdyż TiR może być ładowany albo od czoła albo od końca pociągu. Z tego oczywiście wynika, że transport kolejowy absolutnie nie nadaje się dla produktów o krótkiej trwałości, czyli produktów spożywczych. Dodatkowo trzeba zwrócić uwagę na aspekt ludzki. Kierowcy tych pojazdów to grupa mężczyzn przyzwyczajonych do samotniczego trybu życia. Trzeba im zapewnić wagony sypialne, wyżywienie i jakiś sposób rozrywki na praktycznie dobę życia. Wystarczy pomyśleć, 24 godziny jazdy pociągiem, u nie jednego powoduje to gęsią skórkę.

Zdaniem logistyków

Wystarczy zapytać logistyka, czyli człowieka zajmującego się załadunkiem i planowaniem przewozów, czy by wysłał produkty jednostkowo drogie (mówimy tu o elektronice, produktach AGD, alkoholu, papierosach wyposażeniu domu i wielu innych) drogą kolejową. Żaden z nich nie podejmie ryzyka przewozu niechronionego, jaki zapewnia kolej, ze względu na ryzyko kradzieży. Kierowca nie może nadzorować takich produktów, bo w czasie transportu koleją w kabinie ciągnika siodłowego przebywać nie może, zaś kolej ochroniarzy nie gwarantuje. Zawsze istnieje możliwość, że podczas postoju część towaru po prostu „wyparuje”. Tak więc idea „TIR-y na tory” wymagałaby bardzo drogich ubezpieczeń. Czy znajdą się chętni na podrażanie kosztów transportu? Czy kolej będzie w stanie tak skalkulować swoje koszty, że będzie to ekonomicznie uzasadnione dla przewoźników, no chyba że myślimy o metodach nakazowych, o których nieskuteczności już dawno się przekonaliśmy.

Nierównomierność rozwoju kraju

Jeżeli popatrzymy na dzisiejszą mapę gospodarczą Polski, zobaczymy ogromną nierównomierność rozwoju kraju. Na naszych granicach zachodnich i południowych przemysł rozwija się. Wschód i północny wschód to pustynia gospodarcza, obszar o wysokim poziomie bezrobocia, obszar którego mieszkańcy muszą emigrować za pracą. Winę za to ponoszą nasze drogi. Nikt nie pobuduje fabryki, nie zatrudni ludzi, jeżeli nie będzie mógł sprawnie dowieźć komponentów i wywieźć produktów. To chyba jest sprawa bezdyskusyjna. Czesi, Słowacy drogi pobudowali i ściągają obcy kapitał do siebie, dają ludziom zatrudnienie, a nawet importują siłę roboczą. Polacy zastanawiają się, czy przypadkiem TIR-ów po torach nie wozić i krzyczą, że nie mają pracy, że bieda, a populistyczni politycy im wtórują. Enigmatyczny rząd ma dać pracę, ale zamiast budować drogi, środki transportu drogowego  mamy wozić koleją.

Ale przecież Austria?

Austria rzeczywiście część towarowego transportu tranzytowego przewozi koleją. Lecz oni mogą sobie na to pozwolić, bo mają odpowiednią sieć dróg zapewniającą równomierność rozwoju gospodarczego kraju. Oni wyprodukowane przez siebie towary wywiozą, my nie. Dodatkowo ich ruch tranzytowy nie jest tak duży, to Polska znajduje się na szlakach komunikacyjnych Wschód – Zachód, a nie Austria. Ich wreszcie stać na dwa alternatywne rozwiązania: dobre drogi i przewozy kolejowe, nas nie. Musimy uwzględnić również fakt, że przejazd przez Austrię w jej poprzek koleją to kwestia kilku godzin. Kierowca może tak ustawić czas pracy, by odbywało się to w czasie należnego mu wypoczynku. Przez Polskę tak się nie da. Będzie to kolejna dniówka, którą przewoźnik musi zapłacić kierowcy a dodatkowo za to samo PKP cargo. Jednocześnie tylko drogi zapewnią nam rozwiązanie problemów transportu wewnętrznego jak i tranzytowego. I warto przypomnieć, że takie Austriackie rozwiązanie jest wyjątkiem w Europie.

