Teologiczne uzasadnienie oddania Polski Chrystusowi jako Królowi. Ks. Jerzy Bajda
25/07/2011
417 Wyświetlenia
0 Komentarze
84 minut czytania
Krzyż wbity w polską ziemię, i to w sercu Warszawy, oznacza, że Chrystus ma nam dziś coś do powiedzenia.
KONGRES CHRYSTUSA KRÓLA
Pod patronatem honorowym Jego Ekscelencji
ks. abpa Sławoja Leszka Głódzia Metropolity Gdańskiego
Rumia, dn. 18 września 2010 r.
Ks. Jerzy Bajda
Teologiczne uzasadnienie oddania Polski Chrystusowi jako Królowi
Zagadnienie to ma kilka warstw, które trzeba ukazać kolejno.
1. Władza Boga – Stwórcy nad światem
Na pierwszym miejscu trzeba podkreślić, że wszelkie stworzenie podlega Bogu jako Stwórcy i Panu. Od tej zasady nie jest wyjęty człowiek, jako stworzenie rozumne i wolne, to jest powołane do kierowania się poznaną prawdą. Kiedy mówimy, że człowiek jest istotą wolną, nie twierdzimy, że nie podlega Bogu czy że jest niezależny od czegokolwiek. Wolność stworzona, która rodzi się na fundamencie prawdy (prawdy o istocie i relacjach stworzonego bytu), nie polega na niezależności od Boga, lecz na rozumnym kształtowaniu tej zależności, to jest na takim jej ukształtowaniu, które przyjmuje postać relacji posłuszeństwa w miłości na podstawie uczestnictwa w Bożej Mądrości. Człowiek otrzymując istnienie i życie na sposób daru, nie może istnieć ani żyć zgodnie z własną prawdą jeśliby zapragnął żyć poza Bogiem lub przeciw Bogu.
Prawda ludzkiego istnienia nie dotyczy samego bytu jednostkowego: człowiek istnieje jako społeczność, jako społeczeństwo, jako wspólnota, która otrzymuje różne nazwy, zależnie od charakteru zjednoczenia, od poziomu wewnętrznego zorganizowania, od sposobu współdziałania, w którym wyraża się wewnętrzne skierowanie do budowania i przeżywania jedności ludzkiej. Poziom i stopień tego zjednoczenia był bardzo różny od początków historii ludzkiej, kiedy podstawą formą zjednoczenia była więź rodzinna, więź rodowa, więź plemienna, wreszcie jako najwyższa postać współistnienia – wspólnota narodowa. Historycznie i genetycznie naród rozwinął się z rodziny, jako fundamentalnej wspólnoty osobowej, opartej na małżeństwie, czyli związku mężczyzny i kobiety. Na wszystkich tych poziomach zjednoczenia istotną rolę odgrywała świadomość autorytetu, który poprzez źródło, jakim jest rodzina, sięgał korzeniami do Istoty ponadświatowej, rozumianej jako Istota boska, choć w narodach pogańskich rozumienie tej Istoty jak i relacji łączącej człowieka z Bogiem było najczęściej błędne, aż do czasu Objawienia Bożego Starego a zwłaszcza Nowego Testamentu.
2 Władza Chrystusa nad ludzkością (nad narodami)
W „Kompendium Nauki Społecznej Kościoła” czytamy: „Kościół głosi, że Chrystus, Zwycięzca śmierci, króluje nad światem, który On sam odkupił. Jego Królestwo rozciąga się również na obecne czasy i skończy się dopiero wtedy, gdy wszystko zostanie poddane Ojcu, a ludzka historia dopełni się wraz z Sądem Ostatecznym (Por 1Kor 15, 20-28)” (Komp. 383). W tym samym paragrafie czytamy dalej: „Przesłanie biblijne ustawicznie inspiruje myśl chrześcijańską na temat władzy politycznej, przypominając, że ma ona swoje źródło w Bogu i jest nieodłączną częścią stworzonego przez Niego porządku. Porządek ten dostrzegany jest przez ludzkie sumienie i urzeczywistnia się w życiu społecznym przez prawdę, sprawiedliwość, wolność i solidarność, które zapewniają pokój”.
Sobór Watykański II, streszczając naukę katolicką o Chrystusie i Kościele w konstytucji dogmatycznej „Lumen gentium” wyraźnie potwierdza królewski tytuł Chrystusa i Jego władzę w stosunku do odkupionej ludzkości. KK 3 stwierdza, że „aby wypełnić wolę Ojca, Chrystus zapoczątkował królestwo niebieskie na ziemi i objawił nam misterium Ojca, a przez swe posłuszeństwo dokonał odkupienia. Kościół, czyli Królestwo Chrystusa już teraz obecne w misterium, z mocy Boga rośnie widzialnie w świecie”. W tym zwięzłym tekście warto podkreślić pewne ważne dla naszego tematu szczegóły:. Owo Królestwo niebieskie, będące przedmiotem Ewangelii, jest dziełem należącym do osobistego posłannictwa Chrystusa i dlatego Jego Osoba jest rzeczywistością centralną tego Królestwa. Dlatego na końcu tego paragrafu mówi się, że ludzie są powołani nie do anonimowego królestwa, lecz do osobowego zjednoczenia z Chrystusem, „od którego pochodzimy, dzięki któremu żyjemy i do którego zdążamy”. Następnie mówi się, że to Królestwo niebieskie jest obecne na ziemi, a więc nie należy całkowicie do zaświatów, ponieważ zgodnie z wolą Bożą zostało ustanowione „dla nas i dla naszego zbawienia” (jak mówimy w Credo). Dalej, mówi się, że Kościół jest tą rzeczywistością, przez którą to Królestwo jest „już teraz obecne w misterium”, a nie zacznie istnieć dopiero na końcu świata i jego historii. Używane w tym rozdziale systematycznie pojęcie „misterium” nie oznacza czegoś niepojętego i tajemniczego, lecz mówi o rzeczywistości boskiej, która dzięki Wcieleniu Chrystusa uobecnia się w historii jest i „widzialna i dotykalna” poprzez znaki sakramentalne budujące Kościół. Królestwo Boże, (czyli Chrystusowe), jest więc już obecne w swojej prawdzie, choć nie objawione w swojej pełni. O tym, że „Królestwo ujawnia się przede wszystkim w samej Osobie Chrystusa”, mówi paragraf 5 KK.
Tenże paragraf dodaje ważny element podkreślający rolę Kościoła. Mówi się tu, że „Kościół […] otrzymał posłannictwo głoszenia i krzewienia królestwa Chrystusa i Boga wśród wszystkich narodów i stanowi zalążek oraz zaczątek tego królestwa na ziemi”. Zatem Kościół nie jest instrumentem jakby zewnętrznym w stosunku do szerzenia Królestwa, lecz przenika się wewnętrznie z jego istotą. To, co określono jako „zalążek oraz zaczątek”, ma się rozwijać poprzez samą działalność Kościoła. Dlatego w paragrafie 9 KK czytamy: „Mając rozprzestrzeniać się na wszystkie kraje, Kościół wchodzi w ludzkie dzieje, jednocześnie wykraczając poza czasy i granice narodów”. Jest to dość ważna uwaga, podkreślająca różnicę między historią zbawienia a historią świecką. Historia świecka jest sumą ludzkich dokonań, dobrych i złych na przestrzeni czasu. Historia zbawienia, która przez Kościół uobecnia się w naszym czasie, przenosi w przestrzeń ludzkiego istnienia owoce dzieła Odkupienia udostępniając je człowiekowi w darach łaski. Dochodzi tu do głosu podwójny wymiar transcendencji: przekroczenie granic bytu i przekroczenie granicy czasu. Przez Kościół bowiem człowiek wchodzi w uczestnictwo w życiu Boga ponad możliwościami samej natury ludzkiej i ponad czasem, czyli zapoczątkowując ten rodzaj życia, który jest określony jako wieczny. Jeżeli twierdzimy, że jest to nowość życia ponad możliwościami samej natury, (co nazywamy życiem nadprzyrodzonym), to nie znaczy, że to nowe życie jakoby „unosi się ponad człowiekiem”, nie dotykając jego samego, czyli jego istoty. Katolicka nauka o nadprzyrodzoności głosi, że dar nadprzyrodzony wywołuje potrójny skutek w samej naturze człowieka (w głębi jego istoty): oczyszcza z grzechu i jego skutków, doskonali naturę przywracając ją do pierwotnej doskonałości (pierwotnej prawdy zamierzonej w akcie stworzenia) i podnosi na poziom uczestnictwa w naturze Boga, co dzieje się przez tak zwane cnoty teologalne: wiarę, nadzieję i miłość. Tak rozumiane „przekroczenie natury” odnosi się zarówno do życia osobowego w sensie ścisłym, jak i do życia społecznego, które zachowuje charakter ludzki, o ile jest nadal wyrazem aktywności osobowej.
