Nie mógł się udać, bo przyćmiłby marsz prezydencki i nigdy nie uda póki rządzi PO.
Jeszcze nie padły słowa, że był to marsz antypaństwowy, ale ilość epitetów określających zgromadzonych w imię czczenia niepodległości dumnych Polaków i zagranicznych gości, jest długa i denerwująca – nie do powtórzenia bez słusznego gniewu.
Nie zamierzałam pisać o wczorajszych wydarzeniach, bo mnie tam nie było, ale gdy poczytałam komentarze i posłuchałam mądrali twierdzących znowu, że wczorajsze zamieszki to ZNOWU wina organizatorów, to mnie szlag trafił.
Oglądałam początek zajść w telewizji. Któraś za stacji pokazywała z helikoptera, jak czoło marszu ruszyło. Komentatorka była na tyle niedoinformowana, ze nie wiedziała dlaczego ruszono w półgodzinnym opóźnieniem, chociaż nie trudno było choćby się domyślić, że o 15, 00 powitano obecnych uczestników – również z zagranicy.
W marszu szedł, jak w zeszłym roku mój 23-letni syn i w ten sposób wiedziałam, co dzieje się od początku.
Przed piętnastą było „spoko” masa ludzi, flag, radości, dumy i niemal rodzinna atmosfera. Potem, gdy ruszyli nadal nic nie zapowiadało późniejszych zajść. Wśród idących nie było agresywnych typów, nawet nie było słychać wszechobecnych wyrazów publicznych. Szło masę młodzieży, ludzi z dziećmi, a nawet ludzi w wieku mocno zaawansowanym. Przed 16, 00 syn zadzwonił lekko przestraszony.
– Mama, czy w telewizji widać, co się tam z przodu dzieje? Słyszymy strzały, huki i musieliśmy stanąć.
– A co koło Ciebie?
– Spokój, ale ludzie są skonsternowani, bo nie wiadomo o co chodzi.
Powiedziałam mu, co widziałam – z bocznej ulicy wyskoczyła grupa zamaskowanych prowokatorów, obrzuciła Policę petardami i sama nie wiem czym jeszcze, wykonali parę drażniących „tańców” przed policją i……. UCIEKLI, ZNIKNĘLI, a policja zajęła się nie nimi, ale maszerującymi. Otoczyło uczestników odcinając ich od czoła marszu…. i o zgrozo! zaczęli atakować spokojnie usiłujących iść dalej ludzi.
Za parę minut syn znowu zadzwonił.
– Mama, co jest! – krzyczał – oni chcą to zrobić masakrę! Chcieliśmy dużą grupą, bocznymi ulicami dołączyć do czoła marszu, ale oni….. – jakieś niewyraźnie dźwięki, krzyki – O rety, oni do nas strzelają i……….MAMA! lecą granaty hukowe!
Połączenie zostało przerwane. Myślałam, że oszaleję, bo długo nie mogłam się dodzwonić do syna. Chyba po 20- 25 minutach zadzwonił znowu.
– Mamuś, nie martw się. Jest już spokojniej, zepchnęli nas na pl. Dmowskiego i chyba chcieli wystraszyć, bo otoczyli ze wszystkich stron, puścili gaz łzawiący. Biedne te dzieciaki i ich rodzice, ci ludzie zupełnie nie wiedzą, co robić, bo nawet nie był jak uciec. Teraz znowu idziemy. Mam film – nakręciłem komórką, to mama zobaczy jak mi prawie pod nogami granat wybuchł.
Następne wieści nie były już niepokojące. Czyli powtórka z zeszłego roku. Na początek prowokacja, gdzieś po drodze OBOWĄSKOWE ataki na reporterów telewizji, oczywiście bez reakcji stojącej obok policji, bo oni przecież nie są od walki z bandytami, tylko z maszerującymi i jak zwykle „stanęli na wysokości zadania” i nie maja sobie NIC do zarzucenia.
A kto jest winien – PRAWICA, no niestety nie Kaczyński, bo się sprytnie wyfiksował do Krakowa. Tego się chyba nie spodziewali, bo w Krakowie nie zdążyli przygotować „nieodpowiedzialnej PiS- wskiej chałaty” do atakowania policji.
Dzisiaj, gdzy syn wrócił z pracy i dowiedział się, że piszę notkę, dał mi swój tekst, który napisał wczoraj na Facebooku:
„Wróciłem z Marszu Niepodległości i szczerze mam baaaardzo mieszane uczucia… Jedna wredna, w sumie mała prowokacja była w stanie zniszczyć nasz marsz na godzinę… Szarża policji, przerażeni ludzie uciekający przed nią zwyczajnie się tratowali… A pośród nich małe dzieci i staruszkowie… Osobiście zostałem potraktowany gazem łzawiącym i granatem flash-bangowym oraz zostałem zepchnięty przed tłum na samochód. jeden wielki chaos, w którym nie wiedziałem co się dzieje. Zupełnie nie potrzebna kotłowanina i zbyt wielka agresja policji, co skutkowało tym, że wiele osób nie związanych z zadymą ucierpiało… Ja sam mam ciągłe odruchy wymiotne, pieką mnie oczy, drabie w nosie…a jest już po 22,00
Najsmutniejszy, a jednocześnie najbardziej podniosły był moment gdy policja brutalnie zepchnęła pochód z powrotem na rondo Dmowskiego… ludzie stanęli i zaczęli śpiewać hymn Polski…Czułem się jak powstaniec. Powstaniec?! W podobno wolnym państwie?
Koniec końców marsz mógł dalej iść już do końca spokojnie…
Poniżej wrzucam film z samego środka wiru jaki był podczas bijatyki z policja. Pod koniec filmu widać granaty ogłaszające, które między innymi leciały pod moje nogi, pod nogi dzieci stojących nie daleko ode mnie…"