Światem rządzą ideologie. Tej jednej rzeczy nauczyła mnie moja wciąż trwająca, pasjonująca przygoda z historią. Ideologii nie należy mylić ze światopoglądem. Różnica między nimi jest taka, że ta pierwsza to pewien ściśle określony, sztywny zestaw przekonań, który nie znosi sprzeciwu. Z kolei światopogląd to rzecz zmienna, zależna w dużej mierze od nowych informacji i wiedzy. Niekiedy bardzo trudno jest je od siebie odróżnić, zwłaszcza w tych okresach w historii, kiedy to mamy do czynienia ze swoistym „targowiskiem ideologii”. Wtedy to wiele różnych ideologii zabiega o naszą uwagę i oddanie.
Ideologie mają to do siebie, że są nośne, zarażają, rozpalają umysły. Jeśli dodatkowo padają na podatny grunt albo wprowadza je w życie osoba lub grupa, którą cechuje megalomania, to otrzymujemy iście wybuchową mieszankę. Opiszę pokrótce trzy wybrane okresy, w których mieliśmy/mamy do czynienia z targowiskiem ideologii.
Republika Weimarska
Ostatnio prezydent Francji Francois Hollande w swoim przemówieniu z okazji 70. rocznicy lądowania w Normandii zasugerował, że Niemcy padły ofiarą nazizmu i że zostali wplątani w wojnę, która nie była ich. Zupełnie jakby przyszedł jakiś zewnętrzny wróg i siłą narzucił im taką a nie inną ideologię. Tymczasem nie trzeba byś omnibusem z historii, by wiedzieć, że było inaczej.
Republika Weimarska to potoczna nazwa państwa niemieckiego istniejącego w latach 1919-1933. Bezpośrednią przyczyną jej utworzenia była rewolucja listopadowa 1918 roku, a pośrednią – klęska Cesarstwa Niemieckiego w I wojnie światowej. Republika Weimarska była państwem federalnym, demokratycznym, z parlamentem i prezydentem na czele. Od początku cechowały ją niestabilność i brak porozumienia pomiędzy głównymi siłami politycznymi. Rządzący socjaldemokraci byli obiektem nieustannych ataków ze strony zarówno lewicy, jak i prawicy. Ta pierwsza zarzucała im zdradę ideałów ruchu robotniczego, druga zaś obciążała odpowiedzialnością za porażkę Niemiec w wojnie oraz wytykała służalczość wobec zachodnich mocarstw i ślepe wykonywanie zapisów Traktatu Wersalskiego, zwłaszcza tych o reparacjach wojennych. Ten burzliwy okres w historii Niemiec można podzielić na kilka etapów:
W jakim sensie Republika Weimarska była targowiskiem ideologii? Ano w takim, że Niemcy mieli z czego wybierać. Nikt im Hitlera nie narzucił, a już na pewno nie padli ofiarą nazizmu. W tamtym czasie na ulicach niemieckich miast ścierały się przeróżne ideologie: socjaldemokratyczna, komunistyczna, narodowo-socjalistyczna i faszystowska. Sam ustrój Niemiec też nie był ugruntowany. Jedni postulowali scentralizowaną republikę, inni zaś państwo federalne z daleko posuniętą autonomią regionów. Na przykład taka Komunistyczna Partia Niemiec (KPD) w wyborach do Reichstagu 6 listopada 1932 r. zdobyła rekordowe 16 proc. głosów; poparło ją wtedy 5,9 mln Niemców. Na balkonach powiewały swastyki, ale i flagi z sierpem i młotem. Na porządku dziennym były bójki na pałki i noże pomiędzy SA a bojówkami komunistycznymi. Jednocześnie państwo było demokratyczne, a więc można było tworzyć własne ruchy, na przykład umiarkowane, stanowiące przeciwwagę dla tych radykalnych. Niestety zza oceanu przyszedł Wielki Kryzys, który ostatecznie zagłuszył głosy rozsądku i wyniósł Hitlera do władzy. Co było potem, wie każdy.
Rewolucja Francuska
W przedrewolucyjnej Francji panował absolutyzm. Państwo miało charakter feudalny, a społeczeństwo dzieliło się na trzy warstwy (tzw. stany): duchowieństwo w liczbie 130 000, które posiadało 1/5 ogółu ziemi w kraju i nie płaciło podatków; szlachta w liczbie 110 000, która również posiadała 1/5 ziemi i również nie płaciła podatków; oraz pospólstwo (tzw. stan trzeci) w liczbie 24 750 000, które posiadało 3/5 ziemi i ponosiło pełny ciężar podatkowy. Potężne długi, nieudolna polityka Ludwika XVI oraz wystawne życie dworu króla i jego małżonki Marii Antoniny doprowadziły kraj na skraj bankructwa. Jednocześnie w społeczeństwie kiełkowały idee wolnościowe, głównie za sprawą oświeceniowych filozofów i pisarzy, jak Jean-Jacques Rousseau, oraz amerykańskiej walki o niepodległość (do której wygrania Francja wydatnie się przyczyniła). Jak by tego było mało, niemal w przededniu rewolucji (lata 1785-1789) kraj dotknęły kolejno susza, pomór bydła, nieurodzaj i surowa zima. Tego było już za wiele…
W maju 1789 r. król został zmuszony zwołać Stany Generalne, czyli zgromadzenie przedstawicieli wszystkich trzech warstw społecznych. Od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. Już 7 czerwca pospólstwo, najbardziej liczebne, domaga się prawa do reprezentowania całego narodu i zmienia nazwę na Zgromadzenie Narodowe. 14 lipca pada Bastylia, 4 sierpnia zostają zniesione prawa i przywileje feudalne, a w październiku król i jego świta zostają przeniesieni z Wersalu do niewielkiej rezydencji w Paryżu.