Z tym łączy się twierdzenie przyjęte w nauce Kościoła (w ślad za sformułowaniem obecnym w Gaudium et spes (KDK 25), że „osoba ludzka jest zasadą i celem współżycia politycznego” (KKK 1881). Ważną konsekwencją tej zasady jest to, że również życie polityczne musi w analogiczny sposób respektować „otwarcie na Transcendencję”, które jest właściwe osobie ludzkiej (Komp. 384). Wynika to stąd, że powołanie osoby jest niepodzielne i dlatego osoba ludzka całą prawdą swego życia (istnienia) odnosi się do Boga jako swego celu ostatecznego nie tylko na poziomie swego życia jednostkowego, lecz także jako członek społeczności, a więc Kościoła, narodu, państwa. Innymi słowami – osoba jest zawsze i w właściwy sposób własnością Boga, natomiast nigdy i w żadnym sensie nie jest własnością państwa czy jakiejś grupy (sekty itp.).
List do Rodzin (Jan Paweł II) w pewien sposób uzupełnia i pogłębia powyższą zasadę. Jest to rozwinięte w paragrafie 17, gdzie mówi się o tym, że tą podstawą, na której opiera się istota społeczeństwa ludzkiego, jest nie tylko osoba (sama jako jednostka), ale przede wszystkim rodzina oparta na małżeństwie mężczyzny i kobiety. Rodzina jest pierwszą instytucją, wcześniejszą od państwa, i to właśnie rodzinie w sposób podstawowy przysługuje cecha suwerenności. Dzięki tej suwerenności nie tylko osoba ale i rodzina podlega bezpośrednio Bogu i nie może być w pełni poddana państwu. Po drugie List do rodzin wyjaśnia jeszcze inną ważną relację, jaka ma swój fundament w rodzinie. Papież mówi tu wprost o „więzi organicznej, jaka zachodzi między rodziną a narodem”. Papież twierdzi, że więź rodziny z narodem – w każdym kontekście historycznym – „opiera się przede wszystkim na uczestnictwie w kulturze”. Papież pisze dalej: „Rodzina uczestnicząc w dziedzictwie narodowej kultury, przyczynia się do tej specyficznej suwerenności, jaką naród zawdzięcza swojej kulturze i swemu językowi”. Papież przypomina w tym miejscu swoje wystąpienie w UNESCO (1980 r.), w czasie którego przypomniał ten okres historii Polski, kiedy Polska nie miała własnego państwa, a naród trwał w poczuciu swej jedności i duchowej oraz kulturowej suwerenności. W Liście Papież napisał: „Poprzez swą kulturę, swój język, nie tylko naród, ale i każda rodzina, odnajduje swoją duchową suwerenność. Trudno bez tego wytłumaczyć wiele faktów w dziejach narodów, zwłaszcza europejskich, faktów dawnych i dzisiejszych, faktów podniosłych ale i bolesnych, zwycięstw i klęsk. Widać jak bardzo organicznie rodzina jest zespolona z narodem a naród z rodziną”. Jakkolwiek naród potrzebuje państwa, aby w formie struktury politycznej potwierdzić i rozwijać swoją suwerenność, to jednak naród jako formacja antropologiczna zachowuje swoje pierwszeństwo w stosunku do państwa, które, jeśliby utraciło więź z duchowym życiem narodu i personalistycznym fundamentem suwerenności, stanie się – jak to wynika z tekstu Papieża – tworem „bez duszy”. Do owej „duszy”, która decyduje o tym, że państwo jest żywe, należy w szczególny sposób rodzina. Gdyby więc państwo postanowiło pozbawić rodzinę jej duchowej tożsamości i suwerenności, byłby to zamach samobójczy ze strony państwa. Zatem rodzina, a wraz z nią naród, jest tym wymiarem ludzkiego istnienia, w którym –owo społeczne istnienie – otwiera się głęboko na transcendencję, lub konkretniej mówiąc – na religię, czyli na stosunek do Boga, jako Stwórcy i Prawodawcy. Państwo nie może tego aspektu zignorować, nie popełniając podstawowej zdrady wobec siebie, wobec narodu i wobec samego człowieczeństwa.
3 Państwo w kontekście porządku nadprzyrodzonego.
Państwo nie jest absolutem, lecz podlega prawu moralnemu, a więc tym samym podlega władzy Chrystusa. Podkreśla to Komp. 384, stwierdzając: „Wspólnota polityczna wypływa z natury osób, którym sumienie ukazuje i każe wiernie zachowywać porządek wyryty przez Boga we wszystkich Jego stworzeniach”. Chodzi o prawo naturalne, „któremu podlegają tak poszczególne państwa jak i cała społeczność międzynarodowa” (tamże). Historia świata skomplikowała się w momencie przyjścia Chrystusa, który z jednej strony pozbawił autorytetu państwa pogańskie (proroctwo Daniela), z drugiej strony głosząc Królestwo Boże, nie przypisał sobie uprawnień politycznych typu państwowego. Ta nowość ewangeliczna naraziła Chrystusa na opór zarówno ze strony tych, którzy nie wierzą, (to jest pogan), jak i z drugiej strony wywołała bunt tych rzekomo „wierzących”, którzy widzieli w Mesjaszu wcielenie władzy politycznej Izraela. To napięcie trwa nadal w historii, ponieważ z jednej strony Kościół – w imieniu Chrystusa – wzywając do Królestwa Bożego, domaga się pełnego nawrócenia i gotowości dźwigania Krzyża wraz z Chrystusem, a z drugiej strony chrześcijaństwo –i Kościół w szczególności – głosząc powszechne władanie Chrystusa, jest przedmiotem systematycznego prześladowania, które zmienia tylko swoje formy, nie zmieniając obiektu nienawiści. Podobnie obiektem sprzeciwu są chrześcijanie, którzy chcą ład państwowy oprzeć na zasadach chrześcijańskich, a o ile nie ulegają pokusie teokracji, (która ułatwiłaby wprowadzenie w życie Ewangelii), spotykają się z zarzutem dyktatury i gwałcenia sumień, ponieważ nauczają, że prawo Chrystusowe obowiązuje wszystkich ludzi. Po stronie chrześcijan jest także możliwy błąd nieodróżniania porządku etycznego rządzącego państwem od porządku nadprzyrodzonego, który jest skierowany ku zbawieniu człowieka na zasadzie wolności.
Inaczej mówiąc chodzi o to, że porządek polityczny nie ma charakteru eschatologicznego. Głębokie uwagi na ten temat znajdują się w dokumencie „Międzynarodowej Komisji Teologicznej” (2008). W dokumencie tym czytamy m.i., że „w historii ludzkiego społeczeństwa często porządek polityczny był pojmowany jako odbicie porządku transcendentnego i boskiego. W ten sposób starożytni myśliciele budowali i uzasadniali teologię polityczną, według której władca gwarantował zachowanie więzi między kosmosem i ludzkością […] Natomiast w monoteizmie biblijnym wszechświat jest widziany jako posłuszny prawom nadanym przez Stwórcę. W państwie panuje ład, kiedy przestrzega się prawa Bożego, które zresztą jest zapisane w ludzkim sercu. […] Biblia jednak doprowadziła do desakralizacji władzy ludzkiej (państwowej), choć w ciągu wieków idea teokracji zaciemniała istotną różnicę między porządkiem politycznym i religijnym. (nr 93).
