Bez kategorii
Like

Ten Boruc… :)

18/07/2012
431 Wyświetlenia
0 Komentarze
26 minut czytania
no-cover

Dałeś kiedykolwiek komukolwiek w pysk?
Zdarzyło się, a co? ……………………………..

0


 

Podaję za : http://www.goler.pl/Boruc-o-Smudzie-czy-on-nie-powinien-dostac-w-pysk-a12809

Fajnie jest napisać, że Boruc się najebał i zrobić do tego fotkę

17 lipca 2012 – 20:13 

– Nigdy nie wypierałem się tego, że czasami zapalę papierosa czy napiję się alkoholu. W klubie nikt nie miał z tym żadnego problemu. Ludzie, którzy grali bądź wciąż grają w Serie A wiedzą, że za wino czy papierosy we Włoszech nie wieszają człowieka. Rany boskie, przecież mi zdarzyło się palić papierosa z trenerem po obiedzie. Z ludźmi ze sztabu szkoleniowego, z kolegami z drużyny – opowiada Artur Boruc w ekskluzywnej rozmowie z Weszło.

Jak zobaczyłeś roztrzęsionego Franciszka Smudę po meczu z Czechami, to miałeś satysfakcję?
Że niby jestem taki krwiożerczy? Bez przesady. Wiesz, to byłoby grube przegięcie, gdybym powiedział, że byłem szczęśliwy. W tej reprezentacji grali moi dobrzy koledzy. Byłoby nienormalne, gdybym cieszył się z ich porażki. Boruc nie skakał z radości po klęsce na Euro. A jeśli chodzi o tego pana, to małą satysfakcję miałem, nie ukrywam. Małą, ale jednak.

Dałeś kiedykolwiek komukolwiek w pysk?
Zdarzyło się, a co?

Powiedziałeś kiedyś, że za nazywanie cię grubasem i pijakiem Smuda powinien dostać w pysk. Natychmiast.
A nie powinien? Obrażał mnie. To się rewanżowałem, choć tylko słownie. Wspólnie przez te dwa lata dużo zrobiliśmy, by się nawzajem nie dogadywać i nie lubić. On dokładał do pieca, ja też. To świeża sprawa. Mam trochę żalu, ale powoli mi przechodzi. Wbrew pozorom jestem wrażliwym człowiekiem i takie historie długo we mnie siedzą. Wpływają na moje życie sportowe i prywatne.

Jak się kiedyś spotkacie, to podacie sobie ręce?
Ciężko będzie, bo jestem cholernie pamiętliwy. A tak w ogóle, to nie chce mnie się strzępić języka na tego pana. Naprawdę nie jest tego wart.

Po aferze w samolocie straciłeś entuzjazm do picia wina?
Nie, wręcz przeciwnie. Walę teraz ostro. Ze zdwojonym zapałem ruszyłem w długą (śmiech). Może dlatego, że we Włoszech wino pije się niemal do wszystkiego. Więc Boruc został amatorem. Win, rzecz jasna.

Nie odnosisz wrażenia, że ostatnia kadra była zespołem pozbawionym piłkarzy charyzmatycznych, ludzi potrafiących walnąć pięścią w stół w ważnych momentach?
O które momenty ci chodzi?

Afera orzełkowa i biletowa, wstawienie się za tobą, Michałem Żewłakowem, Sławkiem Peszką?
Szczerze mówiąc, to nie za bardzo wiem jak było. Nie ma mnie w kadrze prawie dwa lata. Może było do dupy, może fajnie. To nieistotne. Wiesz co, jeśli jesteś w reprezentacji, to nie masz obowiązku wstawiania się za kimś kto wylatuje na zbity pysk. Nie biegniesz automatycznie do trenera i nie mówisz: błagamy, niech pan go zostawi, bo to fajny gość. To nie jest twój biznes. Każdy pilnuje własnej dupy. Każdy. A teraz to już jest nagminne. Piłka się zmieniła i piłkarze też. Teraz kosztem przymknięcia oka na niewygodne sprawy, siedzi się cicho, byleby nie wylecieć z drużyny, robić karierę i trzepać kasę. I powiem ci tak: absolutnie się temu nie dziwię.