Wkrótce potem powstaje targowisko ideologii. Jak to często w polityce bywa, w Zgromadzeniu Narodowym następuje rozłam. Różne frakcje – umiarkowane i radykalne, republikańskie i rojalistyczne – zaczynają walczyć między sobą i zabiegać o poklask wśród Francuzów. Wybór w tamtym czasie był spory: jakobini, kordelierzy, żyrondyści, herberyści. Jedni chcieli ściąć króla, inni uczynić go częścią nowego ustroju. Podobnie jak w Republice Weimarskiej, tak i w rewolucyjnej Francji, ustrój nie był niczym pewnym. Ścierały się dwie koncepcje: republikańska i federalistyczna, na wzór Stanów Zjednoczonych. Powodowało to niemal permanentną wojnę domową, a do tego kraj był zagrożony z zewnątrz, gdyż dynastie rządzące w państwach ościennych bały się, że rewolucja przyjdzie i po nich.
Niestety wkrótce potem piękne hasła, z którymi pospólstwo zgromadziło się w Wersalu podczas Stanów Generalnych, wylądowały na śmietniku historii. W szczytowej fazie terroru jakobinów na szafot posłano tysiące niewinnych ludzi. Gilotyna pracowała non-stop. Krew z niej ściekająca zanieczyszczała paryskie wodociągi. Tak krytykowane za Ludwika XVI lettres de cachet, czyli listy, którymi król mógł skazać bez sądu dowolną osobę na wygnanie lub więzienie, za jakobinów zastąpiły tzw. zaświadczenia o postawie obywatelskiej. Każdy, kto nie miał przy sobie takiego zaświadczenia, mógł zostać uznany za wroga ludu. Była to nowa, bardzo szeroka kategoria przestępców, którzy „w jakikolwiek sposób i w ukryciu pod jakąkolwiek maską usiłują zahamować postęp rewolucji i przeszkodzić wzrastaniu republiki w siłę”. W swojej książce pt. „Robespierre. Terror w imię cnoty” Ruth Scurr pisze:
„Do wrogów ludu zaliczano każdego, kto próbował przywrócić monarchię, podważał powagę Konwentu, zdradzał republikę, komunikował się z wrogami zza granicy, zakłócał zaopatrzenie w żywność, ukrywał spiskowców, źle mówił o patriotyzmie, przekupywał urzędników, wprowadzał w błąd ludzi, szerzył fałszywe pogłoski, obrażał moralność, deprawował publiczne sumienie, kradł publiczną własność, oszukiwał urząd publiczny, spiskował przeciw wolności, jedności i bezpieczeństwu państwa. Karą za wszystkie te przestępstwa była śmierć”.
Co dokładnie oznaczały poszczególne oskarżenia wiedział chyba tylko sam Robespierre, który w swoim gabinecie (niczym później Stalin) podpisywał nakazy aresztowania niewinnych osób, w tym swoich najbliższych przyjaciół:
„Od początków rewolucji w centrum uwagi Robespierre’a znajdowało się bezpieczeństwo wewnętrzne – eliminacja podstępnego zagrożenia ze strony wroga z własnych szeregów. Teraz, urzędując w biurze policyjnym, spędzał całe godziny nad oceną raportów informatorów – przesiewając donosy na pozbawionych patriotyzmu wrogów ludu napływające z całej Francji. Jego szczupły personel streszczał mu na piśmie każdą sprawę, zostawiając wolny margines na wpisanie jego decyzji”.
Podobnie jak w Republice Weimarskiej, tak i w rewolucyjnej Francji głosy rozsądku zostały zagłuszone, w efekcie wynosząc do władzy Napoleona, któremu, tak jak później Hitlerowi, również zamarzyły się podboje. Co było potem, wie każdy.
Współczesna Polska
Śledzę informacje na temat afery taśmowej i tak sobie myślę, że my też znaleźliśmy się w punkcie zwrotnym. Również i u nas powstało swoiste targowisko ideologii, na którym walka o dusze Polaków będzie trwać niezależnie od tego, czy rząd Tuska upadnie. A wybór mamy szeroki. Są ideologie socjaldemokratyczne, wolnorynkowe, libertariańskie; są formacje pro- i antyunijne, są zwolennicy status quo i ci z ciągotami rewolucyjnymi. Wymieniać nie muszę, zorientowani wiedzą, kto jest kim na tym targowisku. A kto się z niego wyłoni jako zwycięzca, przeciągnąwszy na swoją stronę największą liczbę duszyczek? Tego jeszcze nie wiemy, ale niech przestrogą będą nam przykłady Niemców i Francuzów, bo niezależnie od tego, czy podejmujemy świadomą czy nieświadomą decyzję o wyborze danej ideologii, odpowiedzialność za konsekwencje jest w obu przypadkach identyczna. A na targowisku ideologii każda jest tą jedyną słuszną.
Źródło zdjęcia: wikimedia commons.
Polub bloga na Facebooku:
http://www.facebook.com/thespinningtopblog.
Zobacz też: Syndrom gotującej się żaby.
Jeden komentarz