Kolejny paragraf bardziej konkretnie odnosi się do poruszonego zagadnienia. Czytamy tu: „Objawienie biblijne zachęca ludzkość do wzięcia pod uwagę, że porządek stworzenia jest porządkiem uniwersalnym, w którym uczestniczy cała ludzkość i że taki porządek jest dostępny ludzkiemu poznaniu rozumowemu. Kiedy mówimy o prawie naturalnym, chodzi o porządek chciany przez Boga i dostępny naturze ludzkiej. Biblia wprowadza różnicę między ten porządek (stworzenia) a porządek łaski, do którego człowiek ma przystęp przez wiarę w Chrystusa. Tak więc porządek polityczny nie jest tym ostatecznym i eschatologicznym porządkiem. Zakres polityki nie pokrywa się z zakresem państwa (królestwa) niebieskiego, które jest absolutnym darem Boga. Pierwsze wywodzi się z porządku niedoskonałego i przejściowego, w którym żyją ludzie, choć zbliżają się do jego pełni poza historią” (nr 94). „Państwo zatem nie może się uważać za posiadacza ostatecznego sensu (istnienia). Nie może narzucać ani jakiejś ideologii globalnej, ani jakiejś religii (choćby tak zwanej świeckiej) ani obowiązującej jednomyślności (un pensiero unico)”..
Na tle przytoczonych tekstów (nr 93-94) nasuwa się potrzeba uściślenia pewnego twierdzenia. Najpierw bowiem mówi się, że w wyniku desakralizacji władzy państwowej zachodzi różnica między porządkiem politycznym a porządkiem religijnym, ponieważ inny jest cel polityki a inny religii. Potem mówi się, że istnieje różnica między porządkiem stworzenia a porządkiem łaski (czyli nadprzyrodzonego Odkupienia). Trzeba podkreślić, że te dwa rozróżnienia nie pokrywają się z sobą, tak jakby porządek polityczny pokrywał się z porządkiem stworzenia a porządek religijny z porządkiem łaski. Sprawa jest bardziej złożona, gdyż zarówno porządek polityczny jak religijny istnieje w porządku stworzenia (i podlega prawu naturalnemu) jak i w porządku łaski, gdyż władza Chrystusa Odkupiciela nadaje ostateczny kształt zarówno życiu religijnemu jak i wszelkiej aktywności politycznej. (Naród, który przyjął Chrystusa, ma prawo kierować swoim życiem politycznym także w świetle Chrystusowej prawdy. Teza o „laickości państwa” nie może być rozumiana jako dogmat z góry wykluczający afirmację wartości chrześcijańskich w przestrzeni publicznej. Na ten temat trwa nieustanny spór między Stolicą Apostolską a tak zwaną Unią Europejską) To oczywiście domaga się pewnych szczegółowych wyjaśnień.
Pierwsze twierdzenie (=polityka a religia) ma charakter ogólny i w tym ogólnym znaczeniu jest ważne i obowiązujące, ponieważ wyklucza utożsamienie porządku politycznego z religijnym. Innymi słowy odrzuca twierdzenie, że państwo jest ostatecznym wcieleniem religii (co występowało w kosmologiach starożytnych a także w dialektycznej filozofii Hegla). Drugie twierdzenie podkreślające różnicę między porządkiem stworzenia a porządkiem łaski dotyczy nie tyle samego celu, (bo z punktu widzenia celu oba porządki zgadzają się zasadniczo w tym, że celem człowieka zawsze jest zbawienie i chwała Boża), lecz dotyczy sposobu osiągania owego celu, a więc dotyczy władzy człowieka (kompetencji, jurysdykcji) i zespołu środków służących osiągnięcia celu nadanego przez Boga. W porządku stworzenia człowiek opiera się na mądrości, rozpoznawanej ludzkim rozumem, natomiast w porządku łaski korzysta także z pomocy Objawienia, które oświeca rozum, oraz z pomocy tych środków, które ustanowił Chrystus jako niezbędne dla osiągnięcia zbawienia.
W obu przypadkach pojęcie „różnicy” nie oznacza tu „rozdziału”, czyli „przeciwstawienia” tych dwóch porządków, ponieważ spotykają się one w samym człowieku, który jest równocześnie – jako osoba – istotą społeczną i istotą religijną, jak też jest równocześnie istotą stworzoną i istotą powołaną do łaski nadprzyrodzonej. Jeśli więc chodzi o status państwa, to istotne światło na tę sprawę rzuca twierdzenie dotyczące różnicy między porządkiem stworzenia a porządkiem łaski, jako że państwo z natury swej realizuje cel zapisany w porządku stworzenia, opierając się na prawie naturalnym, natomiast nie posiada żadnej kompetencji w realizowaniu porządku łaski, czyli odkupienia.
Zasadę tę podkreślił nr 95 Dokumentu Komisji, wykluczając, by państwo decydowało o sprawach należących do zakresu celu ostatecznego człowieka. Czytamy tu (prócz zdania już przytoczonego), że „w społeczeństwie cywilnym zakres sensu ostatecznego jest zadaniem organizacji religijnych, filozofii oraz duchowości; one to mają wnosić swój wkład do budowania dobra wspólnego, umacniać więź społeczną, popierać wartości uniwersalne, leżące u podstaw samego porządku politycznego” (nr 95). Władza państwowa nie jest zatem kompetentna w ustalaniu ostatecznego sensu życia, natomiast jest obowiązana stworzyć warunki umożliwiające ludziom realizację ich ludzkiego życia. To zakłada dostęp do wartości duchowych i religijnych, a więc wolność religijną, dzięki której członkowie społeczności będą mogli wejść w relację do Boga i uczestniczyć w najwyższych wartościach (nr 96). Gdyby Bóg i wszelka transcendencja miały być wykluczone z horyzontu życia politycznego, powstałaby sytuacja, w której całą władzę nad człowiekiem posiadałby tylko człowiek. Ponieważ władza w takim wypadku byłaby oderwana od fundamentu etycznego, w rezultacie polegałaby jedynie na użyciu siły, czyli przemocy. Jest to sytuacja tragiczna, w której z konieczności znajdują się państwa odrzucające Boży fundament władzy politycznej. Niestety często porządek polityczny jest przedstawiany jako ostatni horyzont sensu dla ludzkości. Ideologie i reżymy totalitarne pokazały wyraźnie, że taki porządek polityczny, pozbawiony odniesienia do transcendencji, nie może być po ludzku akceptowalny. To wynika po prostu z prawa naturalnego (nr 97).
