Włączyłem sobie oto wczoraj telewizor i akurat pokazywali tam pana Krzysztofa Alojzego Handke, który wcześniej nazywał się Bercik
Bałtroczyk jakiś czas temu wymyślił znakomity sposób na hodowlę lemingów. To kabaret. Zaczęło się niewinnie, od jakichś skeczów, piosenek abstrakcyjnych, numerów szydzących z teściowej i temu podobnych głupstewek. Z czasem, kiedy interes zaczął się rozwijać, okazało się, że ze sceny można także przekazywać treści inne. Powiedzmy wprost – treści wychowawcze. Można było pokazywać ludziom jak głupi są słuchacze Radia Maryja, można było szydzić z moherów, z prezydenta kurdupla i jego brata zamordysty. Dziś zaś przekaz kabaretowy został jeszcze bardziej zmodyfikowany i wysubtelniony. Oto polityka to już za mało. Te tabuny ludzi, które przychodzą tam do tych amfiteatrów w Koszalinie, Opolu i w każdym innym mieście poddawane są teraz indoktrynacji obyczajowej.
Sami pomysłodawcy uważają to pewnie za edukację i działalność mającą cel szczytny i szlachetny, ale powiedzmy sobie jasno – tak nie jest. Kabaret polski, polityczny kabaret charakteryzował się do dwudziestu lat tym, że naśmiewał się z biednych, chorych i słabych biorąc zawsze stronę bogatych, zdrowych i silnych. Taka była ta polska metoda na humor i tym się właśnie ów humor różnił od tego znanego innym narodom, choćby Włochom, gdzie od stuleci żywa jest tradycja komedii szydzącej z władzy i wpływów oraz biorącej w obronę biedaków. U nas jest inaczej. Biedacy nie mają co liczyć na Bałtroczyka i jego cyrk, bo nie stać ich po prostu na wynajęcie tych, tak zwanych artystów. Ich funkcja jest bowiem inna. I już nawet przestała być ukrywana. W przypadku kawałów politycznych można było się jeszcze jakoś tłumaczyć – jeden ma takie poglądy inny śmakie. Teraz jednak mamy kwestię o wiele cięższa gatunkowo. Kabarety próbują przemodelować życie intymne biedaków ekscytujących się ich występami.
Włączyłem sobie oto wczoraj telewizor i akurat pokazywali tam pana Krzysztofa Alojzego Handke, który wcześniej nazywał się Bercik. Pan ów jak wiadomo jest Ślązakiem, wyznał to zresztą w trakcie swojego monologu o podróży do Ameryki, którą oczywiście opisał jako pasmo udręk i upokorzeń. Porównał także, na zasadzie szczytu szampańskiej zabawy, sytuację dzisiejszej Polski i Śląska do tego co piętnaście lat temu działo się w Jugosławii. Taki, prawda, żart, na czasie. Coś tam także tłumaczył o zakamuflowanej opcji niemieckiej. Najlepsze zaś było, gdy opowiadał jak wypełniał kartę emigracyjną i wpisywał tam dane w rubryce „sex”. Nie rozumiał rzecz jasna po angielsku i mówił, że bierze wszystkich, „chłopów i baby”. I dla mnie proszę państwa obecność takich treści w kabarecie emitowanym w telewizji o 21 było pewnym zaskoczeniem. Potem jednak było jeszcze lepiej, bo pokazywać – ach cóż za widok – ślub Mariana i Heli z kabaretu „Koń polski”. Obaj panowie wystąpili w garniturach i brali ten ślub bo chcieli być nowocześni. Skecz miał słabą pointę i z daleka zalatywał propagandą, ale ludziska się śmiali, bo co mieli robić. Ktoś tam powiedział dupa, czy coś podobnego i powód do rechotu gotowy. Po Marianie i Heli przestałem oglądać i zacząłem zastanawiać się czy redaktor Terlikowski nie ma czasem racji. Tego do tej pory nie było. A przecież sprawa kabaretu jest rozwojowa i można w ten sposób promować jeszcze inne treści. Z czasem ktoś dojdzie do wniosku, że element komizmu tylko przeszkadza w przekazie i polska scena kabaretowa stanie się po prostu szkołą politycznej i obyczajowej propagandy, zaś jej udziałowcy czy też może lepiej funkcjonariusze zostaną wciągnięci na listę płac w MSW. O ile już się tam nie znajdują.
Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl można tam kupić moją książkę „Dzieci peerelu”. Starałem się, by komizm tej książki nie miał nic wspólnego z propagandą. Można tam także kupić książkę Toyaha „O siedemiokilogramowym liściu i inne historie”. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy