Wracam do niedoszłego spotkania Polonii amerykańskiej i kanadyjskiej z premierem Kaczyńskim. Pisze o tym w GOŃCU Nr. 39/2011 z dnia 2.10.2011 r. jego naczelny redaktor – Andrzej Kumor. Głębokie myśli dla osób myślących.
Telepatyczne spotkanie
Spotkanie telekonferencyjne z Jarosławem Kaczyńskim zapowiadało się niezwykle – premier miał przez dwie godziny odpowiadać na nasze pytania – na żywo, bezpośrednio, z głowy – po prostu gratka miodzio, palce lizać – dlatego też sala w Centrum Jana Pawła II w Mississaudze [Mississauga łączy się z Toronto] szybko wypełniła się po brzegi – było ponad 800 osób.
Wszystko dopięte na ostatni guzik, na zewnątrz terkoce generator prądu na wypadek "nagłej awarii zasilania", cztery komputery wielkiej mocy "streamują" sygnały przez łącza główne i zapasowe, do studia w Warszawie wchodzi premier Kaczyński, redaktor Tomasz Sakiewicz z "Gazety Polskiej" stuka w mikrofon, który jeszcze pięć minut wcześniej był "otwarty" i…
I mimo "walki" techników przez dwie godziny, nie udaje się uruchomić linii przekazujących dźwięk, w Warszawie – pada łącze główne, potem awaryjne, podejmowane raz po raz próby łączenia przez zwykły Skype – dziwnie zawodzą. Premier pije jedną herbatę, drugą i po 1,5 godziny wychodzi.
Opadają emocje, zawód i wściekłość zwiększają jedynie determinację. Siedzieliśmy sobie razem z Jarosławem Kaczyńskim, wspólnie marnując czas. Czy jednak do końca był to czas zmarnowany? W sumie przecież rozumieliśmy się bez słów. Dzisiaj w Polsce nie trzeba wiele mówić – idzie wszak o inną Polskę niż tę, którą nam zafundował pookrągłostołowy przekręt w Warszawie.
Brak połączenia potwierdził jedynie to, czego się domyślamy. Tym razem idzie na noże.
Debata publiczna w Polsce toczy się tymczasem niczym w środku mydlanej bańki, ledwie hacząc o istotne sprawy.
A przecież dookoła w Europie (i nie tylko) jest coraz bardziej gorąco. Szybko i dramatycznie ewoluuje istota europejskiego projektu zjednoczeniowego.
Palącym pytaniem jest to, czy chcemy mieć niepodległe państwo, czy też nam ono luźno powiewa i zwisa. Prezydent Komorowski podkreśla nawet, że nie zdarzyła się Polakom lepsza rzecz niż scedowanie części suwerenności na rzecz Unii Europejskiej. Dzisiaj Warszawa może utracić resztki niezależności – jeśli bowiem – jak tego chcą najbardziej drastyczne projekty europejskie – pozbawiona zostanie wpływu na kształt budżetu, charakter ubezpieczeń socjalnych, a nawet programy nauczania w szkołach, to przepraszam, że będzie to "niepodległość" podobna do tej, jaką znaliśmy z "Generalnej Guberni".
Na naszych oczach Polska traci niezawisłość i to powinno być jedną główną treścią kampanii. To sprawa podstawowa
– Kolejna to eksploatacja złóż gazu łupkowego – wcale niewykluczone, że tracąc suwerenność, Polska (czy też to, co z niej pozostanie ) podporządkuje się jakiemuś nowemu prawu unijnemu (made in Gazprom), które – "ze względów ekologicznych" skaże gaz łupkowy na wieczne rezerwy. Gaz łupkowy to nieprawdopodobna geopolityczna szansa dla Polski. Jeśli to pokolenie jej nie wykorzysta, to znaczy, że na niepodległy kraj po prostu nie zasługuje.
Inna istotna rzecz – plan B na wypadek rozpadu Unii.
Jeszcze inna – demografia – dobrze się stało, że PiS ruszył w tę stronę, bo przyrost liczby Polaków to warunek niezbędny wszystkiego innego – bez Polaków nie ma Polski.
Czas uświadomić sobie i wszystkim dookoła, że nowy obywatel jest najlepszą inwestycją, na jaką państwo może sobie pozwolić – w ciągu życia staje się płatnikiem netto.
By była możliwa sanacja państwa, trzeba zmienić charakter polskiej polityki – przybliżyć demokrację ludziom, zmieniając ordynację na jednomandatową, rozbić synekury "klasy politycznej" – podgrzać nastroje, kierując gniew na oligarchiczne sitwy. Tych "trzeba" jest oczywiście o wiele więcej:
trzeba zachować własną walutę, by móc zręcznie manipulować jej kursem;
trzeba stworzyć bezwzględne preferencje podatkowe dla małych i średnich przedsiębiorstw, kosztem dużych korporacji. To małe firmy napędzą rodzimy kapitał, a także zbudują rodzimą klasę polityczną drobnych ciułaczy przedsiębiorców;
trzeba stworzyć nowe składkowe zasady finansowania partii politycznych poza budżetem państwa;
trzeba wreszcie jasno określić stanowiska państwa wobec roszczeń żydowskich.
Pracy jest od groma, bo czego się człowiek nie dotknie, zostało zakreślone przez dotychczasowy projekt wpisywania Polski w architekturę niemieckiego przysiółka.
– Nie będzie silnej Polski bez silnej Europy Środka – Węgier, Litwy, Ukrainy, Białorusi. Dzisiaj nasi niemieccy koledzy wszystko robią, aby Polskę w tym projekcie osłabić – podsycając napięcie narodowościowe na Litwie, czy też każąc Polakom "obalać Łukaszenkę". A przecież Białoruś otwarta via Polska na Europę i świat, spokojnie demokratyzowana, mogłaby być ostoją Polski. Polska z Białorusią – tworzą wielki potencjał.
Odbudowa wspólnoty unii – nie tej brukselskiej, ale lubelskiej, leży w oczywistym interesie Polaków. Polska będzie wielka tylko wtedy, gdy zostanie regionalnie skonfederowana.
Polska – Litwa – Białoruś – Ukraina Rumunia – Węgry – Słowacja – powinny być unią sprzymierzoną z Turcją, Bułgarią z jednym pieniądzem. Trzeba myśleć na 5 lat do przodu, ale też na 10 i 50.
Idą nowe pokolenia, trzeba im zapalić głowy!
http://goniec.net/teksty.html#5
Doswiadczony dlugim zyciem na Zachodzie, widze zza Atlantyku sprawy w Polsce i na swiecie czesto inaczej niz wielu rodaków.