4 Aktualna forma konfrontacji
Narzuca się tutaj jeszcze jedna bardzo ważna uwaga. W pewnych dyskusjach politycznych na temat miejsca Kościoła wśród potęg politycznych świata, przyjmuje się a priori fałszywe założenie, że państwa, mocarstwa, imperia itd., były pełnoprawnymi i wyłącznymi użytkownikami przestrzeni publicznej świata, w której w pewnym momencie pojawił się Kościół jako intruz, jako nieproszony gość, uzurpujący sobie władzę nad narodami z tego tytułu, że reprezentuje Królestwo Boże, względnie Królestwo Chrystusa. W rzeczywistości prawda jest inna. Narody pogańskie znajdowały się w niewoli złych duchów, które – jak to dowodzi św. Augustyn – popierały różnego rodzaju fałszywe kulty zarówno po to, by pod ich osłoną odbierać cześć należną Bogu, jak i w tym celu, by pogrążać społeczeństwo w coraz głębszym upadku moralnym. Sam Chrystus stwierdził, że „każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu” (J 8, 34), a św. Jan Ewangelista zwięźle ujmuje całość sytuacji zaistniałej po grzechu pierworodnym: „świat leży w mocy złego” (1J 5, 19). Rzeczywistość religijna nie pojawiła się na świecie jako pokorny petent proszący o pozwolenie na „zakwaterowanie” na świecie, który jest jakoby całkowicie „świecki”. To było inaczej. Rzeczywistość religijna, konkretniej – jedyna, prawdziwa religia, zstąpiła z Nieba na ziemię, „przyszła do swojej własności” (J 1, 11), jako Królestwo, obecna w Osobie Jezusa Chrystusa, niosące ludzkości Prawdę i Wolność. Wprawdzie, mimo iż Chrystus „przyszedł do swoich”, a ci Go „nie przyjęli”(J 1, 11), jednak w Osobie Chrystusa pojawiła się jedyna prawdziwa religia, która zdolna jest wyzwolić człowieka z wszelkiej niewoli. Zdolna jest wyzwolić nie tylko jednostki, jakby prywatnie i w sposób izolowany, lecz także narody i państwa jako zbiorowości ludzkie, również podległe tragicznej niewoli pochodzącej z grzechu. Jan Paweł II wyjaśnił w swoim nauczaniu, że oprócz grzechu, który jest złem ściśle osobowym, istnieją „struktury grzechu”, które są formą zła społecznego, jako że są nie tylko sumą grzechów osobowych, ale są czynnikiem skłaniającym do grzechu całe społeczności a nawet narody. Malachi Martin, autor obszernego dzieła pt. „Klucze Królestwa” (wydanego najpierw w Nowym Yorku w 1990) ukazuje ideologiczną panoramę współczesnego świata, którzy zmierza ku tak zwanej „globalizacji” i jest zarazem dogłębnie przeżarty „strukturami grzechu”. Jedne z tych struktur, zrodzone z szatańskiej filozofii ateistycznego materializmu, drugie zrodzone w cieniu „złotego cielca” obiecującego dobrobyt i panowanie przez pieniądz, podają sobie ręce nad przepaścią ludzkiej nędzy, okrucieństwa i zbrodni, które trudno opisać, a zarazem rywalizują o prymat w dążeniu do zawładnięcia światem „zglobalizowanym”. .Na tle tej tragicznej scenerii jaśnieje postać Papieża Jana Pawła II, który nie rywalizuje o władzę, lecz spokojnie ukazuje Chrystusa, w którym ludzkość może znaleźć wszystko, czego najgłębiej pragnie, pod warunkiem, że będzie gotowa przyjąć Go z wiarą i miłością. Jan Paweł II głosi Chrystusa nie tylko pojedynczym „osobom”, ale także przywódcom politycznym, organizacjom światowym i całym narodom.
Należy także zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt dotyczący obrazu świata, jaki pojawił się z chwilą przyjścia Chrystusa. Ponieważ Królestwo Boże zjawiło się jako rzeczywistość widzialna w świecie, czego znakiem jest widzialność Kościoła Chrystusowego i widzialność Ewangelii, równocześnie te siły, które się sprzeciwiają władzy Chrystusa usiłują przybrać jakąś postać widzialną, choć najczęściej utajnioną i zakamuflowaną, a nawet kryjącą się za pozorami pobożności, ale coraz doskonalej zorganizowaną, by zwalczać dzieło Boże w sferze widzialnego świata. Przeciwnicy Boga nie mają nic przeciwko temu (tak przynajmniej mówią), żeby ludzie sobie wierzyli i czcili Pana Boga prywatnie, w ukryciu serca, w cichym zakątku domu, z dala od ludzkich oczu. Razi ich to, że Kościół jest instytucją społecznie widzialną, że Ewangelia jest głoszona publicznie, że kult Boży odbywa się też publicznie. Nieprzyjaciele Boga uczynili wiele zabiegów, aby religię i Kościół usunąć z przestrzeni publicznej, która miała być zarezerwowana dla państwa, pojętego jako twór całkowicie zlaicyzowany, areligijny, a nawet ateistyczny. Konsekwentnie do tego celu zmierzały rewolucje, ożywione ideologią materialistyczną i ateistyczną, laicystyczny i pseudo-humanistyczną, obalając monarchię i niszcząc Kościół, zalewając ziemię potokami krwi i pokrywając stosami gruzów zburzonych świątyń i klasztorów. Te rewolucje i masowe rozboje były z reguły organizowane przez masonerię, która prócz tego miała w planie zburzyć cały dorobek cywilizacyjny chrześcijaństwa, burzyć wiarę, moralność i kulturę wyrosłą na Ewangelii. Papieże już od XVIII wieku ostrzegali świat przed zgubnym charakterem tej tajnej organizacji. W sposób pogłębiony odniósł się do tego tematu papież Leon XIII w encyklice „Humanum genus”. Już początek dokumentu wprowadza nas w sedno sprawy. Czytamy tu: „Gdy rodzaj ludzki, stając się ofiarą nienawiści szatana, nieszczęśliwie odpadł od swego Stwórcy i Dawcy wspaniałych darów, podzielił się wtedy na dwa obozy różniące się między sobą i wzajemnie sobie nieprzyjazne; jeden z nich bezustannie walczy w obronie prawdy i cnoty, drugi natomiast walkę prowadzi o to, co się cnocie i prawdzie przeciwstawia. Pierwszy, to Królestwo Boże na ziemi, to jest Kościół Jezusa Chrystusa, ci zaś, którzy chcą całym sercem do niego należeć, powinni z gotowością i poddaniem rozumu i woli służyć Bogu i Jego Jednorodzonemu Synowi. Drugi obóz – to królestwo szatana, pod którego władzą i panowaniem znajdują się wszyscy, co naśladując zgubny przykład swego przywódcy i pierwszych rodziców, odmawiają posłuszeństwa wiekuistemu prawu Bożemu i, wzgardziwszy Bogiem, pracują zapamiętale – przeciw – Bogu”. Nieco dalej napisał Leon XIII: „W czasach zaś obecnych zdaje się, że ci wszyscy, którzy są po stronie zła, łączą siły i przysięgają się do najzaciętszej walki, a to za sprawą i przy współdziałaniu szeroko rozpowszechnionego i silnie zorganizowanego stowarzyszenia tzw. masonów. Wcale już bowiem nie ukrywają swych zamiarów, zuchwale zachęcają się oni do walki przeciw majestatowi Bożemu, całkiem otwarcie godzą na zgubę Kościoła, a to w tym celu, by ludy chrześcijańskie, jeśli by to było możliwe, ograbić do szczętu z tych wszystkich dóbr, które nam wysłużył nasz Zbawca, Jezus Chrystus”.
W obecnym czasie nic, z tego, co napisał Leon XIII, nie zmieniło się w kierunku pozytywnym, lecz sytuacja Kościoła i religii stała się jeszcze bardziej niekorzystna. Wiek XX był okresem najbardziej gwałtownego ataku skierowanego przeciw Kościołowi i chrześcijańskiej kulturze. Nie będę wschodził w liczne szczegóły opisane przez historyków wojen i rewolucji. Podkreślę tylko najbardziej perfidną wojnę przeciw Kościołowi prowadzoną wewnątrz samego Kościoła, w okresie Soboru Watykańskiego II i po nim. Pisze o tym wyczerpująco Romano Amerio w dziele pt. „Iota unum” („Antyk”, brw., s. 900). Książka pokazuje wycofywanie się Kościoła (ludzi Kościoła) z nauki tradycyjnej obejmującej dogmaty, dyscyplinę, liturgię i po prostu wszystkie dziedziny moralności chrześcijańskiej. Działo się to pod wpływem nacisku pewnych dobrze zamaskowanych osobistości będących w masonerii lub współpracujących z tą organizacją. Bardziej szczegółowo, choć w węższym zakresie problemów, omawia wpływ masonerii na Kościół włoski autor ks. Luigi Villa w książce pt „Paweł VI – błogosławiony?” („Antyk”, brw., str. 402). Ks. Luigi Villa cytuje konkretne teksty wydawnictw masońskich ujawniających plan zniszczenia Kościoła. Na przykład na str. 189-190 przytacza wiele mówiący tekst: „Naszym celem ostatecznym jest cel Woltera i Rewolucji Francuskiej, to jest całkowite unicestwienie katolicyzmu, a nawet wykorzenienie idei chrześcijańskiej…Dzięki paszportowi obłudy możemy konspirować tak, jak to jest nam na rękę i zbliżać się stopniowo do realizacji tego celu [..] Tym, do czego mamy dążyć i czego mamy wypatrywać tak, jak Żydzi wypatrują Mesjasza, jest Papież na miarę naszych potrzeb […] Ze starymi kardynałami i biskupami o twardym kręgosłupie daleko się nie zajedzie.[…] Trzeba postawić na młodzież, uwieść ją! Konieczne jest, abyśmy przyciągnęli ją w taki sposób, by niczego się nie domyśliła – pod sztandarem tajnych towarzystw. […] To nie ostrego sztyletu powinny lękać się najbardziej Katolicyzm i Monarchia. Ale te dwa filary porządku społecznego mogą się zawalić wskutek zepsucia – więc pracujmy nad nim niestrudzenie […] Propagujmy wszelkie występki pośród szerokich rzesz. Niech chłoną je wszystkimi pięcioma zmysłami aż do przesytu. Sprzyjajcie tedy zepsuciu serc, a nie będziecie mieli katolików. Odciągajcie księdza od pracy, od ołtarza, od praktykowania cnót: niech czym innym zajmie swoje myśli i wypełni swój czas. […] Zepsucie na wielką skalę, – oto, cośmy przedsięwzięli. Zepsucie ludu przez kler, a kleru przez nas. Zepsucie, które ostatecznie pozwoli nam pogrzebać Kościół” (wg. Henri Delassus, „Le probleme de l’heure presente”, Desclee et C., Typographes Editeurs 1904, t, I, s. 353-403). Luigi Villa przytacza też inny interesujący dokument. Nazajutrz po ogłoszeniu encykliki „Humanum genus” przez Leona XIII, masoneria w swym biuletynie Wielkiej Loży Szkocji zareagowała w następujący sposób: „Wolnomularstwo powinno ni mniej ni więcej tylko podziękować Papieżowi za ostatnią encyklikę. Leon XIII z niekwestionowanym autorytetem i wielką obfitością dowodów raz jeszcze wykazał, że istnieje niezasypywalna przepaść między Kościołem, którego jest on przedstawicielem, a rewolucją, której prawą ręką jest Wolnomularstwo.
Warto więc, aby, którzy jeszcze się wahają, przestali żywić płonne iluzje. Wszyscy powinni oswoić się z myślą, że przyszedł czas wyboru między starym porządkiem, opartym na Objawieniu, a nowym porządkiem, nie uznającym innego fundamentu, jak tylko nauka i ludzki rozum; wyboru między duchem autorytetu a duchem wolności” (za Henri Delassus, Le probleme (jak wyżej), s. 29).
Produktem masonerii są owe ideologie, które w wiekach nowożytnych zatruwają klimat duchowy Europy i świata: liberalizm, naturalizm, sekularyzm, sceptycyzm, relatywizm i ogólny permisywizm moralny, przekreślający cały dorobek chrześcijańskiego etosu w życiu rodziny ludzkiej. Masoneria usiłowała zafałszować wizję państwa, odcinając je od wszelkich powiązań z religią i tradycją chrześcijańskiej kultury. Mówiono, że państwo ma być „laickie”, czyli wolne od wszelkich wpływów religii, aby mogło wytworzoną w ten sposób pustkę duchową wypełnić mitologią ateizmu i kultem człowieka pojętym jako postępowy „humanizm”. Z tym laicyzmem walczyli wszyscy Papieże od Leona XIII po Benedykta XVI. Pius XI w encyklice „Quas primas wyraźnie podkreśla, że poddanie się władzy Chrystusa Króla jest jedynym lekarstwem na chorobę laicyzmu dręczącą świat. Podobne było stanowisko Piusa XII. Analogicznie Benedykt XVI mówi o „dyktaturze relatywizmu”, która stwarza przestrzeń dla powrotu systemów totalitarnych. U podłoża tej ideologii leży wielkie kłamstwo szatana, obiecujące „wolność” jako skutek porzucenia moralności. Ludzkość nieustannie przekonuje się, że zgoda na grzech jest poddaniem się niewoli, z której sam człowiek nie potrafi się wyzwolić. Z tej niewoli wybawia tylko Chrystus, który jest Prawdą i Życiem.
Zgoda na świeckość państwa w rozumieniu laicyzmu oznaczałaby powrót do starego mitu pogańskiego, gdzie państwo utożsamia się z absolutem, niezależnie od tego, jak ten absolut jest rozumiany. Rzeczywiście ideologie wieku „oświecenia” wspomagane przez dialektykę Hegla, biologizm i ewolucjonizm Darwina, Spencera i Galtona, socjologizm i materializm Marksa i Engelsa i różnych proroków „postępu ludzkości”, z Leninem i Hitlerem na czele, doprowadziły do stworzenia form państwowości, które okazały się całkowitym zaprzeczeniem człowieczeństwa i kultury rozumianej jako sposobu humanizacji świata. Świat stał się teatrem najokrutniejszego dramatu poniżenia człowieka i niszczenia wszystkiego, co dotychczas stworzyła godna swego miana cywilizacja chrześcijańska. Potworność tych zbrodni i całkowicie antyludzki charakter tej polityki narzuca z nieprzepartą siłą wniosek, że to, co zdarzyło się w XX wieku musiało być owocem inspiracji szatańskiej. Tylko szatan może być autorem pomysłów skierowanych wprost przeciw Bogu i Jego prawom odnoszącym się do ludzkiej społeczności. Masoneria nie ukrywa, że jest zamaskowaną religią szatana. Podobnie św. Augustyn dowodził, że tak zwane obrzędy religijne na cześć bóstw pogańskich, w czasie których działy się rzeczy sprzeczne z wszelkim poczuciem człowieczeństwa i moralnej przyzwoitości, musiały być pomysłem i dziełem złych duchów. To samo rozumowanie wolno zastosować do polityki państw depczących wszelkie prawa Boże i prawa człowieka i jego wrodzoną godność. Taki jest nieunikniony skutek dokonującej się w ostatnich stuleciach rewolucji społecznej i politycznej mającej na celu „wyzwolenie” człowieka od prawa Bożego i poddanie człowieka wyłącznie pod reguły „światopoglądu naukowego”.
5 Chrystus i Polska
Polska w szczególny sposób doświadczyła krzywd i niesprawiedliwości od „Europy”, która naiwnie czy zbrodniczo poszła za hasłami nowoczesności. Odzyskana po długiej niewoli niepodległość cudem została ocalona w 1920 roku, kiedy młoda polska armia, wspomagana przez Matkę Bożą, naszą Królową i św. Stanisława Kostkę, „odpędziła od wrót Stolicy śmiertelnego wroga” (z proroctwa Wandy Malczewskiej). Po niedługim okresie niepodległości przyszła tragiczna, nowa wojna światowa, z której Polska wyszła z połową swego terytorium, z połowicznym zasobem ludnościowym, z połowicznym kształtem wolności i suwerenności, a nadto wciąż jest oszukiwana przez liberałów, agentów, postkomunistów, oszustów i złodziei, którzy wciąż nie pozwalają, aby Polska stanęła na swoich nogach, wierna swej tradycji i kulturze, wierna prawu Bożemu, wierna swojemu oryginalnemu posłannictwu w Europie, o którym z takim naciskiem mówił niezapomniany kardynał August Hlond. Jak zrozumieć aktualną sytuację Polski, kiedy Unia narzuca nam ustawy niezgodne nie tylko z interesem Polski, ale przede wszystkim niezgodne z duchem kultury chrześcijańskiej, której nam zdradzić nie wolno, bo nie wolno zdradzić swej tożsamości.? Jak zrozumieć sytuację narodu, który został tragicznie skrzywdzony przez tak zwaną katastrofę smoleńską, która nie była takim sobie wypadkiem lotniczym, po którym trzeba tylko dobrze pozamiatać śmieci.? Cała atmosfera moralna, polityczna i medialna, otaczająca tę katastrofę dowodzi niezbicie, że ktoś miał interes w tym, żeby łatwo i dyplomatycznie pozbyć się prawdziwej elity narodowej, dla której Polska stanowiła wartość najwyższego rzędu. Jak zrozumieć, że krzyż przed pałacem prezydenckim, mający być widzialnym symbolem autentycznej żałoby Narodowej, stał się obiektem zorganizowanej kampanii nienawiści, pogardy i cynizmu, obrażającego wszystko, co w Narodzie szlachetne i zasługujące na cześć? Jak wytłumaczyć, dlaczego właśnie w rocznicę wiekopomnej Bitwy Warszawskiej, wspominanej słusznie jako „Cud nad Wisłą”, rząd umyślił postawić pomnik tym właśnie okrutnym najeźdźcom, których wojsko polskie odpędziło nie tylko od wrót Warszawy, ale także od wrót Europy? Czy ten pomysł rządowy uczczenia sowieckich najeźdźców nie był najbardziej podłym policzkiem wymierzonym w naród przez bezduszny i pobawiony honoru oraz sumienia reżym „obywatelski”? Jak zrozumieć to, że rząd zostawił rozbity samolot i szczątki poległych Polaków w rękach tych ludzi, którzy powinni być widziani jako naturalni następcy zbrodniczej mafii sowieckiej i potomkowie tych, którzy wymordowali jeńców polskich w Katyniu, Miednoje i Charkowie i w tysiącznych miejscach zesłania? Czy nie słusznie nazywa się katastrofę smoleńską „Drugim Katyniem”? Ten rząd się nigdy z tego nie wytłumaczy.