Zagrałbyś w koszulce bez orła na piersi? Zawsze mówiłeś, że na reprezentację przyjedziesz nawet bez jednej ręki.
I nawet jeśli Smuda będzie selekcjonerem (śmiech). Poważnie – nic bardziej nie nobilituje i nie zobowiązuje niż gra w narodowych barwach. Może to zabrzmi banalnie, ale nas wszystkich do kadry przyciągał prestiż, duma przy śpiewaniu hymnu, zainteresowanie kibiców. 

A co z orzełkiem? Mamy konferencję prasową po prezentacji koszulek, podchodzimy do ciebie i mówimy: nie ma orła. Co ty na to, Artur?
A ja na to, że mnie się to nie podoba. I że to błąd. Wiem, że ktoś teraz pomyśli sobie: Boruc kozaczy w sytuacji hipotetycznej. Ale znam się, mam poczucie suwerenności i myślę, że bez problemu byłoby mnie stać na taką reakcję. Było mnie stać na krytykę Smudy i powiedzenie tego, co chcę? Było. Koszulka reprezentacji to koszulka jedynie z orłem na piersi. Innej nie ma. Produkują dalej te z logiem? Nie produkują, orzeł był, jest i będzie.

Michał Żewłakow opowiadał, że wyjazdy do zagranicznych klubów zawsze były dla niego czymś więcej niż tylko budowaniem swojej marki piłkarskiej. Lekcja życia, poznawanie innej kultury, języków obcych. A ty czego nauczyłeś się we Włoszech?
Uświadomiłem sobie jak duży wpływ na człowieka ma klimat. A przeskok z Glasgow do Florencji był ogromny. Poznałem język, inną kulturę i znowu zasmakowałem rywalizacji. Pierwsze miesiące to było zajebiście ostre zapieprzanie na treningach. Wiesz, w piatym roku gry w Celtciu zacząłem sobie bimbać. Nie miałem konkurencji, wszystko przychodziło mi łatwo, osiągnęliśmy z drużyną maksimum. Mistrzostwa Szkocji, Puchary, gra w Lidze Mistrzów. No i ja bez możliwości utraty miejsca w pierwszym składzie. Dlatego zwiałem. Potrzebowałem nowych wyzwań i motywacji. Trafiłem do Fiorentiny, gdzie od początku wiedziałem, że będzie nie halo. Frey w świetnej formie – niekwestionowany numer jeden i Boruc, który miał pokazać, że jest lepszy. I trzeba było wziąć się do roboty. Poza tym musisz wiedzieć, że ja bardzo źle znoszę siedzenie na ławce rezerwowych. Bardzo źle. Zwłaszcza teraz, kiedy mam już 32 lata na karku. Bolało mnie to i nie wiem co by było, gdyby Frey nie odniósł kontuzji.

Dlatego nie mógłbyś znieść pozycji numer 2 w reprezentacji Polski?
Odkąd pamiętam, byłem numerem jeden i nawet jeśli rywalizacja była ostra, to Boruc wychodził w pierwszym składzie. Nie wiem co by się działo, gdybym usiadł na dłużej na ławce. Może byłby dym? Gdybym trafił teraz do kadry byłbym prawdopodobnie najbardziej doświadczonym piłkarzem w reprezentacji. 

I nie mógłbyś zostać jej kapitanem, bo podobno Boruc myśli tylko o Borucu?
Na pewno jest w tym trochę prawdy. Nigdy nie byłem kapitanem jakiejkolwiek drużyny. Nikt mi nie proponował, bo prawdopodobnie się do tego nie nadaję. Poza tym ja raczej unikam przywództwa. To, że Boruc myśli przede wszystkim o Borucu świetnie widać na przykładzie mojego transferu do Fiorentiny. Ktoś powie: co on pierdoli? Z Celticu poszedł do klubu, który w zeszłym sezonie walczył o utrzymanie. No dobra, ale tu chodziło o mnie, o rywalizację z Frey’em, grę w Serie A i podnoszenie swoich umiejętności. Naprawdę musiałem więcej zapieprzać niż w Szkocji. Wracając do funkcji kapitana. Nigdy nie miałem wielu przyjaciół pośród piłkarzy, bo wiedziałem, że to wszystko jest ulotne. Zmieniamy kluby, rozjeżdżamy się, nie jesteśmy w stanie reguralnie utrzymywać kontaktu. Nie werbowałem sobie znajomych z grona kolegów po fachu. Na pewno wielu z nich lubię, ale nic więcej. Poza tym powiedziałem kiedyś, że dziś większość piłkarzy gra po to, by robić kariery i być na ustach wszystkich. A nie interesuje ich to, w jakim klubie grają i gdzie zarabiają pieniądze. Dla mnie ma to znaczenie. Może nie potrafiłbym załatwiać wielu spraw, występować w imieniu drużyny. 