Czy program TIR-y na tory jest wykonalny?

Oczywiście, każdy problem, którego rozwiązanie technologicznie nas nie przerasta, można rozwiązać. Jednak trzeba pomyśleć o kosztach. Są to koszty budowy ramp załadowczych, koszty budowy przygranicznych bocznic, koszty przebudowy linii tranzytowych i wielu wiaduktów nad torami, dostosowujące je do przewozu ładunków o większych gabarytach. Jakie mogą być z tego korzyści”? W sumie niewielkie. Większość transportu generującego ruch towarowy to transport lokalny, zaś w transporcie międzynarodowym dominują takie produkty, których w systemie „TIR-y na tory” przewieźć się nie da. Bo to produkty szybko psujące się, produkty podatne na kradzieże jak elektronika, urządzenia AGD, alkohole, papierosy i wiele innych. Takich produktów żaden logistyk koleją nie wyśle. Zostaje w sumie dość ograniczona liczba TIR-ów, które w dzisiejszej infrastrukturze mogłyby być przewożone w tym systemie. Przy dzisiejszej infrastrukturze i normach dotyczących skrajni kolejowej praktycznie dotyczy to przewozów, w których produkt przewożony jest w kontenerze. Wtedy ciągnik siodłowy, platformę i kontener można przewozić niezależnie. Tyle, że do przewozu kontenerów kolej nasza jest od bardzo dawna przygotowana, zaś wożenie pojazdów służących do transportu jest dość dziwne. Większość TIR-ów to jednak chłodnie, platformy z plandekami i tych bez przebudowy infrastruktury przewozić koleją nie można.  Tak więc droga w sumie koncepcja „TIR-y na tory” rozwiązuje marginalną część ruchu towarowego, która i tak częściowo koleją jest transportowana. Reszta i tak musi pojechać po drogach, nie ma innej opcji. I niech mi nikt nie mówi, że można rozebrać naczepę, gdyż na to żaden producent naczep się nie zgodzi. Naczepy to nie klocki LEGO.

 

Tu niczego zdemontować się nie da / fot. Jaromir

Kolejnym problemem jest problem polityczny. Polska leży na szlaku ciągów transportowych, jak choćby osławiona Via Baltica. Przyjęcie przez Polskę takich rozwiązań spowodowałoby protesty przewoźników niemieckich, litewskich, łotewskich, rosyjskich itd. o to, że wyklucza się ich z rynku, a to pociągnie za sobą odpowiednie restrykcje w stosunku do naszych przewoźników. Żaden z krajów będących w podobnej sytuacji jak Francja, Niemcy, Litwa, Łotwa i inne o takich rozwiązaniach nie myśli. O takim rozwiązaniu może pomyśleć tylko osoba wychowana na nakazowych systemach gospodarczych. Przepis nakazuje, wszyscy muszą. Lecz czy muszą przewoźnicy z innych krajów? Szybko poszukają sobie rozwiązań alternatywnych, przez Skandynawię albo południem z pominięciem Polski. I będzie jak kiedyś, gdy podnieśliśmy akcyzę na paliwo do kutrów, a rybacy zaczęli tankować kutry na Bornholmie. Nie raz już było, politycy wymyślą głupotę, a skorzystali na tym sąsiedzi.