Krzyż wbity w polską ziemię, i to w sercu Warszawy, oznacza, że Chrystus ma nam dziś coś do powiedzenia. Najpierw to, że tylko w świetle tajemnicy Krzyża można zrozumieć naszą obecną historię i spadające na Polskę ciosy. Kiedyś w Warszawie Jan Paweł II powiedział do zgromadzonych pielgrzymów, że tego narodu i tego miasta nie można zrozumieć bez Chrystusa i bez tego krzyża, na którym sam Chrystus legł wśród ruin tego Miasta na Krakowskim Przedmieściu. Polski nie można zrozumieć bez Chrystusa, odkąd Kościół przyniósł – przez Ewangelię i Chrzest – temu narodowi Chrystusa jak Odkupiciela, zarazem jako światło, jako Prawdę i Życie. Nie można zrozumieć Polski bez Chrystusa, który poprzez dzieje prowadził Naród do głębszej jedności i wolności przez Ewangelię, a także do pełnienia zaszczytnego posłannictwa, aby Polska stała się światłem dla narodów pozostających „w mrokach i cieniu śmierci”. Nie można zrozumieć bez Chrystusa tych rozdziałów polskich dziejów, kiedy naród ujarzmiony przemocą, rozbity, prześladowany za to tylko, że mówił po polsku, rozrzucany po obszarach nieludzkiej ziemi, mordowany w niezliczonych miejscach kaźni, a także potem deptany i miażdżony potęgą militarną totalitarnych reżymów – ten naród modlił się, przebaczał wrogom, cierpiał i ufał, że wolność przyjdzie od Chrystusa i czekał na dzień, kiedy „zaczniemy walczyć miłością” (Baczyński). Kiedy w ciemną noc komunistycznej okupacji zabłysła jutrzenka „Solidarności”, naród, oświecony przez Chrystusowego Namiestnika, zrozumiał, że prawdziwe zjednoczenie serc polskich jest możliwe pod Krzyżem, ponieważ prawdziwe zwycięstwo, otwierające bramę wolności zrodziło się w Ofierze Golgoty. Dlatego Naród modlił się o dar „solidarności” zgromadzony wokół Chrystusowych ołtarzy, które wyrastały niespodziewanie w stoczniach, w hutach i na dziedzińcach fabrycznych. Ten naród wiedział, że potrzebuje Chrystusa, bo bez Niego nie potrafi być sobą.
Chrystus jeszcze nie odrzucił Polaków, dopóki przez różne znaki upomina nas i przestrzega, abyśmy poprzez prawdziwe nawrócenie powrócili do Niego, pod Jego sztandary. Upominał i przestrzegał przez ks. Piotra Skargę, przez ks. Markiewicza, przez służebnicę Bożą Wandę Malczewską, przez św. Siostrę Faustynę, przez służebnicę Rozalię Celakówną i jeszcze inne osoby, które nie są tak szeroko znane. W czasie ostatnich wakacji odkryłem w pismach siostry Leonii Nastałówny tekst, który uważam za stosowne przytoczyć, ponieważ dotyczy naszego tematu. Pan Jezus powiedział pewnego dnia tej siostrze ze zgromadzenia Sióstr Służebniczek: „O mój ukochany ludu polski, którego przodkowie szli z krzyżem na bój, krzyżem zdobili swój mundur, krzyżem znaczyli drzwi swoich domów, czemu mnie wyrzucasz z własnego mieszkania, z własnych serc? Czyż krzyż sprowadził ci nieszczęście, czy ci zanadto przygniótł ramiona? A Ja niosłem krzyż na Golgotę, pomimo, że miałem ramiona odarte z ciała przez katusze biczowania. Ja się nie zawahałem wejść na szubienicę krzyża, pomimo, że go za hańbę wówczas poczytywano. Ludu mój polski, wiedz, że berłem twojej Królowej – mej Matki przeczystej – jest krzyż. Chcesz być wolny? – zatknij go w swej duszy. Choćby ona była twarda jak skała Golgoty, zdołam ją skruszyć, wzruszyć, by mi dała miły odpoczynek po trudach męki i konania. Leonio, Ja chcę, by krzyż był w każdym domu. Moje „chcę” podaję przez ciebie, bo przez ciebie przemówię do twoich rodaków, do twoich braci. […] I kto na ziemi będzie czcił i kochał krzyż, owo śmiertelne łoże swego Zbawcy, nie ulęknie się go w dniu Sądu Ostatecznego, gdy zajaśnieje na niebie w obliczu świata całego […] Nauka moja znajdzie posłuch, zwłaszcza w serach Polaków, bo o krzyżu przemówię Ja, przez dziecko ludu polskiego, przez dziecko wsi polskiej, przez dziecko przybrane w szatę Niepokalanej, wychowane przy Jej Sercu. Módl się tylko gorąco, bo szatan będzie chciał przeszkadzać działaniu Boga. Zwyciężymy go Krzyżem” (S. Leonia Nastał, „Uwierzyłam Miłości”, Stara Wieś 2000, s. 87-88). Czyż Krzyż nie stał się tronem Chrystusa Króla? Czy mamy jakiś inny rozsądny wybór jak poddać się pod Jego władzę w całym wymiarze naszego narodowego życia?
~o~
Homilia Arcybiskupa Metropolity Gdańskiego Sławoja Leszka Głódzia wygłoszona podczas Mszy św. na Kongresie Chrystusa Króla w 85 rocznicę ogłoszenia encykliki Quas Primas Piusa XI; w 80 rocznicę powołania Akcji Katolickiej w Polsce przez Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda i w 73 rocznicę zorganizowania Międzynarodowego Kongresu Chrystusa Króla w Poznaniu 18 września br. (parafia p.w. NMP Wspomożycielki Wiernych w Rumi).
„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Przez te słowa Jezus daje nam do zrozumienia, że gdy „zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały” w czasie sądu ostatecznego, to kryterium „wzięcia w posiadanie królestwa” stanie się wymiar miłości do drugiego człowieka. Zbawienia dostąpią ci, którzy potrafili rozpoznać oblicze Chrystusa w głodnych, spragnionych, przybyszach, ogołoconych, chorych i uwięzionych. Wielkość i siłę Królestwa Jezusa mierzy się bowiem skalą dobra, miłości, miłosierdzia, zdolnością do poświęcenia i ofiary, wytrwałością w cierpieniu, zdolnością przebaczenia. Przyjmując dar miłości Chrystusa, musimy umieć dzielić się nią z drugim człowiekiem.
1 Geneza i przesłanie uroczystości Chrystusa Króla
Uroczystość Chrystusa Króla wprowadził do kalendarza liturgicznego papież Pius XI encykliką Quas primas z 11 grudnia 1925 r. na zakończenie roku jubileuszowego. Ten papież, który został obwołany mężem opatrznościowym swoich czasów i „papieżem laikatu”, kierował łodzią Kościoła siedemnaście lat. Jak zaznaczył w jednym z przemówień radiowych prymas August Hlond, czynił to po ojcowsku – stanowczo, pracowicie i nieustępliwie. Walczył z bezwładem i wygodą, zastojem i połowicznością. Zachęcał do większej ofiarności i apostolskiej gorliwości. Przez współczesnych został uznany za pasterza, który przywrócił katolikom świeckim świadomość przynależności do Kościoła. Budził jednocześnie współodpowiedzialność za rozwój Królestwa Bożego na ziemi. Polakom często powtarzał: „Jesteście rycerzami wiary: w tej roli będziecie najlepszymi rycerzami Polski”. W papieskim planie duszpasterskim nowe święto miało stać się podwaliną odbudowy świata chrześcijańskiego i jego rękojmią. Inspiracją do napisania encykliki były trudne do zaakceptowania doświadczenia. Świat porzucił co prawda okrucieństwa wojenne, ale zawarte traktaty pokojowe i liczne konferencje rozbrojeniowe pomijały całkowicie odniesienia do prawa Bożego. Rugowały ze swoich zapisów i porządków obrad chrześcijańską wizję człowieka i świata. Usuwały Chrystusa i Ewangelię z życia publicznego. Społeczeństwa niegdyś przeniknięte duchem wiary zapadały na coraz poważniejszą w skutkach chorobę religijnej obojętności. Odbierały Chrystusowi i koronę, i berło – usuwały Go ze świata pojęć, z ludzkiej mowy, ze świata nauki i sztuki, z warsztatów pracy i z uniwersyteckich katedr – nawet z organizacji o charakterze religijnym.
Jak podkreślał jeden z ówczesnych profesorów: „O czym rozmawia się w katolickich towarzystwach: o wyścigach konnych, o kurortach, o tańcach, o modzie, strojach, pogodzie i polityce, o owocach, pieniądzach, gwiazdach ekranu, o praniu i smażeniu konfitur (…), o wszystkim, o głupstwach potrafimy gawędzić całymi godzinami, ale o Tym, który wszystko stworzył, o Bogu wstydzimy się mówić. Chwalimy się wszystkim, ale skoro przyjdzie kolej na Tego, wobec którego zgina się wszelkie stworzenie, wstydzimy się mówić”. Jednym słowem – Chrystus usunięty z życia publicznego.
Biorąc pod uwagę ówczesną sytuację Pius XI nakazał, aby we wszystkich kościołach na całym świecie 11 grudnia 1925 r. po głównym nabożeństwie przed wystawionym Najświętszym Sakramentem odmówić litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Do litanii dołączył również akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Uzasadniając swą decyzję, pisał, że od dawna nazywano Chrystusa Królem ze względu na najwyższy stopień dostojeństwa. Sam Chrystus króluje w ludzkich umysłach jako Prawda, panuje w ludzkiej woli, przede wszystkim zaś w ludzkim sercu, wlewa w nie naukę miłości. W zamyśle papieża ta uroczystość miała uświadomić każdemu wierzącemu, że Chrystus jest Królem całego stworzenia – wszechświata. Jego panowanie nie wynika z jakichś wyjątkowych dokonań, z wybrania czy z wywalczenia tej godności. On jest Królem, ponieważ jest Bogiem-Człowiekiem, Stworzycielem i Odkupicielem. Z tego właśnie tytułu ma absolutną władzę. Bóg nie tylko stworzył świat, ale ciągle go stwarza i nim włada. Królestwo Jezusa jest czymś zupełnie innym od wszystkich królestw ziemskich. Obejmuje ono wszystkie narody, miejsca i czasy. Ono już istnieje w Kościele, choć jeszcze nie zostało do końca wypełnione. Chociaż Chrystus nigdy nie nosił korony królewskiej, nie trzymał w ręku berła i nie zasiadał na królewskim tronie, to jednak tytuł Króla z pewnością Mu się należy.
Władcy ziemscy nabywają tytuł królewski różnymi drogami – przez dziedziczenie, nominację i podbój. Chrystus ma pełne prawo do korony i najwyższej władzy. Jako człowiek, w swej ludzkiej naturze, pochodził on przecież w prostej linii od króla Izraela, Dawida. Wykazują to Ewangeliści, podając Jego rodowód (Mt 1,5–16; Łk 3,23–38). W narodzie wybranym ta prawda była tak pospolicie znana, że powszechnie nazywano Go Synem Dawida (Mt 22,41–46; Mk 12,35–37; Łk 1,27. 32; 20, 41–44; 2 Tm 2,8; Ap 22,16). Tak więc z krwi i dziedziczenia Chrystus miał prawo do tytułu Króla. Chrystus jest ponadto Synem Bożym, naturą równy Bogu, drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej. Jest Panem nieba i ziemi, Panem najwyższym i absolutnym, wobec którego wszelkie królestwa ziemskie są nieporównywalne.
2 Prymas August Hlond – kontynuator myśli Piusa XI
Myśl Piusa XI zawarta w encyklice nie pozostała w próżni. Jej wiernym kontynuatorem okazał się pochodzący ze Śląska prymas Polski i sługa Boży August Hlond (1881–1948). Najpierw dynamiczny duszpasterz w zgromadzeniu salezjańskim. Później administrator polskiej części Śląska – organizował od podstaw w Katowicach kurię diecezjalną, sąd, tworzył nowe parafie i dekanaty. Na niwie duszpasterskiej inicjator licznych organizacji i szkół mających na celu ożywienie religijne diecezji. Do jego najważniejszych przedsięwzięć należy zaliczyć: założenie tygodnika katolickiego „Gość Niedzielny” (1923), zbudowanie struktur duszpasterstwa polonijnego, otoczenie mecenatem katolickich pisarzy i naukowców oraz powołanie do życia Akcji Katolickiej (1930).
To właśnie Akcja Katolicka miała stać się zaczynem odnowy życia religijnego w Polsce poprzez pogłębioną formację intelektualną i duchową. Kardynał Hlond niezwykle trafnie stawiał diagnozę dotyczącą życia religijnego w międzywojennej Polsce i kondycji Kościoła. Z jednej strony dostrzegał aktywną pracę na polu dobroczynnym, wychowawczym i naukowym. Cieszył się z coraz większego zaangażowania apostolskiego duchowieństwa. Dostrzegał także większą odpowiedzialność za sprawy Kościoła ze strony laikatu. Były to namacalne znaki łaski obecne w młodym jeszcze państwie doświadczonym rozbiorami i wojenną pożogą. Z drugiej strony widział narastający ruch antykościelny dążący do wykreślenia Chrystusa z życia publicznego. Po imieniu nazywał przejawy tego ruchu: walka z nauką religii, świecka i bezreligijna, a konsekwencji pogańska szkoła, moralna deprawacja przez modę, prasę, teatr i kino, kult nagości prowadzący do upodlenia kobiety, sponiewieranie małżeństwa przez rozwody, szerzenie materialistycznego światopoglądu – jednym słowem programowa i sterowana laicyzacja.
Kardynał Hlond pisał: „Mamy wielu takich, co nie mają jasnych pojęć religijnych, ulegają wpływowi laicyzmu, są zwolennikami najmniejszego programu religijnego i niedozwolonych kompromisów. Takich Polaków trzeba wyprowadzić z chaosu pojęć, wyleczyć z płynności zasad, wyswobodzić z niewoli ducha czasu, aby stali się odporni na wpływy nowoczesnego pogaństwa”. Odpowiedzią na te zagrożenia miało być coraz większe uświadamianie religijne. Jak je osiągnąć? Poprzez związanie dusz z Chrystusem Królem, poprzez to szczególne wszczepienie w pień Chrystusowy. Taka była zasadnicza myśl prymasa Hlonda. Tym samym wzywał on do większej konsekwencji w życiu religijnym, do usunięcia sprzeczności między życiem a wiarą, do walki ze słabością ducha i umysłu, do większej przejrzystości w postępowaniu, do obmycia duszy w źródle łaski – wszystko w trosce o lepsze, Boże jutro Ojczyzny.