Dla Macieja Szczęsnego też miało znaczenie, w jakiej drużynie grałeś. Chodziło o Legię – wasz wspólny klub. W wywiadzie z Przemkiem Rudzkim Szczęsny powiedział, że twoje wiszenie na płocie w Płocku dwa metry nad ziemią i kibicowanie, było wiochą. I z litości nie zrobił ci zdjęcia. Dla niego Boruc w kadrze to zjawisko. Boruc jako człowiek to często żenada.
Niech się odwali. Siedzimy sobie tutaj, a za nami jest Żyleta. Pewnie niedługo pojawię się na niej i będę się dobrze bawił wraz z innymi kibicami. Nie mam z tym żadnego problemu. Niewielu rzeczy w swoim życiu się wstydzę, a już na pewno nie tego, że kibicowałem wtedy w Płocku. To, że zarabiam wielkie pieniądze i jestem znany, nie zmieniło mnie w tej materii. Od dziecka byłem kibicem i będę nim do ostatnich dni życia. Szczęsny nie ma racji. Uważam się za wielkiego fana Legii. Spełniam swoje marzenia, kiedy wchodzę na trybunę i krzyczę. To też jest pewnien sposób odreagowania. Z całym szacunkiem do innych kibiców, ale idąc na Żyletę czujesz atmosferę, jesteś częścią grupy, która tworzy doping i nie dłubiesz w nosie, ziewając przez 90 minut.

Zbigniew Boniek opowiadał w Cafe Futbol, że spotykał twojego byłego trenera Sinisę Mihajlovicia co tydzień i pytał go jak się prowadzisz. Ten na to: nie mam z nim żadnych problemów, jest profesjonalistą, może troche przygaszonym bo nie gra w pierwszym składzie, ale wszystko poza tym jest w porządku. Nie mogłeś się tak zachowywać na kadrze?
Nie kumam, o co ci chodzi. Przecież zachowywałem się tak samo.

Smuda twierdził, że nie. Że gdyby opowiedział dziennikarzom co wyprawiałeś na zgrupowaniach, to byśmy cię tak nie bronili.
To mógł opowiedzieć.

Prawdopodobnie chodziło mu o to, że piłeś, paliłeś i imprezowałeś.
Słuchaj, nigdy nie wypierałem się tego, że czasami zapalę papierosa czy napiję się alkoholu. W klubie nikt nie miał z tym żadnego problemu. Ludzie, którzy grali bądź wciąż grają w Serie A wiedzą, że za wino czy papierosy we Włoszech nie wieszają człowieka. Rany boskie, przecież mi zdarzyło się palić papierosa z trenerem po obiedzie. Z ludźmi ze sztabu szkoleniowego, z kolegami z drużyny.

Z którym trenerem?
Mihajloviciem. Jeśli to nie wpływa na twoją formę sportową, to jaki jest problem? Wiesz ilu znam palących piłkarzy? Wielu. Nie mówię o reguralnym wypalaniu dwóch paczek dziennie, ale pójściu na imprezę i zapaleniu. To samo z alkoholem. Bądźmy, kurwa, normalni. Boruc wypala dwa papierosy dziennie i co? Ma spóźnioną reakcję, nie widzi piłki, nie ma koncentracji na wysokim poziomie? No jasne, że tak nie jest. Prawda jest taka, że mogę mówić jedynie za siebie. Może innemu piłkarzowi by to przeszkadzało. Mnie nie przeszkadzało, nie przeszkadza i nie będzie przeszkadzać. Koniec, kropka.

Tobie nie, ale Smudzie już tak.
No właśnie. To on był kreatorem wszystkich tych akcji, on stwarzał problemy. W tej reprezentacji ważniejsze było to, czy ktoś zapali, czy wypije od tego, jakim systemem gry będzie grać kadra, jaką taktyką, jaką będziemy mieć strategię? Trener za bardzo koncentrował się na sprawach mało istotnych, wręcz błahych. To mnie od razu uderzyło, kiedy przyjeżdżałem z klubu na zgrupowania reprezentacji. Po tym jak wyrzucił mnie na zbity pysk z Michałem Żewłakowem, miał drużynę jaką chciał. No, może poza Peszką, którego i tak skasował po jakimś czasie. Czasem wydawało mnie się, że Smuda najlepiej czuje się, kiedy znajdzie alkoholowy pretekst i może pokazać, ile ma władzy. Jaki jest stanowczy i nieustępliwy. Wtedy brylował. A czas uciekał, Euro zbliżało się wielkimi krokami. Dobra, zamykamy temat Smudy. Jeszcze jedno: trener Benhakker jakoś problemu nie widział. 

A afera lwowska?
Oj, oj, oj. Po piewsze: następnego dnia mieliśmy dzień wolny, po drugie – odnosiłem wrażenie, że to była burza w szklance wody. Nie wszystkie informacje, które ukazywały się w mediach były prawdziwe. A prawda jest taka, że Leo miał nie po drodze z pewnymi ludźmi z PZPNu. Pojawili się więc tacy, którzy szukali pretekstu, by go skompromitować i pokazać jak nie panuje nad drużyną. A poza tym pamiętaj, że wiele osób czyha na potknięcia.

Twoje?
Nie chcę popadać w paranoję, ale tak jest. Mimo wszystko bardzo fajnie jest napisać, że Boruc się najebał. Albo wyjebał. I jeszcze zrobić do tego fotkę. Typowa polska mentalność. Ktoś był na szczycie, to go kochamy. Ten sam ktoś spada w dół, to w niego napierdalamy, zapominając co robiliśmy wcześniej. Doświadczyłem jak smakuje i to pierwsze i drugie. 

Trochę sam wystawiałeś się ludożerce. Do tabloidów codziennie wyciekały informacje z twojego życia prywatnego, więc nie dziw się, że z tobą jechali.
Jasne. I myślisz, że sam to robiłem? Ustawiałem się z brukowcami, by o mnie pisali? Miałem wtedy bardzo poważne problemy rodzinne. To był najostrzejszy wiraż w moim życiu. Było więc co pisać i co czytać. Wiem, że świetnie się to sprzedawało, a niektórzy świetnie się bawili. Moim kosztem.

W jednym z wywiadów w Rzeczpospolitej, który przeprowadził z tobą Michał Kołodziejczyk powiedziałeś, że była żona uważa cię za niezwrównoważonego psychicznie alkoholika. Jako psycholog z wykształcenia potrafiła uderzyć w czuły punkt i niszczyć ci życie. To, że broniłeś fatalnie w reprezentacji w eliminacjach MŚ 2010 było spowodowane tym, że byłeś zaszczuty.
Sprostowanie: to nie ja powiedziałem, a trener Benhakker. On rzucił coś takiego: jak masz zatrzymać Irlandczyków czy Słowaków, jak w twoim życiu prywatnym dzieją się same złe rzeczy. Przecież nie uciekniesz od bardzo poważnych problemów osobistych, zwłaszcza jeśli jesteś wrażliwy, gdy gryzą cię strasznie. To niemożliwe wyjść na boisko, zapomnieć o wszystkim i bronić fenomenalnie. Podstawa psychologii sportu. Nie wiem, jakim musiałbyś być kozakiem, by oddzielać to grubą kreską. Powiem ci z doświadczenia, że jeśli miałem wielkie problemy w swoim życiu, to na boisku nie potrafiłem skoncentrować się na futbolu, na tym, co akurat teraz jest najważniejsze. Moje myśli uciekały gdzie indziej.

To po co wychodziłeś na boisko, skoro wiedziałeś, że nie jesteś w 100 proc. gotowy?
Najlepiej to się poddać i nie stanąć do walki, nie? To jest tchórzostwo, to nie mieści się w mojej głowie. Przez całe życie stawiałem czoła przeciwnościom. Nawet po takich tragediach jak śmierć mamy czy ojca starałem się uśmiechać, robić to co kocham i dawać radę. Zająć się do cholery czymś co może odwrócić moją uwagę od traumatycznych sytuacji. Do końca jednak nie da się od tego uciec.

