Pani pedagog, pomimo natłoku zajęć szkolnych, znalazła trochę czasu i wraz z teatrzykiem składającym się z uczniów klasy szóstej a przygotowała kolejną premierę teatralną.
Pani pedagog, pomimo natłoku zajęć szkolnych, znalazła trochę czasu i wraz z teatrzykiem składającym się z uczniów klasy szóstej a przygotowała kolejną premierę teatralną. Tym razem repertuar wybrała bez problemu, próby również przebiegły w miarę sprawnie (nie licząc typowych bójek i awantur). Problem pojawił się przy wybraniu daty premiery. Otóż większość rodziców stanowczo odmówiła przybycia do szkoły w dzień powszedni.
– Ludzie pracują! – informowali sarkastycznie panią pedagog przez telefon. – Dość już nabiegaliśmy się ostatnio do szkoły z powodu różnych bójek i wypadków!
I po tak zwanych konsultacjach społecznych pani pedagog ustaliła termin premiery. W niedzielę. Zeszły się tłumy rodziców, zasiadły w auli. Za kulisami czuwali pani pedagog i pan woźny. Na scenie poniosła się kotara i ruszyła sztuka.
– Srebrne krzesło – zaanonsował Sajmon, uczeń na wózku, pełniący rolę narratora. Z widowni poleciały złośliwe chichoty o sponsoringu firmy meblowej.
Pani pedagog dość mocno obcięła fabułę sztuki, ale jej najważniejszy fragment pozostał. Oto trójka śmiałków, Julia (grana przez przewodniczącą klasy, Melissę), Eustachy (w tej roli Łukaszek) i Błotosmętek (kreowany przez Grubego Maćka) zapuściła się głąb krainy Ziemistych, aby ratować królewicza Riliana. Dotarli do wielkiej pieczary, w której spotkali Złą Czarownicę (w tej roli dziewczynka, która prawie zawsze odzywała się jako pierwsza).
– Nigdy stąd nie wyjdziecie, umrzecie tu i wasze kości nigdy nie ujrzą światła dziennego – oznajmiła zadowolona dziewczynka. Szósta a nie trzymała się dokładnie tekstu, twórczo go modyfikując.
– Przyszliśmy po królewicza, zabieramy go i wracamy – odparł stanowczo Łukaszek. – Wiemy, ze go tu więzisz…
– Muahaha! – zaśmiała się demonicznie dziewczyna, a niejeden rodzic wzdrygnął się i spojrzał odruchowo na siedzącą obok małżonkę. – Muahaha! On tu jest dobrowolnie! Nigdzie z wami nie pójdzie! Zobaczcie sami!
– Pójdę, jak powiecie do mnie "Wasza Wysokość" – zażyczył sobie okularnik.
– Ja mam do tego głąba…? – zaczął Gruby Maciek, ale Łukaszek i Melissa go zakneblowali i zaczęli mu coś tłumaczyć. Następnie we trójkę wystosowali apel o opuszczenie tego miejsca.
– Nigdzie nie idę – odparł stanowczo okularnik. – Tu mi dobrze. Mam co jeść, mam gdzie spać. Mam ciepła wodę w kranie. Czego mi więcej do szczęścia potrzeba?
– Masz swoje królestwo! Masz swoje obowiązki! – wołała trójka ratowników.
– Nie pamiętam… – okularnik zmarszczył czoło.
– Niczego nie pamiętasz? – nalegał Łukaszek. – Jak chodziłeś do szkoły? Jak grałeś w nogę? Przecież to się zawsze pamięta!
– Nie. Zresztą po co mi to? Po co mi pamięć kim byłem, co robiłem? Kim ja jestem? Nie wiem, no i co z tego? Dobrze mi z tym. Interesuje mnie tylko to, co tu i teraz. Wybrałem przyszłość! Za kilka godzin dadzą mi śniadanie. Dobre śniadanie. Co, mam to wszystko rzucić i iść gdzieś, gdzie nie wiadomo czy mi dadzą śniadanie? Nie idę. Może chcecie zostać? Zostańcie! Tu jest dobrze, tu jest fajnie.
– Tylko najlepsi mogą tu zostać – przyłączyła się dziewczynka, która prawie zawsze odzywała się jako pierwsza. – A tu jest tak dobrze! Gdzie może być lepiej?
– Na powierzchni… – powoli odpowiadali ratownicy, jakby czymś otumanieni.
– A co takiego jest na tej powierzchni?
– Trawa… Łąki… Niebo… Morza… Zielone wyspy…
– I to niby ma być lepsze? Na powierzchnie jest źle, tak źle, że to my jesteśmy zieloną wyspą w porównaniu do nich. Zresztą co ja mówię! Nie ma żadnej powierzchni! Nie macie żadnego wyboru! Są tylko jaskinie i tylko Ziemiści!
– Ale my nie chcemy…
– Zgódźcie się! Jak macie jakieś wątpliwości, to pogadamy potem, ale najpierw zgódźcie się tu zostać! – nalegała dziewczynka, po czym nagle wyprostowała się, złapała za nos i jęknęła:
– Boże, co za smród!
– Błotosmętek wsunął stopę do kominka i ją przypiekł, by odegnać zły czar – przeczytał z przejęciem narrator Sajmon.
– Przecież tu nie ma żadnego kominka! – warknęła wściekle dziewczynka. – On puścił bąka!
– Niczego nie słyszeliśmy – bronili kolegi Łukaszek i Melissa również zatykając nosy.
– Bo to był cichacz jadowity! Przecież ja zaraz umrę! Muszę wyjść! – i dziewczynka wybiegła za kulisy.
– Dobra nasza, poszła sobie, wiejemy! – Łukaszek zaczął szarpać okularnika.
– Puszczaj! Nigdzie nie idę! – wołał gniewnie okularnik. – Tu jest lepiej niż na powierzchni! Nie ma zresztą żadnej powierzchni!
– Jak jej nie ma, to nie może być gorsza – zauważyła trafnie Melissa.
– O! Zbliża się ta godzina! – zawołał okularnik spojrzawszy na zegarek. – Mam do was prośbę!
– Wal!
– Ja o tej porze zawsze dostaję szału. Na godzinę. Mógłbym was wszystkich strasznie pobić i to jedną ręką!
– Weź nie pier… – zaczął Gruby Maciek i urwał, bo dłoń Melissy zatkała mu usta.
– Musicie mnie przywiązać do krzesła! – zażyczył sobie okularnik i zaklaskał w dłonie. Dwaj Ziemiści wtargali na scenę krzesło. Było to wiekowe, rozklekotane krzesło z magazynu, wypożyczone od pana woźnego i pomalowane na biało. Królewicz, czyli okularnik, został dokładnie przywiązany do mebla.
– Ała! Boli! – darł się wiązany. – Nie tak mocno!
– Jak wiązać to porządnie! – Gruby Maciek dokładał węzełków.
Wreszcie dzieło było skończone. A okularnik dostał zapowiadanego ataku.
– Rozwiążcie mnie!! – darł się bujając niebezpiecznie krzesłem. – Jam królewicz Rilian! Ratujcie mnie! To krzesło jest zaczarowane! Jak na nim posiedzę przez godzinę, to odbiera mi pamięć na cały dzień! Ej, no dalej, ratujcie mnie! I rozwiążcie! Przecież ta gruba świnia tak mocno mi związała rękę, że boli jak cholera!
– Niech sobie krzyczy, on nas pewno próbuje nabrać – odrzekł zimno Gruby Maciek. – Pamiętajcie, że on jest groźny. Może nas zabić jedną ręką, nie? Sam tak mówił. Ja bym go tak szybko nie rozwiązywał.
– Boli! Ratujcie! Rozwiążcie! Jak królewicz Rilian! – wył okularnik. Bezskutecznie. Aż wreszcie zakrzyknął:
– Wzywam was w imię Aslana!
– Trzeba było tak od razu – i ratownicy ruszyli go odwiązać, chociaż Gruby Maciek ostrzegał, że to zbyt pochopne.
– Giń, przeklęty meblu! – okularnik zrzucił więzy, zerwał się na równe nogi, złapał miecz i dźgnął nim srebrne krzesło. Plastikowy oręż wygiął się i pękł z głośnym trzaskiem, a krzesło ani drgnęło.
– O kurna, i co teraz? – spytał zaskoczony okularnik.
– Chińska tandeta – pokiwał głową Gruby Maciek.
I kto wie jak by to się skończyło, gdyby nie Łukaszek. Przypomniał sobie internet, filmy na youtube, koncerty. Po czym złapał krzesło za nogę, uniósł do góry i z przejmującym okrzykiem "Niszcz system!!!" rozwalił je o deski sceny. Zapadła cisza, a potem rozległy się brawa. Nie klaskał tylko pan woźny patrzący wściekłym wzrokiem na Łukaszka i resztki krzesła. Sztuka potem ruszyła dalej i dobiegła do końca.
Rodzice wychodzili z sali rozmawiając o bieżących sprawach. Że ma być lepiej, że ma być taniej, że ma być szybciej… Ale coraz częściej padały repliki "pan chyba siedzisz na srebrnym krześle".
Widowisko oczywiście się podobało, a najbardziej rozwałka krzesła. Sztuka odniosła sukces. Sukces miał oczywiście swoją cenę. W tym przypadku cenę jednego krzesła. Zapłacił ją tata Łukaszka. Popatrzył na rozentuzjazmowany tłum, na rozradowane dzieciaki i westchnął:
– W sumie… Warto było. Ile pan chce za to krzesło?
– Długo to nie potrwa, ta euforia – wzruszył ramionami pan woźny. – Wie pan co? Schowaj pan tą forsę, to w sumie stare krzesło było. I tak miało iść do wyrzucenia…
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!