3. Akcja Katolicka – recepta na odnowę ducha katolickiego
Konkretną formą odnowy życia religijnego miała być Akcja Katolicka. Nowoczesna formacja przypominająca o zaangażowaniu świeckich, zachęcająca do większej współodpowiedzialności za Kościół, przełamująca stereotyp, że za kształt i jakość chrześcijaństwa w Ojczyźnie są odpowiedzialni tylko i wyłącznie duchowni. Prymas Hlond, nawiązując do myśli Piusa XI tak przedstawił cel Akcji Katolickiej: współpraca świeckich z hierarchią dla odnowienia świata w Chrystusie, wprowadzanie Chrystusa w życie jednostki i w rodzinę, w rozmaite formy nowoczesnego życia zbiorowego i we wszystkie czynniki chrześcijańskiej cywilizacji. Obrona religijnych zasad i porządku moralnego. Po prostu – apostołowanie, jawne wyznanie wiary przed światem – przejście od sfery prywatnej do publicznej, porzucenie zakrystii i wyjście na współczesne areopagi z orędziem chrześcijańskim, z upoważnieniem i w imieniu Kościoła. Akcja Katolicka wzoruje się na misyjnej działalności Apostołów. Odważnych i bezkompromisowych świadków, głoszących prawdę Bożą „w porę i nie w porę”.
Jednocześnie kardynał Hlond z wielkim realizmem stwierdzał: „Ani ustawy, ani technika stowarzyszeniowa, a tym mniej sztywność organizacyjna lub martwota rutyny nie stworzą cudu zmartwychwstania. Akcja Katolicka nie może być pustką ani bezczynem, lecz kuźnią myśli, porywów i pracy. Nie ma ona nic wspólnego z ciasnotą myśli, z jałowymi formami, ze stęchlizną sporów i uporów. Zrzeszenia wejdą przez bramę Akcji Katolickiej na słońce Boże, na bezbrzeżne łany Kościoła, w przeobfite a dojrzałe żniwo Chrystusowe”. Akcja Katolicka to nie towarzystwo wzajemnej adoracji, ale grupa dynamicznych apostołów, świadomych swego miejsca i zadań w Kościele, wolna od intryg, budująca na zaufaniu i troszcząca się o zwycięstwo prawdy Chrystusowej. Jej zadanie nie ma nic wspólnego z jakąś partyjną sprawą. Nie dąży ona do zdobycia politycznej władzy, ale skupia się na budowaniu Chrystusowego Królestwa, czyli na wewnętrznej łączności duszy z Bogiem przez życie łaski. Zabiega o publiczną łączność narodu z Chrystusem poprzez uznanie i uszanowanie Jego praw i nauki. Dlatego pierwsze miejsce w działalności Akcji Katolickiej zajmują środki nadprzyrodzone – łaska i modlitwa. Inaczej wszelkie inicjatywy okażą się bezowocne i próżne.
4 Pax Christi in regno Christi – Międzynarodowy Kongres Chrystusa Króla w Poznaniu 1937 r.
W czerwcu br. minęły 73 lata od Międzynarodowego Kongresu Chrystusa Króla w Poznaniu, czwartego z kolei po dwóch odbytych w Niemczech i jednym w Austrii. Zgromadził on przedstawicieli katolickiego świata z niemal wszystkich krajów Europy i Stanów Zjednoczonych. Polska została wybrana nieprzypadkowo, albowiem wciąż była uznawana za przedmurze chrześcijaństwa, zdolna do przeciwstawienia się fałszywym ideologiom. Wciąż traktowano ją jako wierną córę Kościoła przenikniętą duchem katolickiej tradycji. W roku 1937 na horyzoncie dziejów coraz wyraźniej pojawiało widmo nowego światowego konfliktu. Zbrodnicze ideologie nazizmu i komunizmu atakowały same fundamenty chrześcijańskiego świata. Walka z Bogiem i religią w imię fałszywie rozumianej wolności sumienia przybierała na sile. Chrześcijaństwo próbowano spłycić, traktować jak ideologię i zabobon, ośmieszać i wykpić, uznać za główny czynnik hamujący „postęp” cywilizacyjny. W obliczu tych zagrożeń, wobec narastającej duchowej sterylizacji, potrzeba była coraz większej mobilizacji dla obrony królestwa Chrystusa i Ewangelii.
Przed Kongresem stało potrójne zadanie. Przede wszystkim naukowe zbadanie bezbożnych intelektualnych prądów godzących bezpośrednio w chrześcijaństwo. Zdiagnozowanie i ujawnienie ich natury bez uprawiania politycznej propagandy. Chodziło także o apel do ludzi dobrej woli, zwłaszcza katolików, by odważnie przeciwstawili się bezbożnictwu, by nie ulegli pokusie łączenia się z komunizmem i pogaństwem w celu rzekomego ich uzdrowienia. Był to apel o nową krucjatę opartą na sile ducha świeckich apostołów, skutecznie przenikających do środowisk najbardziej zagrożonych niewiarą i zlaicyzowanych. Kongres miał przekonać do naprawy stosunków społecznych nie według recepty socjalistycznej, ale według zdrowych zasad nauki społecznej Kościoła. Trzeci ważny cel Kongresu to hołd złożony Chrystusowi Królowi – akt kultu i uwielbienia, przysięga wierności, przebłaganie za świętokradztwa i bluźnierstwa, wreszcie ślubowanie Bożej służby poprzez oddane, wierne i twórcze apostolstwo. Ślubując uczestnicy wyrazili gotowość do urzeczywistniania Królestwa Chrystusa w sercach, w międzyludzkich relacjach, w ustroju społecznym i w kulturze. Ważną sprawą była deklaracja, by nie oddzielać religii od Ewangelii i wiary, od Kościoła i hierarchii.
Trwałą pamiątką Kongresu stała się kaplica wieczystej adoracji Najświętszego Sakramentu ustanowiona w poznańskiej Farze. Co jednak najważniejsze, dobre ziarno zdrowej nauki zostało zasiane w katolickich umysłach i sumieniach, a liczba uczestników Kongresu uświadomiła, że w całym świecie niemało jest takich, którzy przeżywają chrześcijaństwo świadomie i odpowiedzialnie.
5 „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36)
Cieszę się z podjętej inicjatywy zorganizowania dziś Kongresu Chrystusa Króla w 85 rocznicę ogłoszenia encykliki Quas Primas Ojca Świętego Piusa XI, w 80 rocznicę powołania przez Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda Akcji Katolickiej w Polsce i w 73 rocznicę zorganizowania Międzynarodowego Kongresu Chrystusa Króla w Poznaniu. Pragnę podziękować za podjęty trud, ufając, że referowane tematy pomogą nam w odkrywaniu także tego wymiaru powołania, jakim jest powołanie do nieustannej formacji. Powołania rozumianego jako zadania dla człowieka żyjącego ewangelią we współczesnym świecie, wezwanego do wypełniania konkretnych zadań dla Królestwa Bożego.
„Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Zorganizowany Kongres Chrystusa Króla niech stanie się dla nas okazją do refleksji nad Jego królowaniem w naszym życiu. W jaki sposób możemy budować Królestwo Boże w głąb? Przede wszystkim przez naszą wierność przykazaniom i ich praktykowanie. „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36) – mówi Chrystus w Ewangelii. Królestwo Chrystusa to królestwo serc. Niech dzisiejsze rozważania pomogą nam odnaleźć należne miejsce dla Boga, dla Chrystusa, w naszym życiu, w naszym sercu, w naszej rodzinie i w naszym narodzie. Amen.
Prawa autorskie © Archidiecezja Gdańska