Powiedziałeś kiedyś, że oddałbyś wszystkie pieniądze za święty spokój. Wciąż ci go brakuje?
W życiu prywatnym jest wielka stabilizacja. Przestałem myśleć o problemach, które jeszcze parę lat temu mnie niszczyły. Nie absorbuję sobie głowy byłą żoną i nie chcę, żebyś o nią pytał, bo ci to nic nie da. I tak nie odpowiem. Jestem bardzo szczęśliwy w związku z Sarą, układa nam się nieźle, choć wiadomo, że muszę walczyć o swoje, bo inaczej weszłaby mi na głowę.

Tatuaż "addicted to S" (uzależniony od Sary) nie znika.
No i nie zniknie na pewno.

A jak będziesz zmuszony do usunięcia jak Radek Majdan?
Nie jestem Radek Majdan, dzięki Bogu.


Wracając do mojej sytuacji, nie mam nadwagi, fizycznie czuję się znakomicie, nic mi nie dolega. Jedyny problem, to brak klubu. Ale spokojnie. Znajdzie się już niedługo. Jak sam widzisz, wielkiej sielanki nie ma.

Czyli Artur Boruc, jakiego polska piłka jeszcze nie miała?
Miała zawsze. Czasem lepszego, czasem gorszego. Zawsze byłem oddany reprezentacji i gotowy na grę dla niej. Nie inaczej jest teraz.

Miałeś kiedykolwiek w kadrze tak silną konkurencję o miejsce w bramce?
Jasne, że tak. Kiedy grałem w reprezentacji Pawła Janasa albo Leo Benhakkera walczyłem z Jurkiem Dudkiem, Łukaszem Fabiańskim czy Tomkiem Kuszczakiem. Teraz jest Wojtek Szczęsny, na Euro bardzo dobrze wypadł Przemek Tytoń. No, ale chyba nie myślisz, że Boruc boi się młodszej konkurencji? Wykonuję od lat taki zawód, w takich realiach, że do ciągłej rywalizacji jestem przyzwyczajony. Ale zaraz, przecież mnie nie ma w reprezentacji od prawie dwóch lat.

No właśnie, jak zareagowałeś na wybór nowego selekcjonera?
Ucieszyłem się i pomyślałem: kurwa, Artur musisz jak najszybciej znaleźć sobie klub.

Czyli zacząłeś przebierać nogami.
Tak, od razu zrobiłem 100 pompek, 200 brzuszków i zadzwoniłem do Waldemara Fornalika, żeby o mnie pamiętał. A później przypominałem się codziennie. Proszę cię, wyżej dupy nie podskoczę i nie będę się narzucał. Jak trener będzie chciał po mnie sięgnąć, to jestem do dyspozycji. Tak naprawdę ta blisko dwuletnia przerwa od reprezentacji wiele mnie nauczyła. Stałem się bardziej cierpliwy. Jeszcze jakiś czas temu wściekałem się, że nie zagram na Euro, rozsadzało mnie. Teraz jest inaczej. Tak sobie myślę, że tam na górze jakiś scenariusz dla Boruca jest napisany. I po co się napinać?

Ale ze znalezieniem nowego klubu się napinasz?
A tobie byś się nie napinał? Może Legia zdecyduje się mnie zakontraktować?

Chyba miasto musiałoby sprzedać stadion, by ci zapłacić.
Spokojnie, taki drogi nie jestem. A poza tym czego nie robi się dla Legii? A poważnie mówiąc: i tak nie powiem ci gdzie przejdę. Kierunków jest kilka.

Kiedyś powiedziałeś, że marzysz o grze w Barcelonie. Jak podpiszesz z nią kontrakt, później możesz zostać kelnerem.
Pamiętam. Powiedziałem to, ze względu na kelnera (śmiech). Może nim kiedyś będę? Często jestem w restauracjach, obserwuję, przez całą karierę pracuję rękami, szybko chodzę. Spełniam warunki. Tylko ręce zaczynają się mi trząść. Wielkiej kariery raczej nie zrobię.

Wojtek Szczęsny, który robi wielką karierę w Arsenalu w dokumencie Orange sport "Eurowzięci" powiedział: Artur wysoko zawiesił poprzeczkę, ale jego interwencje na Euro 2008 tak naprawdę gówno dały. Co ty na to?
Wiesz co, myślę, że Wojtuś po Euro trochę spokorniał. Przyda mu się.

Rozmawiał MATEUSZ ŚWIĘCICKI (Orange Sport)

 

 

 

 

0

KOSSOBOR

Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...

232 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758