Mówiąc krótko, Polsce potrzeba dwóch dróg i to wcale nie autostradowych, gdyż dziś w praktyce wystarczą nam drogi ekspresowe. Północ – południe, dla odblokowania portów Trójmiasta, które mają wolne moce przerobowe, gdyż lepiej towar przewieźć do Hamburga i dalej autostradami niż pchać się przez nasze dziurawe drogi. Drugą trasą jest Via Baltica z odnogą na Białoruś. Rozwiązuje ona tranzyt wschód – zachód, a także włącza Warszawę w ten system dróg. Warszawa zaś, choć wielu o stolicy swego państwa ma najgorsze zdanie, jest jednym z większych ośrodków biznesu w naszym kraju. Pewnie należy w tych rozważaniach uwzględnić budowaną obecnie drogę autostradową na południu Polski. Tylko takie rozwiązanie całościowo rozwiąże problem komunikacji w Polsce i na tym należy się skupić zamiast wymyślać nowe rozwiązania, bo one tylko medialnie wspaniale brzmią, a w rzeczywistości opóźnią rozwój dróg w Polsce – bo na ciągnięcie jednocześnie rozwoju kolei i dróg zwyczajnie nas dziś nie stać. O TIR-ach na torach możemy pomyśleć, gdy rozwiążemy problem dróg, ale nie jako nakaz a jako alternatywę do transportu kołowego.

Pozytywy budowy drogi północ – południe widzimy już dziś. Nasze porty podpisały umowę na obsługę wielkich kontenerowców, to tu właśnie tu PKP Cargo powinno szukać swojej drogi rozwoju, gdyż do przewozu kontenerów przygotowane jest od dawna. Lecz tu trzeba stanąć w szranki z konkurencją, zaoferować lepsze ceny, lepsze warunki i bezpieczeństwo świadczenia usług a nie korzystać z lukratywnej pozycji monopolisty, urzędnik nakaże, logistyk musi. Czy wprowadzając obowiązek przewozu ładunku przez jednego monopolistę kontraktu tego nie utracimy? Ostatecznie na coś takiego Hamburg i inne porty tylko czekają, to dla nich silny argument w negocjacjach.

Jeszcze będąc w liceum często rozmawiałem z bliską mi osobą zajmującą się, jak to wtedy określano transportem, dziś logistyką. I właśnie ta osoba pokazywała mi, jak PKP będąca wtedy praktycznie monopolistą traciła swe przywileje na rzecz transportu drogowego z powodów wysokich cen i niskiej jakości świadczenia usług. Dziś PKP Cargo chciałoby powrócić do utraconej pozycji metodami lobbingu, lecz czy dla Polski to korzystne? Aby na to odpowiedzieć trzeba poznać wszystkie aspekty zarówno po stronie korzyści jak i strat.

Zbliżają się wybory

Wybory dla polityków są rodzajem kija, jakoś wtedy i tylko wtedy zaczynają pięknie wyglądać, mądrze mówić, interesować się problemami Polski, szukać rozwiązań. Jednak najczęściej są to rozwiązania, które miło wpadają w ucho wyborców, a w efekcie nic im nie dają. Niższe podatki, rozwój dróg, praca, zmniejszenie uciążliwości życia, sprawy społeczne, to wszystko i dużo więcej całym sercem przed wyborami polityk chce nam dać. Jakże chętnie wtedy opisują świetlaną przyszłość. Byle tylko ich partia zdobyła odpowiednią liczbę miejsc w parlamencie, będą mamić rolników, nauczycieli, robotników, emerytów, bezrobotnych, każdemu obiecają to o czym marzy, a że wyjdzie jak zawsze, to przecież wyłącznie wina konkurencji politycznej, to oni nam wiązali ręce i przez nich się nie udało. 

Jak wiemy, politycy to historycy, politolodzy, prawnicy, ludzie o dochodach znacznie przekraczających dochody większości obywateli. Ich wiedza o przemyśle, transporcie, handlu, życiu codziennym jest mizerna.  Dlatego najlepiej dzieje się w Polsce, gdy politycy od tych spraw trzymają się z daleka. „Kiełbasy wyborczej” już się najedliśmy, od polityków oczekujemy konkretnych, przemyślanych rozwiązań.

0

Jaromir

Czlowiek, który odcina sie od kultury i historii swych ojców jest jak iskra, co zgasnie zawieszona w bezmiarze przestrzeni.

15 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758